- Obudź się! - dobiega mnie czyjś krzyk. Niechętnie otwieram jedno oko po czym bardzo szybko tego żałuję. - No wstawaj! - teraz dodatkowo ktoś zaczął mną potrząsać. Przystępuję do ponownej próby spojrzenia na świat, tym razem udanej. Nad moim łóżkiem stoją Amy z Eleonor, a przez drzwi zagląda Danielle.
- Co wy tu robicie? - pytam przecierając oczy, by pozbyć się z powiek resztek snu.
- Jak to co? Obiecałaś nam zakupy! - odpowiada na moje pytanie Amy, a El przewraca oczami.
- Ale ja śpię! Przełóżmy to na jutro.. - marudzę jak mogę, żeby to tylko przełożyć.
- Nie ma mowy! - i zaczynają ściągać mnie z łóżka.
- Dobra już wstaję! - krzyczę byleby tylko dały mi spokój i wlokę się w stronę łazienki.
Po niecałych dwudziestu minutach staję przed nimi ubrana, wymalowana i gotowa do drogi.
- A tak właściwie to gdzie się podział Niall? - pytam dopiero teraz dostrzegając brak mojej życiowej połówki.
- Wpuścił nas do domu i powiedział, że już umówił się z chłopakami więc wychodzi - stwierdziła ze wzruszeniem ramion El.
Ja z Amy siedzimy z tyłu na kanapie, a Dan wraz z kierującą El z przodu. Po chwili znajdujemy się pod galerią.
- To od czego zaczynamy?
- Może chodźmy po kolei? - sugeruje rozsądnie Danielle.
- Czyli od Vero Mody - zgodnie ruszamy w kierunku owego sklepu. Ledwo mijamy bramki i rozbiegamy się po pomieszczeniu w poszukiwaniu upragnionych ubrań. W oczy rzuca mi się fajna marynarka, więc bez zastanowienia po nią sięgam i kieruję się do przymierzalni. Zza jednej z zasłonek wyglądała przerażona twarz Amy.
- Uff... dobrze, że tu przyszłaś, pomóż mi! - szepce rozgorączkowanym tonem i robi mi miejsce, żebym mogła wejść do środka. Rozglądam się czy nikt tego nie widzi i wchodzę do kabiny w której znajduje się moja półnaga przyjaciółka. Z trudem powstrzymuję wariacki wybuch śmiechu. Próbowała naciągnąć na siebie malinową sukienkę i... utknęła. Udało jej się wcisnąć do linii bioder, a dalej ani rusz.
- No pomóż mi a nie śmiej się! - warczy na mnie Smerfetka. Potrząsam głową i próbuję z niej ściągnąć felerne ubranie.
- Nie było większego rozmiaru? - pytam z sarkazmem.
- Cicho siedź, wydawało mi się, że schudłam - mówi zrozpaczonym tonem. Z ciekawości spoglądam na metkę.
- O dwa rozmiary? Czyś ty zwariowała? - stwierdzam coraz bardziej się śmiejąc. - Lepiej wciągnij brzuch!
- Ale ona nawet nie sięgnęła do mojego brzucha! - woła Am' zrozpaczonym tonem. W końcu czuję jak materiał zsuwa się na podłogę. Spoglądam triumfalnie na moją przyjaciółkę.
- To jak przynieść ci twój rozmiar? - słowo twój dosadnie akcentuję.
- Nie dzięki już nie chcę tej sukienki - odpowiada, szybko wciągając na siebie swoje wcześniejsze ubrania. - A ty nie bierzesz swojej marynarki?
- Nie jednak nie jest taka fajna, jak na wieszaku - stwierdzam ze wzruszeniem ramion.
Wychodzimy z przebieralni i idziemy w stronę kas, gdzie obecnie znajdują się nasze towarzyszki.
- No w końcu! Już myślałyśmy, że ktoś was porwał! - stwierdza Danielle na nasz widok.
- Nie, miałyśmy drobny wypadek w przymierzalni - odpowiadam ze śmiechem, a Amy rzuca mi piorunujące spojrzenie.
- Jaki...? - zaczęła z ciekawością Dan, ale Elka nie pozwola jej skończyć.
- Może dokończymy tę rozmowę gdzie indziej? - mówi z naciskiem na gdzie indziej. - Mam dziwne wrażenie, że cały czas nas ktoś obserwuje - wszystkie jak na komendę zaczynamy się rozglądać.
- Pewnie ci się wydaje, albo to paparazzi w końcu muszą mieć co pisać w gazetach, ale może faktycznie lepiej opuścić już ten sklep - staję po stronie Eleonor i szybko mieszamy się z tłumem.
Po godzinnym szwendaniu się po sklepach, każda z nas niesie pełno toreb wypchanych różnymi zdobyczami.
- Wiecie, mi też wydaje się, że ktoś nas śledzi... - stwierdzam niepewnie.
- Ja też mam takie wrażenie - przyznaje niechętnie Amy, a Danielle jej potakuje.
- To chodźmy jeszcze do tego sklepu i wracajmy do domy, okej? - proponuje El, a my z chęcią przystępujemy do jej propozycji. Po raz kolejny tego dnia rozchodzimy się po sklepie. Przemierzam półki i gwałtownie się obracam przez co na kogoś wpadam. Po budowie ciała stwierdzam, że to chłopak, ale nie mogę być tego pewna bo swoją twarz skrycie chowa pod kapturem, a w dodatku stoi do mnie tyłem.
- Przepraszam - zaczynam rozmowę, ale zbywa mnie skinieniem dłoni i szybko ucieka. Dziwny jakiś.
*Zayn*
- Niall, idioto! O mały włos i byś nas wsypał! Po coś polazł za nią?! - strofuję Irlandczyka.
- Ale przecież mnie nie poznała - próbuje się bronić.
- Na szczęście bo zepsułbyś nam zabawę - stwierdza Liam.
- A tak właściwie to kiedy się ujawnimy? - pyta Lou.
- Jak będzie odpowiedni moment - odpowiadam.
- Czyli kiedy? - nie daje za wygraną Pasiasty.
- Całość padnij! - woła niespodziewanie Niall i ciągnie nas za jedną z półek, jak się okazało z bielizną.
- Świetny wybór Horan - mówię z sarkazmem.
- No co? El by nas zobaczyła! - po raz kolejny próbuje się usprawiedliwiać.
- Daj mu spokój, Zayn. Chciał dobrze - broni go Liam.
- A ja chcę źle? - wołam podniesionym głosem.
- Cichooo! - odpowiadają mi cztery głosiki.
- Ekhem - spoglądamy do góry i naszym oczom ukazują się wszystkie dziewczyny. - Dobrze się bawicie? - pyta Victoria.
- Teraz już nie - stwierdza szeptem Harry, po czym szczerzy swoje białe ząbki.
- Chcecie nam coś powiedzieć? - pyta Amy po czym patrzy na mnie z oburzeniem.
- No wiesz... Nudziło nam się w domu i tak jakoś wyszło, że pojechaliśmy za wami... No w końcu ile można łazić po tych sklepach...
- A my byliśmy tacy samotni - dodaje Horan bardzo poważnym tonem.
- Nawet nie wiecie jakie to bolesne, siedzieć cały dzień z tym żarłokiem! - skarży się Louis na Irlandczyka, za co dostaje od niego kuksańca w bok. Dziewczyny wymieniają między sobą rozbawione spojrzenia, a my czekamy w napięciu na werdykt.
- Jesteście idiotami - podsumowuje nas Danielle - A ty Liam ściągnij ten kaptur i przestań udawać, że cię tu nie ma! - dodaje ze śmiechem, na co Payne ściąga kaptur z wyraźnym niezadowoleniem.
- To skoro już się tak wszystko wydało to pójdziemy coś zjeść? - pyta z nadzieją blondyn.
- Taaak! - wołają chórkiem dziewczyny przez co na twarzy Irlandczyka pojawia się szeroki uśmiech.
- Widzicie, z nimi przynajmniej mogę się dogadać! - rzuca w naszą stronę "urażonym" tonem, po czym wychodzi szczęśliwy ze sklepu.
*Vicky*
Wstaję rano skoro świt, piszę szybki liścik dla Nialla i ruszam do domu moich rodziców by zabrać resztę swoich rzeczy, które tam zostały. Po piętnastominutowej jeździe samochodem stoję przed wyznaczonym sobie celem. Szybkim krokiem pokonuję podwórze, po czym wsuwam klucz do drzwi i wchodzę do środka. James pewnie nocował u Jacka, a rodzice wracają jutro. Czym prędzej wbiegam po schodach.
Wreszcie mój pokój. Błękitne schronienie na poddaszu. Torba głucho uderza o podłogę, a ja rzucam się na łóżko niczym na koło ratunkowe. Omiatam wzrokiem pokój. Biurko stoi według zasad pod oknem, aby było dobrze oświetlone, biblioteczka, na której tłoczą się moje ulubione książki, moja miniwieża oraz plakaty - Chaninng Tatum, Johnny Depp jako Jack Sparow, Brad Pitt, Eminem i oczywiście na honorowym miejscu plakaty One Direction, a zwłaszcza Nialla. Ściana pooblepiana dodatkowo zdjęciami, jakby mało było plakatów. Nad biurkiem plan zajęć i zdjęcie domu babci w Brighton. Z całą rodziną stoimy przed domem, jak na starodawnych zdjęciach. Dom o niebieskich okiennicach przeżartych przez deszcz, sól morską i rdzę. Dom. który zawsze pachnie świeżym ciastem oraz jabłkami. Dom w którym spędzałam prawie każde wakacje z Jamesem i w którym dorastał mój ojciec. To tam chcę jechać na te dwa tygodnie ferii. I chcę je spędzić z Niallem chociaż nie wiem co by się miało stać.
Pośpiesznie zbieram swoje graty i wracam do mojego Irlandczyka by obwieścić mu ową nowinę.
W domu zastaję Nialla oczywiście w kuchni. Podchodzę do niego i całuję go w policzek na przywitanie.
- Mogłaś powiedzieć wcześniej to bym z tobą pojechał - zaczyna rozmowę blondynek.
- Nie było tego nazbyt dużo - odpowiadam ze wzruszeniem ramion, po czym porywam jedną z jego starannie przygotowanych kanapek.
- Heej! To moje! Teraz będę musiał sobie dorobić - zaczyna marudzić, co kwituję ze śmiechem.
- Dasz sobie radę, to tylko jedna mała kanapeczka.
- Ale jakże ważna, śniadanie to najważniejszy posiłek dnia!
- Kochanie, dla ciebie każdy posiłek jest najważniejszym posiłek dnia - stwierdzam, po czym podkradam mu drugą kanapkę.
- Przesadziłaś! - zaczyna się wydzierać. - Pożałujesz tego! - krzyczy i zaczyna gonić mnie po całym domu. Wybieram drogę ratunkową po schodach na górę, ale szybko tego pożałowałam. W połowie schodów potknęłam się i przewróciłam, a Niall wylądował na mnie, przez co boleśnie wbija mi się schód w kręgosłup, ale tak po za tym nie narzekam.
- Oddaj moją kanapkę - patrzy na mnie groźnie.
- Nie oddam! - zaczynam się z nim przekomarzać.
- Nie? Jesteś pewna? - kiwam twierdząco w głową. - W takim razie muszę udać się do bardziej radykalnych środków - stwierdza z błyskiem w oku, po czym zaczyna mnie łaskotać.
- Nie, błagam tylko nie to! - krzyczę przez śmiech.
- A oddasz kanapeczkę?
- Nie oddam!
- W takim razie nie pozostawiasz mi wyboru - odpowiada ze wzruszeniem ramion, po czym powraca do poprzedniego zajęcia.
- Oddam, oddam! - na chwilę przestaje mnie łaskotać.
- No to dawaj ją, bo już zgłodniałem - mówi z wyraźnym zadowoleniem w głosie.
- W porządku, tylko ze mnie zejdź grubasie - odpowiadam, modląc się by złapał haczyk. Przygląda mi się niepewnie, ale posłusznie podnosi się. Wykorzystuję ten moment i zaczynam uciekać na nowo.
- Oszukujesz! - woła za mną niebieskooki i zaczyna biec.
- Ta kanapka jest moja! - krzyczę przez ramię i wpadam do sypialni, zamykając za sobą drzwi. Zaraz po tym dobiega mnie tępy huk, jakby ktoś rozpłaszczył się na drzwiach.
- Niall wszystko w porządku? - odpowiada mi cisza. - Niall proszę cię powiedz coś! - znów cisza. Pośpiesznie otwieram drzwi, spodziewając się nieprzytomnego Irlandczyka przed nimi, ale nic takiego nie ma miejsca. Zdezorientowana robię jeszcze krok przed siebie i zaczynam rozglądać się po przedpokoju by odnaleźć swojego chłopaka. Nagle czuję jak w okół mojej talii owijają się silne ramiona, a do ucha napływa szept.
- Miło, że sprawdziłaś czy wszystko ze mną w porządku, a teraz oddasz mi moją własność?
- Kiedy ja już dawno nie mam tej kanapki - odpowiadam z zadowoleniem.
- Jak to nie masz? - pyta, a w jego głosie słyszę nutkę zdziwienia.
- Została w kuchni - mówię ze wzruszeniem ramion.
- Gdzie została?! To ja się za tobą tak nalatałem na darmo?! - pyta z każdym słowem coraz mocniej przyciskając mnie do siebie.
- Nie na darmo, tylko z miłości - prostuję ze śmiechem. W odpowiedzi czuję jak Niall przesuwa swoje dłonie z mojej talii do połowy moich ud i sprawnie przerzuca mnie przez swoje ramię.
- Nialler proszę cię abyś odstawił mnie w trybie natychmiastowym na podłogę! - wołam uderzając niebieskookiego pięściami w plecy, na co tylko dobiega mnie dźwięk jego śmiechu.
Po chwili ląduję na łóżku, a Niall tuż obok mnie szybko oplatając mnie swoimi ramionami.
- Niall? Mam do ciebie pytanie, a raczej prośbę... - zaczynam niepewnie.
- Mhmm? - odpowiada mi, zaintrygowany całowaniem mojej szyi.
- Wyjedziesz ze mną na ferie? - wyrzucam na jednym oddechu. Odrywa się od mojej szyi i podciąga się na łokciach, żeby lepiej mi się przyjrzeć.
- Dokąd? - pyta marszcząc brwi.
- Do Brighton, do mojej babci - mówię zestresowana.
- Babci? - powtarza ożywionym tonem. - Oczywiście, że jedziemy! Przecież babcie gotują najlepiej na świecie!
- No tak, jak się dowiedział, że do babci, to chce jechać - stwierdzam przewracając oczami.
____________________________________________________
przepraszam, że dopiero teraz coś dodałam, ale mam tyle obowiązków, że nie daję rady. Nie chcę by to brzmiało jak wymówka, ale niestety tak jest. Ale co gorsze musicie zadecydować co dalej będzie z tym opowiadaniem. Macie trzy opcje:
pierwsza, pozwolicie mi dodawać rozdział raz w miesiącu, a ja w miarę możliwości będę starała się dodawać częściej.
druga opcja, zakańczam tego bloga, czego osobiście bardzo nie chcę bo mam kilka pomysłów, ale zrozumiem jeżeli podejmiecie taką decyzję.
a trzecia przekaże, tego bloga komu innemu, ale pod warunkiem, że będzie dodawał rozdziały regularnie, częściej niż ja, a ja w każdej chwili będę mogła go odzyskać.
Także podmijcie tą decyzję, a ja się dostosuję, czas macie do 05 listopada 2012 roku.
W domu zastaję Nialla oczywiście w kuchni. Podchodzę do niego i całuję go w policzek na przywitanie.
- Mogłaś powiedzieć wcześniej to bym z tobą pojechał - zaczyna rozmowę blondynek.
- Nie było tego nazbyt dużo - odpowiadam ze wzruszeniem ramion, po czym porywam jedną z jego starannie przygotowanych kanapek.
- Heej! To moje! Teraz będę musiał sobie dorobić - zaczyna marudzić, co kwituję ze śmiechem.
- Dasz sobie radę, to tylko jedna mała kanapeczka.
- Ale jakże ważna, śniadanie to najważniejszy posiłek dnia!
- Kochanie, dla ciebie każdy posiłek jest najważniejszym posiłek dnia - stwierdzam, po czym podkradam mu drugą kanapkę.
- Przesadziłaś! - zaczyna się wydzierać. - Pożałujesz tego! - krzyczy i zaczyna gonić mnie po całym domu. Wybieram drogę ratunkową po schodach na górę, ale szybko tego pożałowałam. W połowie schodów potknęłam się i przewróciłam, a Niall wylądował na mnie, przez co boleśnie wbija mi się schód w kręgosłup, ale tak po za tym nie narzekam.
- Oddaj moją kanapkę - patrzy na mnie groźnie.
- Nie oddam! - zaczynam się z nim przekomarzać.
- Nie? Jesteś pewna? - kiwam twierdząco w głową. - W takim razie muszę udać się do bardziej radykalnych środków - stwierdza z błyskiem w oku, po czym zaczyna mnie łaskotać.
- Nie, błagam tylko nie to! - krzyczę przez śmiech.
- A oddasz kanapeczkę?
- Nie oddam!
- W takim razie nie pozostawiasz mi wyboru - odpowiada ze wzruszeniem ramion, po czym powraca do poprzedniego zajęcia.
- Oddam, oddam! - na chwilę przestaje mnie łaskotać.
- No to dawaj ją, bo już zgłodniałem - mówi z wyraźnym zadowoleniem w głosie.
- W porządku, tylko ze mnie zejdź grubasie - odpowiadam, modląc się by złapał haczyk. Przygląda mi się niepewnie, ale posłusznie podnosi się. Wykorzystuję ten moment i zaczynam uciekać na nowo.
- Oszukujesz! - woła za mną niebieskooki i zaczyna biec.
- Ta kanapka jest moja! - krzyczę przez ramię i wpadam do sypialni, zamykając za sobą drzwi. Zaraz po tym dobiega mnie tępy huk, jakby ktoś rozpłaszczył się na drzwiach.
- Niall wszystko w porządku? - odpowiada mi cisza. - Niall proszę cię powiedz coś! - znów cisza. Pośpiesznie otwieram drzwi, spodziewając się nieprzytomnego Irlandczyka przed nimi, ale nic takiego nie ma miejsca. Zdezorientowana robię jeszcze krok przed siebie i zaczynam rozglądać się po przedpokoju by odnaleźć swojego chłopaka. Nagle czuję jak w okół mojej talii owijają się silne ramiona, a do ucha napływa szept.
- Miło, że sprawdziłaś czy wszystko ze mną w porządku, a teraz oddasz mi moją własność?
- Kiedy ja już dawno nie mam tej kanapki - odpowiadam z zadowoleniem.
- Jak to nie masz? - pyta, a w jego głosie słyszę nutkę zdziwienia.
- Została w kuchni - mówię ze wzruszeniem ramion.
- Gdzie została?! To ja się za tobą tak nalatałem na darmo?! - pyta z każdym słowem coraz mocniej przyciskając mnie do siebie.
- Nie na darmo, tylko z miłości - prostuję ze śmiechem. W odpowiedzi czuję jak Niall przesuwa swoje dłonie z mojej talii do połowy moich ud i sprawnie przerzuca mnie przez swoje ramię.
- Nialler proszę cię abyś odstawił mnie w trybie natychmiastowym na podłogę! - wołam uderzając niebieskookiego pięściami w plecy, na co tylko dobiega mnie dźwięk jego śmiechu.
Po chwili ląduję na łóżku, a Niall tuż obok mnie szybko oplatając mnie swoimi ramionami.
- Niall? Mam do ciebie pytanie, a raczej prośbę... - zaczynam niepewnie.
- Mhmm? - odpowiada mi, zaintrygowany całowaniem mojej szyi.
- Wyjedziesz ze mną na ferie? - wyrzucam na jednym oddechu. Odrywa się od mojej szyi i podciąga się na łokciach, żeby lepiej mi się przyjrzeć.
- Dokąd? - pyta marszcząc brwi.
- Do Brighton, do mojej babci - mówię zestresowana.
- Babci? - powtarza ożywionym tonem. - Oczywiście, że jedziemy! Przecież babcie gotują najlepiej na świecie!
- No tak, jak się dowiedział, że do babci, to chce jechać - stwierdzam przewracając oczami.
____________________________________________________
przepraszam, że dopiero teraz coś dodałam, ale mam tyle obowiązków, że nie daję rady. Nie chcę by to brzmiało jak wymówka, ale niestety tak jest. Ale co gorsze musicie zadecydować co dalej będzie z tym opowiadaniem. Macie trzy opcje:
pierwsza, pozwolicie mi dodawać rozdział raz w miesiącu, a ja w miarę możliwości będę starała się dodawać częściej.
druga opcja, zakańczam tego bloga, czego osobiście bardzo nie chcę bo mam kilka pomysłów, ale zrozumiem jeżeli podejmiecie taką decyzję.
a trzecia przekaże, tego bloga komu innemu, ale pod warunkiem, że będzie dodawał rozdziały regularnie, częściej niż ja, a ja w każdej chwili będę mogła go odzyskać.
Także podmijcie tą decyzję, a ja się dostosuję, czas macie do 05 listopada 2012 roku.