wtorek, 20 sierpnia 2013

61. Bohaterski ratunek brata

Przepraszam, że najpierw piszę rzeczy organizacyjne, ale to jedyny sposób by was zmusić do przeczytania tego.
--> Po pierwsze ten rozdział może być dosyć dużym zaskoczeniem (zwłaszcza końcówka), a osobom, które nie znoszą połączenia Jamesa z Amy nie czytają pierwszego akapitu z punktu widzenia Jamesa. 
--> Po drugie strasznie przepraszam, za moje opóźnienia, które wynikają z tego, że są wakacje i chcę je wykorzystać do ostatniego momentu, a poza tym gdy umawiam się na jakiś termin za nic nie potrafię go dotrzymać ;<
--> Po trzecie (i najważniejsze dla mnie) chcę poruszyć kwestię komentowania. Słuchajcie, czy to aż tak ciężko napisać choć coś w tym stylu: "fajny rozdział" lub nawet "totalne dno!". Kurczę potrzebuję waszych opinii! Jedno małe słowo, a radość przez cały dzień, więc proszę zostawcie po sobie pamiątkę w postaci kilku słów. Nie chcę wprowadzać limitów typu 30 komentarzy nowy rozdział, bo to nie na tym polega. Były takie momenty, gdy liczba komentarzy dochodziła do pięćdziesięciu, a teraz? Marne dwadzieścia parę, a w tym połowa to moje odpowiedzi. Dlaczego kiedyś potrafiliście tak dobrze komentować, a teraz już nie?
Okej to już tyle co chciałam wam przekazać, przemyślcie moje słowa, przeczytajcie rozdział i zostawcie komentarz :*

*Vicky*

W szkole, na szczęście bardzo szybko się zaaklimatyzowałam, głównie dzięki Olivii, która niczym mój anioł stróż, czuwała nade mną, bym nie popełniała, żadnych błędów i trafiała do odpowiednich sal lekcyjnych. Kilka osób, chyba mnie poznało z tych nieszczęsnych artykułów, ale byli na tyle taktowni, że powstrzymali się do ciekawskich spojrzeń i nie pytali czy naprawdę jestem dziewczyną wielkiego Nialla Horana, z pewnością doszli do wniosku, że jeżeli to prawda to któregoś pięknego dnia sami się o tym przekonają, gdy będzie czekał na mnie przed bramą szkoły. Jedynie Olivia, mój dobry duszek, odważyła się na to pytanie....

- Vicky...? - spytała, unikając mojego spojrzenia, co nie było konieczne, bo ja pospiesznie spisywałam zadanie z matmy.
- Mhmm...? - mruknęłam, niezbyt przytomnie.
- Słuchaj, może głupie pytanie, ale... no bo... ugh... czy ty jesteś dziewczyną Horana? - wydukała to tak niesfornie, że kompletnie nic nie zrozumiałam, może dlatego, że za bardzo byłam zajęta rozszyfrowywaniem czy ten kleks w zeszycie to piątka, czy szóstka.
- Co tu pisze? 
- Sześć. To jak jesteś, czy nie? - nalegała.
- Skończyłam! - poinformowałam ją z triumfalnym uśmiechem, że zdążyłam przed dzwonkiem. - Ale kim jestem? Przepraszam nie słuchałam... - dodałam na widok jej zawiedzionej miny.
- Tylko się nie śmiej! Pytałam czy jesteś dziewczyną tego chłopaka z One Direction, no wiesz tego blondyna, Niall Horan się nazywa...
- Jestem - odparłam wzruszając ramionami.
- Na prawdę?! Kurde wiedziałam! Moja przyjaciółka ma sławnego chłopaka! - zaczęła krzyczeć na cały korytarz, jednak szybko przycisnęła dłonie z przerażeniem do swoich malinowych warg. - Przepraszam, jeżeli nie powinnam... Może ty nie chcesz być moją przyjaciółką, przepraszam.
- Oliv, za co przepraszasz? Przecież jesteśmy przyjaciółkami.

Moje usta rozciągają się w szerokim uśmiechu, na wspomnienie tamtej przerwy. Pozostałe cztery dni tygodnia, zleciały mi całkiem szybko i już jutro zobaczę moją wielką gwiazdę, ale zanim to się stanie muszę jeszcze przetrwać jedną kolację. Z Patrickiem. U mnie w domu. Black, opanuj się sama się na to zgodziłaś, więc spoko. Zjecie coś, wypijecie może lampkę wina i chłopak zmyje się do domu i już nigdy więcej się z nim nie spotkasz. Tak, to bardzo dobry plan. Muszę tylko w miarę posprzątać ten syf.
Swoje wielkie sprzątanie rozpoczynam od jadalni, gdzie najprawdopodobniej spędzimy większość wieczoru. Zbieram swoje ubrania, które nie wiadomo jak tu się znalazły, może podczas jednego z wieczorów, gdy Irlandczyka napadał nagły przypływ namiętności, a może sama je tu porzuciłam, pospiesznie się przebierając, bo jak zwykle byłam już spóźniona.
- Och, tu jesteś! - wołam na widok mojego koronkowego stanika, który został tu porzucony z pewnością podczas jednej z tych namiętnych chwil. Dzielę ubrania na dwa stosy: te do prania i te do garderoby, a po chwili zanoszę je w odpowiednie miejsce. Następnie zmywam podłogi i ścieram kurze. Po tym jakże męczącym zadaniu, idę do kuchni i spisuję prowizoryczną listę zakupów na dzisiejszy wieczór, ubieram się w moje ulubione szare dresy i trochę za dużą koszulkę, włosy spinam w miarę luźnego koka i wyruszam do sklepu na uzupełnienie zapasów jedzenia.

*James*

Odkąd cały boysband wyjechał do Los Angeles, ja praktycznie mieszkam z Amy, co jest mi bardzo na rękę. Nie muszę się martwić co ten pieprzony Malik odwali pod moją nieobecność, a w końcu mieszka pokój obok mojej obecnej dziewczyny, a swojej byłej. Idiota, ja bym nigdy nie pozwolił odejść takiej kobiecie.
- Nad czym się tak zastanawiasz?
Amy. Moja Amy. Musiała dopiero co się obudzić, bo pierwsze co robi po zadanym mi pytaniu, to przeciąga się z lubością cicho przy tym mrucząc. Koszulka, którą ma na sobie delikatnie opina jej się na piersiach, a ona nic sobie z tego nie robi, wręcz przeciwnie, mierzwi swoje włosy i przygryza prowokacyjnie dolną wargę. Odrzuca od siebie kołdrę, ukazując swoje szczupłe nogi. Spała w samej koszulce, która w tym momencie jej się odrobinę podwinęła.
- No wiesz... myślałem, że moglibyśmy sobie zrobić dzisiaj takie małe wagary - wymyślam na poczekaniu i zanim zdąży się zorientować, że kłamię pospiesznie wpijam się w jej wargi.
Z początku wydaje się zaskoczona, moim zachowaniem, ale nie protestuje. Ulega moim pocałunkom, choć mam wrażenie, że robi to bardziej automatycznie.
- James...? - pyta tak niepewnym głosikiem, że chwilowo się od niej odsuwam. - Wcale nad tym nie myślałeś, prawda?
- A czy to teraz ważne? - odpowiadam pytaniem, mając nadzieję, że sobie odpuści. Nieśpiesznie sunę palcem po jej udzie, aż do miejsca gdzie zaczyna się koszulka. Słyszę jak gwałtownie wciąga oddech. Milczy przez kilka sekund, a zmarszczone czoło i zagryziona warga informują mnie o tym, że usilnie stara sobie coś poukładać w głowie.
- Cwaniak - mruczy w końcu z łobuzerskim uśmiechem. - Tylko nie myśl, że ci to odpuszczę, po prostu uznałam, że w sumie to nie jest aż tak pilne...
Uśmiecham się na takie wytłumaczenie, oczywiście, że mi nie odpuści, musiałbym jej nie znać, ale do tego czasu możemy zająć się bardziej kreatywnymi rzeczami.
Delikatnie acz stanowczo popycham ją na łóżko, a po chwili się na niej sadowię, tak by znalazła się idealnie pode mną. Wsuwam dłonie pod jej koszulkę i przeciągam dłonią przez całą długość jej pleców. Chciałbym, żeby w tym momencie do tego pokoju wszedł Malik, albo nie. Mógłby poczekać jeszcze chwilkę, aż zabawa rozkręci się na całego. Byłoby cudownie zobaczyć jego minę, tą zazdrość w jego oczach. To wyobrażenie, tak na mnie wpływa, że nie jestem w stanie opanować bezczelnego uśmiechu, który ciśnie się na moje usta.
- Znowu się śmiejesz - stwierdza Amy, odpychając mnie od siebie.
- To nic ważnego - bagatelizuję, ale w tym momencie już wiem, że to na nic, muszę jej powiedzieć, bo inaczej nie da mi spokoju.
- Jednak chcę poznać powód, z którego co chwilę się śmiejesz lub odpływasz z myślami do swojego świata - mówi, dość napastliwym tonem. Wzdycham ciężko podsumowując swój los, a tak dobrze się zaczynało.. Pieprzony Malik!
- Za pierwszym razem pomyślałem, że nie chcę cię tu zostawiać samej, gdy pokój obok wciąż czuwa Zayn. On tylko czeka na taki moment w którym mnie zabraknie, bo ten frajer dalej cię kocha, a ja nie jestem głupi, widzę jak na niego patrzysz i jak się uśmiechasz, gdy ktoś o nim mówi. Nie przerywaj mi - mówię, widząc jak już otwiera usta. - Nie okłamuj się, kochać kogoś nie przestaję się z dnia na dzień i ja o tym dobrze wiem, ale mogę się pocieszać prawda? A co do drugiego razu.. Cóż, nie jestem pewien czy chcesz o tym wiedzieć, ale szczerość to podstawa związku. Wyobraziłem sobie minę Malika, gdyby zobaczył co przed chwilą robiliśmy.
Na to stwierdzenie dostaję z całej siły z pięści w ramię. Ała, ma dziewczyna parę.
- Za co to?! - wołam, rozmasowując sobie obolałe miejsce.
- Za to, że jesteś bezczelny i okropny, a w dodatku nie wierzysz, że cię kocham! - warczy i ze złością odrzuca od siebie kołdrę. Podchodzi do szafy, po czy, zaczyna chaotycznie wyrzucać z niej wszystkie rzeczy. W końcu wybiera zadowalający ją zestaw i zmierza w kierunku łazienki.
- Zaczekaj! Gdzie ty się wybierasz? - pytam zdezorientowanym tonem, przecież tak ładnie się zaczęło...
- Do szkoły, bo jakbyś nie wiedział to mamy rok szkolny - stwierdza zirytowanym głosem i z całej siły trzaska drzwiami od łazienki, tak na wszelki wypadek, jakbym się nie zorientował, że ją wkurzyłem.
- I widzisz znów przez Malika się wkurwiasz! A mówiłem, że to wszystko jego wina... - krzyczę do drzwi, równocześnie modląc się by złapała przynętę. Bingo! Słyszę trzy kroki, szczęk zamka i na wprost mnie stoi Amy w samym ręczniku, najwidoczniej właśnie chciała się wykąpać.
- Posłuchaj mnie, bo nie będę się powtarzać. Nie masz prawa obrażać Zayna, a tym bardziej zachowywać się jak bezczelny, niewyżyty dupek! - woła, równocześnie podtrzymując sobie ręcznik, by jej nie spadł. Ma zaczerwienione policzki, ze złości a spojrzeniem pewnie gdyby mogła to by mnie zabiła.
- Czy wspominałem kiedyś, że jak się złościsz to wyglądasz uroczo?
I nie pozostawiając jej chwili do namysłu, przyciągam ją do siebie. W akcie obrony, uderza mnie pięściami w klatkę piersiową, ale przez to tylko zsuwa jej się ręcznik, więc rezygnuje z tego pomysłu i poprawia sobie swój prowizoryczny strój.
- Czasem cię nienawidzę, wiesz? - mruczy z rezygnacją, na co uśmiecham się szeroko.
- Tak wiem, kiedyś też tak powiedziałaś, chwilę po tym jak o mały włos nie zgwałciłaś mnie na podłodze w moim własnym domu!* - wołam z radością, ale Amy to nie rozśmiesza, wręcz przeciwnie, jej oczy jeszcze bardziej ciemnieją ze złości.
- Masz mnie natychmiast puścić, a potem nie chcę cię widzieć! Rozumiesz? Wynoś się z tego domu! - krzyczy ponownie zaczynając się szarpać.
Wykręcam młynka oczami i zamykam jej usta pocałunkiem. Chwilę jeszcze próbuję się wyrywać, ale w końcu staje nieruchomo. Odsuwam się od niej na kilka milimetrów.
- Widzisz? Od razu lepiej, mogłabyś się jeszcze troszkę zaangażować, przecież wiem, że potrafisz...
Następne co słyszę to tylko taki plask i ból w policzku. Dotykam obolałego miejsca. Delikatnie pulsuje i jest bardzo gorące. - O nie, tak się kurwa bawić nie będziemy! - warczę ze złością.
Amy blednie na to stwierdzenie, a w jej oczach dostrzegam strach, mimo ty popycham ją na ścianę i zanim zdąży wykonać jakikolwiek ruch wpijam się w jej wargi. To nie jest czuły pocałunek. Jest przepełniony agresją i niezdrowym pożądaniem, specjalnie staram się być jak najmniej delikatny. I proszę bardzo, wystarczy być przez chwilę zimnym draniem, a dziewczyna już mi wybaczyła. Odpowiada na moje pocałunki z równym zapałem co mój.
Wykorzystując sytuację, jedną ręką rozsuwam drzwi prysznica, nie przestając całować Amy. Przygryzam dolną wargę dziewczyny, na co z jej gardła wydobywa się cichy jęk. Odrywam się od jej ust i pospiesznie zaczynam zrzucać z siebie ubranie.
- Co ty robisz? - pyta, a jej oczy rozszerzają się ze zdziwienia. Przykłada sobie dłoń do wargi by sprawdzić, czy przypadkiem jej nie rozciąłem.
- Jak to co? Biorę prysznic zanim wyjdę do szkoły - odpowiadam niewinnie wzruszając ramionami.
Amy wciąż obserwuje moje poczynania z nie do wierzeniem, gdy zdecydowanym ruchem łapię jej ręcznik i dosłownie zrywam go z jej ciała. Dziewczyna wydaje cichy pisk i stara się zasłonić rękami, jak tylko może. Ignorując te próby, kładę dłonie na jej talii. Rzuca mi wściekłe spojrzenie, ale nic nie mówi. Podnoszę ją i delikatnie przenoszę pod prysznic. Od razu odkręcam strumień z zimną wodą, przez co Amy zaczyna piszczeć. Powolnie przekręcam kurek w stronę czerwonej kropeczki, oznaczającej ciepło. Ponownie popycham ją na ścianę. Jej plecy przywierają do zimnych kafelek, na wskutek czego wyginają się w łuk, tak by jak najmniejszą powierzchnią dotykać zimna.
Kładę dłonie po obu stronach jej głowy i muskam jej wargi. Strumienie wody leniwie suną po naszych ciałach, a ja zjeżdżam z pocałunkami coraz niżej. Amy z coraz większa częstotliwością wydaje z siebie ciche jęki i westchnienia. Odbija się nogami od podłoża i oplata mnie nogami w pasie, zmuszając mnie do tego bym złapał ją kurczowo za pośladki, by nie upadła. Wykorzystując idealną sytuację wchodzę w nią, robię to trochę zbyt gwałtownie, ponieważ jej twarz chwilowo wykrzywia się z bólu, jednak szybko potrząsa głową na znak, że jest dobrze. Dociskam ją biodrami do ściany, a jej ciało przechodzą dreszcze. Odgarnia sobie mokre kosmyki z twarzy i spogląda na mnie zamglonym wzrokiem.
- Pieprz mnie, tak jak zawsze o tym marzyłeś. Chcę czuć twoją przyjemność wymieszaną z moim bólem - sapie, delikatnie odchylając głowę do tyłu.
- Jesteś pewna? - pytam, choć jej propozycja tak mnie pobudza, że nie jestem pewien, czy byłbym wstanie jej nie posłuchać.
- Spraw mi ból.
Zaciągam się głęboko powietrzem i przyspieszam. Wargami odnajduję jej usta i pomiędzy momentami gdy muszę gwałtowniej wciągnąć powietrze, brutalnie ją całuję. Robię jej kilka malinek na szyi, ale ona przed niczym nie protestuje, wręcz przeciwnie ustawia się w coraz to nowych pozycjach. Przystaję na chwilę w jej ciele, a ona rzuca mi pełne rozczarowania spojrzenie. Wybucham krótkim śmiechem i zaczynam całą zabawę od nowa. Ostre, gwałtowne ruchy biodrami, woda zalewająca nasze ciała, czuję, że tam gdzie przejechała paznokciami po moich plecach, zostają długie krwiste pręgi. Chwytam dłonią jej mokre włosy i odciągam jej głowę do tyłu. Całuję jej obojczyki i dekolt. Wychodzę z niej nienasycony. Wyciągam ją pospiesznie spod prysznica i układam na podłodze w łazience, po czym ponownie w nią wchodzę, by w końcu zacząć co zaczęliśmy już po samym przebudzeniu.
- Mocniej - jęczy, choć widzę, że jest już na skraju wytrzymałości, mimo to udaje jej się przewrócić mnie na plecy. Teraz wygląda to tak jakby ona mnie dosiadała. Wchodzę w nią na całą głębokość, tak głęboko, że nawet mnie sprawia to ból. Amy posyła mi pełen spełnienia uśmiech. O to jej chodziło.
- Już.. nie.. mogę.. - jęczy, ale przyspiesza ruch biodrami.
- Dasz radę - sapie ponownie ją obracając, tak bym znów znalazł się na górze. Chwytam ją za nadgarstki jedną dłonią i przytrzymują je nad jej głową. Jej ciało pręży się pode mną w całej swej okazałości. Drugą dłonią bawię się jej piersiami. Po chwili pochylam się i zaczynam je pieścić ustami. Amy wydaje z siebie przeciągły jęk, a ja wykonuję ostatnie pchnięcia.
- Kurwa James! - krzyczy, a jej plecy wyginają się w tak potężny łuk, że pewnie gdybym nie był otumaniony pożądaniem, to właśnie zastanawiałbym się, czy nie zrobiła sobie krzywdy.
Wychodzę z niej i opadam na podłogę z głośnym westchnieniem. Przez chwilę w pomieszczeniu panuje cisza, w której próbujemy unormować oddechy. W końcu Amy podnosi się na łokciu z szerokim uśmiechem, ale nic nie mówi. Odgarniam kilka kosmyków z jej twarzy i przyciągam ją do siebie.
- Nigdy nie było mi tak dobrze - szepcze, tak cichutko, że nie jestem pewien czy sam sobie tego nie wymyślam.
- Wiedziałem, że Malik to cienias - mruczę, za co dostaję z pięści w klatkę piersiową.
- Znowu zaczynasz? - pyta posyłając mi gniewne spojrzenie.
- Jeżeli tak to ma się skończyć jak przed chwilą, to zaczynam - odpowiadam z szerokim uśmiechem, na co tylko wywraca oczami.
- Myślę, że skoro już opuściliśmy pierwsze lekcje, to nie ma po co zjawiać się w szkole na pozostałe... - stwierdza Amy ponownie wpijając się w moje wargi.

* tym zdaniem nawiązuję do rozdziału pt: "okazywanie nienawiści"

*Vicky*

Już czas. Za kilka minut powinien tu być. Chyba jeszcze nigdy tak się niczym nie stresowałam, jak tą kolacją. Black spokojnie! Wdech, wydech wszystko będzie dobrze. Obejrzy sobie dom, zje co nieco, wypije szklankę wody, bo alkoholu nie będzie mógł, ponieważ z pewnością przyjedzie samochodem. Nie ma czym się przejmować.
Ding dong!
Ostatni raz mierzę spojrzeniem dom, poprawiam sukienkę i szybkim ruchem otwieram drzwi. Stoi jak zwykle nonszalancko oparty o framugę drzwi z lekkim uśmiechem na ustach. Ubrany w czarne spodnie i biały, dość przyległy podkoszulek. Na to zarzucił czarną skórzaną kurtkę.
- Cześć piękna - mówi, po czym całuje mój policzek na powitanie i bezceremonialnie wchodzi mi do domu. - Podobno nie powinno się przychodzić z pustymi rękoma - dodaje, podając mi butelkę wina.
- Nie musiałeś! - stwierdzam, odbierając od chłopaka podarunek. - To jak? Może obejrzysz sobie dom, a ja w tym czasie skończę naszą kolację...
Kiwa głową na zgodę, więc ja kieruję się do kuchni, a Patrick wspina się po schodach na piętro. Co jakiś czas słyszę okrzyki typu "macie przepiękną sypialnie!" lub "na tym zdjęciu wyglądasz strasznie słodko!". Ja w tym czasie rozkładam lasagne na talerze i zanoszę do jadalni.
- Będziesz pił wino czy wodę?! - krzyczę, by mógł mnie usłyszeć na piętrze.
- Myślę, że kieliszek wina nikomu nie zaszkodzi - szepcze mi wprost do ucha, a ja wydaję z siebie cichy pisk.
- Ojej, ale mnie wystraszyłeś! - tłumaczę swoje zachowanie, delikatnie się rumieniąc. Patrick w odpowiedzi tylko wybucha wesołym śmiechem.
- Może to i dobrze. Większość dziewczyn się mnie boi, niestety robi to już zbyt późno... - stwierdza tajemniczym tonem brunet. Po czym beztrosko ładuje sobie do buzi ogromną porcję lasagne.
Jedzenie mija nam w ciszy, ale jest to przyjemna cisza. Patrick co jakiś czas posyła mi uśmiechy.
- Bardzo dobrze gotujesz, serio. Myślałem, że moja mama jest mistrzynią w robieniu lasagne, ale właśnie udowodniłaś mi, że się myliłem! - stwierdza brunet z wesołym błyskiem w oczach.
- Daj spokój, zawstydzasz mnie - odpowiadam ze śmiechem. Podnoszę się od stołu i niespiesznie zbieram brudne naczynia do kuchni.
- Poczekaj pomogę ci!
Wyjmuje część talerzy z moich dłoni i ustawia je na blacie obok zlewu.
- Dzięki, że pozwoliłaś mi zobaczyć jak mieszka wielka gwiazda One Direction - mówi, uważnie mi się przyglądając.
- Patrick, daj spokój. To ja powinnam ci dziękować. Załatwiłeś mi szkołę, zaprosiłeś na imprezę, pokazałeś mi co i jak z fotografią. Naprawdę nie wiem jak mam dziękować, żebyś poczuł się odpowiednio wynagrodzony... - mruczę, nieporadnie pocierając dłonią kark, jak zawsze gdy nie wiem co powiedzieć.
- Och, ja znam taki jeden sposób... - stwierdza, zbliżając się do mnie na niebezpiecznie bliską odległość.
Nachyla się nade mną, ale w ostatnim momencie wykręcam twarz, w taki sposób, że jego usta trafiają na mój policzek.
- Myślę, że powinieneś już pójść - mówię, pospiesznie odpychając go od siebie.
- Daj spokój, nikt się nie dowie... Chyba, że sama się wygadasz. A może obawiasz się, że sprawię ci tak dużą przyjemność, że nie zapanujesz nad swoimi krzykami i sąsiedzi się czegoś domyślą? Nie martw, zamknę ci usta pocałunkiem.
Spoglądam na niego z nie do wierzeniem. Gdzie podział się ten grzeczny i kulturalny chłopiec? Czuję jak w moim ciele wzrasta poziom adrenaliny i powoli zaczynam wycofywać się w stronę wyjścia.
- Patrick, przesadzasz. Chcę żebyś już sobie poszedł, natychmiast - mruczę ze złością, zatrzymując się na wprost drzwi wejściowych.
- A ja chcę abyś należycie wynagrodziła mi ten drobny fakt, iż gdyby nie moja skromna osoba to wciąż szukałabyś sobie szkoły, bo nikt nie przyjąłby cię w środku roku szkolnego - mruczy z lubością oblizując wargi i robiąc kilka kroków w moją stronę. Odruchowo cofam się do momentu, gdy uderzam plecami o ścianę. Brunet łapie mnie za nadgarstki i przyciąga do siebie. Staram mu się wyrwać, ale tylko mocniej zacieśnia uścisk.
- Bądź grzeczna, to nawet nie będzie bolało.
Mierzy mnie spojrzeniem, dłużej zatrzymując się na moich odsłoniętych nogach. Przygryza dolną wargę, a jego oczy przepełnia niezdrowy blask. Jego pewny siebie głos, sprawia, że na moim ciele pojawia się gęsia skórka.
- Daj mi spokój! - krzyczę, wciąż starając się wyrwać.
- Niby dlaczego miałbym to robić? Taka piękna dziewczyna sama zaprosiła mnie do domu, aż grzech byłoby tego nie wykorzystać.. - mruczy. Jedną dłoń przekłada mi na talię, tym samym wypuszczając mój nadgarstek. Wykorzystuję sytuację i z całej siły go policzkuję. Patrzy na mnie z pogardą i z całej siły mnie popycha. Odbijam się od ściany, a następnie zsuwam się po niej na podłogę.
Przez chwilę mi się przygląda, niespiesznie odpinając pasek od spodni. Niezdarnie podnoszę się z podłogi. Zanim udaje mi się do końca wyprostować, chłopak łapie mnie za szyję i przyciska mocno do ściany. Jedną ręką ponownie obezwładnia mi nadgarstki, przytrzymując je nad moją głową, a drugą kładzie na moim udzie, przy okazji rzucając przeciągłe spojrzenie na moje nogi.
- Na czym skończyliśmy? Och, no tak... Właśnie zamierzałaś złożyć mi najwspanialsze podziękowania na jakie tylko cię stać... - mruczy z twarzą tak blisko mojej, że przy każdym słowie jego wargi delikatnie ocierają się o moje. - Możesz krzyczeć, to żaden wstyd, a mnie sprawisz tylko większą przyjemność. Zresztą... i tak nikt inny cię nie usłyszy.
Dłonią powoli wędruje pod moją sukienką, w stronę bioder. Zahacza palcem o koronkowy materiał, delikatnie zsuwając go w dół.
Po raz ostatni wykonuję gwałtowne szarpnięcia, chociaż już wiem, że to na nic się nie zda.
- Aż tak nie możesz się doczekać? - pyta lubieżnie oblizując wargi i rozpinając zamek swoich spodni.
- Prędzej umrę!
- Och z trupem jeszcze tego nie robiłem... Ciekawe jakie to doznanie? Ale cóż, myślę, że trup nie byłby w te klocki najlepszy... - stwierdza z rozbawieniem. Czuję jak powoli robi mi się niedobrze. Błagam niech to będzie koszmar, zaraz się obudzę. Proszę...
- To jak najpierw ty zrobisz dobrze mnie, czy ja tobie? Bo mi to w sumie jest obojętne... Och no dobra, to może ja zacznę tak na zachętę...
Łapie mnie za nadgarstki i z całej siły popycha, tak bym znów przewróciła się na podłogę. Następnie siada na mnie okrakiem i chwyta skrawek mojej sukienki. Po chwili słyszę tylko dźwięk targanego materiału i jedyne co na sobie mam to strzępy sukienki i stanik, jako jedyny w nienagannym stanie.
- No bądź, grzeczna to naprawdę nie będzie bolało... No już, rozszerz nóżki - stwierdza głębokim tonem, powoli sunąc dłońmi po wewnętrznej stronie moich ud. Czuję jak gorące łzy zaczynają płynąc po moich policzkach. Chłopak zbiera je wszystkie pocałunkami.
- No już nie ma o co płakać - szepcze uspakajającym tonem.
Całuje moje obojczyki i dekolt, gdy słyszę zbawienny dźwięk. Ktoś przeskakując po kilka stopni na raz wbiega na ganek, a po chwili otwiera drzwi wejściowe.
- Vicky?! - woła w przestrzeń mój brat, mój najukochańszy James. I wtedy dostrzega całą sytuację. Ja leżę na podłodze w podartej sukience i cała zapłakana, a jakiś chłopak na wpół już rozebrany, się do mnie dobiera. Uśmiech zamiera mu na twarzy i przez kilka sekund patrzy na to wszystko osłupiały. Patrick w tym czasie podnosi się z podłogi.
- Słuchaj, może poczekasz na swoją kolej za drzwiami, by mu tu teraz trochę zajęci jesteśmy... - stwierdza z irytacją w głosie. Te słowa działają na Jamesa jak kubeł zimnej wody. Uderza Patricka z całej siły pięścią w twarz, tak mocno, że teraz to on przewraca się na ścianę.
- Uciekaj stąd - woła w moją stronę, a sam ponownie wymierza cios brunetowi. Podnoszę się z podłogi i najszybciej jak potrafię biegnę w stronę łazienki.
- Nigdy więcej nie warz się, tknąć mojej siostry, nigdy! - słyszę krzyk Jamesa, a po chwili trzaśnięcie drzwiami.
Odkręcam kurek z ciepłą wodą i biorę długi prysznic. Łzy cały czas płyną mi z oczu. Z dużym opóźnieniem czuję, że skończył się zapas ciepłej wody, więc praktycznie automatycznie wycieram ciało ręcznikiem i wciągam na siebie dres. Na podłodze przed łazienką siedzi James i czeka na mnie z kubkiem herbaty. Na mój widok od razu podnosi się z ziemi i mocno mnie przytula.
- Boże James... gdybyś tu nie przyszedł...
- Spokojnie kochanie, jestem tu i nie pozwolę by ktoś cię skrzywdził - szepcze uspokajającym tonem, a ja znów wybucham płaczem. Po chwili gwałtownie go od siebie odpycham.
- Przysięgnij, że nie powiesz Niallowi. Przysięgnij! - krzyczę, z całych sił.
- Dlaczego nie chcesz mu powiedzieć, powinien poznać prawdę... - odpowiada, przyglądając mi się z troską.
- Bo on wtedy mnie zostawi. Ty nie rozumiesz, ja złamałam dane mu słowo, on wziąłby mnie teraz za jakąś puszczalską dziwkę, błagam nie mów - szepczę błagalnym tonem.
- Już spokojnie, nie powiem mu. A teraz wypij do końca tą herbatę, dobrze ci zrobi - stwierdza podając mi kubek, po czym bierze mnie na ręce i wynosi po schodach na górę.
- James..? Dlaczego tu dzisiaj przyszedłeś? - pytam kilka minut później, po tym jak mój brat starannie zapakował mnie do łóżka i czuję ogarniające mnie zmęczenie.
- Chciałem cię prosić, abyś przypilnowała mi Amy gdy ja wyjadę na wymianę, ale to już nie ważne - szepcze, po czym składa delikatny pocałunek na moim czole. - Śpij dobrze siostrzyczko.

*James*

Przysłuchuję się miarowemu oddechu mojej siostry. Boję się pomyśleć, co by się stało gdybym tu nie przyszedł. Posyłam Amy sms'a, że nie wrócę dzisiaj na noc, ale rano jej wszystko wytłumaczę, a następnie wybieram numer odpowiedni numer.
- Halo?
- Cześć Niall. Słuchaj muszę ci coś bardzo ważnego powiedzieć...
- Coś się stało? Wszystko okej z Vicky? - pyta, a w jego głosie wyczuwam napięcie.
- Nie jest okej. Przed chwilą złożyłem, przysięgę, że ci o tym nie powiem, ale uważam, że jako jej chłopak musisz wiedzieć. Tylko najpierw obiecaj, że nie powiesz jej, że wiesz i że mimo wszystko jej nie zostawisz - wymuszam na nim obietnicę, ale nic innego nie mogę zrobić.
- Boże James przysięgam, przecież wiesz, że za nic bym jej nie zostawił. No mów co się stało! - woła powoli robiąc się coraz bardziej wkurzonym.
- Victoria o mały włos nie została zgwałcona.