niedziela, 23 września 2012

43. Dlaczego to zrobiłeś Zayn? Sylwester oraz gra w butelkę

*Amy*

Wchodzę z pewnością siebie do pokoiku, w którym mam zamiar odbyć jedną z najważniejszych rozmów w moim życiu, bynajmniej mam nadzieję, że wyglądam na pewną siebie bo w środku czuję się bezradna.
Na sam jego widok miałam ochotę zarzucić mu ręce na szyję i sprawdzić czy jego usta nadal smakują tak samo. Nie jest łatwo wyminąć najważniejszą osobę w swoim życiu bez okazania najmniejszego uczucia, a teraz dodatkowo muszę udawać złą, oziębłą i wyniosłą, choć tak naprawdę wybaczyłam mu już dawno, nawet jeżeli mnie zdradził. Bo w końcu na tym polega miłość prawda?
Zresztą ja sama nie zachowałam się zbyt uczciwie wobec niego. Pozwoliłam sobie na kilka słabości z Jamesem, które nigdy więcej nie nastąpią, ponieważ to ten czarnowłosy chłopak, z niepewnym wyrazem twarzy, stojący przede mną, jest moim przeznaczeniem.
- Dlaczego to zrobiłeś Zayn? - pytam bez ogródek. Chcę mieć tą szopkę jak najszybciej za sobą. Przełyka głośno ślinę, zaciąga się głęboko powietrzem, po czym bardzo starannie je wypuszcza. Nie pośpieszam, go. Przecież musi sobie wszystko poukładać, a to nie jest łatwa rozmowa. Zakładam rękę na rękę i opieram się placami o ścianę mierząc go dość sceptycznym spojrzeniem.
- Ja... ja-cię-nie-zdradziłem - wyrzuca na jednym wydechu, przez co ciężko zrozumieć słowa. Wybucham sarkastycznym śmiechem, choć tak na prawdę moje serce przyśpiesza swój rytm z radości.
-  Proszę cię, chociaż byś powiedział prawdę! - wołam oburzonym głosem.
- Ale ja mówię prawdę! - teraz to on się wkurzył. Chyba to, że mu nie uwierzyłam dodało mu pewności siebie. - Posłuchaj - mówiąc to zrobił kilka kroków w moją stronę. - Może i masz mnie za skończonego frajera i uważasz, że cię zdradziłem przez ten głupi artykuł, ale tak nie jest! - wziął głębszy oddech by się uspokoić i zaczął ponownie. Zamknął oczy, jakby chciał przywołać zdarzenia z tamtego wieczoru. - W tamten dzień, dopiero co przylecieliśmy, a mi się strasznie nudziło. Liam z Louisem gdzieś zniknęli, a my w trójkę zostaliśmy w hotelu i Loczek zaproponował sprawdzić jakie mają tu kluby. Codziennie mieliśmy iść do innego, a jako pierwszy był zaplanowany Malibu. Dobrze wiesz jak uwielbiamy chodzić do klubów, tylko Horan nie był zachwycony perspektywą odprowadzenia nas do hotelu jak się narąbiemy. Odkąd jest z Vicky stał się z niego słaby zawodnik - na tą wzmiankę lekko się uśmiechnął.
- Może ty też powinieneś trochę wyluzować?! - ignoruje moje pytanie i ciągnie dalej swój monolog, niczym nie wzruszony.
- W każdym razie, jak zwykle z Harrym robiliśmy głupie konkursy, kto więcej wypije i nadal będzie trzeźwy. Loczek jak tylko poczuł, że już nie daje rady kulturalnie zawinął się do hotelu, ale ja nie. Ja byłem na tyle głupi by zostać i pić dalej. Śmiałem się z niego, że jest cienias taki sam jak Niall, że nigdy mnie nie pokona. A potem ta blondynka. Miała podobny kolor włosów do twoich i to mnie do niej przyciągnęło.
Na samym początku myślałem, że to ty. Nawet się jej zapytałem :Amy? Co ty tu robisz?", a ona spojrzała na mnie jak na wariata bo okazało się, że to nie jesteś ty. Na przeprosiny zaprosiłem ją na coś "mocniejszego". Nie pamiętam ile wypiliśmy, ale pamiętam jak Horan się na mnie darł, że mam wracać do hotelu i co ja odwalam. Wtedy go wyśmiałem i teraz tego, żałuję. To nie z własnej woli wróciłem do pokoju, to ta dziewczyna mnie odprowadziła bo ja chciałem dalej pić. Nie chciałem tej dziewczyny, chciałem wódki. Nawet w najbardziej nietrzeźwym stanie nie mógłbym cię zdradzić. Ja cię za bardzo kocham, mogę mówić różne głupoty, czy głupio się zachowywać, ale nigdy bym cię nie zdradził. A wiesz czemu? Bo jesteś sensem mojego życia - zakończył swój monolog, patrząc na mnie wyczekująco. Patrzę na niego przez łzy, czuję się jak skończona idiotka. Nie zdradził mnie, ale za to ja jego tak. Nie jestem go warta.
- Proszę cię powiedz coś - patrzy na mnie błagalnie, wręcz z przerażeniem. Musze mu to powiedzieć, chcę aby miał świadomość, że jeżeli ten związek się zakończy to z mojej winy. Nie chcę go oszukiwać.
- Zayn muszę ci coś powiedzieć - patrzy na mnie zaskoczony.
- Chyba nic gorszego niż ja nie mogłaś zrobić - widać, że chce rozluźnić atmosferę.
- Zayn ja... ja cię zdradziłam - wyrzucam z siebie te słowa niczym toksyny. Patrzy na mnie jakbym dopiero co uderzyła go w twarz. Przełykam swoje łzy i teraz to ja zaczynam się tłumaczyć - To był ten sam dzień. Moi rodzice wyjechali w kolejną delegację, a u drzwi mojego domu stanął James. Chciałam go wyrzucić, ale bezceremonialnie władował mi się do pokoju i rozwalił się na moim łóżku. Tak mnie to wkurzyło, że podbiegłam do niego i złapałam go za nadgarstki i próbowałam ściągnąć z tego łóżka, ale on był silniejszy i pociągnął mnie w taki sposób, że wylądowałam na nim. Zaczęłam się drzeć, że ma mnie puścić, a on na to, to tylko się bezczelnie uśmiechnął i powiedział, że tylko pod warunkiem, że się z nim umówię, a ja, że nie ma mowy bo mam ciebie i zaczęliśmy się kłócić, a osobą tej sprzeczki byłeś ty. I w końcu uspokoił się i obrał inną taktykę. Przewrócił mnie na plecy i zaczął się nade mną pochylać. Machinalnie zaczęłam go porównywać z tobą, kolor tęczówek, rysy twarzy. Jednocześnie próbowałam obmyślić plan jak go z siebie zrzucić. W końcu złożył na moich ustach pocałunek i wtedy mój opór opadł. Nie potrafiłam mu się oprzeć. Ja... wsunęłam swoje dłonie pod jego bluzę i znalazłam ten artykuł. W tedy cała świadomość powróciła. Przeczytałam ten głupi artykuł, po czym wyrzuciłam go z domu, a ja zsunęłam się po drzwiach i płakałam. Nie docierało do mnie nic innego jak to, że cię straciłam. Nie tylko przez to co ty zrobiłeś, ale i przez mój błąd. Kolejnych kilka dni było koszmarem i tylko James z Vicky przychodzili sprawdzić, czy jeszcze żyję. Potem Vick' wyskoczyła z tym sylwestrem więc nie miałam już czasu myśleć nad czymś innym dopiero dziś, gdy stałam przy tych cholernych schodach uświadomiłam sobie jak bardzo cię kocham, ale przez ten jeden błąd mogę cię stracić, ale jest za późno. Stało się i znając twój temperament to koniec. Bo jak się okazało nie ty zdradziłeś, a ja. Wybacz mi... - teraz to ja proszę, a łzy zasłaniają mi dokładny widok. Ocieram je ze złością i widzę jak Zayn cofa się, potrząsając głową w nie do wierzeniu. - Czyli to jednak koniec - szepczę przerażona, po czym wybiegam z domu.
Biegnę, nie wiedząc dokąd. Wiatr chłoszcze moje policzki, a zimno obejmuje moje ciało. Zapomniałam płaszcza, ale to nie ma znaczenia. W głębi duszy mam nadzieję, że zamarznę i nigdy więcej nikomu nie sprawię bólu. Łzy spływają obficie po moich policzkach, biegnę potrącając ludzi, śpieszących do znajomych na zabawę sylwestrową, niektórzy coś krzyczą, ale nie rozumiem słów. Biegnę w to miejsce w którym jest, aż duszno od wspomnień. Zdaję sobie sprawę, że kierując się do naszego miejsca, mojego i Zayna, moją klatkę piersiową wypełni ból, który nie będzie fizycznym bólem, a psychicznym, ale właśnie na to sobie zasłużyłam, na cierpienie.
Odgarniam, niesfornie gałęzie wierzby płaczącej, która osłania naszą ławkę, od reszty świata.  To zawsze tu się spotykaliśmy, całowaliśmy, wygłupialiśmy czy po prostu rozmawialiśmy. Na te wspomnienia osuwam się po drzewie na trawę. Podciągam kolana pod brodę i obejmuję je rękami, po czym zanoszę się głośnym szlochem.

*Zayn*

Wylądowałam na nim... Zaczął się nade mną pochylać... Machinalnie zaczęłam go porównywać z tobą... Złożył pocałunek na moich ustach...  Zsunęłam się po drzwiach i płakałam...  Wybacz... Czyli to jednak koniec... 
Urywki jej wypowiedzi huczały mi w głowie. Wybiegła z tego pokoju, a ja nie potrafiłem jej zatrzymać. Najpierw muszę załatwić inną sprawę. Wbiegam do salonu, gdzie obecnie znajduję się całe towarzystwo.
- Zayn, co się stało? - pyta Niall, ale ignoruję go. Podbiegam do Jamesa, którego uderzam z pięści w twarz. Chłopak upada na ziemię. A w pomieszczeniu panuje idealna cisza.
- Jeżeli jeszcze raz ją tkniesz to cię zabiję - mówię wkładając w każde słowo całą swoją nienawiść i wybiegam w mrok by odnaleźć swoją miłość.
Myśl jak Amy, myśl jak Amy. Gdzie udałbym się zaraz po takiej sytuacji? Tam gdzie jest wręcz duszno od wspomnień! Puszczam się biegiem, by jakoś to wszystko poskładać w całość.

*Vicky*

W pokoju panuje ogólne poruszenie. James ociera krew z wargi, po czym niezgrabnie podnosi się z podłogi.  Jedynym, który nie stracił dobrego humoru jest Jack, albo udaje, żeby odciągnąć uwagę od tego zdarzenia i powrócić do zabawy, w każdym razie wychodzi mu to doskonale.
- Ale zebrałeś! Cienias z ciebie i tyle, nawet nie potrafisz się porządnie obronić - woła wesołym tonem. - W każdym razie po tych traumatycznych przeżyciach co powiecie na grę w twistera? - całe towarzystwo odpowiada mu potwierdzającym pomrukiem. - Podzielmy się na dwie grupy bo wszyscy się nie zmieścimy. Co powiecie na układ : panie kontra panowie? - w międzyczasie gdy on zajmował wszystkich rozmową i planowaniem, wymykamy się z Niallem i Jamesem do kuchni by zająć się jego twarzą i wymienić parę słówek na zaistniały temat.

*Zayn*

Dobiegam do parku w rekordowym czasie. Staję przed "zasłonką" do naszego miejsca by wyrównać oddech. A co jeśli jej tam nie ma? Potrząsam głową by odtrącić od siebie tę myśl i odgarniam gałęzie by przejść do "naszego świata".
Siedzi pod drzewem, skulona, targana głośnymi szlochami. Płacze, przeze mnie, w dodatku trzęsie się z zimna. Bez zastanowienia ściągam swoją marynarkę i okrywam jej nagie ramionka. Podnosi głowę i spogląda na mnie z przerażeniem. Na jej policzkach zastygają łzy wymieszane z makijażem. Kucam przed nią, tak by zrównać się z jej poziomem. Stara się unikać mojego spojrzenia, ale ujmuję jej twarz w dłonie i zmuszam ją by patrzyła mi w oczy.
- Kocham cię i nie ma to dla mnie znaczenia. Jeżeli mi wybaczysz sprawisz, że będę najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi, a jeżeli nie odejdę z twojego życia i uszanuję twoją decyzję - patrzy na mnie z nie do wierzeniem.
- Zayn, ale ja cię zdradziłam - szepce, wpatrując się we mnie rozszerzonymi źrenicami.
- Nie obchodzi mnie to. Z resztą James już dostał ode mnie, a ty jesteś zbyt ważna bym miał cię stracić przez jeden pocałunek i to w dodatku po części wymuszony - chce mi przerwać, ale daję jej znak by pozwoliła mi mówić dalej. - Ja wiem, że go kochasz, może nawet bardziej ode mnie i jeżeli chcesz odejść to uszanuję twoją decyzję, ale chcę byś wiedziała, że zrobię wszystko co w mojej mocy byś została ze mną. Będę czekał, aż pokochasz mnie tak mocno jak ja kocham ciebie.
- Ale ja cię kocham - mówi drżącym głosikiem od płaczu. - Ale ja nie potrafię spojrzeć sobie w oczy, a co dopiero tob... - zamykam jej usta pocałunkiem. Z początku nie reaguje, by po chwili wpijać się w moje usta z taką zachłannością jakbym tchnął w nią nowe życie. Uśmiecham się na tę myśl.
- Czy ty się śmiejesz? - pyta lekko zdezorientowana.
- Tak - mówię wciąż uśmiechnięty, po czym dodaję poważniej: - Nigdy więcej tak nie mów. Nic nie jest w stanie nas rozdzielić rozumiesz? - kiwa głową, spoglądając w swoje stopy. Po chwili podrywa głowę.
- Czy ty powiedziałeś, że przywaliłeś Jamesowi? - chrząkam wymijająco. - Zayn? - ponagla.
- No tak troszeczkę... Zdenerwowałem się! Nikt mi nie będzie cię obcałowywał jak mnie nie ma! - patrzy na mnie z rozbawieniem.
- Słodki jesteś, wiesz? - patrzy na mnie z czułością, na co przyciągam ją do siebie i składam na jej gorących wargach kolejny pocałunek. Mruczy słodko i przylega do mojego ciała. - Musimy wracać na sylwestra - przypominam. Nie wygląda na zachwyconą tym pomysłem, ale posłusznie podnosi się z ziemi.
- Jak ja muszę wyglądać! Nie patrz na mnie! Przecież cały makijaż mi się rozmazał! - krzyczy i próbuje zasłonić twarz rękoma. Wybucham niepowstrzymywanym chichotem. Patrzy na mnie oburzona, na co wybucham jeszcze głośniejszym śmiechem. Na szczęście na mój zwariowany śmiech ona też zaczyna się śmiać. W końcu udaje nam się opanować. Amy z sykiem ściąga swoje turkusowe szpilki, spoglądam na nią pytająco.
- Podczas gdy tak sobie biegłam do tego parku to troszkę mnie obdarły, ale to nic, wrócę na boso - uśmiecha się uspokajająco, ale i tak biorę ją na ręce. - Puść mnie wariacie! - woła z rozbawieniem.
- Okej, ale dopiero w domu, nie pozwolę żebyś sobie jeszcze do końca zdarła skórę z nóg - w odpowiedzi tylko przewraca oczami, ale z ust nie schodzi jej uśmiech.
- Pierwsze co to poproszę do łazienki, muszę się doprowadzić do stanu normalności - informuje Am'.
W połowie drogi do domu moje ręce jednak odmawiają mi posłuszeństwa. Odstawiam Amy delikatnie na ziemię.
- I co pan siłacz jednak nie dał rady? Och, jaka szkoda! - zaczyna się ze mnie nabijać, ale dzielnie ignoruję jej zaczepki.
- Masz dwie opcje: albo biorę cię na barana, albo dalej idziesz sama, piękna niewiasto - mówię zabawnie poruszając brwiami.
- W takim razie idę sama - odpowiada bez zastanowienia.
- Jesteś pewna? Mogę cię ponieść na barana, mam jeszcze na tyle siły...
- Ale ta siła może przydać się później - odpowiada mi z perlistym uśmiechem, odpowiadam jej tym samym. Pośpiesznie ściągam swoje buty i jej podsuwam, a z ręki wyciągam jej szpilki. Patrzy na mnie pytająco.
- Przecież nie będziesz szła na boso, jeszcze staniesz na jakieś szkło - mówię tak jakby to było oczywiste. Chwile się waha, ale w końcu wsuwa swoje stópki w moje buty. Obejmuję ją w pasie i ruszamy z powrotem na imprezę.

*Vicky*

Kilka kostek lodu, zawiniętych w szmatkę załatwiły sprawę z Jamesa policzkiem. Teraz siedzimy wszyscy w salonie i każdy dobrze się bawi. James z Jackiem majstrują coś przy muzyce, Harry tańczy przytulańca z Lou, a El stoi obok nich i robi im zdjęcia, Danielle wtulona w Liama, szepce mu coś na ucho, na co chłopak się uśmiecha, Niall tymczasowo gdzieś zniknął, a ja stoję z drinkiem w ręku i przyglądam się temu wszystkiemu z uśmiechem. Choć myśli cały czas zaprząta mi zdarzenie z przed kilkunasty chwil. Gdzie oni teraz są? Nagle ktoś obejmuje mnie od tyłu i muska namiętnie moją szyję. Odwracam się z uśmiechem na twarzy. To mój blondyn , a kto by inny?
- Czym zaprzątasz sobie tą śliczną główkę, kochanie? - mruczy mi do ucha.
- Martwię się o nich, oboje zniknęli...
- Nie potrzebnie, przed chwilą oboje przemknęli na górę, po czym zamknęli się w łazience. Z tego co zrozumiałem to Amy musi naprawić swój makijaż, a Zayn jako chłopak przywrócony do łask, postanowił jej dzielnie towarzyszyć, ale obiecał, że do piętnastu minut zejdą na dół. Więc skoro nie masz się czym już martwić to może ze mną zatańczysz? - pyta obejmując mnie w talii i wyciągając swoją dłoń. 
- Z chęcią - odstawiam, pośpiesznie swojego drinka na stolik i kładę swoją dłoń na jego. Ujmuje ją i zaczyna mną kołysać w rytm muzyki. Światło jest przygaszone, dzięki czemu panuje przyjemna atmosfera do tańca. Całe  szczęście, że potrafi tańczyć, bo niestety mnie Bóg pozbawił tego pierwiastka i taniec w moim wykonaniu to tylko niezgrabne bujanie się na boki. Kładę głowę na jego torsie, dzięki czemu słyszę jak bije mu serce i to jak bierze każdy oddech. Nieświadomie sama dostosowuję się do jego rytmu i po chwili nasze klatki piersiowe podnoszą się w tym samym momencie. Niall składa delikatny pocałunek na moich włosach i w tym samym momencie oślepia nas błysk flesza. To Eleonor zrobiła nam zdjęcie.
- Wyglądacie tak słodko, że nie mogłam się powstrzymać - próbuje się usprawiedliwić po czym biegnie do Louisa.
- Chcę dwie odbitki tego zdjęcia! - woła za nią blondyn, wyraźnie zadowolony po czym powracamy do tańca, który nie trwa zbyt długo.
- Odbijany? - przed nami znikąd pojawia się Jack. Niall niechętnie mnie przekazuje w jego ramiona.
- Ale tylko jeden - mówi podkreślając ostatnie słowo, po czym znika przy stole z przekąskami.
- Dawno razem nie tańczyliśmy - zaczynam z uśmiechem. Tym razem to nie jest tak perfekcyjny taniec jak z Irlandczykiem, tylko zwykłe kołysanie się na boki. 
- Ooj tak, dlatego chciałem to nadrobić. Widzę, że nadal koślawisz - mówi zgryźliwie, na co dostaje ode mnie kuksańca w bok. 
- Ty nie jesteś lepszy - odpowiadam ze śmiechem, a resztę piosenki spędzamy już w ciszy. Przy ostatnich dźwiękach pojawia się przy mnie Niall, jakby chciał przypomnieć, że to miała być tylko jedna piosenka. Uśmiecham się przepraszająco do Jacka, po czym z powrotem oddaję się w ramiona niebieskookiego.
Po kilku minutach do tańczących dołączają Amy z Zaynem. Wirują na parkiecie, nie widząc po za sobą nikogo więcej, wręcz emanuje od nich blask.
Harry przejął stół DJ'owski bo James z Jackiem tańczą coś w rodzaju tańca wiedeńskiego. Po chwili zatrzymują się przy kontakcie i włączają światło. Przez pokój przechodzą niezadowolone pomruki, a wszyscy mrużymy oczy, od nagłego blasku.
- Wpadliśmy na super pomysł! - poinformował nas Jack.
- Co powiecie na grę w butelkę? - zakończa za niego mój brat.
- Świetny pomysł! – stwierdza Louis po czym zaczyna przetrząsać pokój w poszukiwaniu opróżnionej butelki.
- To ja w między czasie, chciałbym przeprosić Jamesa - ogłasza Zayn. - Trochę mnie poniosło no i... no wybacz - zakańcza trochę kulawo. Wszyscy milkną, a Louis chwilowo przerywa poszukiwania butelki wpatrując się w Jamesa.
- W porządku, każdy by tak zareagował. W sumie to sam się o to prosiłem - odpowiada wzruszając ramionami mój brat. - A teraz powróćmy do gry.
- Trochę tak głupio grać w butelkę z waszymi dziewczynami… - zauważa Harry, a w głębi duszy przyznaję mu rację.
- Niby dlaczego? Nie musisz ich całować w usta...  – szybko tłumaczy James, jakby to było oczywiste, a mnie się to coraz mnie podoba.
- Nie ma mowy! – protestuję.
- Vicky, zasady zawsze możemy zmienić. – tłumaczy mi cierpliwie Niall.
- Zmienić? – wtrąca się Amy.
- Nigdy nie grałaś w butelkę? – dziwi się El. – To co robisz z wylosowaną osobą to kwestia umowna.
- Dokładnie! - szybko podchwycił Zayn. - Więc na przykład, jeśli nie odpowiada ci  buziak to może być minuta sam na sam – Smerfetka niepewnie spogląda na Mulata.
- No dobra - przytakuje ze wzruszeniem ramion.
- Gramy? – pyta Liam, przerywając rozmowę z Dan.
- Oczywiście - odpowiada James z chytrym uśmieszkiem.
Po chwili wszyscy siedzimy w kółku, na podłodze, a po środku leży pierwsza, opróżniona butelka.
Wydawało się, że każdy patrzy na nią z lekkim napięciem i można by przysiąc, iż wszyscy w danym momencie planowali jak spędzić minutę z każdą z osób.
- Kręcimy? – pyta zniecierpliwiony Harry chwytając za butelkę.
- Kręć - poleca mu James, a Loczek niezwłocznie wykonuje jego polecenie. Towarzystwo wstrzymuje oddech, a butelka zaczyna wirować coraz wolniej...
Eleonor, Louis, Danielle, Liam, Zayn, Amy, James, Jack, ja, Nialler, Harry i kolejka zaczyna się od początku. Wszyscy chyba modlili się, aby nie padło na niego… Kilka ostatnich obrotów i butelka wskazuje na...
- Wiedziałem! Od samego początku cię do mnie ciągnie!– woła Jack, wymownie spoglądając w sufit.
- Wiesz co, nie pociągasz mnie na tyle, by cię całować więc raczej spędzę z tobą minutę sam na sam - odpowiada, śmiertelnie poważnie lokowaty, na co wszyscy wołamy chóralne "uu-uuu!"
- A niby czego mi brakuje? - pyta oburzony Jack, na co wybuchamy śmiechem.
- To gdzie ten pokój, do którego będziemy chodzić? – zwraca się do nas Harry.
- Za drzwiami w lewo. – odpowiadam z szerokim uśmiechem. 
Po minucie wracają do nas trzymając się za ręce. 
- Jak mogłeś?! - krzyczy dramatycznym głosem Louis, po czym pada "zanosząc się" szlochem w ramiona El, która mierzy Harry'ego spojrzeniem i zaczyna klepać Lou po plecach. Wszyscy na tę scenkę wybuchamy śmiechem, razem z Harrym i Lou.
- Może zmienimy zasady? Bo są trochę nudne - mówi niepewnie Danielle.
- Popieram! – Amy od razu ją popiera. – A na dodatek można też wymyślić wariant dla kogoś kto nie chce zadania, ani minuty z daną osobą... - próbuje wymyślić jakiś sposób by ominąć spotkania z Jamesem.
- Dobry pomysł. – Zayn adoruje każdy z jej pomysłów, byle tylko znów wszystko było dobrze. - Co powiecie na zadanie?
- Tak, zadanie jest w porządku! - popiera Niall.
- Proponuję ustalić zasady minuty, żeby było ciekawiej. – ogłosił James z blaskiem w oku. Wszyscy mu przytaknęliśmy.
- To może minuta na czynach, albo na mówieniu prawdy? - proponuje Jack.
- Proszę cię, myśl troszkę kuzynie. Jakich czynach? Przecież wszystkie obecne tu dziewczyny są już zajęte - wtrąca się Amy, przewracając oczami.
- To wybierajcie prawdę! – odparł Jack.
- Więc podsumujmy… - zaczyna Liam –  Kręcimy, na kogo padnie butelka to ta osoba wybiera minutę sam na sam, zadanie lub całusa. Jak wybierze minutę to musi się dodatkowo zdeklarować czy będzie mówić prawdę czy przejdzie do rzeczy. A co jeśli nic nie wybierze? Może by tak karnego musiała wypić?
- Doskonały pomysł - aprobuje kolegę Harry.
- Kręćmy już!
- No dobra, czyja kolej? - pyta Liam rozglądając się po towarzystwie.
- Moja!- Jack wyrywa mu przezroczystą butelkę, by zakręcić nią tak by wirowała jak najdłużej.
Przynajmniej kilka osób pragnęło zakręcić tą buteleczką po whiskey. 
Jednak szyjka butelki zatrzymała się wskazując na…
- Louis!
- Raczej nie kręci mnie sam na sam z tobą, ani całowanie, więc po proszę zadanie. – odpowiada spokojnie Lou.
- W takim razie musisz otworzyć drzwi i zacząć krzyczeć "szukam liści bo mnie czyści"! - zawołał Jack, a wszyscy zaczęliśmy się śmiać.
- Teraz? - spytał przerażony Louis.
- A kiedy? Za rok? 
- Och, no tak... Już idę. – rzucił podrywając się z ziemi i rusza w kierunku drzwi wejściowych. Po chwili słyszymy jak krzyczy ile sił w płucach.
- Zrobione! – mówi, usadawiając się z powrotem na podłodze.  – Mogę kręcić?
- Kręć – James ponownie odżył.
Louis zakręcił butelką, a jej szyjka nie zatrzymała się na żadnej z dziewczyn.
- Znowu ja? – Jack nawet nie krył zdziwienia.
- Najwidoczniej tak. – Louis zmarszczył brwi, nie do końca zadowolony z takiego trafienia - Ale w sumie to dobrze, odpłacę ci się! Co chcesz?
- Zadanie – odparł dumnie. 
- No dobrze… - w oczach pasiastego zalśniła chęć zemsty. – Wyznaj miłość najstarszej dziewczynie.
- To chyba ja… - Danielle zamrugała kilkakrotnie.
- Dobra… - mruknął Jack. Wstał niechętnie po czym wyszedł z pokoju, a następnie usłyszeliśmy cichy trzask drzwi.
- Po co on wyszedł? – zdziwił się Niall.
- Nie wiem… Ale przeczuwam, że to nic dobrego… - odparłam. Po kilku minutach do pokoju wpadła nasza sąsiadka, starsza pani.
- Wasz kolega oszalał! – krzyknęła. – Niall zabierz swojego kolegę bo bredzi… - wytrzeszczyliśmy na nią oczy, a po chwili do pokoju wpadł Jack.
- Ja naprawdę panią kocham!
- Nie wątpię, jednakowoż uważam, iż przeginasz z tym padaniem na kolana i chwytaniem mnie za spódnicę! -  kobieta uniosła brwi, kiedy przy jej boku pojawił się nasz brunet.
- Pani mnie odrzuca! – Jack zmusił się na dramatyczny ton. – To takie bolesne! – dodał, teatralnie rzucając się na ziemie.
- Mam nadzieję, że jak wytrzeźwieje to nie będzie tego pamiętał… - stwierdza pani Smith, zerkając na pierwsze opróżnione butelki.
- Spokojnie psze pani! Panujemy nad sytuacją. – Niall wyszczerzył do niej zęby.
- Nie wątpię… Ale nie wypuszczajcie go więcej z domu – pani Smith uśmiecha się do nas po czym szybko wymyka się z domu. Jack natychmiastowo podnosi się z ziemi z szerokim uśmiechem.
- Podobało się wam? - pyta, ale nikt nie jest w stanie mu odpowiedzieć bo wszyscy umieramy ze śmiechu.
Za dziesięć 12:00 wszyscy kierujemy się na dwór. Chłodne powietrze choć silnie orzeźwiające, to jednak nie jest w stanie przywrócić wszystkim jasności umysłu. 
Harry, James i Jack w odpowiednich humorach zajmują się rozstawianiem sztucznych ogni, które mają zamiar wypalić równo z północą. My, jako przedstawicielki płci pięknej ustawiłyśmy się w grupce rozmawiając wesoło. Pozostali rzucali w siebie śniegiem, który spadł wczorajszego dnia.
W pewnym momencie poczułam jak ktoś rzucił we mnie śnieżką.
- Jak mogłeś! – zawołałam, próbując pozbyć się śniegu, który szybko zaczął się topić i wpływać pod moją sukienkę, skutecznie oziębiając moją skórę.
- Chciałem ci życzyć szczęśliwego Nowego Roku. – odparł Niall z niewinnym uśmiechem.
- Czy jeśli cię kopnę, albo podrapię, lub rzucę się na ciebie z zamiarem zrobienia ci czegoś, to będziesz czuł, że odwdzięczyłam się za życzenia? – spytałam ze złością, wciąż czując kawałeczki lodu na plecach.
- Hmmm… Jak się na mnie rzucisz to tak – stwierdza, szczerząc do mnie swoje ząbki. W pobliżu niebo przecinają pierwsze fajerwerki. Zaczynamy odliczanie, a po chwili każdy, każdemu składa życzenia. Amy z Zaynem, zamiast używać słów po prostu oddają się pocałunkowi, a po chwili pozostałe pary biorą z nich przykład.
- Kocham Cię Niall - szpecę, a w niebieskich tęczówkach mojego chłopaka, pojawiają się tysiące wesołych iskierek.
- Ja Ciebie też - odpowiada, po czym składa namiętny pocałunek na moich wargach.

____________________________________________

Dzień Dobry, Cześć i Czołem! a raczej dobra noc, parząc na godzinę :D
kolejny rozdział obecny i obawiam się, że teraz będę dodawać tylko w weekendy, no ale ważne, że jest :D
co sądzicie o tym, że Amy pogodziła się z Zaynem i o tym, że powiedziała całą prawdę? w ogóle co sądzicie o tym rozdziale? mnie wydaję się w porządku ;) i chyba jeszcze nigdy nie napisałam tak długiego rozdziału o.O
no i jak wam się podoba nowy teledysk i piosenka LWWY? bo ja się w niej zakochałam *____*




czwartek, 13 września 2012

Happy Birthday Niall!

Tym razem to nie rozdział, tylko życzenia urodzinowe dla Horanka i podziękowania dla was:*
Zacznę od życzeń.
A więc wszystkiego najlepszego Irlandczyku o nieprzyzwoicie niebieskich tęczówkach w których pragną zatonąć miliony dziewczyn, o blond czuprynie, którą niejedna chciałaby poczochrać oraz uśmiechu tak kuszącym jak świeże truskawki. Żeby ta sława nigdy Cię nie zmieniła i żeby Ci nigdy jedzenia nie zabrakło bo to byłby koniec świata, żeby Ci się nigdy talent nie skończył bo miliony dziewczyn mdlą na sam dźwięk twojego głosu i żebyś był szczęśliwy - bo jeżeli ty będziesz to i my będziemy.


A teraz druga część dla was Mordki wy moje :*
No więc, chcę żebyście wiedziały, że gdyby nie wy to, to opowiadanie nie miałoby sensu i prawdopodobnie upadłoby po pierwszych rozdziałach. Każdy wasz komentarz jest dla mnie wielką inspiracją i siłą na dalsze pisanie. Niejednokrotnie się wzruszyłam czytając wasze opinie i jestem wam za to cholernie wdzięczna bo to właśnie dzięki wam odkryłam w sobie nowy pierwiastek - umiejętność pisania. Wiem, że to nie jest perfekcyjne pisanie, tylko jakieś amatorskie, ale dla mnie się to nie liczy, puki wam się podoba to ja jestem szczęśliwa. Kocham was, za to że dajecie mi siłę na lepsze jutro. 
Szczerze? Przez to opowiadanie (i przez was) zmieniłam się. Na lepsze.
I to chyba jest w tym wszystkim najpiękniejsze, dziękuję wam!

wtorek, 11 września 2012

42. Powrót przeszłości

*Vicky*

Czuję jak ktoś zaczyna mnie delikatnie szturchać. Niechętnie otwieram oczy, ale szybko je z powrotem zamykam, oślepiona promieniami słońca. Po chwili podejmuję drugą próbę sprawdzenia kto mnie obudził. Widzę nad sobą pochylonego Jamesa z iście diabelskim uśmieszkiem.
- Co się głupio cieszysz? I czemu mnie budzisz? - pytam z niechęcią.
- Chciałem ci tylko powiedzieć, ze jest już dziesiąta, a ty nie masz jeszcze nic przygotowanego do imprezy - wzrusza ramionami. - A no i zrobiłem śniadanie - dodaje jakby pominął najważniejszy szczegół.
- CO?! Czemu mnie dopiero teraz budzisz?! - wołam poddenerwowana i jak najszybciej wyskakuję z łóżka. w poszukiwaniu jakiś ubrań. - Gdzie Amy? - dopiero teraz do mnie dotarło, że brakuje jednej osoby w moim łóżku i to bynajmniej nie jestem ja.
- Zniosłem ją na rękach na śniadanie, dziwię się, że nie obudziły cię jej piski - odpowiada rozbawiony.
- Idiota - mruczę pod nosem i kieruję się do łazienki by się w miarę ogarnąć. Naciągam na siebie pośpiesznie dresy i zbiegam na śniadanie.
- Siema ekipo! - Amy odpowiada mi jakimś ponurym mamrotaniem, a James posyła mi szeroki uśmiech i podaje porcję jajecznicy. Pochłaniam ją pośpiesznie.
- James zapakuj do samochodu te wszystkie torby, które są w salonie, a my z Amy lecimy jeszcze zebrać potrzebne kosmetyki i tym podobne duperele. Widzimy się za dwadzieścia minut koło auta - daję bratu zadanie, a my ze Smerfetką wbiegamy pośpiesznie na górę.
- Ty zbierz ubrania i buty, a ja zajmę się tym wszystkim do makijażu i fryzury bo we dwie to my się zabijemy w tej łazience - rzuca w moją stronę Amy o dziwo już z dobrym humorem i znika w drzwiach łazienki, a ja kieruję się dalej, do mojego pokoju.
Wrzucam do torby dwie sukienki, dwie pary szpilek i dwa zestawy ciuchów na luzie, na jutro rano po czym dreptam z drugą torbą do łazienki. Amy przygotowała już mój żel pod prysznic, szampon do włosów, balsam do ciała, podkład do twarzy i tusz do rzęs. Reszta kosmetyków nie była mi znajoma więc pewnie należały do niej. Wrzucamy wszystko byle jak do torby i zbiegamy do auta. Amy pośpiesznie wciska się na tylne siedzenie mimo, że zawsze się kłóciłyśmy kto jedzie z przodu.
- To jak gotowe rozpocząć przygotowania do projektu 1D? - pyta z uśmiechem James i odpala samochód.
- Jak zawsze - odpowiadam i ruszamy.
W czasie jazdy udzielam się tylko ja i James, Amy jakby w ogóle z nami nie było. W radiu puścili fajną piosenkę Nicki Minaj - Starships więc odruchowo pogłośniłam i zaczęliśmy się z James wydurniać, na szczęście Amy do nas po chwili dołączyła. Na miejscu byliśmy za piętnaście jedenasta.
- Trzeba się podzielić zadaniami bo inaczej nie wyrobimy - zaczęłam.
- O której mają wszyscy przyjść? - spytała Amy.
- Powiedziałam Niallowi, żeby przyprowadził ich o osiemnastej i ani minuty wcześniej. Co prawda nie był zachwycony, że nie może nam pomóc, ale tak jak kazałaś nie zobaczą nas zanim się nie przygotujemy - odpowiedziałam.
- Och, jak cudownie! Dostałem tego zaszczytu i mogę was widzieć wcześniej! Nie zasłużyłem na takie łaski o pani - rzucił James bijąc nam pokłony.
- W takim razie zacny królewiczu ty zajmiesz się salonem, a my kuchnią i jedzeniem - odpowiadam ze śmiechem.
- Cóż mam zrobić o pani?
- Zrób trochę miejsca do tańczenia i przygotuj jakieś miejsce dla naszego DJ, chociaż nie wiem czy w tej sytuacji nie będzie ktoś inny puszczał muzyki... - patrzę nie pewnie na Amy, ale ta już zniknęła w drzwiach kuchni. - A no i zajmij się fajerwerkami, żeby przed wcześnie nikt ich nie odpalił - rzucam z uśmiechem do brata i idę w ślady panienki Bloom.
W kuchni spędzamy prawie trzy godziny przygotowując tony jedzenia (głównie z myślą o Niallu). Co jakiś czas zagląda do nas James, zaciekawiony naszymi wybuchami niekontrolowanego śmiechu. Kilka razy wszczął małą bójkę na jedzenie, ale szybko opanowałam sytuację zanim zdemolowałby wszystko co zdążyłyśmy przygotować. Podczas jednej z jego prób "ataku wściekłego ciasta" jak to inteligentnie nazwał Amy zadzwonił telefon.
- Kto to? - spytałam szeptem. Potrząsnęła głową i wyszła z kuchni. Wymieniliśmy z Jamesem zdziwione spojrzenia. Po chwili wbiegła do kuchni z piskiem.
- To Jack! Jack wrócił do Londynu! Chce z nami spędzić sylwestra! - woła podskakując z radości.
- Jack? TEN Jack?! - krzyczę i zaczynam razem z nią skakać jak wariatka.
- Czyżbym dobrze zrozumiał? Powrócił Jack Turner, dawna nieudana miłość mojej siostry? I oczywiście mój dobry kumpel? - pyta z nie do wierzeniem James.
- Spadaj! To nie była nieudana miłość po prostu lepiej się dogadywaliśmy jako przyjaciele - wzruszyłam niewinnie ramionami.
- Ekhem! Może by mi ktoś podał adres jaki mam mu wysłać? - przypomina o swoim istnieniu Smerfetka.
- Jasne, Sterry Street 24 - odpowiadam automatycznie. Kurde nie mogę uwierzyć w to, że Jack wrócił.
Jack Turner mój najlepszy przyjaciel i kuzyn Amy to ona nas ze sobą poznała, a potem spędzaliśmy każdą chwilę razem we czworo: ja, James, Amy i Jack. Od zawsze dzieliliśmy się na pary: ja-Jack i Amy-James, ale potem jego rodzice wzięli rozwód bo pan Turner zdradził jego matkę, z którą Jack wyjechał do Francji. Po latach powrócił. Mój najlepszy kumpel z dzieciństwa znowu jest w Londynie i za moment go zobaczę.
- Vicky chodź musimy jeszcze posprzątać łazienkę i przygotować pokoje dla wszystkich do spania - przypomina mi Amy podekscytowanym głosem.
- Tylko... - zaczynam niepewnie. - Chyba mam teraz za mało pokojów... Wiesz, żeby wszystkich pomieścić.  Chyba, że będziesz spała z którymś z chłopaków - już widzę jak James chce jej zaoferować połowę swojego łóżka, ale szybko mu przerywa.
- W porządku, mogę spać z Jackiem tyle go nie widziałam!
- Mogę z wami? Też chcę pogadać z kumplem - dodaje pośpiesznie mój brat. W sumie fakt to też był jego najlepszy kumpel, który zawsze nas godził jak się pokłóciliśmy.
- No... nie wiem czy to jest najlepszy pomysł... A zresztą może ja już będę spała z Zaynem - odpowiada zaczepnie Amy na co James zagryza zęby i wychodzi, a my kierujemy się do górnych pokoi.
O 14:00 kończymy wszystkie porządki i zabieramy się za nasz wygląd. Pierwsza do łazienki kieruję się Amy, a ja przygotowuję jej sukienkę i kosmetyki. Po godzinie wychodzi z łazienki i zajmuję jej miejsce.
Zaczynam od relaksującego prysznicu. Czuję jak zmywam z ciała brud dzisiejszego dnia, a jego miejsce zastępuje pozytywna energia.
Po czterdziesto minutowym maltretowaniu mojego ciała natryskami wręcz wrzącej wody wychodzę spod prysznica opatulona puszystym ręcznikiem, a włosy owijam drugim kawałkiem materiału. Przecieram zaparowane lustro i przyglądam się sobie krytycznie. Zbyt długi nos, wargi jakby nie pasujące do siebie, włosy proste, choć wolałabym lekkie loczki, za grube uda, a brzuch mógłby być bardziej płaski. Jedyne co mi się w sobie podoba to oczy, zielony ocean okolony czarnymi, długimi rzęsami. Otrząsam się z własnych myśli. Ocenianie siebie muszę przełożyć na kiedy indziej, teraz trzeba się śpieszyć. Kolistymi ruchami, dokładnie wcieram w siebie poziomkowy balsam do ciała. Podłączam suszarkę do kontaktu i zdejmuję ręcznik z włosów. Pośpiesznie je rozczesuję i kieruję na nie powiew ciepłego powietrza. Po piętnastu minutach wychodzę z łazienki.
- No w końcu! Ubieraj tą kieckę bo nie zdążymy! - mówi Amy z lekką naganą w głosie, po czym rzuca we mnie ubraniem. Sama ma już na sobie nową sukienkę. Pośpiesznie naciągam na siebie swoją.
- Zapniesz? - podchodzę do Amy, która szybko radzi sobie z moim zamkiem.
- A teraz siadaj na tym fotelu. JAMES! - krzyczy ile sił w płucach. Rzucam jej zaciekawione spojrzenie, ale tylko kręci głową, że zaraz.
- Co się stało Księżniczko? - pyta mój brat ledwo przekraczając próg.
- Po pierwsze nie mów tak do mnie! - warczy Amy. - A po drugie jesteś mi potrzebny. Będziesz mi podawał kosmetyki i inne ważne rzeczy, aby zrobić mnie i twoją siostrę na bóstwo i nie znoszę sprzeciwu, zresztą i tak już jesteś gotowy - James w odpowiedzi zaczął coś mruczeć pod nosem, ale posłusznie przysunął sobie drugie krzesło obok mnie.
Zaczęli od fryzury. James nabijał się ze mnie jak syczałam z bólu gdy Amy ciągnęła mnie za włosy więc zdzieliłam go szczotką po głowie i się uspokoił. Biedak co chwilę musiał szukać jakiś spinek, wsuwek i gumek. Następnie Smerfetka płynnie przeszła do robienia makijażu. Moje męczarnie przerwał nam dzwonek do drzwi.
- Kto to?! Przecież do osiemnastej jeszcze dwie godziny! - woła lekko spanikowanym głosem. Fakt, ona jest jeszcze w totalnej rozsypce.
- Spokojnie ja otworzę i nie wpuszczę na górę niepowołanych osób - rzuca uspokajającym tonem James i wymyka się z pokoju. Smerfetka z powrotem nachyla się nade mną z tuszem do rzęs w dłoni, po czym szybko się prostuje.
- Skończyłam! Wstań i się obróć - poleciła. Posłusznie obracam się w okół własnej osi. Od strony drzwi dochodzi cichy gwizd. Obracam się przerażona, że to Niall, a mój kochany braciak nie dopilnował, żeby nikt  tu nie właził, ale na szczęście to tylko James. Za nim wchodzi następna osoba do pomieszczenia. Podnosi na mnie spojrzenie i widzę jak miękną mu nogi.
- Vicky! Aleś ty się laska zrobiła! - woła wciąż z dużym śmiechem.
- JACK! - piszczymy równocześnie z Amy i rzucamy się na chłopaka.
- Chyba będę częściej wyjeżdżał skoro macie tak reagować - mówi ze śmiechem. - Ale jesteście śliczne!
- Dzięki - rzucamy równocześnie z Am' po czym po raz kolejny wybuchamy śmiechem.
- Smerfetko widzę, że przefarbowałaś włosy na naturalne o wiele ci ładniej! - nie przestaje sypać komplementami.
- Przestań się przymilać bo jeszcze ci nie wybaczyłyśmy tego, że nas zostawiłeś bez pożegnania, chyba że te żałosne listy miały być pożegnaniem - wypominam mu, ale nie wychodzi mi to tak poważnie jak chciałam bo po raz kolejny wybucham śmiechem. W odpowiedzi wystawia mi język.
- Dobra niech dziewczęta sobie radzą, a ja stary zabieram cię na dół na coś mocniejszego...
- EKHEM! - przerywam kochanemu braciszkowi.
- Żartowałem! - szybko protestuje po czym dodaje po cichu do Jacka - a może i nie...
- JAMES, słyszałam! - w odpowiedzi tylko szczerzą swoje zadziwiająco białe ząbki i obaj znikają za framugą drzwi.
- Dobra czas teraz zająć się moim wyglądem, a ty za ten czas pomaluj sobie paznokcie, chyba tyle potrafisz bez mojej pomocy - daję jej lekkiego kuksańca i zaczynam pokrywać różową farbą moje pazurki.
Za piętnaście osiemnasta. Obie jesteśmy gotowe i czekamy na facetów naszego życia. To znaczy ja czekam, a Amy chyba nie chce by wybiła punkt osiemnasta w końcu czeka ją bardzo poważna rozmowa. Towarzystwa dotrzymują nam cały czas Jack z Jamesem dzięki czemu szybciej mija nam to piętnaście pięknych minut. W końcu rozbrzmiewa ponowny dźwięk dzwonku do drzwi i chłopaki zbiegają na dół. Amy momentalnie blednie i delikatna zmarszczka pojawia się na jej czole. Łapię ją za rękę.
Musimy odczekać jeszcze dokładnie trzy minuty nim zejdziemy na dół, bynajmniej tak się wcześniej umówiliśmy. Rzucam Smerfetce pokrzepiające spojrzenie.
- Jesteśmy idealne - szepce na co się blado uśmiecha, ale to prawda. Amy ubrana w swoją białą sukienkę i turkusowe dodatki wygląda zjawiskowo do tego fryzura, która podkreśla jej nowy kolor włosów, turkusowe paznokcie pasujące do sukienki i oczy,* które obie mamy pomalowane identycznie. Ja natomiast mam na sobie sukienkę** o której zawsze marzyłam, według mnie idealnie pasującą do mnie, czarne szpilki, łososiowe paznokcie, idealna fryzura do całości i jakieś tam delikatne ozdoby. Pierwszy raz czuję się naprawdę piękną.
- Chyba już czas - rzuca lekko drżącym głosem Amy, przytakuję jej niechętnie.
- Nie sądziłam, że to będzie takie trudne - mówię "delikatnie" stremowana. - Jakoś już mi się nie śpieszy na dół.
- Mi właśnie też - cicho chichotamy. - Dobra raz kozie śmierć!
- Chyba Smerfom - odpowiadam z przekąsem, na co obie wybuchamy niekontrolowanym śmiechem, chociaż szczerze to w tym nie było nic zabawnego.
- Dobra, ogarnijmy się bo sylwestra spędzimy na tych schodach - wołam przez śmiech, co wywołuje u nas jeszcze większą głupawkę. W końcu po schodach wbiega po nas Jack z jakimś głupim zawołaniem "śmierć gumisiom" to dopiero było śmieszne!
- Co wy wyprawiacie?! Zapowiedzieliśmy już was trzy razy! A wy stoicie i cieszycie się jak głupie, jazda na dół! - na jego słowa zginamy się ze śmiechu. - Rozmaże wam się makijaż - w momencie się prostujemy i poprawiamy, już nie jest nam do śmiechu. - Kobiety - mruczy pod nosem Turner i przewraca oczami. - Macie minutę! - dodaje już głośniej i zbiega z powrotem po tych cholernych schodach na dół.
- No to pędzim do ukochanych - rzuca ostatni raz Am', po czym dodaje: - Ty pierwsza! - i popycha mnie w stronę schodów. Biorę głęboki wdech i zaczynam schodzić na parter.

* oczy wyobrażałam sobie jako troszkę mniej mocne, ale niestety nie znalazłam tego co by mi idealnie pasowało :c
** sukienka na ostatnim zdjęciu była inna, ale znalazłam tą i stwierdziłam, że ta bardziej pasuje do moich wyobrażeń.

*Niall*

Tłoczyliśmy się w holu w dziewiątkę czekając aż Vicky z Amy do nas zejdą,  bo James razem z tym Jackiem nie chcieli nas wpuścić dalej. Fajny koleś ten Jack. Taki wesołek jak Lou, jednym słowem nie da się go nie polubić. Cały czas szeroko się uśmiecha, aż się dziwię, że go od tego szczerzenia ząbków policzki nie bolą.
Po pięciu minutach tłoczenia się bezsensu, James zaczął się wkurzać, ale Jack na pełnym luzie rzucił żartobliwym tonem:
- Dobra nie ma sensu, żebyśmy się tu ściskali jak tuńczyki w puszce. Całe towarzystwo zapraszam do salonu, oprócz naszych dwóch królewiczów. Ustawcie się w dobrej pozycji i uważnie wpatrujcie w te zacne schody. Czujecie już klimat średniowiecza? Tak? - zrobił chwilę przerwy, a ja zacząłem się wczuwać w rolę księcia, czekającego na swą księżniczkę. - To teraz wróćcie do naszej epoki idioci! - przerwał moje przygotowania i Zayna też sądząc po jego głupiej minie. Parsknąłem śmiechem na co Jack rzucił mi mordercze spojrzenie. - I z czego rżysz blondynie? Musisz być poważny bo inaczej źle to się dla ciebie skończy. Wierz mi tyle się przygotowywały, jakby na konkurs piękności szły - przewrócił oczami.
- Dobra, przestań nawijać bałwanie tylko idź po nie - skarcił go James.
- Tak jest sir general! - zawołał salutując do Blacka po czym wbiegł po schodach z okrzykiem "ŚMIERĆ GUMISIOM!".
- Sorry za niego, on tak zawsze - próbuje tłumaczyć kumpla.
- Spoko, stary nie wiem skąd go wytrzasnąłeś, ale jest genialny! - mówię ocierając łzy śmiechu z oczu.
- Ta... mnie pewnie też by to rozbawiło gdybym zaraz nie miał umrzeć - wtrąca się Zayn. Faktycznie jest strasznie blady. W między czasie zbiega obok nas Jack z głupim uśmiechem po drodze zgarniając Jamesa. Kierują się od razu do salonu, gdzie, któryś z nich zajmuje się muzyką.
- Trzymasz się jakoś - pytam Mulata, na co wzrusza ramionami. Jego wzrok kieruję się na schody. Widzę jak opada mu szczęka. Nie zastanawiając się podążam za jego spojrzeniem. Moja szczęka również w błyskawicznym tępie zbliża się ku podłodze. Po schodach schodzi idealna dziewczyna, warto dodać, że owa dziewczyna jest moja. Nie potrafię odwrócić od niej wzroku. Zamknij chociaż paszczę, idioto! - szepce mi jakiś głosik w czaszce, ale nie jestem w stanie. Kilkukrotnie próbuję coś powiedzieć, ale zamykam i otwieram usta niczym rybka wyjęta z wody. Wiedziałem, że Vicky jest piękna, ale dzisiaj przeszła samą siebie. Jestem pewien, że gdyby wyszła w nocy na dwór to przyćmiłaby wszystkie gwiazdy wraz z księżycem.
Tymczasem moja zielonooka piękność zdążyła już dojść do końca schodów. Momentalnie do niej podbiegłem i podałem dłoń, aby pomóc jej pokonać ostatni schód. Obdarowuje mnie perlistym uśmiechem, na który moje kąciki ust też automatycznie unoszą się ku górze.
- Tęskniłeś? - pyta zadziornie unosząc jedną brew. Widocznie jest zadowolona moją reakcją na jej widok.
- Cholernie - mruczę i przyciągam ją do siebie. Pierwszy raz nie muszę się schylać by skraść jej pocałunek. W tych butach jej usta znajdują się idealnie na poziomie moich ust. W ostatnim momencie obraca głowę tak, że trafiam na jej policzek. Po raz drugi obdarza mnie swoim perlistym uśmiechem.
- Zrobiłaś to specjalnie - rzucam oskarżycielsko, po czym to ona wpija się w moje wargi. Przyciągam ją do siebie. - Jesteś najpiękniejszą dziewczyną na świecie, ba w całej galaktyce - szepce jej do ucha na co uśmiecha się promieniście.
- Przesadzasz - mówi i ciągnie mnie w stronę salonu. - Czas zacząć imprezę.

*Zayn*

Stoję pod tymi cholernymi schodami i czekam na najgorsze. Czuję jak dłonie zaczynają się pokrywać wilgocią, a mięśnie się napinają ze stresu. Z jednej strony chcę mieć już to wszystko za sobą, chcę wiedzieć czy mi uwierzy, ale z drugiej strony boję się tej konfrontacji. Boję się, że stracę mój skarb.
Nialler już obcuje ze swoim szczęściem. Oni po za sobą świata nie widzą, zazdroszczę im. Zazdroszczę Horankowi tego, że on jest pozbawiony tego irytującego pierwiastka jakim jest psucie wszystkiego dookoła. W końcu oboje nikną w drzwiach prowadzących do salonu, a ja zostaję sam ze swoim dobrym kumplem stresem. Po jakiejś minucie dobiega mnie głuche stukanie obcasów na drewnianych schodach. Podnoszę wzrok i widzę najpiękniejszą istotę jaką kiedykolwiek widziałem i prawdopodobnie już nigdy piękniejszej nie zobaczę. Fakt, że jest tak cholernie piękna, a ja zaraz mogę ją stracić przysważa mi dodatkowy ból, a że nie wspomnę o tym, że mój stres zaczyna pomału osiągać granicę z paniką.
Aura jaka od niej bije, paraliżuje mnie. Nie jestem w stanie wykonać najmniejszego ruchu. Przefarbowała włosy. W takiej barwie wygląda perfekcyjnie. W końcu po kilku sekundach, a może po kilkunastu godzinach opanowuję się i podbiegam do schodów by podać jej dłoń, tak jak kilka chwil temu zrobił to Niall dla swojej piękności.
Niestety moja wybranka nie zachowuje się tak jak dziewczyna blondyna. Zresztą byłbym w szoku gdyby tak samo zareagowała. Po prostu wyminęła mnie z dumnie podniesioną głową. Westchnąłem.
- Ślicznie dziś wyglądasz, ale to określenie nawet w jednej dziesiątej procenta nie oddaje twojego wyglądu - próbuję jakoś zacząć rozmowę.
- Dziękuję - odpowiada dość zimno, po czym kieruję się w stronę pokoju po prawej stronie. Przyglądam się jej jak urzeczony. Staje w progu i spogląda na mnie przez ramię. - Chyba musimy porozmawiać, Zayn - sposób w jaki wypowiedziała moja imię bardzo mi się nie spodobał. Na samą barwę jej lodowatego tonu, zastygła mi krew w żyłach.

__________________________________________________

proszę bardzo nowy rozdział :)
wybaczcie, że tak długo musiałyście czekać, ale no kurde tak nas zawalili już na początku roku szkolnego, że ledwo przychodziłam do domu i padałam na łóżko tak zmęczona, że w momencie zasypiałam.
jedynie chcę wam powiedzieć, jakby któraś sobie pomyślała, że skończyłam pisanie, to nie. jeżeli bym skończyła to z pewnością wrzuciłabym notkę o tym informującą bo nie potrafiłabym was zostawić tak bez pożegnania ;))
a co do rozdziału trochę niespodziewany obrót akcji? taak... ale z Jackiem mam już wiele pomysłów wymyślonych, więc przyzwyczajcie się do niego bo będzie od teraz częstą postacią i mam nadzieję, że go polubicie bo chcę go przedstawić jako pozytywnego bohatera.
no i wszystkiego najlepszego Nialluś, wiem że dopiero 13 września, ale jakbym nie dała rady wrzucić notki czy coś, to już dzisiaj, żebyś się nigdy nie zmienił, bo my kochamy cię takim jakim jesteś!