wtorek, 11 września 2012

42. Powrót przeszłości

*Vicky*

Czuję jak ktoś zaczyna mnie delikatnie szturchać. Niechętnie otwieram oczy, ale szybko je z powrotem zamykam, oślepiona promieniami słońca. Po chwili podejmuję drugą próbę sprawdzenia kto mnie obudził. Widzę nad sobą pochylonego Jamesa z iście diabelskim uśmieszkiem.
- Co się głupio cieszysz? I czemu mnie budzisz? - pytam z niechęcią.
- Chciałem ci tylko powiedzieć, ze jest już dziesiąta, a ty nie masz jeszcze nic przygotowanego do imprezy - wzrusza ramionami. - A no i zrobiłem śniadanie - dodaje jakby pominął najważniejszy szczegół.
- CO?! Czemu mnie dopiero teraz budzisz?! - wołam poddenerwowana i jak najszybciej wyskakuję z łóżka. w poszukiwaniu jakiś ubrań. - Gdzie Amy? - dopiero teraz do mnie dotarło, że brakuje jednej osoby w moim łóżku i to bynajmniej nie jestem ja.
- Zniosłem ją na rękach na śniadanie, dziwię się, że nie obudziły cię jej piski - odpowiada rozbawiony.
- Idiota - mruczę pod nosem i kieruję się do łazienki by się w miarę ogarnąć. Naciągam na siebie pośpiesznie dresy i zbiegam na śniadanie.
- Siema ekipo! - Amy odpowiada mi jakimś ponurym mamrotaniem, a James posyła mi szeroki uśmiech i podaje porcję jajecznicy. Pochłaniam ją pośpiesznie.
- James zapakuj do samochodu te wszystkie torby, które są w salonie, a my z Amy lecimy jeszcze zebrać potrzebne kosmetyki i tym podobne duperele. Widzimy się za dwadzieścia minut koło auta - daję bratu zadanie, a my ze Smerfetką wbiegamy pośpiesznie na górę.
- Ty zbierz ubrania i buty, a ja zajmę się tym wszystkim do makijażu i fryzury bo we dwie to my się zabijemy w tej łazience - rzuca w moją stronę Amy o dziwo już z dobrym humorem i znika w drzwiach łazienki, a ja kieruję się dalej, do mojego pokoju.
Wrzucam do torby dwie sukienki, dwie pary szpilek i dwa zestawy ciuchów na luzie, na jutro rano po czym dreptam z drugą torbą do łazienki. Amy przygotowała już mój żel pod prysznic, szampon do włosów, balsam do ciała, podkład do twarzy i tusz do rzęs. Reszta kosmetyków nie była mi znajoma więc pewnie należały do niej. Wrzucamy wszystko byle jak do torby i zbiegamy do auta. Amy pośpiesznie wciska się na tylne siedzenie mimo, że zawsze się kłóciłyśmy kto jedzie z przodu.
- To jak gotowe rozpocząć przygotowania do projektu 1D? - pyta z uśmiechem James i odpala samochód.
- Jak zawsze - odpowiadam i ruszamy.
W czasie jazdy udzielam się tylko ja i James, Amy jakby w ogóle z nami nie było. W radiu puścili fajną piosenkę Nicki Minaj - Starships więc odruchowo pogłośniłam i zaczęliśmy się z James wydurniać, na szczęście Amy do nas po chwili dołączyła. Na miejscu byliśmy za piętnaście jedenasta.
- Trzeba się podzielić zadaniami bo inaczej nie wyrobimy - zaczęłam.
- O której mają wszyscy przyjść? - spytała Amy.
- Powiedziałam Niallowi, żeby przyprowadził ich o osiemnastej i ani minuty wcześniej. Co prawda nie był zachwycony, że nie może nam pomóc, ale tak jak kazałaś nie zobaczą nas zanim się nie przygotujemy - odpowiedziałam.
- Och, jak cudownie! Dostałem tego zaszczytu i mogę was widzieć wcześniej! Nie zasłużyłem na takie łaski o pani - rzucił James bijąc nam pokłony.
- W takim razie zacny królewiczu ty zajmiesz się salonem, a my kuchnią i jedzeniem - odpowiadam ze śmiechem.
- Cóż mam zrobić o pani?
- Zrób trochę miejsca do tańczenia i przygotuj jakieś miejsce dla naszego DJ, chociaż nie wiem czy w tej sytuacji nie będzie ktoś inny puszczał muzyki... - patrzę nie pewnie na Amy, ale ta już zniknęła w drzwiach kuchni. - A no i zajmij się fajerwerkami, żeby przed wcześnie nikt ich nie odpalił - rzucam z uśmiechem do brata i idę w ślady panienki Bloom.
W kuchni spędzamy prawie trzy godziny przygotowując tony jedzenia (głównie z myślą o Niallu). Co jakiś czas zagląda do nas James, zaciekawiony naszymi wybuchami niekontrolowanego śmiechu. Kilka razy wszczął małą bójkę na jedzenie, ale szybko opanowałam sytuację zanim zdemolowałby wszystko co zdążyłyśmy przygotować. Podczas jednej z jego prób "ataku wściekłego ciasta" jak to inteligentnie nazwał Amy zadzwonił telefon.
- Kto to? - spytałam szeptem. Potrząsnęła głową i wyszła z kuchni. Wymieniliśmy z Jamesem zdziwione spojrzenia. Po chwili wbiegła do kuchni z piskiem.
- To Jack! Jack wrócił do Londynu! Chce z nami spędzić sylwestra! - woła podskakując z radości.
- Jack? TEN Jack?! - krzyczę i zaczynam razem z nią skakać jak wariatka.
- Czyżbym dobrze zrozumiał? Powrócił Jack Turner, dawna nieudana miłość mojej siostry? I oczywiście mój dobry kumpel? - pyta z nie do wierzeniem James.
- Spadaj! To nie była nieudana miłość po prostu lepiej się dogadywaliśmy jako przyjaciele - wzruszyłam niewinnie ramionami.
- Ekhem! Może by mi ktoś podał adres jaki mam mu wysłać? - przypomina o swoim istnieniu Smerfetka.
- Jasne, Sterry Street 24 - odpowiadam automatycznie. Kurde nie mogę uwierzyć w to, że Jack wrócił.
Jack Turner mój najlepszy przyjaciel i kuzyn Amy to ona nas ze sobą poznała, a potem spędzaliśmy każdą chwilę razem we czworo: ja, James, Amy i Jack. Od zawsze dzieliliśmy się na pary: ja-Jack i Amy-James, ale potem jego rodzice wzięli rozwód bo pan Turner zdradził jego matkę, z którą Jack wyjechał do Francji. Po latach powrócił. Mój najlepszy kumpel z dzieciństwa znowu jest w Londynie i za moment go zobaczę.
- Vicky chodź musimy jeszcze posprzątać łazienkę i przygotować pokoje dla wszystkich do spania - przypomina mi Amy podekscytowanym głosem.
- Tylko... - zaczynam niepewnie. - Chyba mam teraz za mało pokojów... Wiesz, żeby wszystkich pomieścić.  Chyba, że będziesz spała z którymś z chłopaków - już widzę jak James chce jej zaoferować połowę swojego łóżka, ale szybko mu przerywa.
- W porządku, mogę spać z Jackiem tyle go nie widziałam!
- Mogę z wami? Też chcę pogadać z kumplem - dodaje pośpiesznie mój brat. W sumie fakt to też był jego najlepszy kumpel, który zawsze nas godził jak się pokłóciliśmy.
- No... nie wiem czy to jest najlepszy pomysł... A zresztą może ja już będę spała z Zaynem - odpowiada zaczepnie Amy na co James zagryza zęby i wychodzi, a my kierujemy się do górnych pokoi.
O 14:00 kończymy wszystkie porządki i zabieramy się za nasz wygląd. Pierwsza do łazienki kieruję się Amy, a ja przygotowuję jej sukienkę i kosmetyki. Po godzinie wychodzi z łazienki i zajmuję jej miejsce.
Zaczynam od relaksującego prysznicu. Czuję jak zmywam z ciała brud dzisiejszego dnia, a jego miejsce zastępuje pozytywna energia.
Po czterdziesto minutowym maltretowaniu mojego ciała natryskami wręcz wrzącej wody wychodzę spod prysznica opatulona puszystym ręcznikiem, a włosy owijam drugim kawałkiem materiału. Przecieram zaparowane lustro i przyglądam się sobie krytycznie. Zbyt długi nos, wargi jakby nie pasujące do siebie, włosy proste, choć wolałabym lekkie loczki, za grube uda, a brzuch mógłby być bardziej płaski. Jedyne co mi się w sobie podoba to oczy, zielony ocean okolony czarnymi, długimi rzęsami. Otrząsam się z własnych myśli. Ocenianie siebie muszę przełożyć na kiedy indziej, teraz trzeba się śpieszyć. Kolistymi ruchami, dokładnie wcieram w siebie poziomkowy balsam do ciała. Podłączam suszarkę do kontaktu i zdejmuję ręcznik z włosów. Pośpiesznie je rozczesuję i kieruję na nie powiew ciepłego powietrza. Po piętnastu minutach wychodzę z łazienki.
- No w końcu! Ubieraj tą kieckę bo nie zdążymy! - mówi Amy z lekką naganą w głosie, po czym rzuca we mnie ubraniem. Sama ma już na sobie nową sukienkę. Pośpiesznie naciągam na siebie swoją.
- Zapniesz? - podchodzę do Amy, która szybko radzi sobie z moim zamkiem.
- A teraz siadaj na tym fotelu. JAMES! - krzyczy ile sił w płucach. Rzucam jej zaciekawione spojrzenie, ale tylko kręci głową, że zaraz.
- Co się stało Księżniczko? - pyta mój brat ledwo przekraczając próg.
- Po pierwsze nie mów tak do mnie! - warczy Amy. - A po drugie jesteś mi potrzebny. Będziesz mi podawał kosmetyki i inne ważne rzeczy, aby zrobić mnie i twoją siostrę na bóstwo i nie znoszę sprzeciwu, zresztą i tak już jesteś gotowy - James w odpowiedzi zaczął coś mruczeć pod nosem, ale posłusznie przysunął sobie drugie krzesło obok mnie.
Zaczęli od fryzury. James nabijał się ze mnie jak syczałam z bólu gdy Amy ciągnęła mnie za włosy więc zdzieliłam go szczotką po głowie i się uspokoił. Biedak co chwilę musiał szukać jakiś spinek, wsuwek i gumek. Następnie Smerfetka płynnie przeszła do robienia makijażu. Moje męczarnie przerwał nam dzwonek do drzwi.
- Kto to?! Przecież do osiemnastej jeszcze dwie godziny! - woła lekko spanikowanym głosem. Fakt, ona jest jeszcze w totalnej rozsypce.
- Spokojnie ja otworzę i nie wpuszczę na górę niepowołanych osób - rzuca uspokajającym tonem James i wymyka się z pokoju. Smerfetka z powrotem nachyla się nade mną z tuszem do rzęs w dłoni, po czym szybko się prostuje.
- Skończyłam! Wstań i się obróć - poleciła. Posłusznie obracam się w okół własnej osi. Od strony drzwi dochodzi cichy gwizd. Obracam się przerażona, że to Niall, a mój kochany braciak nie dopilnował, żeby nikt  tu nie właził, ale na szczęście to tylko James. Za nim wchodzi następna osoba do pomieszczenia. Podnosi na mnie spojrzenie i widzę jak miękną mu nogi.
- Vicky! Aleś ty się laska zrobiła! - woła wciąż z dużym śmiechem.
- JACK! - piszczymy równocześnie z Amy i rzucamy się na chłopaka.
- Chyba będę częściej wyjeżdżał skoro macie tak reagować - mówi ze śmiechem. - Ale jesteście śliczne!
- Dzięki - rzucamy równocześnie z Am' po czym po raz kolejny wybuchamy śmiechem.
- Smerfetko widzę, że przefarbowałaś włosy na naturalne o wiele ci ładniej! - nie przestaje sypać komplementami.
- Przestań się przymilać bo jeszcze ci nie wybaczyłyśmy tego, że nas zostawiłeś bez pożegnania, chyba że te żałosne listy miały być pożegnaniem - wypominam mu, ale nie wychodzi mi to tak poważnie jak chciałam bo po raz kolejny wybucham śmiechem. W odpowiedzi wystawia mi język.
- Dobra niech dziewczęta sobie radzą, a ja stary zabieram cię na dół na coś mocniejszego...
- EKHEM! - przerywam kochanemu braciszkowi.
- Żartowałem! - szybko protestuje po czym dodaje po cichu do Jacka - a może i nie...
- JAMES, słyszałam! - w odpowiedzi tylko szczerzą swoje zadziwiająco białe ząbki i obaj znikają za framugą drzwi.
- Dobra czas teraz zająć się moim wyglądem, a ty za ten czas pomaluj sobie paznokcie, chyba tyle potrafisz bez mojej pomocy - daję jej lekkiego kuksańca i zaczynam pokrywać różową farbą moje pazurki.
Za piętnaście osiemnasta. Obie jesteśmy gotowe i czekamy na facetów naszego życia. To znaczy ja czekam, a Amy chyba nie chce by wybiła punkt osiemnasta w końcu czeka ją bardzo poważna rozmowa. Towarzystwa dotrzymują nam cały czas Jack z Jamesem dzięki czemu szybciej mija nam to piętnaście pięknych minut. W końcu rozbrzmiewa ponowny dźwięk dzwonku do drzwi i chłopaki zbiegają na dół. Amy momentalnie blednie i delikatna zmarszczka pojawia się na jej czole. Łapię ją za rękę.
Musimy odczekać jeszcze dokładnie trzy minuty nim zejdziemy na dół, bynajmniej tak się wcześniej umówiliśmy. Rzucam Smerfetce pokrzepiające spojrzenie.
- Jesteśmy idealne - szepce na co się blado uśmiecha, ale to prawda. Amy ubrana w swoją białą sukienkę i turkusowe dodatki wygląda zjawiskowo do tego fryzura, która podkreśla jej nowy kolor włosów, turkusowe paznokcie pasujące do sukienki i oczy,* które obie mamy pomalowane identycznie. Ja natomiast mam na sobie sukienkę** o której zawsze marzyłam, według mnie idealnie pasującą do mnie, czarne szpilki, łososiowe paznokcie, idealna fryzura do całości i jakieś tam delikatne ozdoby. Pierwszy raz czuję się naprawdę piękną.
- Chyba już czas - rzuca lekko drżącym głosem Amy, przytakuję jej niechętnie.
- Nie sądziłam, że to będzie takie trudne - mówię "delikatnie" stremowana. - Jakoś już mi się nie śpieszy na dół.
- Mi właśnie też - cicho chichotamy. - Dobra raz kozie śmierć!
- Chyba Smerfom - odpowiadam z przekąsem, na co obie wybuchamy niekontrolowanym śmiechem, chociaż szczerze to w tym nie było nic zabawnego.
- Dobra, ogarnijmy się bo sylwestra spędzimy na tych schodach - wołam przez śmiech, co wywołuje u nas jeszcze większą głupawkę. W końcu po schodach wbiega po nas Jack z jakimś głupim zawołaniem "śmierć gumisiom" to dopiero było śmieszne!
- Co wy wyprawiacie?! Zapowiedzieliśmy już was trzy razy! A wy stoicie i cieszycie się jak głupie, jazda na dół! - na jego słowa zginamy się ze śmiechu. - Rozmaże wam się makijaż - w momencie się prostujemy i poprawiamy, już nie jest nam do śmiechu. - Kobiety - mruczy pod nosem Turner i przewraca oczami. - Macie minutę! - dodaje już głośniej i zbiega z powrotem po tych cholernych schodach na dół.
- No to pędzim do ukochanych - rzuca ostatni raz Am', po czym dodaje: - Ty pierwsza! - i popycha mnie w stronę schodów. Biorę głęboki wdech i zaczynam schodzić na parter.

* oczy wyobrażałam sobie jako troszkę mniej mocne, ale niestety nie znalazłam tego co by mi idealnie pasowało :c
** sukienka na ostatnim zdjęciu była inna, ale znalazłam tą i stwierdziłam, że ta bardziej pasuje do moich wyobrażeń.

*Niall*

Tłoczyliśmy się w holu w dziewiątkę czekając aż Vicky z Amy do nas zejdą,  bo James razem z tym Jackiem nie chcieli nas wpuścić dalej. Fajny koleś ten Jack. Taki wesołek jak Lou, jednym słowem nie da się go nie polubić. Cały czas szeroko się uśmiecha, aż się dziwię, że go od tego szczerzenia ząbków policzki nie bolą.
Po pięciu minutach tłoczenia się bezsensu, James zaczął się wkurzać, ale Jack na pełnym luzie rzucił żartobliwym tonem:
- Dobra nie ma sensu, żebyśmy się tu ściskali jak tuńczyki w puszce. Całe towarzystwo zapraszam do salonu, oprócz naszych dwóch królewiczów. Ustawcie się w dobrej pozycji i uważnie wpatrujcie w te zacne schody. Czujecie już klimat średniowiecza? Tak? - zrobił chwilę przerwy, a ja zacząłem się wczuwać w rolę księcia, czekającego na swą księżniczkę. - To teraz wróćcie do naszej epoki idioci! - przerwał moje przygotowania i Zayna też sądząc po jego głupiej minie. Parsknąłem śmiechem na co Jack rzucił mi mordercze spojrzenie. - I z czego rżysz blondynie? Musisz być poważny bo inaczej źle to się dla ciebie skończy. Wierz mi tyle się przygotowywały, jakby na konkurs piękności szły - przewrócił oczami.
- Dobra, przestań nawijać bałwanie tylko idź po nie - skarcił go James.
- Tak jest sir general! - zawołał salutując do Blacka po czym wbiegł po schodach z okrzykiem "ŚMIERĆ GUMISIOM!".
- Sorry za niego, on tak zawsze - próbuje tłumaczyć kumpla.
- Spoko, stary nie wiem skąd go wytrzasnąłeś, ale jest genialny! - mówię ocierając łzy śmiechu z oczu.
- Ta... mnie pewnie też by to rozbawiło gdybym zaraz nie miał umrzeć - wtrąca się Zayn. Faktycznie jest strasznie blady. W między czasie zbiega obok nas Jack z głupim uśmiechem po drodze zgarniając Jamesa. Kierują się od razu do salonu, gdzie, któryś z nich zajmuje się muzyką.
- Trzymasz się jakoś - pytam Mulata, na co wzrusza ramionami. Jego wzrok kieruję się na schody. Widzę jak opada mu szczęka. Nie zastanawiając się podążam za jego spojrzeniem. Moja szczęka również w błyskawicznym tępie zbliża się ku podłodze. Po schodach schodzi idealna dziewczyna, warto dodać, że owa dziewczyna jest moja. Nie potrafię odwrócić od niej wzroku. Zamknij chociaż paszczę, idioto! - szepce mi jakiś głosik w czaszce, ale nie jestem w stanie. Kilkukrotnie próbuję coś powiedzieć, ale zamykam i otwieram usta niczym rybka wyjęta z wody. Wiedziałem, że Vicky jest piękna, ale dzisiaj przeszła samą siebie. Jestem pewien, że gdyby wyszła w nocy na dwór to przyćmiłaby wszystkie gwiazdy wraz z księżycem.
Tymczasem moja zielonooka piękność zdążyła już dojść do końca schodów. Momentalnie do niej podbiegłem i podałem dłoń, aby pomóc jej pokonać ostatni schód. Obdarowuje mnie perlistym uśmiechem, na który moje kąciki ust też automatycznie unoszą się ku górze.
- Tęskniłeś? - pyta zadziornie unosząc jedną brew. Widocznie jest zadowolona moją reakcją na jej widok.
- Cholernie - mruczę i przyciągam ją do siebie. Pierwszy raz nie muszę się schylać by skraść jej pocałunek. W tych butach jej usta znajdują się idealnie na poziomie moich ust. W ostatnim momencie obraca głowę tak, że trafiam na jej policzek. Po raz drugi obdarza mnie swoim perlistym uśmiechem.
- Zrobiłaś to specjalnie - rzucam oskarżycielsko, po czym to ona wpija się w moje wargi. Przyciągam ją do siebie. - Jesteś najpiękniejszą dziewczyną na świecie, ba w całej galaktyce - szepce jej do ucha na co uśmiecha się promieniście.
- Przesadzasz - mówi i ciągnie mnie w stronę salonu. - Czas zacząć imprezę.

*Zayn*

Stoję pod tymi cholernymi schodami i czekam na najgorsze. Czuję jak dłonie zaczynają się pokrywać wilgocią, a mięśnie się napinają ze stresu. Z jednej strony chcę mieć już to wszystko za sobą, chcę wiedzieć czy mi uwierzy, ale z drugiej strony boję się tej konfrontacji. Boję się, że stracę mój skarb.
Nialler już obcuje ze swoim szczęściem. Oni po za sobą świata nie widzą, zazdroszczę im. Zazdroszczę Horankowi tego, że on jest pozbawiony tego irytującego pierwiastka jakim jest psucie wszystkiego dookoła. W końcu oboje nikną w drzwiach prowadzących do salonu, a ja zostaję sam ze swoim dobrym kumplem stresem. Po jakiejś minucie dobiega mnie głuche stukanie obcasów na drewnianych schodach. Podnoszę wzrok i widzę najpiękniejszą istotę jaką kiedykolwiek widziałem i prawdopodobnie już nigdy piękniejszej nie zobaczę. Fakt, że jest tak cholernie piękna, a ja zaraz mogę ją stracić przysważa mi dodatkowy ból, a że nie wspomnę o tym, że mój stres zaczyna pomału osiągać granicę z paniką.
Aura jaka od niej bije, paraliżuje mnie. Nie jestem w stanie wykonać najmniejszego ruchu. Przefarbowała włosy. W takiej barwie wygląda perfekcyjnie. W końcu po kilku sekundach, a może po kilkunastu godzinach opanowuję się i podbiegam do schodów by podać jej dłoń, tak jak kilka chwil temu zrobił to Niall dla swojej piękności.
Niestety moja wybranka nie zachowuje się tak jak dziewczyna blondyna. Zresztą byłbym w szoku gdyby tak samo zareagowała. Po prostu wyminęła mnie z dumnie podniesioną głową. Westchnąłem.
- Ślicznie dziś wyglądasz, ale to określenie nawet w jednej dziesiątej procenta nie oddaje twojego wyglądu - próbuję jakoś zacząć rozmowę.
- Dziękuję - odpowiada dość zimno, po czym kieruję się w stronę pokoju po prawej stronie. Przyglądam się jej jak urzeczony. Staje w progu i spogląda na mnie przez ramię. - Chyba musimy porozmawiać, Zayn - sposób w jaki wypowiedziała moja imię bardzo mi się nie spodobał. Na samą barwę jej lodowatego tonu, zastygła mi krew w żyłach.

__________________________________________________

proszę bardzo nowy rozdział :)
wybaczcie, że tak długo musiałyście czekać, ale no kurde tak nas zawalili już na początku roku szkolnego, że ledwo przychodziłam do domu i padałam na łóżko tak zmęczona, że w momencie zasypiałam.
jedynie chcę wam powiedzieć, jakby któraś sobie pomyślała, że skończyłam pisanie, to nie. jeżeli bym skończyła to z pewnością wrzuciłabym notkę o tym informującą bo nie potrafiłabym was zostawić tak bez pożegnania ;))
a co do rozdziału trochę niespodziewany obrót akcji? taak... ale z Jackiem mam już wiele pomysłów wymyślonych, więc przyzwyczajcie się do niego bo będzie od teraz częstą postacią i mam nadzieję, że go polubicie bo chcę go przedstawić jako pozytywnego bohatera.
no i wszystkiego najlepszego Nialluś, wiem że dopiero 13 września, ale jakbym nie dała rady wrzucić notki czy coś, to już dzisiaj, żebyś się nigdy nie zmienił, bo my kochamy cię takim jakim jesteś! 


15 komentarzy:

  1. Heh, ten cały Jack mnie rozwalił "Śmierć Gumisiom!" - ta postać jest tak strasznie pozytywna, że chyba polubię ją bardziej niż Louisa ;D
    A Amy? Zaskoczył mnie jej oschły ton. Na górze chichotała jak najęta, a gdy zobaczyła Zayna uśmiech spełzł jej z twarzy. Ogólnie to dobrze by było, gdyby nie pogodziła się z nim. Wolałabym ją z bratem Vicky ;D
    Pozdrawiam! ;**

    OdpowiedzUsuń
  2. Aaaa Jack spoko "ŚMIERĆ GUMISIOM" rządzi ! Mam nadzięje, że Zayn i Amy się pogodzą i James da se siana :( I, że Jack nie wpieprzy się w związek Nialla i Vicki no i oczywiście czekam na nastepny rozdział ^^ I zapraszam na bloga mojej koleżanki, z klatki http://eye-tunes-niall-and-liam.blogspot.com/ <3

    OdpowiedzUsuń
  3. PROSZĘ CIE!!! niech Amy się pogodzi z Zayn'em a James znajdzie sobie inną dziewczynę!! Błagam tak nie chcę czytać o smutnym Zayn'ie bo stracił dziewczynę :C Niech wymyśli jakieś super przeprosiny i obieca że więcej to się nie powtórzy. niech mu wybaczy :)
    A co do Jacka to tak jak Leśka mam nadzieję że nie będzie próbował zepsuć związku Niall'a i Vicki.
    ŚMIERĆ GUMISIOM czekam na nexta :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawe co Amy powie Zayn'owi i co ona ma na swoje usprawiedliwienie. Rozdział jak zawsze fantastyczny
    Czekam na następny ! :*

    OdpowiedzUsuń
  5. ZAJEBISTY ;*** DOŁACZAM SIĘ HAPPY BIRTHDAY NIALLER <3 czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak zwykle zajeeeebisty ... Najlepszego Nialler ! <3

    OdpowiedzUsuń
  7. ,, Śmierć gumisiom'' hehe . Extra . Jack'a nie da sie nie polubic . Czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Siemmmaa ;3 zajebiscie piszesz *O* Dziękuje ,dobranoc .

    OdpowiedzUsuń
  9. Amy i tak będzie z Jamesem ^_^
    Ogólnie to zajebiste opowiadanie, no wyjebanie w kosmos.
    dawaj tu szybciutko następny rozdział :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Jezuuuuuuuuuuuuuu!!! Wiem, że nie piszę ci tego tak często, jak ty mnie, ale wiedz, że czytam każdy rozdział i Cię kocham!!!!!!!!!!!
    Jesteś bossska!!!
    http://ifwecouldonlyturnbacktime1d.blogspot.com/
    I <3 YOU!!!
    Śmierć gumisiom!!!
    I bardzo, bardzo, bardzo, bardzo polubiłam Jack'a!!!!

    OdpowiedzUsuń
  11. A tak wgl, zapomniałam zapytać... Masz gg?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pewnie, że mam :8700483 tylko mało przesiaduję, ale jak już wejdę to na ładnych parę godzin ;p

      Usuń
  12. Podziwiam Cię za tego bloga. Niesamowity. :)


    Poza tym zapraszam wszystkich na mojego bloga i koleżanki, gdzie umieszczamy nasze imaginy.

    http://lovinngitana1d.blogspot.com/

    Mam nadzieję, że Wam się spodobają i zostawicie szczere komentarze. Bardzo zależy nam na Waszej opinii. ;)

    OdpowiedzUsuń