sobota, 27 października 2012

45. Śledztwo

*Vicky*

- Obudź się! - dobiega mnie czyjś krzyk. Niechętnie otwieram jedno oko po czym bardzo szybko tego żałuję. - No wstawaj! - teraz dodatkowo ktoś zaczął mną potrząsać. Przystępuję do ponownej próby spojrzenia na świat, tym razem udanej. Nad moim łóżkiem stoją Amy z Eleonor, a przez drzwi zagląda Danielle.
- Co wy tu robicie? - pytam przecierając oczy, by pozbyć się z powiek resztek snu.
- Jak to co? Obiecałaś nam zakupy! - odpowiada na moje pytanie Amy, a El przewraca oczami.
- Ale ja śpię! Przełóżmy to na jutro.. - marudzę jak mogę, żeby to tylko przełożyć.
- Nie ma mowy! - i zaczynają ściągać mnie z łóżka.
- Dobra już wstaję! - krzyczę byleby tylko dały mi spokój i wlokę się w stronę łazienki.
Po niecałych dwudziestu minutach staję przed nimi ubrana, wymalowana i gotowa do drogi.
- A tak właściwie to gdzie się podział Niall? - pytam dopiero teraz dostrzegając brak mojej życiowej połówki.
- Wpuścił nas do domu i powiedział, że już umówił się z chłopakami więc wychodzi - stwierdziła ze wzruszeniem ramion El.
Ja z Amy siedzimy z tyłu na kanapie, a Dan wraz z kierującą El z przodu. Po chwili znajdujemy się pod galerią.
- To od czego zaczynamy?
- Może chodźmy po kolei? - sugeruje rozsądnie Danielle.
- Czyli od Vero Mody - zgodnie ruszamy w kierunku owego sklepu. Ledwo mijamy bramki i rozbiegamy się po pomieszczeniu w poszukiwaniu upragnionych ubrań. W oczy rzuca mi się fajna marynarka, więc bez zastanowienia po nią sięgam i kieruję się do przymierzalni. Zza jednej z zasłonek wyglądała przerażona twarz Amy.
- Uff... dobrze, że tu przyszłaś, pomóż mi! - szepce rozgorączkowanym tonem i robi mi miejsce, żebym mogła wejść do środka. Rozglądam się czy nikt tego nie widzi i wchodzę do kabiny w której znajduje się moja półnaga przyjaciółka. Z trudem powstrzymuję wariacki wybuch śmiechu. Próbowała naciągnąć na siebie malinową sukienkę i... utknęła. Udało jej się wcisnąć do linii bioder, a dalej ani rusz.
- No pomóż mi a nie śmiej się! - warczy na mnie Smerfetka. Potrząsam głową i próbuję z niej ściągnąć felerne ubranie.
- Nie było większego rozmiaru? - pytam z sarkazmem. 
- Cicho siedź, wydawało mi się, że schudłam - mówi zrozpaczonym tonem. Z ciekawości spoglądam na metkę.
- O dwa rozmiary? Czyś ty zwariowała? - stwierdzam coraz bardziej się śmiejąc. - Lepiej wciągnij brzuch!
- Ale ona nawet nie sięgnęła do mojego brzucha! - woła Am' zrozpaczonym tonem. W końcu czuję jak materiał zsuwa się na podłogę. Spoglądam triumfalnie na moją przyjaciółkę.
- To jak przynieść ci twój rozmiar? - słowo twój dosadnie akcentuję.
- Nie dzięki już nie chcę tej sukienki - odpowiada, szybko wciągając na siebie swoje wcześniejsze ubrania. - A ty nie bierzesz swojej marynarki?
- Nie jednak nie jest taka fajna, jak na wieszaku - stwierdzam ze wzruszeniem ramion.
Wychodzimy z przebieralni i idziemy w stronę kas, gdzie obecnie znajdują się nasze towarzyszki.
- No w końcu! Już myślałyśmy, że ktoś was porwał! - stwierdza Danielle na nasz widok.
- Nie, miałyśmy drobny wypadek w przymierzalni - odpowiadam ze śmiechem, a Amy rzuca mi piorunujące spojrzenie.
- Jaki...? - zaczęła z ciekawością Dan, ale Elka nie pozwola jej skończyć.
- Może dokończymy tę rozmowę gdzie indziej? - mówi z naciskiem na gdzie indziej. - Mam dziwne wrażenie, że cały czas nas ktoś obserwuje - wszystkie jak na komendę zaczynamy się rozglądać.
- Pewnie ci się wydaje, albo to paparazzi w końcu muszą mieć co pisać w gazetach, ale może faktycznie lepiej opuścić już ten sklep - staję po stronie Eleonor i szybko mieszamy się z tłumem. 
Po godzinnym szwendaniu się po sklepach, każda z nas niesie pełno toreb wypchanych różnymi zdobyczami.
- Wiecie, mi też wydaje się, że ktoś nas śledzi... - stwierdzam niepewnie.
- Ja też mam takie wrażenie - przyznaje niechętnie Amy, a Danielle jej potakuje.
- To chodźmy jeszcze do tego sklepu i wracajmy do domy, okej? - proponuje El, a my z chęcią przystępujemy do jej propozycji. Po raz kolejny tego dnia rozchodzimy się po sklepie. Przemierzam półki i gwałtownie się obracam przez co na kogoś wpadam. Po budowie ciała stwierdzam, że to chłopak, ale nie mogę być tego pewna bo swoją twarz skrycie chowa pod kapturem, a w dodatku stoi do mnie tyłem.
- Przepraszam - zaczynam rozmowę, ale zbywa mnie skinieniem dłoni i szybko ucieka. Dziwny jakiś.

*Zayn*

- Niall, idioto! O mały włos i byś nas wsypał! Po coś polazł za nią?! - strofuję Irlandczyka.
- Ale przecież mnie nie poznała - próbuje się bronić.
- Na szczęście bo zepsułbyś nam zabawę - stwierdza Liam.
- A tak właściwie to kiedy się ujawnimy? - pyta Lou.
- Jak będzie odpowiedni moment - odpowiadam.
- Czyli kiedy? - nie daje za wygraną Pasiasty.
- Całość padnij! - woła niespodziewanie Niall i ciągnie nas za jedną z półek, jak się okazało z bielizną.
- Świetny wybór Horan - mówię z sarkazmem.
- No co? El by nas zobaczyła! - po raz kolejny próbuje się usprawiedliwiać.
- Daj mu spokój, Zayn. Chciał dobrze - broni go Liam.
- A ja chcę źle? - wołam podniesionym głosem.
- Cichooo! - odpowiadają mi cztery głosiki.
- Ekhem - spoglądamy do góry i naszym oczom ukazują się wszystkie dziewczyny. - Dobrze się bawicie? - pyta Victoria.
- Teraz już nie - stwierdza szeptem Harry, po czym szczerzy swoje białe ząbki.
- Chcecie nam coś powiedzieć? - pyta Amy po czym patrzy na mnie z oburzeniem.
- No wiesz... Nudziło nam się w domu i tak jakoś wyszło, że pojechaliśmy za wami... No w końcu ile można łazić po tych sklepach... 
- A my byliśmy tacy samotni - dodaje Horan bardzo poważnym tonem.
- Nawet nie wiecie jakie to bolesne, siedzieć cały dzień z tym żarłokiem! - skarży się Louis na Irlandczyka, za co dostaje od niego kuksańca w bok. Dziewczyny wymieniają między sobą rozbawione spojrzenia, a my czekamy w napięciu na werdykt.
- Jesteście idiotami - podsumowuje nas Danielle - A ty Liam ściągnij ten kaptur i przestań udawać, że cię tu nie ma! - dodaje ze śmiechem, na co Payne ściąga kaptur z wyraźnym niezadowoleniem.
- To skoro już się tak wszystko wydało to pójdziemy coś zjeść? - pyta z nadzieją blondyn.
- Taaak! - wołają chórkiem dziewczyny przez co na twarzy Irlandczyka pojawia się szeroki uśmiech.
- Widzicie, z nimi przynajmniej mogę się dogadać! - rzuca w naszą stronę "urażonym" tonem, po czym wychodzi szczęśliwy ze sklepu.

*Vicky*

Wstaję rano skoro świt, piszę szybki liścik dla Nialla i ruszam do domu moich rodziców by zabrać resztę swoich rzeczy, które tam zostały. Po piętnastominutowej jeździe samochodem stoję przed wyznaczonym sobie celem. Szybkim krokiem pokonuję podwórze, po czym wsuwam klucz do drzwi i wchodzę do środka. James pewnie nocował u Jacka, a rodzice wracają jutro. Czym prędzej wbiegam po schodach. 
Wreszcie mój pokój. Błękitne schronienie na poddaszu. Torba głucho uderza o podłogę, a ja rzucam się na łóżko niczym na koło ratunkowe. Omiatam wzrokiem pokój. Biurko stoi według zasad pod oknem, aby było dobrze oświetlone, biblioteczka, na której tłoczą się moje ulubione książki, moja miniwieża oraz plakaty - Chaninng Tatum, Johnny Depp jako Jack Sparow, Brad Pitt, Eminem i oczywiście na honorowym miejscu plakaty One Direction, a zwłaszcza Nialla. Ściana pooblepiana dodatkowo zdjęciami, jakby mało było plakatów. Nad biurkiem plan zajęć i zdjęcie domu babci w Brighton. Z całą rodziną stoimy przed domem, jak na starodawnych zdjęciach. Dom o niebieskich okiennicach przeżartych przez deszcz, sól morską i rdzę. Dom. który zawsze pachnie świeżym ciastem oraz jabłkami. Dom w którym spędzałam prawie każde wakacje z Jamesem i  w którym dorastał mój ojciec. To tam chcę jechać na te dwa tygodnie ferii. I chcę je spędzić z Niallem chociaż nie wiem co by się miało stać.
Pośpiesznie zbieram swoje graty i wracam do mojego Irlandczyka by obwieścić mu ową nowinę.
W domu zastaję Nialla oczywiście w kuchni. Podchodzę do niego i całuję go w policzek na przywitanie.
- Mogłaś powiedzieć wcześniej to bym z tobą pojechał - zaczyna rozmowę blondynek.
- Nie było tego nazbyt dużo - odpowiadam ze wzruszeniem ramion, po czym porywam jedną z jego starannie przygotowanych kanapek.
- Heej! To moje! Teraz będę musiał sobie dorobić - zaczyna marudzić, co kwituję ze śmiechem.
- Dasz sobie radę, to tylko jedna mała kanapeczka.
- Ale jakże ważna, śniadanie to najważniejszy posiłek dnia!
- Kochanie, dla ciebie każdy posiłek jest najważniejszym posiłek dnia - stwierdzam, po czym podkradam mu drugą kanapkę.
- Przesadziłaś! - zaczyna się wydzierać. - Pożałujesz tego! - krzyczy i zaczyna gonić mnie po całym domu. Wybieram drogę ratunkową po schodach na górę, ale szybko tego pożałowałam. W połowie schodów potknęłam się i przewróciłam, a Niall wylądował na mnie, przez co boleśnie wbija mi się schód w kręgosłup, ale tak po za tym nie narzekam.
- Oddaj moją kanapkę - patrzy na mnie groźnie.
- Nie oddam! - zaczynam się z nim przekomarzać.
- Nie? Jesteś pewna? - kiwam twierdząco w głową. - W takim razie muszę udać się do bardziej radykalnych środków - stwierdza z błyskiem w oku, po czym zaczyna mnie łaskotać.
- Nie, błagam tylko nie to! - krzyczę przez śmiech.
- A oddasz kanapeczkę?
- Nie oddam!
- W takim razie nie pozostawiasz mi wyboru - odpowiada ze wzruszeniem ramion, po czym powraca do poprzedniego zajęcia.
- Oddam, oddam! - na chwilę przestaje mnie łaskotać.
- No to dawaj ją, bo już zgłodniałem - mówi z wyraźnym zadowoleniem w głosie.
- W porządku, tylko ze mnie zejdź grubasie - odpowiadam, modląc się by złapał haczyk. Przygląda mi się niepewnie, ale posłusznie podnosi się. Wykorzystuję ten moment i zaczynam uciekać na nowo.
- Oszukujesz! - woła za mną niebieskooki i zaczyna biec.
- Ta kanapka jest moja! - krzyczę przez ramię i wpadam do sypialni, zamykając za sobą drzwi. Zaraz po tym dobiega mnie tępy huk, jakby ktoś rozpłaszczył się na drzwiach.
- Niall wszystko w porządku? - odpowiada mi cisza. - Niall proszę cię powiedz coś! - znów cisza. Pośpiesznie otwieram drzwi, spodziewając się nieprzytomnego Irlandczyka przed nimi, ale nic takiego nie ma miejsca. Zdezorientowana robię jeszcze krok przed siebie i zaczynam rozglądać się po przedpokoju by odnaleźć swojego chłopaka. Nagle czuję jak w okół mojej talii owijają się silne ramiona, a do ucha napływa szept.
- Miło, że sprawdziłaś czy wszystko ze mną w porządku, a teraz oddasz mi moją własność?
- Kiedy ja już dawno nie mam tej kanapki - odpowiadam z zadowoleniem.
- Jak to nie masz? - pyta, a w jego głosie słyszę nutkę zdziwienia.
- Została w kuchni - mówię ze wzruszeniem ramion.
- Gdzie została?! To ja się za tobą tak nalatałem na darmo?! - pyta z każdym słowem coraz mocniej przyciskając mnie do siebie.
- Nie na darmo, tylko z miłości - prostuję ze śmiechem. W odpowiedzi czuję jak Niall przesuwa swoje dłonie z mojej talii do połowy moich ud i sprawnie przerzuca mnie przez swoje ramię.
- Nialler proszę cię abyś odstawił mnie w trybie natychmiastowym na podłogę! - wołam uderzając niebieskookiego pięściami w plecy, na co tylko dobiega mnie dźwięk jego śmiechu.
Po chwili ląduję na łóżku, a Niall tuż obok mnie szybko oplatając mnie swoimi ramionami.
- Niall? Mam do ciebie pytanie, a raczej prośbę... - zaczynam niepewnie.
- Mhmm? - odpowiada mi, zaintrygowany całowaniem mojej szyi.
- Wyjedziesz ze mną na ferie? - wyrzucam na jednym oddechu. Odrywa się od mojej szyi i podciąga się na łokciach, żeby lepiej mi się przyjrzeć.
- Dokąd? - pyta marszcząc brwi.
- Do Brighton, do mojej babci - mówię zestresowana.
- Babci? - powtarza ożywionym tonem. - Oczywiście, że jedziemy! Przecież babcie gotują najlepiej na świecie!
- No tak, jak się dowiedział, że do babci, to chce jechać - stwierdzam przewracając oczami.
____________________________________________________

przepraszam, że dopiero teraz coś dodałam, ale mam tyle obowiązków, że nie daję rady. Nie chcę by to brzmiało jak wymówka, ale niestety tak jest. Ale co gorsze musicie zadecydować co dalej będzie z tym opowiadaniem. Macie trzy opcje:
pierwsza, pozwolicie mi dodawać rozdział raz w miesiącu, a ja w miarę możliwości będę starała się dodawać częściej.
druga opcja, zakańczam tego bloga, czego osobiście bardzo nie chcę bo mam kilka pomysłów, ale zrozumiem jeżeli podejmiecie taką decyzję.
 a trzecia przekaże, tego bloga komu innemu, ale pod warunkiem, że będzie dodawał rozdziały regularnie, częściej niż ja, a ja w każdej chwili będę mogła go odzyskać.
Także podmijcie tą decyzję, a ja się dostosuję, czas macie do 05 listopada 2012 roku.



piątek, 5 października 2012

44. Park Bobgin

*Vicky*
Przeciągam się leniwie po czym niechętnie wychodzę z łóżka. Na zegarku dochodzi godzina 13:00. Niall siedzi na podłodze z butelką w ręce. Podchodzę do niego i wyrywam mu zbawienny napój. Biorę kilka łyków i usadawiam się na jego kolanach.
- Witaj w nowym roku, kochanie - szepce, muskając wargami moje ucho w odpowiedzi zarzucam mu ręce na szyję.
- No cześć - mówię ze śmiechem po czym wstaję. Patrzy na mnie zdezorientowany. - Idę zrobić coś do jedzenia, a potem wszystkich obudzić, ale najpierw muszę się wykąpać.
- W takim razie ja sobie jeszcze troszkę pośpię, ale jak już będzie to jedzenie to obudź mnie jako pierwszego - mówi z bardzo poważnym wyrazem twarzy, po czym ładuje się do łóżka. - I jeszcze jakbyś mogła mi przynieść nową butelkę wody - dorzuca sennym głosikiem, na co uśmiecham się pod nosem.
Zabieram swoje ubrania i zmierzam w kierunku łazienki. Jednak ledwo nacisnęłam klamkę od drzwi, do pokoju wpada z hukiem Jack. Staje na równe nogi z przerażeniem i już otwiera usta by coś krzyknąć gdy zatykam mu wargi dłonią i wypycham z pokoju.
- Ciii! Niall dopiero co zasnął. A ty co robiłeś pod tymi drzwiami? - pytam podejrzliwie.
- Chyba wczoraj miałem się jeszcze coś ciebie spytać, ale nie miałem siły otworzyć drzwi więc stwierdziłem, że się na chwilkę położę i odpocznę a potem ty otworzyłaś te drzwi jak jakiś huragan i skrzywdziłaś moją głowę! Musisz ją przeprosić! - krzyczy z oburzeniem, wskazując na swoją głowę.
- W porządku, przepraszam, ale przestań się drzeć - odpowiadam wywracając oczami. - Lepiej chodź i dam ci butelkę wody bo coś niewyraźnie wyglądasz.
- O Victorio, zostań panią mego serca! - mówi, po czym bierze mnie na ręce, żeby  było "szybciej".
- Puść mnie idioto! Ja już władam innym sercem, któremu zaraz muszę zrobić coś do jedzenia, bo mi chłopak ucieknie, ale jak chcesz się przydać to dokładnie za 45 minut możesz iść i każdego budzić i przy okazji wręczyć im po butelce wody, bo pewnie im się przyda - stwierdzam kilka faktów.
- Luzik, a gdzie druga łazienka? To też pójdę się ogarnąć, bo wątpię, że chcesz iść ze mną do jednej - patrzy na mnie, poruszając znacząco brwiami. Daję mu kuksańca w bok. - Na dole na prawo od drzwi wejściowych, trzymaj - podaję mu wodę, a drugą zabieram dla Nialla i idę na górę. Po drodze do łazienki zaglądam do Irlandczyka i pozostawiam napój przy łóżku, a chłopaka przykrywam kołdrą, ponieważ zsunęła się na podłogę.
Biorę szybki prysznic, naciągam na siebie dość luźne ubrania, po czym wracam do kuchni by przygotować dla każdego coś do jedzenia. W pomieszczeniu czekają na mnie James z Jackiem, oczywiście obaj ze szklankami wody w dłoniach. O dziwo James zdążył już przygotować jedzenie.
- Ile ja się kąpałam, że tu już wszystko gotowe? - pytam ze zdziwieniem.
- Tyle co zawsze, ale wiesz, że ja lubię gotować - odpowiada ze wzruszeniem ramion mój brat.
- No pewnie, bo ty to zawsze bardziej baba byłeś  - rzuca Jack w jego stronę z głupim uśmiechem, za co zbiera szmatą przez głowę, a ja zaczynam chichotać. Turner patrzy na mnie złowrogo, a po chwili już znajduję się w jego ramionach, a on torturuje mnie łaskotkami.
- Puść!
- Jak przeprosisz, za to, że śmiałaś się z mojej krzywdy, no i za to, że tak źle potraktowałaś moją główkę - dodaje po chwili namysłu.
- Dobra przepraszam!  - ledwo z siebie wyduszam.
- Coś słabe to twoje przepraszam, nie starasz się! - woła Jack, coraz bardziej mnie łaskotając, a mój brat zamiast mi pomóc to siedzi i się śmieje, kibicując Jackowi.
- Ekhem... - naszą "dobrą" zabawę, a raczej moje męczarnie, przerywa przybycie do kuchni... Nialla? - Przeszkadzam wam? - pyta podejrzliwie się nam przyglądając. Szybko się prostuję i poprawiam ubranie.
- Głupi jesteś, szybko wstałeś - odpowiadam, po czym łapię go za rękę i usadawiam przy stole.
- Tak ładnie pachniało, że musiałem sprawdzić co to - mówi wzruszając ramionami. James podał nam talerze z jajecznicą.
- To my pójdziemy obudzić resztę - rzuca mój brat i kieruje się z Jackiem w stronę schodów.
- Zdaje mi się, albo widziałem Harry'ego z Louisem, śpiących w naszej szafie w garderobie - stwierdza Niall marszcząc brwi.
- Ciekawe czy było im tam wygodnie...? - zadaje bardzo ważne pytanie, po którym obaj bruneci wychodzą z kuchni, pokładając się ze śmiechu.
Po kilkunastu minutach w kuchni zjawiają się wszyscy uczestnicy wczorajszej zabawy. Każdy wygląda tak samo zmarnowanie, ale zdecydowanie najgorzej wyglądają Jack, Harry i Louis, a najlepiej jak wiadomo Liam, chociaż Zayn z Amy też nie wyglądają najgorzej.
Każdy, z każdym przywitał się ponurym "cześć" i zajął się konsumpcją jajecznicy na swoim talerzu, Louis oczywiście dostał swoją porcję z kawałkami marchewki. W pomieszczeniu słychać tylko dźwięk sztućców uderzających o talerze i co jakiś czas szum wody, dolewanej do szklanek. Chyba wczoraj na prawdę mocno zaszaleli z alkoholem.
- El, dużo zrobiłaś wczoraj zdjęć? Bo chciałabym zamówić odbitki - jako pierwsza przełamuję ciszę, za co Loui rzuca mi mordercze spojrzenie.
- Sporo, nie ma sprawy, wszystkim zrobię odbitki - odpowiada z uśmiechem. - Dziewczyny, a co powiecie na wspólnym wypad do centrum handlowego?
- Super pomysł, może jutro? - odpowiadam, za wszystkie.
- Okej.
- Przepraszam bardzo, a my co będziemy robić? - pyta oburzony Harry.
- Możecie posprzątać po sylwestrze, albo obejrzeć coś na DVD. Jesteście duzi, dacie sobie rade - mówi ze śmiechem Amy.
- No właśnie, albo możecie iść do Nandos - dodaję z myślą o moim chłopaku.
- Tak! To genialny pomysł jest! Podobno mają jakąś nową ofertę! - woła z radością Irlandczyk, jakbym obiecała mu nową zabawkę.
- No jeżeli nie ma w tej ofercie jedzenia, które trzeba jeść łyżką to możemy iść - stwierdza Liam ze wzruszeniem ramion.
Reszta posiłku mija nam w ciszy.
Koło 14:30 całe towarzystwo zaczęło się rozchodzić, a my z Niallem zostaliśmy sami. Rozpoczęliśmy wielkie sprzątanie, a raczej ja rozpoczęłam bo biednego Horanka tak bolała główka, że mógł mi tylko pokazywać gdzie jeszcze leżą jakieś butelki. W sumie uzbierało się tego wszystkiego 5 worków śmieci.
- To jak już tak pięknie posprzątałaś to może pójdziemy coś zjeść? - pyta z nadzieją.
- Kopnął cię ktoś kiedyś? - pytam lekko podirytowana. W odpowiedzi tylko wyszczerza do mnie te swoje ząbki. Wzdycham głęboko. Z jedzeniem i tak nie wygram. - Daj mi pół godziny.
- W porządku, ale ani minuty dłużej, bo mój brzuszek nie lubi głodować - mówi z wielką powagą, głaskając ową część ciała.
Więc biorę pośpieszny prysznic, szybko podmalowuję twarz, żeby nie było widać mojego zmęczenia po imprezie, naciągam jakieś ubrania i schodzę na dół.
- No w końcu! Już myślałem, że będziemy musieli iść bez ciebie.
- Więc dokąd zmierzamy? - pytam ignorując jego zaczepkę.
- Zobaczysz - mówi z tajemniczym uśmiechem, po czym łapie mnie za rękę i ruszamy w plątaninę londyńskich uliczek.
Zatrzymujemy się na obrzeżach Londynu, przy maleńkiej kawiarni. Patrzę pytająco na Irlandczyka.
- Odkryłem ją przez przypadek, kiedyś jak byłem głodny to uratowała mi życie, a że jest daleko od centrum to jest w niej mało ludzi, więc jest nadzieja, że będziemy mieć spokój, no i serwują tu najlepszą kawę w całej Anglii.
- W takim razie chodźmy tej kawy skosztować - mówię z uśmiechem i wchodzimy do lokalu. Pierwsze co to moje nozdrza uderza zapach cynamonu i kawy. Niall od razu kieruje się do czegoś w stylu baru.
- Dwie kawy i dwa kawałki sernika na wynos poproszę - patrzę na niego pytająco, ale blondyn tylko tajemniczo się uśmiecha. Po chwili wyprowadza mnie z powrotem na dwór.

-Może pójdziemy do parku? - dobry pomysł. Moje serce unosi się, galopuje, biegnie. Park Bobign, ze swoimi ławkami i ciemnymi zakątkami, swoimi łączkami i wielkim kasztanowcem to więcej niż zaproszenie. To wyznanie... Zawsze był domeną zakochanych, powiedziałabym nawet, że do nich należy. Oboje odruchowo zwalniamy kroku. W zimie noc zapada szybko i lekki wiatr przenika mój sweter, Drżę, ale zimno nie jest jedyną tego przyczyną.
- Usiądziemy? Jesteśmy sami, czy też prawie sami. Przechodzi kobieta z drepczącą za nią dziewczynką ubraną w różowy płaszczyk. Jestem okropnie zmieszana, drżąc na tej ławce, w tym parku jak wielu innych przed nami. Przyglądam się parzę unoszącej się nad naszymi kubkami.
- Wiesz, ostatnio przeglądałam stare zdjęcia i było w nim zdjęcie mojej babci i tak sobie pomyślałam, że może byśmy do niej pojechali w ferie, oczywiście jakbyś chciał, bo jeżeli nie to nic się nie stanie, pojadę sama - zaczynam się powoli nakręcać. Niall pośpiesznie zatyka mi dłonią usta.
- Pojadę z tobą z wielką przyjemnością kochanie.
- Naprawdę? - pytam ze zdziwieniem.
- Naprawdę, a wiesz czemu? Bo Cię kocham. Ponad życie, jesteś moją drugą połówką, ba moją całością. Kocham Cię i udowodnię ci to.
- Niby jak? 
- Będziesz się o tym stopniowo przekonywała, a teraz pozwól się porwać na romantyczny spacer po londyńskich uliczkach - wyciąga zachęcająco swoją dłoń w moją stronę, którą bez zastanowienia łapię i ruszamy w dalszą trasę. 

_______________________________________________

dość nudny i krótki, ale nie mam czasu nic pisać, choćbym bardzo chciała. 
do szkoły chodzę na 7:10 i kończę o 15:00 lub 16:00, więc proszę zrozumcie to :*
postaram się to jakoś nadrobić.
A chciałam was jeszcze poinformować, że do mnie do szkoły do pierwszej klasy, który wygląda centralnie jak miniaturka Horana o.O Takie same blond włosy i tak samo intensywnie niebieskie tęczówki, ma nawet podobne rysy twarzy. Także można powiedzieć, że mam w szkole podróbkę Irlandczyka *___*