sobota, 30 czerwca 2012

26. Konkurencja

*Vicky*

- Niall, pośpiesz się bo nie zdążymy! - zawołałam zniecierpliwiona do mojego chłopaka, który jeszcze siedział w kuchni i kończył jeść.
- Trudno, zrozum, że nic nie może się zmarnować! - odkrzyknął. Westchnęłam.
- Daj spokój wyrzuć już te śmieci - rzuciłam wchodząc z powrotem do kuchni.
- Ona tylko tak żartuje, tatuś i tak was kocha! - powiedział przyciągając do siebie resztki pizzy, wywróciłam oczami. - Jak możesz tak mówić w obecności dzieci?! - zawołał oburzony. Już miałam mu odpowiedzieć gdy rozległ się dzwonek do drzwi.
- Ja idę otworzyć, a ty przez ten czas masz skończyć jeść, wariacie.
- Dopla - wyseplenił z pełną buzią. Wychodząc z kuchni udało mi się jeszcze poczochrać mu włosy na co zareagował głośnym "EJ!". Otwierając drzwi ciągle chichotałam.
- Uff... Vicky, całe szczęście, że jesteś - to była moja ciocia Susan, wraz z moją pięcioletnią kuzynką Ginny.
- Ooo co wy tu robicie? - spytałam ze zdziwieniem.
- Błagam cię zajmij się małą, tylko dzisiaj. Ja muszę jechać do szpitala, wezwali mnie po odbiór wyników, powiedzieli, że mam przyjechać jak najszybciej - powiedziała z lekkim przerażeniem w głosie.
- Ale ja mam szkołę... - zaczęłam niepewnie.
- Błagam, tylko na dzisiejsze popołudnie, postaram się wrócić jak najszybciej.
- Och, no dobra - nie mogłam jej odmówić. - To jak malutka, zostaniesz dzisiaj ze mną?
- TAAAAK! - zawołała Ginny, rzucając się na mnie. Szybko podniosłam ją na ręce.
- A ty się nie przejmuj, na pewno wezwali cię żeby oznajmić ci, że w życiu  nie widzieli takiego okazu zdrowia - powiedziałam pocieszająco do Sus.
- Oby, w każdym razie jestem twoją dłużniczką, pa! - i już biegła w stronę samochodu.
Gdy weszłyśmy do kuchni Nialler zmywał naczynia.
- To jak idziemy do tej szkoły? - zapytał stojąc do mnie tyłem.
- Eem... chyba mam na dzisiaj inny plan, ale ty możesz iść - powiedziałam, obrócił się.
- Jak inny... - przerwał zauważywszy, że na rękach trzymam Ginny. - A ta mała skąd się tu wzięła? - zdziwił się.
- No.. moja ciocia ją podrzuciła, muszę się nią zająć, więc raczej nie pójdę do szkoły, ale ty jak chcesz to idź - uśmiechnęłam się smutno. Nie miałam ochoty się z nim rozstawać.
- Nigdzie nie idę - wyciągnął ręce w stronę małej. - To jak idziesz z wujkiem Niallem na spacerek? - spojrzała się na mnie niepewnie, a ja pokiwałam zachęcająco głową.
- Dobzie - wtuliła się w niego jak małpka.
- To gdzie najpierw? - zapytałam.
- Do palku! - krzyknęła Ginny.

***


Przyglądałam się jak Niall goni Ginny po parku co jakiś czas łapiąc ją i okręcając w okół własnej osi na co reagowała głośnym wybuchem śmiechu. Słodko razem wyglądali, pierwsza myśl jaka przyszła mi do głowy to to, ze byłby cudownym ojcem po czym zachichotałam. Mam dopiero 17 lat a już myślę o dzieciach, chyba trochę się rozpędziłam z wyobraźnią.
- Vicky, Vicky! Zatrzymamy go? - zawołała Ginny.
- Jeżeli tylko chcesz to oczywiście - odparłam z rozbawieniem.
- A ty byś nie chciała? - spytał Niall poruszając zabawnie brewkami.
- Przecież i tak cię już mam, w końcu mieszkasz ze mną - wyszczerzyłam się.
- Mieszkacie razem? - zainteresowała się mała. - To pewnie musicie się bardzo kochać i nie denerwują was żadne dziwne nawyki no i nic byście w sobie na wzajem nie zmienili- rozbroiła mnie jej szczerość.
- Ja bym w Vicky zmienił jedną rzecz... - powiedział chytrze blondyn.
- Jaką? - spytałam z oburzeniem. Wiem, że nie jestem doskonała, ale sama akceptuje swoje wady.
- Nazwisko, tak byś się nazywała Victoria Horan - wyszczerzył się. Poczułam jak zaczynam się rumienić, a serce przyśpiesza ze szczęścia.
- Wariat jesteś - rzuciłam, po czym wspięłam się na palce by delikatnie musnąć jego wargi, na co mnie do siebie przyciągnął.
- A chciałbyś mieć moje nazwisko? - zainteresował się.
- Oczywiście - odparłam bez zastanowienia, na co zostałam obdarzona dość namiętnym pocałunkiem.
- Fuuuj! - pisnęła Ginny i zaczęła się śmiać.
Usiedliśmy w trójkę na ławce, oczywiście Ginny musiała Niallowi na kolanach bo jakby inaczej. Pomału zaczęły jej się zamykać oczka. Nagle cichutko wyszeptała już zaspanym głosem:
- Niall?
- Tak maleńka?
- Ja kiedyś wyjdę za mąż.
- Pewnie, a twój mąż będzie wielkim szczęściarzem - odpowiedział.
- Ty nim będziesz - uśmiechnęła się na to zdanie, które sama wypowiedziała po czym zasnęła.
- Widzisz masz konkurencje - zwrócił się do mnie niebieskooki szczerząc zęby.
- Daj spokój, ona mogłaby być naszym dzieckiem - teraz to ja się wyszczerzyłam.
- Masz rację, kiedyś będziemy mieć taką ładną córeczkę... no i synka, który będzie starszy i będzie bronił siostry - rozmarzył się.
- Widzę, że ty już całą przyszłość zaplanowałeś to cudownie.
- Nabijasz się ze mnie? - oburzył się.
- Skądże - z całej siły starałam się utrzymać poważny wyraz twarzy. - A teraz chodź zanim mała zmarznie. Obudź ją i wracamy.
- Nie trzeba, zaniosę ją na rękach do domu - powiedział delikatnie się podnosząc z ławki.
- Jak sobie chcesz - wzruszyłam ramionami.

***


*Louis*

- Harry przysięgam, że zaraz wywalę tego kota przez okno, a ciebie zaraz za nim! - mam już dość odkąd przyjechał z tym pchlarzem to Jack to Jack tamto, a to dopiero jeden dzień. Nawet teraz mnie nie słucha. - HARRY! - spojrzał na mnie nieprzytomnie.
- Nie krzycz obudzisz go, a dopiero co usnął.
- Jego obudzić nie mogę, ale jakoś on w nocy mógł mnie budzić i mógł mnie z łóżka wyrzucić. Chociaż nie... To TY mnie wyrzuciłeś, żeby kotek mógł się wyspać - rzuciłem z irytacją, jeszcze chwila i ten kot będzie jadł z talerza.
- Louis czy ty nie masz uczuć?! Spójrz jaki jest słodki... - stwierdził niewinnie. Westchnąłem, z jego manią na punkcie tych czworonogów się nie wygra.
- Dobra, ale dzisiaj nie śpi w łóżku.
- Oczywiście, że śpi - zaprotestował.
- A ja gdzie śpię? Przez tego kota w ogóle nie zwracasz na mnie uwagi! - przysięgam, że zaraz rozszarpię to stworzenie.
- Przecież masz swoje łóżko to chyba tam - zdziwił się Hazza.
- A jak ja wolę twoje?
- To przecierpisz. Chyba nie chcesz zgnieść Jacka? A zresztą jak śpi tu El to ci to jakoś nie przeszkadza - zagryzłem zęby nic na to nie odpowiadając i ruszyłem do kuchni.
Po chwili wszedł do niej Harry, o dziwo bez kota.
- A tak w ogóle to ko... ko... APSIK! - zanim zdążył powiedzieć to kichnął.
- To kochasz mnie? - spytałem z nadzieją, że chce mi wynagrodzić tego pchlarza.
- Czy kota nakarmiłeś, idioto! - i uciekł zanosząc się śmiechem, zanim zdążyłem go złapać. Ale tego już mu nie daruję. Wybiegłem za nim z kuchni.

___________________________________________________

Jak pierwszy dzień wakacji?
Słuchajcie rozdziały będą mogły się teraz ukazywać trochę rzadziej, bo przyjeżdża moja przyjaciółka z Holandii z którą widuję się kilka tygodni w roku więc chciałabym każdą chwilę z nią spędzić, no a od 17-28 lipca rozdziałów w ogóle nie będzie bo wyjeżdżam do Bułgarii, więc z góry przepraszam za opóźnienia ;))

piątek, 29 czerwca 2012

25. Tygodniowa zamiana : kot za Horana

*Niall*

Z powrotem do salonu ściągnęły mnie oburzone krzyki Louisa.
- Co się stało? - spytałem niezbyt zainteresowany.
- CO SIĘ STAŁO? Harry mnie nie wpuścił do swojego pokoju, ale Victorię to już wpuścił! - krzyknął podirytowany.
- Wpuścił? - spytałem z nadzieją. Skoro pozwolił wejść do swojego pokoju mojej dziewczynie to chyba nie jest aż tak źle...
- TAK! Jeszcze kazał mi odejść od drzwi, żebym na pewno nie próbował dostać się do środka - prychnął podirytowany.
- Lou uspokój się, może potrzebuje pogadać z kimś obcym dla siebie? - wtrącił się nieśmiało Liam.
- Genialnie! I jestem spokojny - warknął opadając na kanapę. - Dobra to teraz trzeba czekać co wymyśli ta twoja dziewczyna.
- Spoko na pewno coś wymyśli - odparłem udając wyluzowanego. Ale czy na pewno coś wymyśli? Czy zejdzie do nas już z uśmiechniętym Harrym czy za chwilę usłyszymy jak wyrzuca ją z pokoju z krzykiem "Jesteś taka sama jak Horan, nienawidzę cię!" Poruszyłem się niespokojnie na kanapie wsłuchując się w cisze panującą w domu, jakbym próbował dosłyszeć dźwięku otwieranych drzwi. Siedzieliśmy tak w czwórkę w salonie czekając na rozwój wydarzeń. Louis mamrotał pod nosem coś co brzmiało jak "dlaczego ona?" i "w czym ja jestem gorszy?", Zayn wykręcał sobie palce, Liam patrzył się tępo przed siebie, a ja cały czas nasłuchiwałem. W końcu dobiegł nas odgłos kroków. Wszyscy jak na komendę wstaliśmy.
Do salonu weszła Vicky, ale sama. Poczułem jak cała nadzieja ze mnie wyparowała. Opadłem zrezygnowany na kanapę, kryjąc twarz w dłoniach.
- I co? - próbował dociec Malik.
- Przekonałam Harry'ego, żeby do nas zszedł...
- Ale go tu nie ma! - przerwał jej niecierpliwie Lou.
- Ale zaraz będzie, nie przerywaj mi. Teraz się przebiera i jedziemy do mnie po kota.
- Po KOTA?! - zawołali równocześnie, a ja podniosłem głowę czując jak narasta we mnie fala nowej nadziei.
- Tak po kota, przekonałam Hazzę, że to zły pomysł byście mieli koty na stałe, ale jeżeli chce to może na tydzień dostać mojego, bo ja nie mam głowy żeby go karmić i się nim zajmować bo zazwyczaj zajmuje się tym moja mama, więc jeżeli chce to na czas dopóki nie ma moich rodziców może zabrać go do siebie, dopiero po tym trochę się uspokoił, ale nie chciał mi zaufać, że go dostanie więc jedziemy od razu, żeby było już wszystko w porządku.
- A co ze mną? - wtrąciłem się cicho.
- Cóż... Powiedział, że kocha cię jak brata, ale tymczasowo masz się wynosić z tego domu - wyszczerzyła się.
- Bardzo zabawne - mruknąłem.
- JESTEM! - do salonu wpadł Harry już uśmiechnięty, ale oczy miał jeszcze lekko zaczerwienione.
- Harry przepraszam... - zacząłem niepewnie ale mi przerwał.
- Zamilcz koci kłamco, pogadamy kiedy indziej. Vicky możemy już iść?
- Co? A tak jasne - odparła, a w jej głosie dosłyszałem nutkę rozbawienia. - Niall mogę kluczyki?
- To ja nie jadę z wami? - zdziwiłem się.
- Nie! - zawołał Styles i zupełnie jak małe dziecko pokazał mi język. Powstrzymałem się od jakiegoś głupiego komentarza i po prostu rzuciłem mu kluczyki po czym skierowałem się do mojego pokoju.

***


*Vicky*

Patrzyłam jak Harry z uwielbieniem bawi się z moim kotem, a Jack od razu go polubił.
- Całkiem milutki ten twój kotek.
- Taak, mnie jakoś tak bardzo nie lubi jak ciebie - zachichotał. - Dobra to wracamy do ciebie, ja zabieram Nialla i masz spokój od niego na tydzień - uśmiechnęłam się.
- Jak wróci to mu schowam wszystkie słodycze za kare - teraz to ja wybuchłam śmiechem.
- Nie bądź aż tak surowy - wzruszył ramionami.
- Należy mu się, a potem już będzie normalnie.
Pojechaliśmy z powrotem do domu chłopaków.
- Poznajcie Jacka, to nasz nowy przyjaciel na ten tydzień, zastąpi nam Horana, bynajmniej jest bardziej uczuciowy niż on - oświadczył wszystkim Hazza.
- Właśnie gdzie Niall? - spytałam widząc, że go nie ma wśród chłopaków.
- U siebie - odparł Liam.
Tak więc ruszyłam do jego pokoju. Zapukałam cicho, ale odpowiedziała mi cisza. Pchnęłam drzwi. Leżał na łóżku i patrzył się tępo w przestrzeń.
- Kochanie, jedziemy do mnie? - zapytałam niepewnie.
- Jasne - rzucił obojętnie wstając. Zamknęłam drzwi na klucz i podeszłam do niego.
- Niall, uśmiechnij się. Tak ładnie, tak jak lubię najbardziej bo jak nie to cię stąd nie wypuszczę - wyszeptałam mu do ucha. Wymusił uśmiech. - To był jakiś grymas, a nie uśmiech o jaki prosiłam. No dalej, kochanie, może ci pomogę? - wspięłam się na palce by delikatnie musnąć jego wargi. Odsunęłam się o kilka milimetrów i wyszeptałam : - To jak uśmiechniesz się? - nie wytrzymał. Uśmiechnął się, ale uśmiech nie objął oczu. Wpiłam się znowu w jego usta tym razem bardziej brutalnie, po kilku sekundach odpowiedział mi tym samym. Po chwili zbliżył się do mnie muskając ustami moją szyję. Wstrzymałam na chwilę oddech po czym go odepchnęłam.
- To jak może dokończymy to u mnie? - wyszeptałam, a moje serce wykonywało jakiś dziki taniec.
- Idziemy! - rzucił szybko ciągnąc mnie do wyjścia.

***

Do mojego pokoju wpadliśmy prawie biegiem.
Ujęłam w dłonie jego twarz z uwielbieniem wpatrując się w jego tęczówki, które wyglądały jak niebieski ocean, na którym zapanował sztorm pożądania. Czułam jak jego klatka piersiowa podnosi się w nierównych odstępach. Miałam zamiar w pełni wykorzystać ten czas w którym pierwszy raz miał nam nikt nie przeszkodzić. Nachylił się by delikatnie mnie pocałować. Nie odrywając się od moich ust, umiejętnie zaczął się pomału cofać do mojego łóżka, cały czas prowadząc mnie za sobą. Nawet nie zauważyłam jak pchnął mnie na materac, a po chwili sam leżał na mnie przytulając mnie co jakiś czas.
Moje ciało ściśle przylegało do jego ciała, a nasze usta łączyły się w kolejnym pocałunku.
Moje dłonie zawędrowały do jego koszulki zdecydowanym ruchem ściągając ją z niego.
- Koszulka za koszulę - wymruczał przyjemnie głębokim głosem blondyn. Wzdłuż kręgosłupa przebiegł mnie dreszcz. Zjechałam nosem wzdłuż jego szyi zatrzymując się w okolicach obojczyka i złożyłam na nim delikatny pocałunek. Dosłownie delikatny, zaledwie musnęłam wargami jego skórę, ale poczułam jak wciąga głęboko powietrze.
- Chcesz mojej koszuli? - w jego oczach dojrzałam wesołe błyski. - To ją sobie zdejmij - rzuciłam patrząc na niego zaczepnie. Chwilę się wahał po czym pomału zaczął odpinać guziki mojej koszuli, jeden za drugim. Dla mnie było to zbyt wolne i zrzuciłam ubranie przez głowę na co cicho zachichotał.
- Jakaś ty niecierpliwa - rzucił rozbawionym tonem po czym ujął moją twarz w swoje dłonie przysuwając się jeszcze bliżej. Wplotłam mu swoje palce we włosy, mierzwiąc jego fryzurę. Zaatakował moje usta z determinacją i stanowczością, nie myśląc zbytnio co robię przylgnęłam do niego jeszcze bardziej obejmując go ciasno rękoma. Jego skóra, na mojej nagiej skórze, czułam jego najmniejsze westchnienie.
Zaczął zjeżdżać z pocałunkami coraz niżej. Pomału zmierzał trasę od moich ust do mojego dekoltu, a ja z każdym milimetrem coraz głębiej wciągałam powietrze przesycone zapachem jego perfum i namiętności.
- Niall, kocham cię - wyszeptałam drżącym głosem.
- Ja ciebie bardziej - odparł, ponownie wpijając się w moje usta.

_____________________________________________________

omnomnom mamy dwudziesty-piąty rozdział!
ale co ważniejsze mamy WAKACJE! chciałabym życzyć wszystkim czytelniczką udanej pogody, zabawy itp itd przez te dwa miesiące ! :D
a teraz chciałabym podziękować wszystkim, które czytają te wypociny, a zwłaszcza dziewczynie, która wchodzi po kilka razy dziennie sprawdzając czy jest nowy rozdział, kocham was <3 
bez was to opowiadanie nie miałoby sensu, mordeczki :*
no i mam do was osobistą prośbę...
trochę mi głupio, ale niby codziennie na tego bloga wchodzi ponad 100 osób, ale komentarzy malutko,
chciałabym żebyście chociaż raz dobiły do 10 komentarzy, dałoby radę ? ;)

czwartek, 28 czerwca 2012

24. Kłótnia

*Vicky*

Stałam na lotnisku praktycznie tonąc już we własnych łzach. Poczułam jak James zamyka mnie w swoim żelaznym uścisku i podnosi by obrócić w okół własnej osi.
- Mała daj spokój, zobaczymy się za miesiąc - ale po jego minie widziałam, że sam najchętniej też by się rozpłakał.
- Dość tego dzieciaki, musimy już iść - wtrącił się tata.
- No to.. na razie - uśmiechnął się smutno.
- Cześć James - poczułam jak w moich oczach zbiera się kolejna fala łez.
- Do zobaczenia - powiedział Niall z niezbyt szczęśliwą miną.
- Vicky mogę prosić cię na słówko? - zwróciła się do mnie mama. Pokiwałam głową, że tak. Nie ufałam jeszcze swojemu głosowi. Odeszłyśmy kilka kroków. Dostrzegłam, że tata rozmawia z blondynem na osobności.
- Chciałam Ci powiedzieć, że macie być grzeczni przez ten czas jak nas nie będzie i chcemy żeby dom stał jeszcze na miejscu CAŁY - uśmiechnęła się. - W każdym razie uważaj na siebie i nie szalejcie  zbytnio.
- Mamo! Daj spokój, nie jestem już dzieckiem...
- Wiem, ale to tylko tak na wszelki wypadek - wróciłyśmy do Jamesa w tym samym momencie co Niall z tatą.
- To do zobaczenia za tydzień - rzucił ojciec i cała trójka zniknęła wewnątrz samolotu.

***


*Niall*

Patrzyłem z troską na Vicky, która wyglądała przez okno zagryzając dolną wargę, a na czole pojawiła się mała zmarszczka co zazwyczaj oznaczało, że intensywnie się nad czymś zastanawia.
- O czym tak myślisz, piękna? - zauważyłem, że po policzkach ciągle płyną jej łzy.
- Nie wyobrażam sobie życia bez Jamesa -westchnęła.
- Tak, spałem u ciebie dwa razy i też sobie nie wyobrażam tego mieszkania bez niego - pogładziłem delikatnie po policzku. - Ale nie martw się teraz ja z tobą zamieszkam - na to zdanie kąciki jej ust delikatnie uniosły się ku górze.
- To będzie wspaniały tydzień - w jej oczach roziskrzyły się wesołe ogniki.
- Taaak - uśmiechnąłem się chytrze. - A teraz musimy jechać do dziecięcego.
- Coo? - zdziwiła się. Zachichotałem na widok jej miny.
- Obiecałem, że kupię Harry'emu pięć kotów za to, że pożyczył mi samochód no, a chłopacy by mnie zabili gdyby to były żywe koty, więc kupię mu pięć pluszowych - wyszczerzyłem się.
- Hazza nie będzie zachwycony - zaśmiała się cicho.

***


Zapakowaliśmy pięć pluszowych kotów do wielkiego kartonu po czym pojechaliśmy oddać Harry'emu auto.
- To się źle skończy - wyszeptała mi do ucha zaniepokojona Vicky. - To był zły pomysł, uciekajmy stąd zanim rozpęta się wojna - zachichotałem.
- Daj spokój, chwile będzie obrażony i mu przejdzie - weszliśmy do salonu. - Harry! Możemy cię prosić? - krzyknąłem na cały dom. Po chwili zbiegli się wszyscy chłopacy.
- Co chcecie? - warknął niezbyt miło Hazza.
- To co ci obiecałem, ale skoro nie chcesz to wyrzucę je na śmietnik - odparłem beztrosko.
- Koty?! - krzyknęli równocześnie Zayn z Louisem patrząc na mnie z przerażeniem.
- Czy w tym pudełku są koteczki?! - Harry'emu widocznie rozświetliły się oczy. Vicky pomału zaczęła się chować za mną.
- No... tak - przyznałem szczerząc się.
- Czyś ty zwariował Horan?! Czy ty chcesz by się udusiły?! - zaczął na mnie wrzeszczeć, wyrywając mi karton.
- Wystarczyłoby zwykłe dziękuję - mruknąłem pod nosem czekając na wybuch.
Styles pomału uchylił pokrywkę pudełka. Wyraz jego twarzy zmieniał się z nie do wierzenia do wściekłości po przez ból. To może faktycznie nie był dobry pomysł...
- CO TO MA BYĆ ?! - krzyknął rzucając pluszakami. Wyglądał jakby chciał mnie udusić gołymi rękoma.
- No... nie powiedziałeś, że to mają być żywe koty, a raczej zwariowalibyśmy z pięcioma futrzakami... - chciałem mu to wszystko racjonalnie wytłumaczyć. Louis rzucił mi spojrzenie pełne podzięki.
- NIENAWIDZĘ CIĘ HORAN ! - przerwał mi Hazza, a w jego oczach dojrzałem łzy. Rzucił we mnie zabawką. - MASZ WYPCHAJ SIĘ TYM BO TWOJE OBIETNICE SĄ GÓWNO WARTE! - chciał wybiec z pokoju, ale złapał go Tomlison i przytulił do siebie.
- Ja wiem, że Niall zachował się okropnie, ale pomyśl te kotki nie byłyby tu szczęśliwe... Ciągle imprezujemy i gdzieś jedziemy. Co by było z nimi gdybyśmy wyjechali w trasę? - próbował go uspokoić.
- Co by było? Zabrałbym je ze sobą! - po jego policzkach zaczęły płynąć łzy. Było mi cholernie głupio za to Zayn spojrzał na mnie i poruszył ustami, które ułożyły się w słowo "thanks". Poczułem jak Vicky delikatnie łapie mnie za dłoń i z przerażeniem szepta mi do ucha "A nie mówiłam?". Westchnąłem.
- Harry przepraszam. Ja... - nie wiedziałem co powiedzieć.
- Skończ Horan - ruszył do wyjścia. Zatrzymał się w progu i rzucił lekko zachrypniętym głosem od płaczu : - Myślałem, że jesteś moim przyjacielem, a zadałeś mi taki cios w serce, ciężko mi to mówić, ale w chwili obecnej naprawdę cię nienawidzę i szczerze się ciesze, że nie będziesz tu mieszkać przez ten tydzień - i wbiegł po schodach na górę.
- Nie przejmuj się, znasz go. Ma świra na punkcie kotów, zaraz mu przejdzie - rzucił w moją stronę Lou po czym wybiegł za Harrym krzycząc : "Kochanie chodź pobawimy się w basenie!" na co dobiegł nas stłumiony głos Harry'ego :"Lou odwal się. Nie chce mi się z tobą gadać".
- No to chyba mamy kryzysową sytuację - odezwał się Zayn.
- Ja naprawdę nie chciałem, żeby tak wyszło... - zacząłem się tłumaczyć łamiącym głosem.
- Stary, ja się cieszę, że tak zrobiłeś, nie lubię kotów - uśmiechnął się uspokajająco Mulat.
- A ja się ich boję, więc też wolę te pluszowe - wtrącił się Liam.
- Daj spokój ty się wszystkiego boisz - przewróciłem oczami.
- Niall mówiłam, że to się tak skończy - dobiegł mnie cichutki głosik zza moich pleców.
- Daj spokój przejdzie mu - zbagatelizowałem sprawę, ale w głębi duszy czułem cholerne wyrzuty sumienia.
- Jak możesz?! Właśnie jeden z twoich najlepszych kumpli wykrzyczał ci w twarz, że cię nienawidzi, a ty to olewasz?! Ja z nim pogadam - oświadczyła Victoria biegnąc po schodach.
Poczułem jak pali mnie twarz. Było mi głupio, wstyd i miałem wielką ochotę pobiec za nią by przeprosić Harry'ego, ale zamiast tego po prostu ruszyłem do swojego pokoju by tam mogły mnie w spokoju pożreć wyrzuty sumienia.


*Vicky*


Wbiegłam szybko po schodach kierując się do pokoju Hazzy. Sama jeszcze nie wiem co chcę mu powiedzieć, ale to był głupi pomysł. Zresztą od samego początku tak mówiłam.
Pod drzwiami Harry'ego stał Lou próbujący przekonać go by otworzył drzwi. Skoro nie otwierał nawet Louisowi to już jest naprawdę źle. No i jeżeli nie chciał wpuścić Marchewkożercę, z którym jest najbliżej to tym bardziej nie pozwoli mi ze sobą pogadać, no ale spróbować chyba nie zaszkodzi...
- Ja spróbuję - zwróciłam się do Tomlisona. Zmierzył mnie spojrzeniem.
- Wątpię by ci się udało.
- Ale mimo wszystko warto sprawdzić - uśmiechnęłam się uspokajająco. - Harry wpuścisz mnie? Chciałabym z tobą pogadać - zwróciłam się do Stylesa. Usłyszeliśmy stłumione kroki i przekręcanie klucza w drzwiach. Wstrzymałam na chwilę oddech.
- Ale tylko ty? Nikt więcej? - chciał się upewnić.
- Tak, Lou już sobie idzie - rzucił mi oburzone spojrzenie, ale posłusznie odszedł. Harry pomału uchyli drzwi wyjrzał na korytarz czy aby na pewno nie kłamałam i jestem sama po czym odsunął się od szpary w drzwiach.
- W porządku, możesz wejść - weszłam dość niepewnie od razu kierując się na łóżko by się wygodnie rozsiąść zza moich pleców doszedł mnie dźwięk przekręconego klucza w zamku.

______________________________________________


no i mamy dwudziesty-czwarty rozdział.
szczerze? pisząc ten rozdział sama miałam łzy w oczach...  

środa, 27 czerwca 2012

23. Koteczki

*Vicky*

Siedziałam na łóżku Nialla gdy zadzwonił mój telefon. Mama.
- No słucham cię.
"Vicky postanowiliśmy, że jedziemy z Jamesem na tydzień, by sprawdzić co i jak w tym jego Nowym Yorku."
- Okej, ale ja nie chcę jechać.
"Właśnie dlatego dzwonię by ci powiedzieć, że będziesz miała pusty dom przez tydzień."
- Och w porządku. To pogadamy jeszcze w domu.
"Dobrze, wróć na 14:00 na obiad. Pa."
- Cześć. - rozłączyłam się.
- Z kim rozmawiałaś? - spytał Niall wchodząc do pokoju z talerzem kanapek.
- Z Mamą. - uśmiechnęłam się. - Czy chciałbyś ze mną zamieszkać przez tydzień? - wyrzuciłam na jednym oddechu.
- No pewnie! A twoi rodzice? - spytał niepewnie.
- Wyjeżdżają na tydzień z Jamesem i tak sobie pomyślałam, że nie chcę siedzieć sama w domu przez ten czas... - uśmiech sam cisnął mi się na usta.
- Czyli jutro miałbym się do ciebie wprowadzić? - wymruczał pomału się nade mną pochylając.
- Jak dla mnie to mógłbyś nawet teraz...  - odparłam wpijając się w jego usta. Pchnął mnie na łóżko w taki sposób bym znalazła się pod nim.
- To znaczy, że od jutra będzie razem zasypiać i razem się budzić? - spytał, a mnie ta wizja bardzo się spodobała.
- Chyba tak - szepnęłam układając się wygodnie na jego torsie. Splótł nasze dłonie na moim brzuchu co na przemian mrucząc mi coś do ucha lub muskając swoimi wargami mój policzek. Zmrużyłam oczy z przyjemności. Nagle podskoczył przez co spadłam z łóżka na podłogę.
- Przepraszam! - zawołał podając mi rękę, żeby pomóc mi wstać.
- Co ci się stało? - spytałam z rozbawieniem.
- Skoro jutro mam z tobą zamieszkać to muszę się spakować! - wywróciłam oczyma.
- Daj spokój masz na to cały dzień - stwierdziłam z powrotem kładąc się na łóżku.
- No tak, ale to jednak lepiej teraz bo potem jak mi się jeszcze coś przypomni to zdążę zabrać, a tak to będzie za późno - powiedział wyciągając swoją walizkę z pod łóżka.
- To zanim zatoniesz w tym cudownym pakowaniu, to może odprowadzisz mnie do drzwi? - spytałam.
- Idziesz już? - spojrzał na mnie zaskoczony.
- No skoro ty się pakujesz to ja idę na obiad.
- Obiad? - podłapał. - A mogę iść z tobą? - patrzył na mnie z miną małego psiaka.
- No dobra - rzuciłam ze śmiechem.

***


- Vicky nie zapomnij, że jutro o 13:00 jedziemy odwieźć twojego brata na lotnisko - odezwała się mama.
- Jak mogłabym zapomnieć, skoro mój jedyny brat ode mnie ucieka? - spytałam z uśmiechem, na co James się lekko skrzywił.
- Od razu ucieka, jak już to odpoczywa - wyszczerzył zęby.
- Niall masz prawo jazdy? - wtrącił się mój tata.
- Mam, proszę pana - odparł kulturalnie niebieskooki.
- To może pojechałbyś jutro z nami na lotnisko i odwiózłbyś potem Vicky do domu?
- Taki miałem zamiar - uśmiechnął się odbierając talerz ze spaghetti od mojej mamy. - Ładnie wygląda.
- Dziękuję. Moglibyście brać z niego przykład, a nie tylko jecie! - ofuknęła nas mama.
- Ękujemy, est płyzne - odparł James z pełną buzią na co zaśmiała się moja rodzicielka.
- James głupku nie mówi się z pełną buzią! - zwróciłam się do brata. - Ale będzie mi brakowało naszej porannej walki o łazienkę.
- Mi też i tego jak zawsze wygrywam - wyszczerzył się. - Niall śpisz dzisiaj u nas? Zrobimy sobie nockę pożegnalną. Kilka filmów i takie tam.
- Jeżelibym mógłbym to z chęcią - spojrzał na moich rodziców.
- Nie widzę problemu - powiedziała mama. - Tak sobie myślałam, że może byś tu zamieszkał przez ten czas jak nas nie będzie, żeby Victoria nie była sama gdyby to nie był problem.
- I oczywiście jeżeli będziecie grzeczni - wtrącił tata.
- Tato! Zawsze jesteśmy grzeczni - wyszczerzyłam się.
- Tak za wyjątkiem nocy... - wpadł mi w słowo James. Rzuciłam mu mordercze spojrzenie, a Niall chyba kopnął go pod stołem bo skrzywił się i zaczął masować sobie łydkę. Na szczęście rodzice nie zwrócili na to uwagi.
- Okej to my z tatą idziemy się pakować, a wy tu posprzątajcie.
- A ja idę do domu po rzeczy i przyjadę samochodem to jutro od razu na lotnisko pojedziemy - zwrócił się do mnie blondyn.
- To ja muszę skończyć się pakować! - krzyknął James i wybiegł z kuchni.
- Czyli zostaje sama ze zmywaniem - westchnęłam. - Chodź to cię odprowadzę do drzwi.
- Widzisz będę u ciebie mieszkał legalnie - wyszczerzył się.
- Zaskoczyli mnie rodzice tą całą propozycją, ale w takim razie teraz będziesz mógł u mnie spać i nie będzie powody byś uciekał przed świtem - uśmiechnęłam się cwaniacko.
- Mmm.. kto wie może zamieszkam tu na stałe? - wymruczał mi do ucha po czym wyszedł cicho się śmiejąc.


*Niall*


Wpadłem do domu jak huragan. Cała czwórka siedziała w salonie i oglądała jakiś film. Rzucili mi pytające spojrzenie.
- Pakuję się i nie zobaczycie mnie przez tydzień - wyszczerzyłem się.
- Czemu? - krzyknęli równocześnie biegnąc za mną po schodach.
- Przenoszę się do Vicky, bo jej rodzice jadą z Jamesem na tydzień do Nowego Yorku.
- Uuu to się będzie działo w tym domu - zawołał Harry.
- Tak, będziemy karmić jej kota - powiedziałem z przekąsem.
- Kota? Niall mogę jechać z tobą? - zapytał robiąc słodkie oczka.
- NIE!
- A ma marchewki? - wtrącił się Lou.
- I duże lusterko w łazience? - dorzucił Zayn.
- To może jeszcze ma więcej widelców niż łyżek? - spytał Liam.
- Nie jedziecie ze mną - odparłem. - Przeprowadzam się SAM. Harry pożyczysz mi samochód?
- Widzisz ja nie mogę iść z tobą do koteczka, ale ty możesz brać mój samochód? NIE - uśmiechnął się cwaniacko. Wywróciłem oczami.
- Daj spokój kupię ci pięć takich tylko pożycz auto. Potrzebuję na jeden dzień, nawet nie cały.
- Pięć koteczków?! Dobra możesz brać auto. Lou chodź pomożesz przygotować im miejsce do spania!
- W coś ty nas wpakował Horan? - rzucił Louis wychodząc za Harrym.
- Dobra ja idę, bo zaraz mam randkę z Danielle to do zobaczenia za tydzień - wyszczerzył się Liam i też wyszedł.
- Pomóc ci się pakować? - zaoferował się Malik.

__________________________________________________


przepraszam za poprzedni rozdział, faktycznie trochę za bardzo oddaliłam treść od Vicky i niebieskookiego, w każdym razie tym tygodniem to nadrobię ;-)

wtorek, 26 czerwca 2012

22. Ucieczka

*Vicky*

Całą noc myślałam o Jamesa wyprowadzce i doszłam do wniosku, że istnieje tylko jedna osoba, która może go przekonać by został. W tym momencie zmierzałam do niej krokiem przyśpieszonym prostolinijnym.
Nie miałam pojęcia czy jest teraz ktoś u niej w domu, ale po drugim dzwonku otworzyła mi we własnej osobie.
- Vicky? Co tu robisz o tej porze? - Amanda Bloom zdziwiła się na mój widok, fakt była ósma rano. Potrząsnęłam głową.
- To nie jest teraz ważne, James się wyprowadza - powiedziałam bez zbędnych wstępów wchodząc do jej pokoju.
- Jak się wyprowadza? - chyba ją zszokowała ta wiadomość.
- Nie jak, tylko GDZIE - westchnęłam. - Przenosi się do Nowego Jorku - gdy powiedziałam to na głos, jeszcze bardziej mnie zdołował ten fakt. Poczułam jak w oczach ponownie zbierają mi się łzy. Otarłam je ze złością.
- GDZIE DO CHOLERY? - krzyknęła Amy.
- Do Nowego Jorku - powtórzyłam.
- Dlaczego?
- Przez ciebie - całą noc myślałam czy powiedzieć jej prawdę, ale i tak by się w końcu dowiedziała prawdziwego powodu jego wyjazdu.
- On nie kłamał. Ale ja nie wiedziałam, że aż tak...- mówiła bardziej do siebie.
- Z czym nie kłamał? - spytałam, znając już odpowiedź.
- James powiedział mi, że dam mi spokój i że... że zniknie z mojego życia, ale nie myślałam, że dosłownie zniknie - powiedziała łamiącym się głosem. - Dlaczego akurat tam?
- Bo powiedział, że im dalej tym mniej wspomnień, no i tam ma kumpla u którego będzie mieszkał - odparłam zrezygnowana.
- Aha.. A kiedy się przenosi?
- Jutro - powiedziałam z rezygnacją.
- KIEDY?! Nie da się go jakoś zatrzymać?! - zawołała jakby faktycznie jej na nim zależało. Później się nad tym zastanowię, teraz trzeba ją poprosić o przysługę.
- No w sumie po to tu przyszłam. Amy ty jesteś jedyną osobą, która może go przekonać by został. Błagam cię pogadaj z nim. Zrób cokolwiek byleby się nie przeprowadzał, albo chociaż nie tak daleko... - mówiąc to po moich policzkach zaczęły płynąć łzy. Spojrzałam na nią błagalnie.
- Ale... co ja mam mu powiedzieć? - spytała z przerażeniem w głosie.
- Nie wiem cokolwiek. Błagam cię, chociaż spróbuj - chwilę się wahała. Nie wiem co skłoniło ją do takiej odpowiedzi czy mój zapłakany wygląd, moje błagające spojrzenie czy to, że jednak choć trochę jej na nim zależy.
- No... dobra - powiedziała z ociąganiem. - Spróbuję, ale niczego nie obiecuję.
- Dziękuję, dziękuję, dziękuję! - krzyknęłam po czym rzuciłam się na nią by ją przytulić. - To teraz zbieraj się. Idziemy nakłonić mojego brata by został z nami!
- TERAZ? - chyba nie spodziewała się, że tak szybko będzie musiała z nim pogadać.
- Im szybciej tym lepiej, pamiętaj, że zostaje jeszcze tylko dzień - przypomniałam ciągnąc ją do wyjścia.

***


*Amy*

Miałam wielką ochotę zabić Victorię, za to, że mnie w to wplątała, ale czy miałam prawo? Przecież on PRZEZE MNIE wyjeżdża, a nie przez Vicky. Ale czy ma rację, że tylko ja go mogę przekonać do zostania?   No cóż zaraz się o tym przekonamy. Wzięłam głęboki oddech i zapukałam do drzwi jego pokoju.
- Proszę - dobiegł mnie stłumiony głos Jamesa. Pomału otworzyłam drzwi i weszłam do pomieszczenia. Siedział na środku pokoju i pakował walizkę.
- Vicky nie kłamała, że wyjeżdżasz - na dźwięk mojego głosu szybko podniósł się z podłogi.
- Amy! - w jego oczach dojrzałam ból mieszający się z radością. - Co tu robisz?
- Przyszłam cię powstrzymać - odparłam sadowiąc się na jego łóżku. Patrzył na mnie z ciekawością, a jego entuzjazm, którym mnie przywitał widocznie opadł.
- Już podjąłem decyzję i ona nie podlega zmianie. Jeżeli przyszłaś tu tylko po to, to tracisz czas - szczerze? Zabolały mnie te słowa.
- James, ale ty nie możesz wyjechać z mojego powodu! - krzyknęłam.
- Właśnie, że mogę! Nie mam zamiaru patrzeć jak Malik się tobą obnosi. Dopóki z nim będziesz, ja tu nie mogę mieszkać - powiedział chowając twarz w dłoniach.
- A jeżeli ja nie chcę żebyś wyjeżdżał? - wyszeptałam klękając koło niego.
- Jak to nie chcesz? - spytał, a w jego oczach dojrzałam nadzieję.
- No po prostu chcę żebyś tu został.
- Jako kto? - zapytał już wyraźnie zainteresowany.
- Jako mój przyjaciel - potrząsnął przecząco głową. - James, nie mogę ci zaoferować nic więcej, ale błagam zostań - mówiąc to w moich oczach zaczęły zbierać się łzy. Otarł je.
- Wybacz, ale nie. Za jakiś czas wrócę, by sprawdzić czy za mną tęsknisz - uśmiechnął się smutno, a ja zapragnęłam zrobić wszystko by znów zobaczyć standardową radość w jego oczach. - A teraz pozwól, że skończę się pakować.
- Co? A tak jasne... To... cześć - powiedziałam, ale nogi odmówiły ze mną współpracy i zamiast skierować się do wyjścia to zaprowadziły mnie wprost w jego ramiona. Przytuliłam się do niego z całej siły, jak mała dziewczynka. On objął mnie tak mocno jakby miał mnie już więcej nie zobaczyć. No tak przecież nie zobaczy, przez bardzo długi czas. Westchnęłam.
Odsunął się ode mnie by zobaczyć wyraz mojej twarzy, po czym delikatnie pocałował mnie w policzek.
- To do zobaczenia za jakiś czas.
- Może jednak zostaniesz? - spytałam z nadzieją, na co tylko się zaśmiał. Pomału ruszyłam do wyjścia.
- Amy? - momentalnie się obróciłam. - Cieszę się, że pomału do ciebie dochodzi, że ci jednak na mnie zależy, nawet jeżeli to Vicky ci kazała tu przyjść to zaczęłaś płakać i przytuliłaś się do mnie z własnej woli - powiedział z chytrym uśmiechem, a ja nie mogąc mu zaprzeczyć po prostu wyszłam z jego pokoju.

***


*Vicky*

Czekałam w salonie na to aż Amy skończy rozmawiać z Jamesem, ale gdy zeszła na dół widać było, że płakała. W momencie gdy zapytałam jak jej poszło potrząsnęła tylko głową rzuciła ciche "przepraszam" i wybiegła. Westchnęłam. Może to jednak nie był dobry pomysł by ją o to prosić?
Zaczęłam się kierować w stronę Jamesa pokoju.
- Cześć, jak idzie pakowanie? - spytałam niby od niechcenia.
- W porządku, już kończę. - odparł. - Vicky, mogłabyś nie prosić swojej przyjaciółki by ze mną gadała? Nie jestem dzieckiem, żeby wszyscy mnie o coś prosili. To i tak nie ma sensu, decyzję już podjąłem - powiedział z irytacją.
- Przepraszam, ale ja naprawdę nie chcę byś wyjeżdżał - odparłam trochę zmieszana.
- Ja też tego nie chcę - widząc, że otwieram buzię by mu przerwać skończył nieco głośniej - ale muszę. A teraz z łaski swojej zostaw mnie samego.
- Jak sobie chcesz - rzuciłam szorstko.
Zeszłam do salonu by pooglądać jakieś kreskówki, ale nie mogłam przestać torturować się myślami, że może to moja wina, że James wyjeżdża. Może gdybym potrafiła go jakoś inaczej zatrzymać, albo chociaż przekonać, że Amy to nie cały świat, że da sobie radę. Może gdybym jakoś umiała mu pomóc, to by został... Westchnęłam. Muszę spotkać się z kimś kto mnie zrozumie bo jeszcze minuta w tym domu i zwariuję. Nie zastanawiając się dłużej wybrałam w telefonie numer, którego właścicielem był niebieskooki blondyn.

***



*Amy*

Podobnie jak po ostatniej i przed ostatniej rozmowie z Jamesem od razu skierowałam się do Zayna. Nie wiem dlaczego właśnie tam, ale coś zawsze ciągnęło mnie w tym kierunku. Drzwi otworzył mi Louis.
- Witam Panią Malik, pani mężczyzna w chwili obecnej modeluje swoje włosy - zachichotałam.
- Dzięki Lou - odparłam i wbiegłam po schodach do pokoju Zayna, a stamtąd zajrzałam do łazienki poprzez uchylone drzwi.
- Cześć kochanie - powiedziałam, na co podskoczył i się obrócił.
- Wystraszyłaś mnie! - podszedł do mnie by dać mi buziaka na powitanie. - Coś się stało? - spytał na widok mojej miny.
- Jest fantastycznie tylko James się przeze mnie wyprowadza, ale to nie ma znaczenia - powiedziałam sztucznie wesołym głosem.
- Jak się wyprowadza? I niby czemu przez ciebie?
- Och, normalnie. Do Nowego Jorku, tak mi powiedział, jak próbowałam go przekonać by został. Za bardzo go rani widok jak jesteśmy razem, czy coś w tym rodzaju - odparłam z udawaną beztroską.
- Jest zwykłym egoistą - powiedział z przekonaniem Zayn. - Nie przejmuj się nim. Według mnie dobrze, że wyjeżdża. W końcu przestanie cię krzywdzić - zszokował mnie tym. Chce by James wyjechał? Ale w sumie czego mogłam się po nim spodziewać?
- Zayn, ale ja nie chcę by wyjeżdżał! Chce by ZOSTAŁ - rzuciłam z irytacją.
- Ale po co ci on do szczęścia? Czy ty nie widzisz, że on tylko cię krzywdzi? - zapytał delikatnie, nie chcąc mnie zdenerwować, ale coś mu to nie wyszło.
- Ty nic nie rozumiesz! On po prostu nie może wyjechać! Vicky już się załamała, ona sobie nie wyobraża życia bez niego i szczerze to ja też! - wkurzył się na moje ostatnie słowa.
- Ty bez niego też? Świetnie! TO DLACZEGO Z NIM NIE JESTEŚ SKORO TWÓJ ŚWIAT BEZ NIEGO NIE ISTNIEJE?! - ostatnie zdanie wykrzyczał mi w twarz. Po moich policzkach zaczęły płynąć nowe łzy.
- BO KOCHAM CIEBIE! - odkrzyknęłam po czym wybiegłam z Zayna pokoju, by po chwili znaleźć się na deszczowej ulicy Londynu. Za mną wybiegł Zayn, krzycząc, że przeprasza, ale nie zatrzymałam się. Biegłam cały czas uparcie przed siebie. Po raz kolejny uciekałam.

______________________________

chyba pomału psują mi się pomysły.
wydaje mi się, że rozdziały są coraz gorsze...
no nic postaram się to zmienić ;)

poniedziałek, 25 czerwca 2012

21. Wyprowadzka

*Niall*

Leżałem na boku przyglądając się wtulonej we mnie Vicky, która pomimo promyków słońca przedzierających się przez zasłony ciągle spała. Koszula podwinęła jej się tak że, teraz ukazywała nieco więcej. Ostrożnie przykryłem ją kołdrą, ale sam nie mogłem zasnąć. W pamięci ciągle odtwarzałem jej głos powtarzający moje imię i to co się działo kilka godzin temu w tym pokoju. Wpatrywałem się zauroczony w jej delikatnie zaróżowione policzki gdy zarzuciła na mnie swoją nogę. Bałem się choćby drgnąć by jej nie obudzić. Co jakiś czas odgarniałem zagubiony kosmyk włosów z jej twarzy. Poduszka na której spała z pewnością od teraz będzie moją ulubioną.
- Mogę wejść? - dobiegł mnie cichy głos. Podniosłem się na łokciach i dojrzałem Liama. - Jeszcze śpi? - skinąłem twierdząco głową. - To ją obudź.
- Czemu? - spytałem niechętnie.
- Bo jest już po 11:00 a twoja księżniczka ma się pojawić w domu przed 12:00 - odparł Payne.
- Masz rację - westchnąłem ciężko, po czym delikatnie ściągnąłem z siebie jej nogę i wyszedłem z łóżka. Naciągnąłem na siebie świeżą koszulkę.
- Możesz nas zostawić? - zwróciłem się do Liama.
- Och, jeżeli muszę - wyszczerzył się. - To idę budzić resztę - powoli powlókł się do wyjścia.
Pochyliłem się nad nią po czym delikatnie musnąłem wargami jej usta.
- Dzień dobry Aniele, czas wstawać - wymruczałem spokojnie do jej ucha. Otworzyła zaspane oczy i zaczęła się przeciągać.
- To dzień dobry zapamiętam jako najwspanialsze powitanie - uśmiechnęła się. - Która godzina?
- Po jedenastej.
- Co? - wyskoczyła z łóżka. - Dlaczego mnie nie obudziłeś? - rzuciła z irytacją.
- No przecież cię właśnie budzę - odparłem z rozbawieniem.
- To nie jest zabawne! - ofuknęła mnie.
- Właśnie, że jest - uwielbiam się z nią droczyć.
- NIE!
- Nie? No to nie... - przyciągnąłem ją do siebie i zacząłem łaskotać. - No chyba, że powiesz tak.
- Niall przestań! - krzyknęła, śmiejąc się perliście.
- To powiedz tak.
- Nialler..
- Nie słyszę!
- No dobra, tak.
- Słucham?!
- Tak, TAK! Ale już przestań - nie mogła przestać się śmiać.
- No dobra - puściłem ją.
- To widzimy się za chwilę - wzięła swoje ubranie i ruszyła w stronę łazienki. Złapałem ją za nadgarstki i przyciągnąłem z powrotem do swojego torsu.
- A buziak na pożegnanie? Możemy się długo nie zobaczyć... - wymruczałem na co odpowiedziała cichym śmiechem.
- Jesteś wariatem - ale posłusznie wspięła się na palce i obdarowała mnie gorącym pocałunkiem. - Teraz daj mi się ubrać, a potem odprowadzisz mnie do domu.

***


*James*

Dzisiejszą noc spędziłem na bolesnych rozmyśleniach, ale w końcu podjąłem decyzje. W tej chwili siedziałem w kuchni i czekałem na powrót Vicky oraz na rodziców, którzy jeszcze spali.
- Już nie śpisz? - dobiegł mnie głos mamy, wchodzącej do kuchni. Fakt była dopiero ósma, a ja już nie śpię - widok niespotykany.
- Nie mogłem spać - wymusiłem uśmiech.
- W porządku. Jak minęła impreza? - spytała powoli przygotowując śniadanie.
- Dość szybko - rzuciła mi pytające spojrzenie. - Nie miałem nastroju na zabawę i zaraz wróciłem do domu.
- Coś się stało? - przyglądała mi się z troską.
- Nie - widziałem, że chce zadać jeszcze jakieś pytanie, ale przerwał jej tata.
- Witam wszystkich. Ooo James już nie śpi? Co to się stało? - powiedział dość rozbawiony na mój widok. Wywróciłem oczyma.
- To ja poczekam na Vicky w salonie.
Czekając na moją siostrę oglądałem jakieś kreskówki. Dopiero po kilkunastu minutach dotarło do mnie, że nie wiem co oglądam. Westchnąłem i wyłączyłem telewizor. Przed samą dwunastą dobiegł mnie głos otwierania drzwi, a po chwili jak Victoria krzyczy "Cześć wszystkim" i rusza na górę. Dałem jej jakieś dziesięć minut na przebranie się i odświeżenie po całej tej imprezie i powlekłem się do kuchni.
- Em.. czy mogę was WSZYSTKICH prosić do kuchni? - zawołałem dość głupio się czując. Weszli rodzice i po chwili dołączyła moja siostra.
- Usiądźcie - poczułem się jeszcze głupiej, widząc, że słuchają moich komend. - Słuchajcie podjąłem pewną decyzję... - patrzyli na mnie z ciekawością. - Wyprowadzam się.
- Słucham?! - zawołała mama.
- No zmieniam adres zamieszkania - wytłumaczyłem dobitnie, wpatrując się w swoje dłonie.
- Ale jak wyprowadzam? Gdzie? Co się stało? - panikowała mama. Za to Vicky zadała tylko jedno pytanie :
- Dlaczego?
- Ja... doszedłem do wniosku, że czas zmienić otoczenie - powiedziałem niepewnie.
- W takim razie gdzie chcesz się wyprowadzić? - zapytał tata.
- Do... - zawahałem się lekko. - Do Nowego Yorku.
- GDZIE? - zawołali w trójkę.
- Tam gdzie słyszeliście - odparłem niechętnie.
- Jak ty sobie to wyobrażasz? Gdzie ty tam będziesz mieszkał?! - krzyknęła mama.
- James nie wygłupiaj się to ostatni rok w szkole, masz maturę! Nie możesz się przenieść w ciągu roku szkolnego bo ją zawalisz! - a ojciec jak zwykle przejmuje się tylko moją nauką. Tylko Vicky się nie odzywała, ale wiedziałem, że ona swoje przesłuchanie zacznie dopiero gdy zostaniemy sami. Westchnąłem.
- Mój kumpel mieszka w NY, już do niego dzwoniłem powiedział, że z chęcią przyjmie mnie pod swój dach, a szkoła to nie problem. Mam dobre oceny więc sobie poradzę.
- Ale nie możesz... - zaczęła mama.
- Właśnie, że mogę. Mamo mam 19 lat, jestem już dorosły, a zdania nie zmienię. Jedynie co to możecie mi życzyć powodzenia w nowym świecie - uśmiechnąłem się uspokajająco.
- No nie wiem... Syriuszu powiedz coś! - zwróciła się błagalnie do ojca.
- Uważam, że trzeba dać mu szansę. Jeżeli popełni błąd zawsze może do nas wrócić... - rzuciłem spojrzenie pełne podzięki tacie.
- No tak, ale to mimo wszystko zupełnie inny kontynent! W dodatku oddzielony od nas oceanem! - nie dawała za wygraną mama.
- Lily dość. On ma rację, jest dorosły i może podejmować takie decyzję. Gdyby co zna nasz numer - zakończył rozmowę tata. - Jadę na zakupy, jedziecie?
- Nie - odparliśmy równocześnie z Victorią.
- A ja z chęcią pojadę. Musimy sobie porozmawiać - stwierdziła mama.

***


*Vicky*

Gdy tylko usłyszałam jak rodzice odjeżdżają z podjazdu na zakupy ruszyłam do Jamesa pokoju. Weszłam bez pukania.
- Co ci odwaliło z tą wyprowadzką? - spytałam na wstępie. Spojrzał na mnie zza warstwy ciuchów i kartonów. - Ty się już pakujesz? - zaskoczył mnie.
- No... tak. Im szybciej się z tym uporam tym lepiej, nie? - uśmiechnął się smutno. - Siadaj - odgarnął część rzeczy z łóżka, robiąc mi miejsce.
- Więc dlaczego, taka decyzja? - spytałam delikatnie. Spuścił głowę.
- Bo obiecałem to Amy - odparł zrezygnowanym głosem.
- Coś ty znowu wczoraj zrobił?! - spytałam, czując jak wzbiera we mnie gniew.
- Powiedziałem, że dam jej spokój i zniknę z jej życia... Ja po prostu muszę się wyprowadzić, zrozum - wyszeptał łamliwym głosem.
- James debilu to nie znaczy, że musisz się od razu wyprowadzać na inny kontynent! - wybuchłam.
- Właśnie, że znaczy. Zrozum, że nie mam już siły codziennie udawać, że jest okej, że daje sobie radę, a w rzeczywistości gryzę pięści z bólu! Błagam, chociaż ty nie miej o to do mnie pretensji. Nie proszę byś mi pomagała tylko o to żebyś nie robiła mi wyrzutów, proszę - w jego oczach pierwszy raz od dzieciństwa dojrzałam łzy. Otarł je ze złością. Przytuliłam go z całej siły.
- James już w porządku, przepraszam. Nie chciałam tak na ciebie naskoczyć, tylko po prostu jesteś moim jedynym braciszkiem i nie potrafię sobie wyobrazić życia bez ciebie. Teraz to ja boję się o ciebie.
- Hej mała, nie łam się. Mamy internet, damy sobie radę. Będę wpadał po ciebie raz w miesiącu - teraz to on mnie uściskał. Po moich policzkach zaczęły płynąć łzy.
- Ale musisz tak daleko? Nie mógłbyś znaleźć sobie czegoś w Londynie? - spytałam z nadzieją.
- Nie. Im dalej, tym mniej wspomnień. To musi być krótkie i szybkie odcięcie od przeszłości - westchnął. - Nie wierzę, że to mówię, ale będę za tobą tęsknił.
- Taak, ja za tobą też.
- I nie płacz już bo mam wyrzuty sumienia! - rzucił, ocierając moje łzy.
- Przepraszam, to silniejsze ode mnie - wyszeptałam łamliwym głosem, starając się przestać płakać.
- No to jak już sobie potęskniliśmy i popłakaliśmy to teraz pomóż mi się pakować - powiedział rzucając we mnie częścią swoich ubrań. - Tam do tego pudła rzeczy, które zabieram - wskazał odpowiedni karton. - A do tego pod oknem te do wyrzucenia, jak chcesz to możesz je sobie potem zabrać na pamiątkę twojego wspaniałego brata - wyszczerzył się.

________________________________________________

No i jest dwudziestka-jedynka.
dość hmm... szokujący obrót rzeczy? ale stwierdziłam, że muszę wprowadzić coś dramatycznego, bo zrobiłoby się tu zbyt nudno, w każdym razie w głowie mam plan na jeszcze jedno dramatyczne wydarzenie, ale to już nie dzisiaj ;-)

niedziela, 24 czerwca 2012

20. Niespodziewany obserwator

*Vicky*

Było już dobrze po 3:00 gdy połowa towarzystwa padła. Stwierdziłam, że tych którzy jeszcze nie śpią podholuję do pokojów, ale najpierw przebiorę się w zwykłe rurki i koszulkę. Tym razem byłam przygotowana i wzięłam swoje ciuchy na zmianę tak by nie pożyczać od niebieskookiego. Gdy się uporałam ze zmianą ubrania zaczęłam odprowadzać Amy i Zayna do pokoju. Jakoś udało im się dojść chwiejnym krokiem do Mulata po czym podali na łóżko i zasnęli wtuleni w siebie. Zeszłam na dół po następne osoby, gdy poczułam jak ktoś łapie mnie za nadgarstek i przyciąga do siebie w ten sposób, że wpadam na kanapę, następnie ładuje się na mnie tak bym znajdowała się pod nim. 
- Niall! Wystraszyłeś mnie - rzuciłam oskarżycielsko. - A teraz złaź trzeba resztę odstawić.
- Nie, nie mam na to ochoty - zaczął się ze mną droczyć.
- Chyba nie chcesz by twoi goście spali nawaleni na podłodze - stwierdziłam z sarkazmem.
- W tym momencie oni jakoś mnie nie obchodzą... - złapał kosmyk moich włosów w dwa palce i zaczął się nim bawić.
- Daj spokój, lepiej mi pomóż - powiedziałam próbując go z siebie zrzucić. Nachylił się nade mną tak by nasze usta dzieliły milimetry.
- Może jednak zajmiemy się czymś innym? - wyszczerzył się.
- Złaź ze mnie, wariacie! - ofuknęłam go.
- A co z tego będę miał? - przyglądał mi się z ciekawością. Złapałam go za kark, w ten sposób przyciągając go do siebie po czym zaczęłam go całować.
- Stosujesz przekupstwo? - wymruczał.
- Tak jakoś wyszło... - stwierdziłam niewinnie.
- Może przeniesiemy się do mojego pokoju? - zapytał z błyskiem w oku.

***


*Niall*


Zaniosłem ją na rękach do mojego pokoju chcąc jak najszybciej pokonać schody. Niecierpliwie chwyciłem klamkę by po chwili pchnąć drzwi i wciągnąć za sobą Victorię do pomieszczenia. Nie zapalając nawet światła przyparłem ją do ściany i zacząłem całować. Po chwili oderwałem się od niej by zaczerpnąć oddech. W świetle księżyca widziałem tylko jej roziskrzone oczy.
- Niall, zamknij drzwi - wyszeptała delikatnym głosem. Niechętnie się od niej odsunąłem, ale wykonałem czynność, którą mi poleciła. W pokoju zapanowały jeszcze większe ciemności. Zapaliła lampkę przy biurku tak by choć trochę światła oświetliło to co robimy. Wziąłem ją na ręce, a ona zarzuciła mi swoje dłonie na szyję.
- Jesteś piękna, wiesz? - zapytałem.
- Może, ale nie dorównuję urodą tobie. Chciałabym mieć kolor twoich oczu - odparła dając posadzić się na biurku. Była teraz ode mnie wyższa, ale nie przeszkadzało mi to. Oplotła moje ciało swoimi nogami tak bym nie odsunął się od niej choćby o milimetr. Nie było to potrzebne, nie miałem ochoty jej wypuścić z moich objęć. Wplotła mi swoje kruche palce we włosy.
- Rozwalisz mi fryzurę - mruknąłem głębokim głosem wprost do jej ucha. Poczułem jak jej ciało przechodzi delikatny dreszcz.
- Widzę, że niezły z ciebie laluś, kochanie - wyszeptała cicho się śmiejąc. Odsunęła swoją twarz od mojej.
- Czy ty robisz to specjalnie? - zapytałem nie mogąc się skupić na racjonalnym myśleniu. Wciąż zerkała mi w oczy, a następnie przenosiła swoje czekoladowe spojrzenie na moje usta.
- Nie mam pojęcia, chyba już nie myślę - odparła szczerze. Pocałowałem ją w szyję. Po chwili zauważyłem jak odchyla głowę w tył, i przymyka oczy z przyjemności. Rozpocząłem kolejną falę pocałunków tym razem w okolicy obojczyka.
- Boże Niall! - wyszeptała gorączkowo, na co na mojej twarzy pojawił się wielki uśmiech. Wątpię by kiedykolwiek wcześniej wypowiedziała imię jakiegoś chłopaka takim tonem.
Powoli ujęła moją twarz w swoje dłonie by wpić się w moje usta. Oboje oddychaliśmy już nienaturalnie szybko tak jakbyśmy przebiegli kilkaset kilometrów. Moje dłonie przemierzały odległość od jej talii, aż do ramion. Poczułem jak wciąga  głęboko powietrze gdy podczas powracania moich dłoni na tej trasie, jej koszulka delikatnie uniosła się do góry. Podniosłem prowokacyjnie jedną brew. Zrozumiała. Przycisnęła swoje usta do moich z taką pasją, jakby robiła to po raz ostatni. Tylko na to czekałem. Delikatnie wsunąłem swoje dłonie pod jej koszulkę tak bym mógł obcować z jej jedwabistą skórą. Nie protestowała gdy przejechałem dłonią wzdłuż jej kręgosłupa, bez przeszkody jaką wcześniej tworzyło ubranie.
Kontrolując cały czas sytuację przeniosłem się z pocałunkami z powrotem na jej szyję tak by mogła złapać oddech. Między nami nie było czasu na taki zbędny detal jak delikatność czy subtelność.
Jęknąłem z przyjemności gdy delikatnie wygryzła  się w moją dolną wargę, by po chwili przejechać swoimi ustami wzdłuż linii mojej szczęki. Jej dłonie błądziły po moich placach, cały czas starając się przycisnąć mnie mocniej do jej kruchego ciałka.
 Nagle dojrzałem w jej oczach błysk. Sięgnęła po moją koszulkę i szybkim ruchem ściągnęła ją ze mnie, nie zwracając uwagi na to, że muszę chwilowo wyjąc swoje dłonie z pod jej koszulki. Upuściła moje ubranie na podłogę, a moje dłonie wsunęły się głębiej pod jej bluzkę tak bym mógł obejmować teraz całe jej plecy. Spojrzałem z rozbawieniem najpierw na nią, a potem na moją koszulkę.
- No co? Przecież i tak w niej nie śpisz - stwierdziła niewinnie. Uśmiechnąłem się na to stwierdzenie, miała racje. Postanowiłem przenieść ją na łóżko by było nam wygodniej. Z lekkością podniosłem ją z biurka, a ona jakby wyczuwając moje zamiary objęła mnie nogami w pasie, przylegając ściśle do mojego ciała. Podniosłem ją pewnie i obróciłem się przodem do drzwi po czym stanąłem jak wryty. W drzwiach stał Liam.
- Eem.. chciałem zapytać... ale już ten... no ... nie ważne - wybąkał speszony. Vicky na jego widok cicho pisnęła i stanęła na własnych nogach.
- Mów co się stało skoro już i tak nam przerwałeś - zapytałem go dość rozbawiony tą sytuacją.
- Chciałem się zapytać do których pokoi zaprowadzić towarzystwo, które tu nie mieszka, a ty byłeś jedyną osobą trzeźwą, no ale okazało się, że nie jesteś sam... - odparł lekko zaczerwieniony.
- Długo już tu jesteś? - zapytała Vicky, w jej głosie dosłyszałem dość duże zażenowanie.
- No jakiś czas... - wyszczerzył się Payne. - To ten ... to ja już sobie pójdę - wyszedł, uważnie zamykając za sobą drzwi.
Westchnąłem, po czym pomału ruszyłem w stronę swojej szafy. Zastanawiałem się, którą koszulę wybrać, ale stwierdziłem, że wybór najmniejszej jakiej posiadam to zły pomysł. Widok jaki mogłaby mi Vicky zagwarantować w przy krótkiej koszuli mógłby być dla mnie zgubny. Podałem jej ubranie.
- A to po co? - spytała z lekką ciekawością w głosie.
- Przebież się, musisz w czymś spać, a wątpię by było ci w tym wygodnie - pokazałem wszystkie moje ząbki  w uśmiechu. Patrzyła niepewnie na moją koszulę, ale w ostateczności złapała ją i ruszyła w stronę łazienki.

***


*Vicky*


Patrzyłam krytycznie na swoje odbicie w lustrze. Koszula, którą dał mi Niall ledwo sięgała do połowy ud. Westchnęłam i wyszłam z pomieszczenia. Blondyn za ten czas zdążył się przebrać w dres do spania i ułożyć wygodnie w pozycji pół-leżącej na łóżku. Bacznie obserwował każdy mój ruch. Oparłam się plecami o biurko. Cały czas patrzył z pożądaniem na moje odsłonięte nogi, co lekko mnie zawstydzało. Po chwili przeniósł spojrzenie na mój dekolt gdzie kilku guzików nie zapięłam. Wstał z łóżka i podszedł do mnie powolnym krokiem.
- Czy wiesz, że tym co robimy właśnie grzeszymy? To jest złe - wyszeptał, szczerząc się. Zarzuciłam mu ręce  na szyję.
- W takim razie powiedz mi, że tego nie chcesz - podniosłam prowokacyjnie jedną brew po czym musnęłam wargami płatek jego ucha.
- Ja po prostu mówię, że to złe.. - wymruczał przyjemnie głębokim głosem, który zawsze wywoływał u mnie delikatne dreszcze.
- To mnie odepchnij - wyszeptałam równocześnie wplatając mu swoje palce we włosy.
- Wygrałaś - rzucił Irlandczyk pomału zaczynając pieścić moją szyję. Moje dłonie zaciskały się na jego plecach, tak by zrozumiał, że wciąż jest za daleko. W tym momencie liczył się tylko on i ta cholerna odległość, która wciąż była za duża, mimo że widziałam tylko jego nagi tors i roziskrzone tęczówki, nie czułam nic więcej poza jego perfumami i gorącymi ustami na moich ciele, nie słyszałam nic więcej po za biciem naszych serc i przyśpieszonych oddechów, które teraz łączyły się w jednym rytmie.
Zjechał z pocałunkiem na mój dekolt przez co moje ciało wygięło się w łuk ściśle przylegając do jego nagiego torsu, oczy przymknęły z przyjemności, a struny głosowe zaczęły wydawać ciche pomruki przyjemności. Wzdłuż kręgosłupa przebiegło mnie kilka dreszczy. W oczach blondyna dojrzałam, zadowolenie z tego do jakiego stanu mnie doprowadził. Delikatnie złapał zębami płatek mojego ucha i zadał pytanie, przyjemnie głębokim głosem.
- Może przeniesiemy się na łóżko?
- Niee, ostatnie przenosiny źle się skończyły - wyszeptałam słabym głosem na co cicho się zaśmiał, a następnie mocniej przyparł mnie plecami do biurka by po chwili obnażyć moje ramię i złożyć na nim delikatny pocałunek. Westchnęłam z przyjemności.

_____________________________________________

rozdział dwudziesty zgłasza swoją obecność!
macie tak z samego rana, na dobry początek dnia :*
i jak zadowolone? bo jeżeli mam być szczera to ja bardzo.
ten rozdział jak na razie podoba mi się najbardziej ze wszystkich.
jest namiętny, ale do końca ma w sobie elementy tajemniczości, co między nimi zaszło po tym jak westchnęła? pozostawiam waszym domysłom, bo nie zamierzam pisać otwarcie czy ktoś ze sobą spał czy nie, bynajmniej nie będę wdrażać się szczegóły ;).

sobota, 23 czerwca 2012

19. Usunąć się w cień

Do środka wpuścił nas Louis.
- Co tak wcześnie - spytał nasz widok. - Impreza jest dopiero o 20:00.
- Przecież powiedzieli nam, że o 15:00 - powiedziała lekko podirytowana Amy.
- Wszystko w porządku! One przyszły nam pomóc - dobiegł nas głos Harrego z głębi domu.
- Pomóc? - spytałam z powątpieniem wchodząc do salonu.
- No chyba nas tak nie zostawicie - Liam popatrzył na nas błagalnie.
- No dobra, ale co mamy niby robić?
- Może przygotujecie coś do jedzenia, żebyście się nie pobrudziły, a my musimy jeszcze posprzątać - zasugerował Zayn. Fakt ich salon wyglądał jak po huraganie, a nie na miejsce gdzie za parę godzin będzie domówka.
- No okej - ruszyłyśmy do kuchni.
Przygotowałyśmy kilka sałatek, drinki, kanapki, a Amy nawet upiekła ciastka. Chłopacy jakoś ogarnęli salon, a kanapę przesunęli pod ścianę, tak by stworzyć więcej miejsca do tańczenia. Koło 20:00 zaczęli schodzić się goście. Było zdecydowanie mniej ludzi niż na urodzinach Nialla, ale i tak według mnie zbyt dużo.
Wszędzie ktoś tańczył, albo pił. Nagle rozległ się kolejny dzwonek do drzwi.
- Harry to do ciebie ktoś? Bo od nas są już wszyscy - odezwał się Malik.
- Niee - odparł zdziwiony, ale nie ruszył się otworzyć. Westchnęłam i skierowałam się do drzwi.
- James? Co ty tu robisz? - zdziwiłam się widok brata.
- Jak co? Przecież Horan mnie zapraszał ostatnio więc jestem - udał urażonego, że nie pamiętam. - To jak wpuścisz mnie czy będziemy bawić się w progu?
- Co? A tak jasne... - przesunęłam się tak by mógł wejść po czym niepewnie weszłam za nim do salonu. Reakcja Malika była natychmiastowa.
- Co on tu robi? - spytał groźnie mierząc Jamesa.
- Ee.. ja go zaprosiłem... ale wtedy jeszcze było w porządku między wami... - odparł cicho Niall  tak by nie dosłyszał tego mój brat.
- Dobra, jakoś to zniosę, tylko niech trzyma się z daleka od Amy - warknął Mulat i ruszył po drinka. Towarzystwo bardzo dobrze się bawiło gdy ktoś rzucił pomysł "gra w butelkę!" i zebraliśmy się wszyscy w kręgu. Po środku leżała opróżniona butelka. Atmosfera w pokoju była pełna napięcia, każdy myślał z jakie zadanie lub pytanie mu przypadnie.
- Może ustalimy jakieś specjalne zasady? - spytał chytrze James wszystkie oczy zwróciły się na niego.
- Co masz na myśli mówiąc SPECJALNE? - spytałam podejrzliwie.
- No co będziemy robić.
- To chyba jasne, że wykonywać zadania - prychnął Malik.
- No tak, ale może jakoś to uściślimy. Na przykład pięć minut sam na sam w pokoju obok lub gra na buziaki - odparł z cwaniackim uśmiechem mój brat.
- Nie jestem przekonana co do twoich zasad - wtrąciłam niepewnie.
- No daj spokój. Przecież jak nie chcesz się z kimś całować to możesz iść do pokoju obok, nikt ci nie każe tam robić Bóg wie czego, ale zawsze możesz jeszcze wybrać pytanie - widać było, że wszystko sobie przemyślał. - Kto jest za? - większość wyraziło zgodę cichym pomrukiem.
- To zaczynamy! - krzyknął Harry kręcąc pierwszy. Padło na Lou co oczywiście skończyło się dość namiętnym pocałunkiem w policzek, Lou wylosował Eleonor, a ona jakąś ciemnowłosą dziewczynę, której wcześniej nie znałam. Jej butelka zatrzymała się na Jamesie.


***



*James*


Gdy zatrzymała się na mnie butelka już miałem za sobą połowę sukcesu. Teraz musiałem tylko tak zakręcić by szyjka butelki wskazała Amy, która z pewnością nie wybierze buziaka, ani pytania z obawy, że mógłbym zapytać o coś niekomfortowego przy Zaynie więc chcąc nie chcąc musi wybrać pięć minut ze mną, czyli w końcu z nią pogadam.
Zakręciłem z niezmierną pewnością siebie, ale w duchu modliłem się by wypadło na tej słodkiej blondyneczce. Taaak! Los mi dzisiaj sprzyja.
- Więc co wybierasz? - spytałem już znając odpowiedź.
- Ja... no... chyba ten pokój... - stwierdziła niepewnie wstając. Widziałem jak przez twarz Malika przebiegł cień złości, ale szybko się zreflektował.
- Do usług, to gdzie ten pokój? - rzuciłem do chłopaków.
- Pierwszy na lewo - odparł niechętnie Zayn.
Pierwsze co gdy weszliśmy do tego pokoju Amy spojrzała na zegarek.
- Och, daj spokój nie mów, że chcesz się tak szybko mnie pozbyć - zignorowała mnie.
- Posłuchaj chciałem cię przeprosić za to ostatnie - starała się nadal utrzymać obojętny wyraz twarzy, ale nie wychodziło jej to zbyt dobrze. - I chciałem ci obiecać, że usunę się w cień. Dam ci spokój, ale jeżeli będziesz kiedykolwiek czegoś potrzebowała to wiedz, że możesz na mnie liczyć bo ja zawsze będę cię kochał... - wyszeptałem. W jej oczach dojrzałem mieszaninę strachu, nie do wierzenia i ... współczucia?
- James, ale my nie możemy się przyjaźnić - wyszeptała ostrożnie, chyba bojąc się mojej reakcji.
- Amy wszystko jest możliwe. Pamiętaj tylko, że ja gdzieś tam jestem i czekam na ciebie, o nic więcej nie proszę - nawet nie zauważyłem, że zacząłem do niej podchodzić. Potrząsnęła przecząco głową.
- To akurat jest nie możliwe - spojrzała na mnie błagalnie, jakby chciała powiedzieć, żebym ją zostawił.
- Mimo wszystko pamiętaj, że cię kocham, że będę czekał 10, 20 nawet 50 lat na ciebie, ale kiedyś będziemy razem - uśmiechnąłem się smutnie po czym delikatnie musnąłem wargami jej policzek. Momentalnie się odsunęła. - To było pożegnanie, do momentu gdy się ponownie spotkamy, ale już jako para. - odsunąłem się o krok. Patrzyła na mnie zdezorientowana.
- O czym ty mówisz?
- Po prostu pamiętaj, dobrze? Kocham cię... - wysunąłem się cicho z pokoju czując jak serce pęka mi na połowę. Wszystko krzyczało we mnie bym wrócił do tego pokoju i porwał ją tylko dla siebie, bym mógł przelać w nią całą moją miłość, ale dążyłem uparcie do wyjścia.

***

*Amy*

Stałam w tym pokoju nie wiedząc jak się zachować. Wybiec za nim czy wrócić do reszty? Spojrzałam nerwowo na zegarek. Zostało mi jeszcze jakieś 140 sekund do momentu gdy będę musiała wrócić do reszty. Tak potrafię w ułamku sekundy zamienić liczby, ale nie potrafię znaleźć jednego prostego rozwiązania. Westchnęłam. Zsunęłam się po ścianie na podłogę pomału wyrównując oddech. Dlaczego tak na to zareagowałam? Przecież doszłam do wniosku, że już nic do niego nie czuję!
Skoro tak to dlaczego masz taką wielką ochotę pobiec za nim i go zatrzymać? - podpowiedział mi jakiś głosik w głowie.
Nie mam pojęcia. Spojrzałam ponownie na zegarek. Cóż trzeba już wracać do reszty. Później się nad tym wszystkim zastanowię.
- Gdzie James? - spytał podejrzliwie Zayn gdy usiadłam obok niego.
- On... wyszedł - odparłam cichutko, a wszyscy spojrzeli na mnie z ciekawością.
- Jak wyszedł? Gdzie?! - zapytała lekko podniesionym głosem Victoria.
- Nie wiem, powiedział, że musi już iść... - nie wyglądała na przekonaną, ale musiała mi uwierzyć.
- Chyba nie ma sensu już dłużej grać. - powiedział spokojnie Liam. - Zayn może nam coś puścisz? Tak żeby szło fajnie potańczyć - zwrócił się bezpośrednio do Mulata.
- Co? Tak, jasne. Już idę - odparł dość nieprzytomnie. - Idziesz ze mną, musimy pogadać - dodał patrząc na mnie. Szukałam w jego oczach wskazówek co do jego poczucia humoru, ale odnalazłam tylko troskę i niepokój.
- No dobrze - złapałam go za rękę i ruszyliśmy do stołu DJ'a.

***


*Zayn*

Wyszukałem jakieś płyty z napisem "Imprezy" i podkręciłem głos po czym przeniosłem wzrok na Amy. Jej spojrzenie było utkwione w podłodze, a palce wyginała sobie pod nienaturalnym kątem. Ująłem delikatnie jej dłonie.
- Spokojnie, nie rób sobie krzywdy - uśmiechnąłem się delikatnie. - No więc co się stało gdy wyszłaś z Blackiem? Czemu wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha i czemu unikasz mojego spojrzenia? - wyglądała na zaskoczoną, że zwróciłem na to uwagę. Wzięła głęboki oddech i zaczęła powoli mówić.
- Poszliśmy do tego pokoju i on... no zaczął mnie przepraszać.
- Uwierzyłaś mu? - przerwałem jej dość brutalnie, ale musiałem wiedzieć.
- No nie bardzo... A potem zaczął obiecywać, że da mi spokój, że usunie się w cień... - zamilkła.
- I to już wszystko?
- No tak - wymusiła dość sztuczny uśmiech.
- W porządku - przełączyłem muzykę na coś wolnego. - Zatańczysz ze mną, właścicielko mego serca? - uśmiechnąłem się figlarnie, mając nadzieję, że choć trochę ją rozbawię. Po paru sekundach nie wytrzymała i parsknęła śmiechem.
- Chodź wariacie - odparła łapiąc mnie za rękę i ciągnąc na parkiet. W jej oczach jednak dojrzałem cień niepewności, a nawet smutku. Cóż, jeżeli o mnie chodzi to mam nadzieję, że James faktycznie da Amy spokój. Zbyt wyraźny mam obraz jej twarzy gdy ostatnio przez niego płakała, by uwierzyć w jego dobre chęci.

_______________________________________

cześć mordki :* macie dziewiętnastkę :D
stwierdziłam, że podzielę ten rozdział na dwie części bo wyszedłby troszkę przydługi ;)
więc pierwsza część jest poświęcona wątkowi Amy-Zayn-James, a druga część, która ukarze się prawdopodobnie jutro będzie poświęcona głównie Vicky i Niallowi, no nie zanudzam już, miłego czytania :*

piątek, 22 czerwca 2012

18. Ostatni chłopak

- Ja bardziej - wymruczał. - Co powiesz na spacer? - spytał z niesamowitą energią.
- Ale teraz? - zdziwiłam się, musiała już dochodzić 1:00 w nocy.
- No chodź, nie daj się prosić tylko na godzinkę, a potem wrócimy i grzecznie pójdziemy spać. W końcu musimy być jutro wyspani na tą imprezę - wyszczerzył się.
- No dobra - wymknęliśmy się po cichu z domu.
Chodziliśmy pustymi ulicami Londynu. Co jakiś czas wtrącałam swoje historie o miejscu, które właśnie mijaliśmy.
- Oo, a za tym sklepem pierwszy raz się całowałam - Niall zatrzymał się po czym pociągnął mnie w miejsce o którym właśnie wspominałam. Oparł mnie plecami o zimną ścianę budynku.
- To może nie będzie twój ostatni pocałunek, ale za to z twoim ostatnim chłopakiem - powiedział poważnie, a w jego oczach igrały wesołe ogniki.
Powoli, delikatnie musnął moje wargi, by po chwili zaatakować je wręcz z brutalnością. Poczułam krople, zimnej wody na twarzy. Oderwaliśmy się od siebie by zobaczyć co się dzieje. Zaczął padać deszcz, który pomału przeradzał się w istną ulewę, a my staliśmy za tym sklepem, cali mokrzy i nie potrafiliśmy się od siebie oderwać.
Po jakimś czasie - nie wiem czy to była minuta, czy godzina - Niall się ode mnie odsunął.
- Musimy wracać bo będziesz chora - powiedział zachrypniętym głosem. Wiedziałam, że ma rację, ale nie miałam ochoty wracać, moje zmysły były nadto pobudzone, by tak po prostu wrócić do domu i położyć się spokojnie spać obok niego.
 - Daj spokój już i tak jesteśmy cali mokrzy.
- Fakt - zmierzył mnie wzrokiem. Moje ubranie ściśle przylegało, do mojego ciała idealnie podkreślając każdy kształt, każdą wadę i zaletę mojej figury. Z trudem podniósł wzrok, tak by patrzeć mi z powrotem w oczy.
- Mieliśmy wyjść tylko na godzinę - za wszelką cenę starał się, przekonać mnie do powrotu.
- Ale ty jesteś uparty - westchnęłam. - Dobra wracajmy.

***


*Niall*


Obudziły mnie pierwsze promyki słońca, Vicky jeszcze spała wtulona we mnie. Delikatnie, tak by jej nie zbudzić odgarnąłem jeden z niesfornych kosmyków włosów z jej twarzy po czym ostrożnie wyplątałem się z jej ramion. Wyjrzałem przez okno. Musiało dopiero świtać bo niebo było lekko zaróżowione.
Naciągnąłem na siebie ubrania, które przez noc zdążyły przeschnąć, napisałem karteczkę z wyjaśnieniem dlaczego tak wcześnie zniknąłem i cicho ruszyłem do drzwi.
Po drodze do domu wstąpiłem do TESCO na zakupy bo w naszej lodówce już nic nie ma. Przy okazji kupiłem część rzeczy potrzebnych na imprezę.
W domu panowała jeszcze cisza. Przygotowałem chłopakom śniadanie i ruszyłem do każdego z pokoju, żeby ich obudzić. Zacząłem od Louisa.
Szturchałem go, mówiłem do niego, ale nic nie skutkowało. W końcu wyszeptałem mu do ucha:
- Lou, ktoś właśnie ukradł wszystkie twoje marchewki! - w momencie otworzył oczy i wyskoczył z łóżka.
- GDZIE ON JEST?! - krzyknął, a ja zaniosłem się śmiechem.
- Nigdzie, ale jak już wstałeś to pomóż mi obudzić resztę, a potem trzeba zacząć dom przygotowywać.
- Jesteś okropny! Właśnie śniło mi się, że wszystkie marchewki świata mnie wielbiły! - rzucił urażonym tonem, ale posłusznie zaczął się ubierać.
- Ty idź obudzić Liama i Harrego, a ja obudzę Zayna.
- Okej - wybiegł z głośnym okrzykiem: "Hazziątko, kochanie czas na pełnowartościowe śniadanko!". Westchnąłem i udałem się do pokoju największego śpiocha. Pchnąłem drzwi i zacząłem krzyczeć:
- Malik śpiochu, wstawaj bo Liam dorwał się do twojego żelu... - dopiero teraz zauważyłem, że spod kołdry  Zayna wystaje druga, blond głowa. Zrobiłem się cały czerwony, wybąkałem ciche "przepraszam" i wymknąłem się stamtąd zanim zdążyli się porządnie rozbudzić.
- Gje est 'Ayn? - spytał Harry z pełną buzią na mój widok.
- Em... on nie jest sam... - wszyscy na mnie spojrzeli z ciekawością.
- To z kim?
- Z Amy - wyszczerzyłem się.
- Idziemy ich obudzić! - krzyknął Louis zrywając się od stołu.
- No nie wiem czy to dobry pomysł... Zayn nie będzie zachwycony jak tam wparujecie... - stwierdziłem z po wątpieniem.
- Niall ma racje. Poczekamy tutaj, aż wstaną nasze gołąbeczki - rzuciłem Liamowi spojrzenie pełne podzięki.  Harry i Lou wyglądali na zawiedzionych, ale usiedli z powrotem przy stole. Malik by mnie zabił gdyby się dowiedział, że to przeze mnie chłopacy dowiedzieli się, spał z dziewczyną.

***


*Zayn*

Patrzyłem z uwielbieniem jak Amy się przeciąga. Zauważyła, że ją obserwuję.
- Cześć kochanie, jak się spało? - uśmiechnęła się niewinnie.
- Wyjątkowo dobrze - odwzajemniłem uśmiech. - Idziesz ze mną na śniadanie czy ci coś przynieść? - spytałem.
- Idę z tobą, tylko poczekaj w coś muszę się ubrać - fakt, leżała w samej bieliźnie, która z pewnością więcej odkrywała, niż zakrywała, a taki widok jest przeznaczony tylko dla mnie.
Zeszliśmy na dół.
- Ooo nasi kochankowie. Jak się spało o ILE spaliście - spytał Harry z nicponiowatym uśmieszkiem. Zauważyłem jak Amy się rumieni.
- Bardzo dobrze nam się SPAŁO - odparłem szczerząc się.
- No domyślamy się, ale może zdradzicie JAKIE mieliście sny? - drążył temat Lou widocznie dobrze się bawiąc. Od odpowiedzi uratował mnie Liam.
- Przygotowaliśmy z Niallem listę rzeczy, których jeszcze brakuje na imprezę, skoczycie po nie z Amy?
- Tak - powiedziałem z wdzięcznością.
- To od razu mnie odprowadzisz do domu, żebym mogła się przygotować - zwróciła się do mnie Amanda.
- Zgoda - odparłem tym razem z niechęcią. Nie miałem ochoty rozstawać się z nią choćby na sekundę.

***


*Vicky*

Obudziłam się jak za pierwszym razem koło 8:00 i tak samo jak wtedy zamiast Nialla obok mnie leżała karteczka:

Obudziłem się przed 6:00. Stwierdziłem, że lepiej jak sobie pójdę zanim wstaną Twoi rodzice bo nie wydaje mi się, by byli zachwyceni faktem, że w pokoju obok ich córka spała z obcym chłopakiem.
Pamiętaj, że impreza zaczyna się o 15:00.
Kocham Cię
                                                                                       Niall
PS. Pożyczyłem Twoich kluczy od domu by zamknąć drzwi, są u mnie do zwrotu ;)


Uśmiechnęłam się i zeszłam na dół by coś zjeść.
Po śniadaniu i oznajmieniu rodzicom, że dzisiejszą noc spędzę po za domem zadzwoniłam do Amy z pytaniem czy pomoże mi się wyszykować na imprezę. Nie była zbyt chętna by przyjść do mnie więc stanęło na tym, że to ja przyjdę do niej koło 13:00.

***


- Cześć stara! - rzuciła na powitanie Amy.
- Odezwała się młoda - wywróciłam oczami, po czym cmoknęłam ją w policzek na powitanie.
- To w co się ubierasz? - spytała już w u niej w pokoju.
- No w to co mam na sobie.
- Żartujesz? - spytała z lekkim nie do wierzeniem.
- Nie, czemu? - nie wiedziałam o co jej chodzi.
- Eh, ja cię ubiorę - mówiąc to zaczęła wyrzucać z szafy swoje ciuchy.
- A mogę odmówić? - zapytałam z przerażeniem gdy rzuciła we mnie granatową sukienką.
- NIE! - westchnęłam i naciągnęłam na siebie ubranie.
- W porządku. Do tego czarne albo granatowe szpilki i będzie perfekcyjnie.
- Tylko nie szpilki - zaprotestowałam.
- Cicho- skarciła mnie. - A teraz siadaj, muszę cię uczesać i pomalować.
Zrobiła mi dość luźnego kłosa i makijaż z lekkim pazurem, ale naturalny. Swoje włosy pokręciła i postawiła na dużo mocniejszy makijaż. Ubrała się w sukienkę koloru starego różu i czarne szpilki.
O 14:23 ruszyłyśmy na imprezę, do chłopaków.

___________________________________________________

trololo mamy osiemnastkę :D
odpowiada wam ? :D
jakieś zastrzeżenia macie, albo jakieś pomysły co do opowiadania?
jak tak to mówicie bo szczerze powiedziawszy to mi się pomału kończą ;))

czwartek, 21 czerwca 2012

17. Deklaracja

- Victorio czy możemy cię na chwilę prosić? - dobiegł mnie głos taty z dołu. Po tonie jakim mówił już wiedziałam, że to nie będzie przyjemna rozmowa.
- Idę! - zaszłam do kuchni. Na stole leżała dzisiejsza gazeta otwarta na stronie piątej.
- Usiądź. Co masz nam do powiedzenia na ten temat? - podsunął mi artykuł o mnie i Niallu.
- A co mam wam powiedzieć? - spytałam ostrożnie.
- Czy to prawda - wzięłam głęboki oddech.
- Jesteśmy razem, ale ja go kocham i nie zależy mi na jego kasie  - zrobiłam się czerwona.
- Czy wiesz, że przez tego jednego chłopaka mogą cię znienawidzić miliony dziewczyn? Pomyśl czy warto, może powinnaś dać sobie z nim spokój...
- Chcecie przez to powiedzieć, że nie powinnam z nim być?
- No... tak - westchnął tata.
- Ale ja go kocham, a on mnie! Czy to się już nie liczy?! - wkurzyłam się.
- Spokojnie, może to tylko takie młodzieńcze zauroczenie...? - prychnęłam.
- Nie wydaje mi się.
- Powiedz, jesteś z nim szczęśliwa? - spytała delikatnie mama, po raz pierwszy się odzywając.
- Nawet nie wiecie jak bardzo.
- Syriuszu uważam, że powinniśmy im jednak dać szansę.
- No nie wiem Lily... On tak bardzo może ją skrzywdzić... - super gadają o mnie jakby mnie nie było.
- My też mieliśmy ciężkie początki, nikt w nas nie wierzył...
- A ja awansowałam na niewidzialne stworzenie, że tak o mnie gadacie? - przerwałam im z irytacją. Ojciec zmierzył mnie wzrokiem.
- Dobra córuś, nie było tematu.
- Trzymamy kciuki, żeby wam się udało, a teraz zmykaj - dodała mama.
- Kto trzyma, ten trzyma - mruknął tata gdy wyszłam.

***


*Amy*

Czekałam na Jamesa w parku bo napisał mi sms'a, że musimy się spotkać i pogadać. Zjawił się po kilku minutach.
- Siema, co chciałeś? - od razu przeszłam do rzeczy.
- Muszę cię o coś zapytać, czy... - zawahał się.
- Wal śmiało - uśmiechnęłam się zachęcająco.
- Czy ty jesteś szczęśliwa z Malikiem? - zaskoczył mnie tym pytaniem.
- Och, no tak. Strasznie o mnie dba, jest czuły i w ogóle. Czemu pytasz?
- Tak jakoś... Chciałem wiedzieć czy wszystko okej między wami - jakoś mnie nie przekonał.
- Kłamiesz - stwierdziłam. Ujął moją twarz w swoje dłonie.
- Wiem, że jest już za późno, ale ja będę o ciebie walczył bo.. bo cię kocham - zatkało mnie. Odruchowo cofnęłam się o krok.
- James to nie ma sensu, pozwól mi być szczęśliwą z... z Zaynem. To jego kocham, a on mnie. Po prostu jest całym moim życiem.
- W porządku, ale mnie też kochasz - odparł spokojnie.
- Wcale nie! Jesteś dla mnie TYLKO i WYŁĄCZNIE jak starszy brat - zaprotestowałam.
- To wybieraj starszy brat czy Malik? - krzyknął.
- Ja... Zayn bo go kocham! - odkrzyknęłam. Nagle spoważniał.
- To ci udowodnię, że mnie też kochasz - w jego oczach dojrzałam chory blask. Zaczął się nade mną pochylać.
- A ni mi się w... - nie dał mi skończyć. Poczułam jego wargi na swoich. Odepchnęłam go z całej siły.
- Hej, jeszcze nie skończyłem! - zmierzyłam go. Wyglądał na zadowolonego z siebie. Zalała mnie fala niepohamowanego gniewu. Podbiegłam do niego i wymierzyłam mu siarczysty policzek.
- Nigdy więcej tego nie rób. NIGDY! - odwróciłam się i zaczęłam biec przed siebie. Słyszałam jak James krzyczy, żebym się zatrzymała, ale ignorowałam go. W dłoni czułam tępy ból. Jeszcze nigdy nie uderzyłam nikogo tak mocno w twarz.

***


*Zayn*

Dobiegło mnie ciche, jakby niepewne pukanie. Zaskoczyła mnie to. Z chłopakami zawsze włazimy sobie bez pukania. Otworzyłem, moim oczom ukazała się Amy tyle, że w strasznym stanie. Włosy miała rozczochrane, prawdopodobnie od biegu, a źrenice rozszerzone ze... strachu? Rzuciła mi się na szyję.
- Hej, udusisz mnie! - powiedziałem żartobliwym tonem
- Och... przepraszam - cofnęła się o krok. Po chwili usadowiła się na moim łóżku. Zamknąłem drzwi i usiadłem obok niej.
- Kochanie co się stało? I jak się tu dostałaś?
- Niall mnie wpuścił i powiedział, że jesteś u siebie - powiedziała lekceważąco. - Ale Zayn czy ty wiesz, że cię kocham? I że nigdy nie chciałabym cię zranić? - spytała płaczliwym tonem. Zaniepokoiłem się.
- Amy błagam powiedz co się stało - złapałem ją pod brodę żeby nie mogła uciec spojrzeniem.
- Miałeś rację! O-on się we mnie ko-ocha - zesztywniałem.
- Kto?
- James! Ale ja kocham tylko ciebie, a on dał mi do zrozumienia, że albo cię zostawię, albo koniec z naszą przyjaźnią! - po jej policzkach coraz bardziej płynęły łzy. Miałem wielką ochotę wybiec i stłuc Blacka za to do jakiego stanu ją doprowadził. Otarłem jej łzy.
- Ci... kochanie damy sobie radę. Widocznie mu na tobie tak bardzo nie zależy skoro kazał ci wybierać.
- Przepraszam, że ci nie wierzyłam, ale jakoś nie mieściło mi się to w głowie, wybaczysz mi? - spytała z powagą.
- Oczywiście, że tak - w jej wilgotnych oczach dojrzałem iskierki szczęścia, które tak kocham.
Ująłem jej twarz w obie dłonie, a jej usta odszukały moje. Wpiła się w nie z żarliwością, której nigdy wcześniej u niej nie odczułem. Odpowiedziałem jej wręcz z brutalnością.
Jedną dłoń przeniosłem na jej kark wplótłszy palce w jej włosy, a drugą chwyciłem ją mocno za ramię tak by straciła równowagę.
Przyciągnąłem ją do siebie. W między czasie Amy zarzuciła mi swoje drobne ręce na szyje, cały ten czas zachłannie mnie całując.
Moje ręka zawędrowała w okolice jej talii gdzie dłoń odnalazła zagłębienie w linii bioder. Pchnąłem ją do przodu tak by wygięta w łuk przywarła do mnie całym ciałem.
Oderwałem się od jej ust tylko po to by mogła złapać oddech. Pomału zjeżdżałem z pocałunkami w dół jej szyi. Zadrżała z przyjemności gdy musnąłem jej obojczyk.
Dysząc ciężko wpiłem się ponownie w jej usta. Jej wargi złapały ten sam rytm co moje.
Jedna z jej dłoni zawędrowała do mojego karku zaciskając się na nim przyjemnie, a palce drugiej wplotły się w moje włosy w ten sposób chciała mnie jeszcze bardziej do siebie przyciągnąć. Wydała delikatny jęk gdy przejechałem dłonią tuż pod jej koszulką.

***


*Vicky*


Było już po północy, a ja siedziałam na kanapie w salonie oczekując sms'a od Nialla, że mogę go już wpuścić gdy usłyszałam, ze drzwi wejściowe się uchylają. Ruszyłam niepewnie w stronę hałasu.
- James, wystraszyłeś mnie! - stwierdziłam oskarżycielsko.
- Co? A sorry - rzucił nieprzytomnie.
- Co się stało, że tak późno wracasz do domu? - spytałam szczerze zaciekawiona.
- Pokłóciłem się z Amy, chyba mnie nienawidzi - wzruszył ramionami.
- O co poszło?
- O Malika.
- Czy ty nie możesz dać sobie z nią spokoju? - syknęłam z irytacją.
- Nie - zaczął mnie wymijać. Złapałam go za ramię.
- Jeszcze z tobą nie skończyłam! Słuchaj... - przerwał mi dźwięk sms'a. - Dobra masz szczęście - puściłam, ale teraz stał i patrzył na mnie zaciekawiony. Westchnęłam i otworzyłam drzwi.
- O cześć Niall. Widzę, że robicie sobie potajemne spotkania przed rodzicami - rzuciłam piorunujące spojrzenie Jamesowi. - To ten, życzę wam upojnej nocy - stwierdził złośliwie i zwiał zanim zdążyłam go uderzyć.
- Debil - mruknęłam pod nosem. - Dobrze, że już jesteś, tęskniłam - zwróciłam się do niebieskookiego całując go na powitanie.

_____________________________________________

no i jest siedemnastka ;)
wyszła mi i mam nadzieję, że tym rozdziałem rozwiałam wasze wątpliowści co do związki Amy z Zaynem.
no pozostawiam wam domysły co zaszło między nimi... ;))

środa, 20 czerwca 2012

16. Na scenie

Idąc przez korytarz czułam, że coś jest nie tak. Wszystkie dziewczyny milkły gdy je mijałam, obrzucając mnie nienawistnym spojrzeniem, a następnie zaczynały dyskutować jeszcze bardziej zajadle.
O co chodzi dowiedziałam się dopiero po piątej lekcji podczas przerwy śniadaniowej. Czekałam na Nialla, na świetlicy gdy podeszła do mnie Angelina z dużą grupką dziewczyn.
- To prawda Black, że jesteś na poważnie z Horanem? Nie bujają nas te szmatławce? - spytała kładąc nacisk na słowo "poważnie".
- Tak - poczułam jak się czerwienię.
- A powiesz nam czym musiałaś uderzyć go w głowę lub co mu obiecałaś, że zainteresował się takim zerem jak ty? - z grupy dziewczyn doszły mnie pomruki pełne aprobaty.
- Ja...
- Tak myślałam - uśmiechnęła się szyderczo. - Masz poczytaj sobie, strona piąta - rzuciła mi w twarz zwiniętą gazetę. Otworzyłam tam gdzie kazała. Moim oczom ukazało się wielkie zdjęcie z wczoraj gdy wygłupialiśmy się z blondynem. Nagłówek głosił:

NIALL HORAN - NOWA MIŁOŚĆ CZY KOLEJNA OSZUSTKA?
A więc stało się to czego fanki tak bardzo się obawiały.
Kolejny z One Direction jest już zajęty. 
Od dłuższego czasu słynna piątka pokazywała się na imprezach w... czwórkę.
Wszystko przez tę dziewczynę. Czyżby zabraniała mu chodzić na imprezy?
Na to wygląda. Nasze źródła donoszą, że ową dziewczynę poznał w szkole
do której obecnie uczęszcza cały zespół. Co ciekawe to nie jest najbardziej
popularna dziewczyna w szkole tylko zwykła szara myszka.
Zadajemy sobie pytanie w jaki sposób zawładnęła sercem naszego blondyna?
Gdyby to był "Hogwart" wszyscy stawialibyśmy na eliksir miłosny, ale dobrze
wiemy, że to nie możliwe.
W każdym razie Nialler na tym zdjęciu wygląda na bardzo szczęśliwego.
Mamy nadzieję, że to związek na poważnie i że ta dziewczyna nie okaże się
oszustką czyhającą na pieniądze naszego słodkiego Irlandczyka.

Poczułam jak wzbiera we mnie fala złości.
Więc jestem oszustką czyhającą na jego pieniądze? Świetnie, wręcz cudownie!
Wkurzona ruszyłam do wyjścia ze szkoły.
- Vicky, poczekaj! - to Niall. - Gdzie ty idziesz? Masz przecież jeszcze lekcje.
- Nie obchodzi mnie to! Nie wytrzymam tu dłużej. Muszę stąd wyjść.
- Hej mała, co się dzieje? - spytał z troską.
- Odezwał się ten wysoki - prychnęłam. - Masz poczytaj sobie - podałam mu gazetę. Spojrzał na mnie pytająco. - Strona piąta - mruknęłam. Zaczął czytać. Wyraz jego twarzy zmieniał się z nie do wierzenia do wściekłości. Objął mnie ramieniem.
- Dobrze wiem, że tak nie jest - wyszeptał spokojnym głosem.
- Ty tak, ale teraz cała Anglia, ba cały świat myśli, że obchodzi mnie tylko twoja kasa! - wyrzuciłam z irytacją.
- Vicky oni się nie liczą. Ważne, że my znamy prawdę - widząc, ze mnie nie przekonał dodał: - Eleonor i Danielle też przez to przechodziły.
- Wiem, muszę się przyzwyczaić, ale to nie jest takie proste - westchnęłam. - Chodź do mnie. W końcu dzisiaj piątek, należy mi się lekcja gry.
- Vicky zapomniałaś! - rzucił z wyrzutem. - Dzisiaj mamy koncert w galerii.
- Fakt, dobra to ja wracam do domu, a ty idź do siebie i się szykuj, żeby nie było, że cię nie puszczam...
- Och, daj spokój, ty idziesz z nami! Zapomniałem ci powiedzieć? - wyszczerzył się. - A teraz zapraszam do mnie. Muszę się przygotować.
- Niall, ale ja nie jestem pewna czy chcę tam iść.
- Ale ja chcę, żebyś tam była, proszę...
- No nie wi... - zamknął mi usta pocałunkiem.
- A teraz? - spytał prowokująco podnosząc brew.
- Zgoda - powiedziałam lekko rozkojarzonym głosem.
- Hura! - wyszczerzył się i ruszyliśmy w stronę jego domu.

***


Stałam wśród tłumu rozwrzeszczanych fanek pod "sceną". Tak na prawdę był to zwykły podest, na którym stali chłopacy. Cały czas czułam jak obserwują mnie cudownie niebieskie tęczówki.
- Słuchajcie kochane to już koniec na dzisiaj, ale nasz słodki blondynek chce coś jeszcze ogłosić - zapowiedział Payne.
- Dzięki Liam. Więc chce wam powiedzieć, że jestem z kimś co pewnie wiecie z tego dzisiejszego artykułu. Chcę żebyście nie wierzyły w ani jedno słowo o Vicky, które o niej padło bo to kłamstwa. Jedyne co w nim było prawdą to to, że jestem cholernie szczęśliwy - uśmiechnął się po czym pomału ruszył w moją stronę. Zaczęłam gorączkowo myśleć: Niall błagam cię nie podchodź tu, ja nie chcę. Zmień kierunek. No zmień ten kierunek do cholery! Przecież te dziewczyny mnie zabiją!!
Stanął przede mną podając mi dłoń. Złapałam ją, a on pociągnął mnie na podwyższenie.
- To jest właśnie Victoria. Przywitajcie ją - usłyszałam pomruk, który przybrał kształt słowa "cześć". Uśmiechnęłam się niepewnie. - Mam do was prośbę. Szanujcie ją, a nie hejtujcie bo to oznacza tylko, że nie jesteście prawdziwymi directioners. Pamiętajcie, że tak na prawdę kocham was wszystkie tyle, że nie mam szansy okazać tego każdej z osobna więc nie rańcie mnie w ten sposób i cieszcie się moim szczęściem - poruszył zabawnie brewkami.
Na początku fanki nie były zachwycone jego stwierdzeniem, ale gdy tylko usłyszały, że je kocha diametralnie zmienił im się humor. Część z nich zaczęła płakać ze szczęścia. Patrzyłam na to wszystko ze zdziwieniem gdy poczułam jak ręce Nialla zatrzymują się w połowie moich ud, a następnie jak przerzuca mnie sobie przez ramię na co usłyszałam głośne wybuchy śmiechy spod podestu, a Irlandczyk ostrożnie zaczął schodzić ze mną spod "sceny".


***

- Musiałeś?! - zaatakowałam Horana zaraz po tym jak zostaliśmy sami.
- Nie podobało ci się moje przemówienie?
- Nie, tylko dziwnie się poczułam...
- Wstydzisz się mnie? - zapytał z rozbawieniem.
- Głupi jesteś! - położyłam mu dłoń na jego klatce piersiowej. - Jesteś najlepszą rzeczą, która mnie w życiu spotkała- szepnęłam mu do ucha. Poczułam jak jego dłonie u dołu moich pleców delikatnie przyciągają mnie do jego ciała.
- Wpadnę dzisiaj w nocy do ciebie  - wymruczał, a moje ciało przebiegł przyjemny dreszcz.
- Będę czekać - powiedziałam słabym głosem, a niebieskooki wpił się łapczywie moje usta.

_____________________________________

i kolejny rozdział jest już dodany :)
jak się podoba?
ja co do niego nie jestem przekonana...

wtorek, 19 czerwca 2012

15. Groźba

- No nareszcie. Już myślałem, że nigdy się nie pojawisz - rzucił w moją stronę James.
- Miłe powitanie - stwierdziłam z sarkazmem. Zignorował to.
- Chodź, przygrzeję ci obiad.
- No dobra - mruknęłam niechętnie.
Przyglądałam się z rozbawieniem jak James miesza energicznie w garnkach gdy po raz kolejny tego dnia zadzwonił mój telefon. Rzucił mi pytające spojrzenie.
- To Amy - wyjaśniłam.
- Daj na głośnik.
- Nie - zaprotestowałam.
- No dawaj - rozkazał. Niechętnie nacisnęłam zieloną słuchawkę po czym ustawiłam funkcję głośno mówiącą.
- Cześć Victoria!
- Cześć Amanda, co cię sprowadza do mojego numeru?
- Jutro mamy dopiero na 10:00 do szkoły i tak sobie pomyślałam, że może zrobimy jakąś nockę? Jak za starych dobrych czasów, tylko ja, ty i James. Co ty na to? - widziałam jak James skrzywił się lekko na dźwięk swojego imienia, ale gdy tylko zorientował się, że go obserwuję pokiwał głową, że tak.
- No dobra... - stwierdziłam niepewnie.
- To będę o 19:00, pa! - rzuciła i tyle ją słyszałam.
- Jesteś gotowy się z nią spotkać? - spytałam ostrożnie brata.
- Nie wiem, ale nie mogę też jej w nieskończoność unikać...

***

*James*

Czy jestem gotowy zobaczyć ją ze świadomością, że nigdy nie będzie moja? Nie. Ona jest dla mnie jak Jerry dla Toma, jak miód dla Puchatka, jest moim tlenem.
Stop James. Była, teraz jest tlenem, miodem i Jerrym dla Malika. Dzwonek przerwał mi moje smętne myśli.
- Otworzę! - krzyknęła Vicky. Jak za dawnych czasów? Oto pierwsza rzecz, która się zmieniła. To nie ja otwieram drzwi Smerfetce tylko moja siostra, bo ja nie jestem w stanie. Druga, która się diametralnie zmieniła? W tej chwili rzucałbym się jej na szyje z jakimś głupim tekstem, a nie siedział siedział na kanapie torturując się w myślach. Wziąłem głęboki oddech. - Przedstawienie czas zacząć - mruknąłem pod nosem sztucznie się uśmiechając na widok Amy.
- James! - czy ona musi mi to robić? Gdybym w jej oczach nie widział tyle szczęścia na mój widok zdecydowanie łatwiej byłoby mi o niej zapomnieć. - Dobrze cię widzieć w normalnym nastroju - przytuliła mnie na powitanie. Poczułem jej piękny zapach. Czy ja przed chwilą pomyślałem, że chcę o niej zapomnieć? Chrzanić Malika, zrobię wszystko by ze mną była.
- No wiesz nawet super bohaterom czasem zdarzają się gorsze dni, Smerfetko - dała mi mocnego kuksańca w żebra.
Oglądaliśmy "A więc wojna" gdy rzuciłem w Amy popcornem.
- James nie rzucaj we mnie baranie! - warknęła.
- To nie ja! To moja Schauma! - widziałem jak zaczęły jej drgać wargi, ale za wszelką cenę starała się zachować powagę. Pod pretekstem, że brakło popcornu w mojej misce przysunąłem się do niej. Teraz opieraliśmy się ramie o ramie. Czułem jej ciepło i to jak jej drobne ramionka drżą ze śmiechu.
Po obejrzeniu jakichś czterech filmów Amy zaczęła ziewać. Patrzyłem z uwielbieniem jak zasypia. Przyglądałem się jak przymyka swoje szare oczy. Mogłem ją tak obserwować latami i nigdy by mi się ten widok nie znudził. Pomału głowa Amy opadła na moje ramię. Podziwiałem jej delikatnie rysy twarzy, które znam na pamięć. Każdy najdrobniejszy szczegół, Delikatnie ująłem jej dłoń.
- James co ty robisz? Zostaw ją! - szepnęła karcąco Vicky. Westchnąłem.
- Masz rację - już miałam puścić jej dłoń gdy Smerfetka ją mocniej uścisnęła. Wyszczerzyłem się do siostry. - Widzisz, ona sama tego chce - oparłem się wygodnie tak by jej nie obudził.
- James! - syknęła oburzona Victoria. Wzruszyłem ramionami. - Nie chcę tego widzieć! - stwierdziła po czym wyszła szybkim krokiem z salonu. Uśmiechnąłem się, Malik musi przygotować się na wojnę.

***


*Vicky*

Obudziłam się koło 8:20. Zwlekłam się z ociąganiem z łóżka i zeszłam zaspana do kuchni na śniadanie. Moje grzebanie w lodówce przerwał mi natarczywy dzwonek do drzwi. Otworzyłam niechętnie.
- Gdzie ona jest? - do przedpokoju wpadł wkurzony Zayn, a za nim Niall z przepraszającą miną.
- Kto? - spytałam zaspanym głosem.
- Jak kto? Amy! - i nie zwracając na mnie uwagi wbiegł do salonu. Rzuciłam pytające spojrzenie blondynowi.
- Później - szepnął i pociągnął mnie za Malikiem, który stał zamurowany w progu wpatrując się w kanapę. Podążyliśmy za jego spojrzeniem.
Na kanapie spali sobie James ze Smerfetką, tyle, że jedna ręka mojego brata obejmowała Amy w talii, a ona spała sobie w najlepsze wtulona w nagi tors Jamesa.
- A ty mówiłaś, że się do niej nie dowala! - ryknął do mnie Mulat.
- Nie krzycz na nią! To nie jej wina! - stanął w mojej obronie Irlandczyk.
- Co się dzieje? - doszedł nas cichy głosik Amy.
- To może ty mi to wytłumaczysz - prychnął Zayn.
- Co mam ci wytłumaczyć? - zmarszczyła brwi.
- TO ŻE ŚPISZ Z BLACKIEM ! - dopiero teraz zauważyła całą sytuację. Odskoczyła od Jamesa jak oparzona. To go obudziło. Powiódł po wszystkich nieprzytomnym spojrzeniem. Zatrzymał się na dłużej na Maliku po czym uśmiechnął się triumfalnie.
- Zayn kochanie, to nie tak. Ja pamiętam jak siedziałam sama na kanapie i zasypiałam - spojrzała błagalnie na swojego chłopaka.
- Domyślam się, że to nie twoja wina, tylko tego palanta - zmierzył z pogardą Jamesa.
- Uważaj na słowa, Malik - warknął mój brat wstając.
- Dość tego! - krzyknęłam.
- Masz racje. Amy idziesz? - spytał Mulat.
- Tak - odpowiedziała cicho, nie patrząc na nikogo.
- A ty Black pożałujesz, że ją dotknąłeś - zwrócił się Zayn do mojego brata.
- To groźba? - syknął James. - A nie pomyślałeś, że ona tego sama chciała? - prychnął.
- Masz zbyt duże mniemanie o sobie - stwierdził z pogardą Malik. - Cześć - złapał Amy za rękę i wyszli.
- Sorry siostra - powiedział James opadając z westchnieniem na kanapę. - Idę spać - potrząsnęłam głową. Byłam w zbyt dużym szoku by coś powiedzieć. Zaczęłam się kierować z powrotem do mojego pokoju, za mną ruszył Niall.
- Dlaczego nie zadzwoniłeś? Obudziłabym ich... - stwierdziłam zrezygnowana.
- Chciałem, ale miałaś wyłączony telefon - fakt. Zawsze na "nockach" wyłączamy telefony.
- Jak się Zayn dowiedział, że Amy u nas śpi? - zapytałam.
- Eh... wczoraj zadzwoniła do ciebie przy nim. Już wtedy nie był zachwycony z tego powodu, a dzisiaj rano jak do niej dzwonił co pięć minut, a ona nie odbierała nie wytrzymał nerwowo. Chciał tu przyjść już o 6:00, ale udało mi się go powstrzymać. O 8:00 już nie dał rady i wybiegł z domu. Dzwoniłem do ciebie, ale miałaś wyłączony telefon. Przepraszam, mogłem go jakoś lepiej zatrzymać.
- To nie twoja wina. Mogłam nie wyłączać tego głupiego telefonu. Co się stało to się nie odstanie.
- Co teraz zrobimy? - zapytał niebieskooki.
- My? Nic... No jedynie przypilnujemy by się nie pozabijali - kąciki ust delikatnie uniosły mu się do góry. - A teraz daj mi chwilę to się w końcu przebiorę z tej piżamy i pójdziemy do szkoły.
- Musimy? - zapytał zawiedziony.
- Raczej tak - odparłam z uśmiechem.

__________________________________________

macie piętnastkę dla tych, którzy nie poszli dzisiaj do szkoły :D
ja nie poszłam tylko dlatego, że już w ogóle nie mówię :(
podoba mi się ten rozdział, zwłaszcza ten moment z narracją Jamesa, a wam?