czwartek, 27 listopada 2014

69. Diamencik w srebrnej koronie

" Bo miłość jest jak drzewo, sama z siebie rośnie
głęboko zapuszcza korzenie w całą istotę człowieka
i nieraz na ruinie serca dalej się zieleni."
Victor Marie Hugo

*Vicky*

Podróż mija zdecydowanie dużo szybciej niż z początku się to zapowiadało. Gdy wjeżdżaliśmy na autostradę, byłam pewna, że zapowiada się przynajmniej kilkadziesiąt minut jazdy, więc gdy Niall zaledwie po piętnastu minutach jazdy oświadcza, że to koniec wycieczki, myślę, że to żart, bo nie dostrzegam miejsca gdzie mógłby zaparkować. Jednak nagle skręca w leśną uliczkę, która zakończona jest parkingiem. Spoglądam na rozciągający się przed nami las i na blondynka zupełnie nie rozumiejąc o co w tym wszystkim chodzi. Razem z mamą kazali mi się wystroić tylko po to, żeby jechać na spacer do lasu? To wszystko wydaję się nie mieć sensu.
- Nie wysiadamy? - pytam ze zdziwieniem, gdy Niall po prostu wpatruje się we mnie swoimi intensywnie niebieskimi tęczówkami, zamiast podjąć jakiekolwiek działania w celu opuszczenia samochodu.
- Jesteś tak cholernie piękna, że samo patrzenie na ciebie sprawia ból - stwierdza całkowicie ignorując moją wcześniejszą wypowiedź. Przejeżdża wierzchem dłoni po moim zaróżowionym policzku, a na ustach błąka mu się pełen zadowolenia uśmiech. - Taką lubię cię najbardziej. Wyglądasz wtedy tak niewinnie - dodaje powoli przysuwając się w moją stronę. Jedną dłoń kładzie na fotelu, tuż obok mojego uda, a drugą wplata w moje włosy. Nerwowym ruchem obciągam sukienkę, na co blondyn wybucha śmiechem prosto w moje wargi.
Przyciągam jego twarz najbliżej jak to tylko możliwe. Niall wydaje pełen zadowolenia jęk i powoli sunie ustami wzdłuż linii mojej szczęki. Nosem popycha mój policzek, tym samym robiąc sobie większy dostęp do szyi.
- Musimy już iść - szepcze pomiędzy kolejnymi muśnięciami.
- Teraz? - pytam zachrypniętym od emocji głosem, z całych sił starając się opanować drżenie rąk, które nie wiadomo skąd się pojawiło.
- Tak, teraz - mruczy przygryzając płatek mojego ucha. Dłoń, która jeszcze przed chwilą spoczywała na fotelu, teraz leniwie sunie po wewnętrznej stronie mojego uda. Spomiędzy moich warg wymyka się ciche jęknięcie, gdy zahacza palcem o tasiemkę majtek.
- Wiesz, to cholernie pociągające, gdy ulegasz wszystkim moim ruchom - stwierdza z trudem panując nad przyspieszonym oddechem. Jednak mimo swoich słów wyciąga dłoń spomiędzy moich ud. - Naprawdę musimy już iść - mruczy, opierając swoje czoło o moje, uważnie przyglądając mi się roziskrzonymi tęczówkami. Przygryzam wargę, by nie wydać z siebie jęku przepełnionego protestem. Blondyn bez trudu to dostrzega i wybucha cichym śmiechem.
Nim zdążam się zorientować w jego zamiarach, chłopak pospiesznie wyskakuje z samochodu, okrąża go i niczym prawdziwy dżentelmen podaje mi dłoń przy wysiadaniu.
- To dokąd teraz? - pytam wciąż ochrypłym głosem od emocji, które jeszcze chwilę temu miały miejsce. Niall obraca mnie o sto osiemdziesiąt stopni i wtedy to dostrzegam.
Wąską dróżkę, prowadzącą w głąb lasu. Po obu jej stronach, na drzewach ktoś rozciągnął lampki choinkowe. Złota barwa oświetla ścieżkę, nadając jej ciepłą barwę oraz wskazując nam dalszą drogę.
- Myślę, że tam - stwierdza ze wzruszeniem ramion, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
Na zmianę spoglądam to na Nialla to na ścieżkę, nie mogąc zrozumieć jakim cudem udało mu się czegoś takiego dokonać. Blondyn cicho się śmieje widząc moje zdezorientowanie. W odpowiedzi otacza mnie ramieniem i szepcze muskając wargami płatek mojego ucha.
- Wiesz, bycie bogatym ma czasem swoje zalety...
- Ale jak...? - pytam, a on wybucha śmiechem i po prostu ciągnie mnie dalej. Wydaję z siebie cichy jęk protestu, ponieważ najchętniej zostałabym tutaj i podziwiała ten efekt jeszcze przez kilka godzin.
- No chodź, na końcu jest coś jeszcze lepszego - mruczy ze śmiechem, a ja zachęcona obietnicą ruszam dalej.
Po kilkunastu minutach uważnego przechodzenia nad wszelkimi korzeniami i innymi przeszkodami, gdzie Niall cały czas musiał mnie podtrzymywać, ponieważ sama z pewnością kilka razy bym się przewróciła w końcu wychodzimy z lasu wprost na małą przestrzeń wolnego miejsca, która kończy się urwiskiem.
Przez chwilę analizuję to wszystko, mam dziwne wrażenie, że już tu kiedyś byłam...
- Pamiętasz to miejsce? - pyta Nialler z szerokim uśmiechem, co jeszcze mocniej utwierdza mnie w przekonaniu, że to skądś znam.
- Przecież nigdy nie byłam w Irlandii, no może z wyjątkiem tego jednego razu, gdy się pokłóciliśmy i ty wyjechałeś... Och! To ten sam las i urwisko nad którym się przez przypadek spotkaliśmy i pogodziliśmy! - wołam z nagłym olśnieniem, tylko nadal mi coś nie pasuje. Teraz w tym miejscu znajduje się drewniana altanka w kształcie sześcianu, lampki choinkowe, które do tej pory oświetlały nam drogę, prowadzą dalej, aż do niej. Tam są oplecione dookoła białej altanki, tworząc bardzo intymne miejsce w środku nocy. Wciągam głęboko powietrze, gdy orientuję się, że to nadal sprawka mojego blondynka.
- O Boże... Niall... jak ty to wszystko...? To jest piękne... - stwierdzam cichym głosem, nie wiedząc jak wyrazić to wszystko co myślę.
- Miałem nadzieję, że ci się spodoba, ponieważ chciałbym, aby ten wieczór był bardzo wyjątkowy i zmienił nasze życie, ale najpierw chcę, żebyś ze mną zatańczyła - szybkim krokiem doprowadza mnie do wnętrza altanki, a tam na ławce stoi przenośne radio. Jest również stół, odsunięty na sam bok, aby w tym momencie nie przeszkadzać z masą jedzenia, teraz zasłoniętego przykrywkami, żeby dłużej trzymało świeżość.
Niall nastawia muzykę, którą wcześniej z pewnością starannie wybrał na dzisiejszy wieczór, po czym podchodzi do mnie powolnym krokiem.
- Czy mogę panią prosić do tańca? - pyta z powagą, lecz na wargach błąka mu się uśmiech.
- Myślę, że tak - odpowiadam podając mu swoją dłoń. Chłopak przyciąga mnie do swojej piersi, tak bym mogła wygodnie ułożyć swoją głowę w zagłębieniu jego szyi. Jedną dłoń kładę tuż nad jego sercem, tak bym mogła czuć jego bicie, a druga jest ukryta w dłoni Niallera.
Muzyka leniwie sączy się przez głośniki, a my obracamy się w jej rytm, choć w moim przypadku, to bardziej Niall mną steruje. Gdy piosenka dobiega końca blondyn przechodzi do stołu i odsuwa mi jedno krzesło. Sam pospiesznie odsłania wszystkie potrawy. Moim oczom ukazują się truskawki w czekoladzie, moja ulubiona lazania, pizza, sałatka z pomidorów i sera fety, czekoladowe ciasto, kawałek kaczki nadziewanej smażonymi jabłkami, a nawet stos zwykłych kanapek.
- Nie wiedziałem na co miałabyś ochotę - stwierdza blondyn z zakłopotaniem pocierając dłonią kark. - Mam nadzieję, że coś ci będzie pasowało...
- Jest idealnie kochanie - odpowiadam z rozczuleniem targając jego włosy, po czym bez zastanowienia chwytam jedną z truskawek. Chłopak widocznie uspokojony siada po przeciwnej stornie stołu i rozlewa czerwone wino do dwóch kieliszków. Sam pospiesznie pociąga olbrzymi łyk i dolewa sobie napoju. Odstawia z hukiem kieliszek na stół i nerwowo na mnie spogląda.
- Muszę to zrobić teraz, bo im dłużej będę z tym zwlekać to tym bardziej będę się stresował...
- Ale co chcesz zrobić teraz? - pytam, a on w odpowiedzi ucisza mnie machnięciem ręki. Przeszukuje kieszenie kurtki, a gdy wyciąga z niego coś tak małego, że mieści mu się w dłoni i nie mogę dostrzec co to, jest widocznie usatysfakcjonowany. Przycisza muzykę, tak by była zaledwie cichym tłem i podchodzi do mnie widocznie przeciągając kroki. Odruchowo wstaję, gdy jest tuż przede mną, spodziewając się buziaka czy czegoś w tym stylu, ale on przede mną klęka i chwyta moją prawą dłoń.
- Jesteś miłością mojego życia. Przeszliśmy razem już przez tak wiele i pewnie jeszcze więcej na nas czeka. Chcę mieć z tobą dwójkę wspaniałych dzieci, chcę się z tobą zestarzeć, chce do końca życia widzieć twój wspaniały uśmiech. Victorio Black, czy zostaniesz moją żoną? - pyta równocześnie wsuwając na mój palec pierścionek zaręczynowy. Jest złoty, a na wąskiej obrączce znajduje się malutki diamencik w srebrnej koronie. Słowo piękny to zbyt mało, aby ocenić jego wygląd.
Wciągam gwałtownie powietrze, gdy zaczyna do mnie docierać powaga tej sytuacji. Niall James Horan, jeden z najsłynniejszych chłopaków na świecie właśnie w tym momencie mi się oświadczył. O ś w i a d c z y ł. Oddał całe swoje życie i los w moje ręce. Klęcząc przede mną oznajmia mi iż chce być ze mną na zawsze, na dobre i na złe, w zdrowiu i chorobie, może nawet chce mieć ze mną dzieci. Czy mogłabym postąpić inaczej?
- Tak - szepczę, równocześnie kiwając potwierdzająco głową, aby na pewno wszystko było jasne. Tęczówki Nialla rozbłyskują jeszcze większym błękitem niż zwykle, a on sam przyciąga mnie z całą siłą do siebie.
- Jesteś moja, będziemy razem, nigdy nie pozwolę, żeby ktoś cię skrzywdził, jesteś najlepszym co przydarzyło mi się w życiu - stwierdza gorączkowym tonem, ocierając kciukami łzy wzruszenia z moich policzków. Unoszę głowę by móc się dokładnie przyjrzeć jego twarzy. Wydaje się być szczęśliwy, wydaje się jakby od niego bił blask. Niepewnie się uśmiecham, a on odpowiada mi tym samym. Nastawia ponownie głośno muzykę i przyciąga mnie do swojej piersi. Powoli zaczyna bujać mną w rytm muzyki, a ja jak zahipnotyzowana cały czas przyglądam się jego twarzy. Ostrożnie wtyka mi za ucho zbłąkany kosmyk włosów po czym zaczyna nachylać się w moją stronę. Z początku zaledwie muska moje wargi, jest to równie delikatne jak podmuch wiosennego wiatru, lecz z każdą kolejną sekundą wiaterek zamienia się w wichurę. Pocałunek jest coraz mocniejszy i gwałtowniejszy, jakby od niego zależało czy dalej będzie mógł oddychać. Jego dłonie błądzą po moim ciele, pobudzając we mnie pożądanie. Pragnę go. Tutaj, bez znaczenia, że jesteśmy nad urwiskiem, na polanie, na którą w każdej chwili może ktoś wejść.
- Już niedługo będziesz panią Horan - mruczy rozgorączkowanym tonem. - Czy chciałabyś to czymś... ukoronować? - dodaje, znacząco zahaczając kciukiem o tasiemkę moich pończoch, podnosząc na mnie rozognione spojrzenie. Pospiesznie kiwam głową, dając mu tym samym pozwolenie.
- W takim razie musimy wrócić do samochodu. Nie pozwolę, żebyś zmarzła nawet jeżeli przez to trzeba będzie chwilę poczekać.
Pospiesznie zaczyna wrzucać wszystkie potrawy do wiklinowego koszyka, który do tej pory był ukryty pod stołem. Spoglądam na niego z rozbawieniem, ale posłusznie czekam, aż wszystko zapakuje. Po raz ostatni rzuca okiem na, czy aby przypadkiem czegoś nie pominął i dopiero wtedy chwyta moją dłoń, uprzednio delikatnie ją całując.
Nasz powrót do samochodu, odbywa się w zawrotnym tempie. Z pewnością, napędzała nas myśl, tego co będzie na końcu naszej drogi, ten samochód, który chwilowo zastąpi nasze łóżko, w którym pierwszy raz spędzimy razem noc jako narzeczeni. Ta myśl dodatkowo wpływała na moją wyobraźnie i wyostrza zmysły.
Gdy w końcu wśród ciemności wyłania się nasze auto, praktycznie rzecz biorąc oboje do niego podbiegamy. Z niecierpliwością wsuwam się na tylną kanapę, a następnie przyglądam się jak mięśnie na plecach Niallera napinają się podczas przesuwania foteli maksymalnie do przodu. Po uporaniu się z tym siada obok mnie na kanapie z szelmowskim uśmiechem. Powoli przejeżdża językiem po wargach, chcąc choć odrobinę je nawilżyć, a ja z zafascynowaniem naśladuję jego ruch. Wsuwa mi dłoń we włosy i z całej siły przyciąga do siebie. Całuje zachłannie nie dając ani chwili wytchnienia. Jedną ręką łapie mnie w tali i silnym ruchem sadza mnie na swoich kolanach przodem do niego. Drżącymi palcami powoli zaczynam rozpinać guziki jego koszuli, a on cały czas mnie całuje. Równomiernie gładzi dłonią moje plecy, aż natrafia na zamek sukienki i szybko go rozpina. Dopiero wtedy przestaje mnie całować, po to by móc ściągnąć ze mnie ubranie.
- Pani Black, co też pani ze mną robi? I to w moim samochodzie... No kto by się spodziewał takiej piękności w jakimś lesie... - mruczy bezwstydnie przejeżdżając spojrzeniem po moim ciele. Nim zdążę jakkolwiek zareagować, zaczyna sunąć wargami od mojej szyi, powoli w dół, aż natrafia na pierś. Przygryza jeden sutek, a drugą ręką zaczyna powoli pieścić drugi, tak by nie poczuł się osamotniony. Wydaję jeden głośny jęk i to mu wystarcza. Pospiesznie zaczyna rozpinać klamrę paska od spodni i chwilowo jedną ręką unosi mnie nad siebie, tak by móc je zdjąć wraz z bokserkami. Odruchowo chcę zsunąć z siebie koronkowe majtki, ale przytrzymuje moje nadgarstki.
- Zostaw je, chcę cię w nich posiąść - szepce z pasją w głosie, a ja w zamian wsuwam palce w jego blond włosy.
Powoli odsuwa dwoma palcami na bok moją bieliznę, cały czas patrząc mi w oczy. Drugą ręką podnosi mnie, po czym gwałtownie opuszcza na siebie. Wydaję z siebie głośny pisk, zaskoczona taką gwałtownością, ale podoba mi się to. Powoli unoszę się na kolanach, tak wysoko, że prawie się ze mnie wysuwa i opadam w dół.
- Jesteś cudownie ciasna, zupełnie jak za pierwszym razem - szepcze z trudem łapiąc powietrze. Przesuwa dłonie na moje pośladki i unosi mnie do góry i puszcza. Robi to coraz szybciej i coraz mocniej. Odchylam głowę do tyłu, a on wykorzystuje ten moment, by zacząć całować mnie po szyi. Głośno krzyczę, gdy wchodzi we mnie naprawdę głęboko, aż całe moje ciało zaczyna drżeć.
- Jeszcze, nie przerywaj - jęczę, a on posłusznie wypycha biodra do góry. Przesuwa jedną dłoń na moją łechtaczkę, doznanie, które temu towarzyszy mam wrażenie, że zaraz mnie rozerwie na pół. Krzyczę tak głośno, że powoli brak mi tchu, a on nie przerywa. Wykonuje coraz szybsze i gwałtowniejsze ruchy.
- Zaraz dojdę - szepczę z trudem łapiąc oddech. Opieram czoło na jego obojczyku i mocno zaciągam się tego zapachem.
- Wiem maleńka - mruczy z szaleństwem w oczach. - Patrz na mnie, chcę to widzieć - dodaje, a ja wiem, że nie robi tego dla przyjemności, chce być pewien, że to wszystko jest z miłości. Posłusznie podnoszę wzrok na niego, chociaż tak naprawdę jest tak zamglony, że ledwo rozpoznaję błękit jego spojrzenia.
I wtedy to robi. Zaczyna krzyczeć, że mnie kocha, powtarza jak mantrę moje imię, a ja szczytuję razem z nim. Zarzucam mu ręce na szyję i mocno zaciskam palce na jego włosach. Plecy wyginają mi się w łuk, odczuwam dreszcze, które przechodzą za równo przez moje jak i Niallera ciało. To wszystko razem tworzy doskonałą całość.
Powoli wysuwa się ze mnie, ale drugą ręką wciąż przytrzymuje mnie na swoich kolanach i mocno przytula.
- Dziękuję kochanie, byłaś wspaniała - mruczy, całując mnie kolejno w czoło, nos, policzek prawy i lewy, a na końcu w usta. Odpowiadam mu tylko bladym uśmiechem, nie mając siły na żadne słowa. Po prostu siedzę na jego kolanach z policzkiem opartym o jego klatkę piersiową i czekam, aż uspokoi mi się oddech i całe ciało.
Uchylam leniwie powieki i ostrożnie przejeżdżam palcem, po wszystkich jego siniakach.
- Obiecuję, że nigdy cię nie zostawię i przepraszam, że mogło mi coś takiego przyjść do głowy - mówię cichutko, bo czuję wstyd za to co jeszcze kilka godzin temu chciałam zrobić. Jest mi głupio, że dałam się tak podpuścić Johnowi.
- Na zawsze razem. Nie dawałbym ci tego, jeśli nie byłbym pewien, że jesteś kobietą mojego życia - odpowiada wskazując na pierścionek, znajdujący się na moim serdecznym palcu u prawej ręki.
- Jest taki śliczny - stwierdzam, gładząc go z czułością. Niall wsuwa mi jedną rękę pod kolana i ostrożnie przenosi na miejsce obok siebie, po czym powoli zaczyna się ubierać.
- Musimy wracać, nie chcę żebyś za bardzo zmarzła - tłumaczy, gdy spoglądam na niego z niezrozumieniem. Przeciągam się z lubością i zaczynam naśladować blondyna. Dopiero, gdy dwukrotnie się upewnił, że jestem już w całości ubrana, otwiera drzwi samochodu i przesiadamy się na przednie fotele.
- Pamiętasz, że jutro jedziemy do mojego taty? - pyta Nialler, w momencie kiedy samochód znajduje się ponownie na autostradzie. Równocześnie chwyta moją dłoń i puszcza ją tylko w momentach, gdy musi wbić kolejny bieg.
- Musimy? Uwielbiam twoją mamę, mogłabym z nią zostać jeszcze przez kolejny tydzień - stwierdzam z zawodem w głosie, ale blondyn w odpowiedzi tylko uśmiecha się pod nosem. Unosi moją dłoń do ust i składa na niej delikatny pocałunek.
- Czy ty znikałeś każdego ranka, bo szukałeś dla mnie pierścionka? - pytam, gdy nagle to do mnie dociera. Niall w odpowiedzi tylko chrząka wymijająco, co daje mi pewność, że mam rację. On szukał dla mnie odpowiedniego pierścionka, by oddać mi się na zawsze, a ja w tym czasie bratałam się z jego wrogiem. Po prostu cudownie, wyrzuty sumienia osiągają powoli zenit. - Przepraszam - szepczę zdegustowana swoim zachowaniem. Blondyn spogląda na mnie z niezrozumieniem. - No, że byłam taka beznadziejna i zamiast siedzieć w domu, to robiłam ci takie okropne rzeczy - mruczę, a moje policzki powoli pokrywają się szkarłatną czerwienią.
- Nie miałaś o tym pojęcia, po prostu o tym zapomnijmy - posyła mi uspokajający uśmiech, przez który robi mi się jeszcze bardziej głupio, ale posłusznie nie drążę już tematu. Zapadam się w fotelu i aż do domu jedziemy w zupełnej ciszy.

*Zayn*

Cóż, każdego czas kiedyś się kończy, chociaż tak naprawdę nigdy nikt nie jest na to gotowy, ja też. Ja też nie jestem gotowy by znowu stracić Amy, ale nie mam wyboru. Chociaż tak naprawdę chyba nigdy nie będę na to gotowy. Jej chłopakiem jest James, a on wraca. Naturalną koleją rzeczy teraz to on się nią zajmie. On będzie stał pod jej drzwiami, pilnował jej i starał się ze wszystkich sił by znów się uśmiechnęła. A ja odejdę zapomniany, może nawet nie chciany. Tak to jest, gdy traci się swoją miłość z głupich błędów, a później nie umie się tego naprawić.
- Zayn? - natychmiastowo podnoszę się, gdy tylko słyszę jej głos. - Dziękuję, że poczekałeś.
Pojechała z mamą na zakupy, ale poprosiła mnie, abym poczekał na nią, bo chce jeszcze ze mną porozmawiać.
- Nie ma sprawy, wszystko w porządku? - pytam z troską, widząc zmęczenie na jej twarzy.
- Jestem wykończona. Niby to tylko zwykłe zakupy, ale po tak długim czasie odizolowania od świata, jestem tak zmęczona jakbym przebiegła maraton. Chyba jeszcze nie jestem wystarczająco gotowa na troski życia codziennego, ale się staram - pospiesznie dodaje, bojąc się mojej reakcji. W odpowiedzi kiwam głową. Czuję jak wymyka mi się między palcami, a ja nie potrafię jej zatrzymać.
- Chciałaś o czymś pogadać - mówię, bardziej z obawy, że lada moment wpadnie tu James i nie pozwoli nam skończyć tej rozmowy, niż z potrzeby, żeby powiedzieć, iż to koniec nas, naszej znajomości, tego czegoś co razem wytworzyliśmy przez ostatnich kilkanaście dni.
- Wiesz, że dzisiaj wraca James. Nie wiem czy chcę z nim być - zaczyna powoli, a moje serce boleśnie przyśpiesza swój rytm, a ona mówi dalej zupełnie nie zdając sobie sprawy z tego co teraz dzieje się we mnie - nie po tym wszystkim co było do tej pory, jestem gotowa na dalszy związek. Nie było go tutaj, kiedy go tak bardzo potrzebowałam, ale za to byłeś ty...
- Byłem tu także na jego prośbę - mówię i już w tym momencie nienawidzę się za te słowa, ale nie chcę, żeby odeszła od niego z przymusu, bo ja byłem, a on nie.
- Nie przerywaj mi, to nie jest łatwe. Wiem, że gdyby tylko miał możliwość to byłby przy mnie, ale jednak to twoja obecność mi pomogła. Powoli wychodzę na prostą o ile można to tak nazwać i nie chciałabym, żebyś teraz odszedł. W tym momencie już wiem, że sobie bez ciebie nie poradzę, ale przede wszystkim, chcę żebyś był obecny w moim życiu, nawet jeśli to oznacza, że James...
- Czyżby ktoś mnie wołał? - dokładnie w tym momencie do pokoju wchodzi nie kto inny jak James Black. Nigdy bardziej nie marzyłem o tym, żeby go zabić jak w tej chwili. - Już wróciłem skarbie, już wszystko będzie dobrze - mówi troskliwym głosem i czym prędzej podbiega go do Amy i zamyka ją w żelaznym uścisku.
- Nie będę wam przeszkadzać... - mamroczę pod nosem i powoli zaczynam kierować się ku drzwiom.
- Malik? Dzięki, że przy niej byłeś, gdy mnie zabrakło - dodaje nad jej ramieniem. Macham ręką na znak, że nie ma sprawy i wychodzę.
Nie pamiętam drogi powrotnej. Nie mam pojęcia jak znalazłem się w domu. Pamiętam tylko jak Harry otworzył mi drzwi, a później byłem już w swoim pokoju. Pamiętam, że płakałem.


______________________________

Cholera, nawet nie wiem jak mam się wytłumaczyć. Szczerze, to cały czas się okłamywałam, że wrócę, że napiszę, że nie muszę was informować, bo to przeciągnie się tylko o kilka następnych dni. Tak strasznie mi głupio, że zawiodłam. Nie obiecuję, że wrócę regularnie, że wszystko będzie super jak dawniej, bo w moim życiu wszystko się zmieniło. Po prostu nie mam czasu na pisanie, ale to nie tłumaczy czemu zachowałam się, aż tak egoistycznie i nie dawałam znaku życia. Mogę was tylko przeprosić chociaż to zwykłe słowo nie wiele zmieni. Mam nadzieję, że jeszcze ktoś tu pozostał i jeżeli zajrzy na tą stronę i znajdzie ten rozdział, to chociaż cień uśmiechu na jego twarzy powstanie. Wiem, że ten rozdział nie należy do zbyt dobrych, ale to dlatego, że miałam zbyt długą przerwę i pewnie zmienię w nim jeszcze tysiąc rzeczy, ale i tak cieszę się, że w końcu się do tego zmotywowałam. 



Jeżeli tu pozostałaś, to zostaw komentarz, nawet w formie obelgi, wyżyj się na mnie, za to, że musiałaś tyle czekać.