niedziela, 29 lipca 2012

34. Okazywanie nienawiści

*Amy*

Po co ja tu przyszłam? To się źle skończy! To, że Zayn jest na innym kontynencie to nie znaczy, że ja mogę spotykać się z Jamesem! A jednak coś mnie przyciągnęło do tego pokoju. Może to była nuda lub tęsknota za kimś bliskim? Nie wiem, ale coś kazało mi się tu zjawić.
- Nad czym się tak zastanawiasz? - z myślenia wyrwał mnie spokojny głos Blacka, który musiał mi się przyglądać od dobrych kilku minut.
- Wydaje mi się, że nie powinnam tu przychodzić - powiedziałam nie patrząc na niego.
- Dlaczego? - dociekał, przeszywając mnie spojrzeniem.
- Bo... nie wiem - odparłam z rezygnacją.
- No właśnie - w jego głosie usłyszałam nutkę samozadowolenia. - A teraz rusz się i idziemy na spacer.
- Musimy? - spytałam z niechęcią.
- Tak. Nie wiadomo ile czasu minie zanim znowu tu przyjdziesz, więc chcę go wykorzystać - na to zdanie wywróciłam oczyma, ale posłusznie ruszyłam do wyjścia.
Łaziliśmy po Londynie bez celu, gadaliśmy o jakiś bzdetach i co chwilę wybuchaliśmy śmiechem. Brakowało mi tego.
- Wracamy do domu? - zapytał.
- Dobra bo już mi zimno - odparłam bez zastanowienia, na co James ściągnął bluzę i mnie ją okrył. - Nie trzeba już nie daleko - powiedziałam niezbyt zadowolona.
- Trzeba, nie chcę by było ci zimno - wypowiedział to z taką troską, że aż przeszły mnie dreszcze. Zaczyna robić się niebezpiecznie i mimo, że wiem, że powinnam jak najszybciej się od niego ewakuować to i tak nadal uparcie dążę u jego boku.
Do domu dotarliśmy po kilku minutach, żeby oddalić się od Jamesa udałam, że chce pogadać z Vicky i ruszyłam do jej pokoju. Niestety jej nie było, zresztą tak jak jej rodziców czyli jestem sama z Blackiem w tym domu. Super.
- Tu jesteś, szukałem cię - obróciłam się i w drzwiach pokoju Victorii dojrzałam Jamesa.
- Chciałam pogadać z twoją siostrą, ale jej nie ma... - wzruszyłam ramionami jak gdyby nigdy nic.
- To może obejrzymy jakiś film? - zaproponował, a w jego oczach dojrzałam nutkę tęsknoty i pożądania?
- No nie wiem...
- Zgódź się, przecież to tylko film, nawet będziesz mogła wybrać - odparł i wstrzymał oddech czekając na moją odpowiedź.
- Okej - w jego oczach zapanował istny wybuch euforii, ale szybko go stłumił.
Podałam mu pierwszy lepszy film nawet nie patrząc na tytuł i usiadłam na łóżku. Włączył i usadowił się tuż obok mnie, opierając swoje ramię o moje.
Przez chwilę miałam wielką ochotę by go objąć, przytulić do siebie. Już miałam to zrobić gdy głosik w mojej głowie się odezwał: "Co ty najlepszego wyprawiasz?! Przecież to BLACK!" Westchnęłam zrezygnowana i zamiast tego przeniosłam spojrzenie na jego czekoladowe oczy, tak podobne do oczu Zayna. Iskierki, które się w nich znajdowały były dziwnie przyciągające i magnetyzujące...

***


*James*


W tych szarych oczach dostrzegłem coś innego, coś czego nigdy wcześniej nie widziałem. Bił z nich taki żar, który rozpalał do granic możliwości. Przez głowę przebiegła mi myśl by ją pocałować do której przystałem bardzo chętnie. Gdy nasze usta dzieliły już milimetry rozmyśliłem się. Nie chciałem jej do niczego zmuszać. Gdy miałem się już odsunąć stała się rzecz, o której mogłem tylko śnić. Poczułem jak ręce Amy zawieszają się na mojej szyi, a jej dłonie wplątują się w moje włosy miętosząc je w spaniały sposób.
Przycisnęła swoje usta do moich z niezwykła szybkością. Przyciskała swoje drobne ciałko do mojego i nawet nie zauważyłem kiedy zsunęliśmy się z kanapy, tak że teraz leżeliśmy na podłodze. Amy na początku na górze nie dając mi wytchnienia jakby chciała sprawdzić ile jestem wstanie wytrzymać.
Pomału zaczynało mi brakować tchu, ale bałem się odezwać aby nie odzyskała dawnej świadomości i trzeźwości umysłu. Powoli przewróciłem ją na plecy, nie odrywając się od jej warg. Teraz to ja byłem na górze, a taka sytuacja jak dotąd występowała tylko w mojej wyobraźni. Odruchowo położyłem rękę na jej talii. Nieco się opanowała, ale namiętność przy tym nie ucierpiała. Gdy moja ręka zaczęła się przesuwać w górę dobiegł nas z dołu głos Vicky.
- Wróciłam! - i cały urok prysł niczym bańka mydlana. Amy powrócił dawny opór i jak najszybciej zrzuciła mnie z siebie z przerażoną miną.
- To się nie może powtórzyć, to... to była pomyłka - wyszeptała przerażona.
- Przecież mówiłem ci, że mnie też kochasz i nie zaprzeczaj bo to ty zaczęłaś mnie całować - odparłem z satysfakcją, a ona się lekko skrzywiła.
- Nie przeczę, ale więcej się to nie powtórzy, kocham Z-A-Y-N-A - przeliterowała jakbym był chory umysłowo i nie mógł tego zrozumieć.
- W porządku to poczekam, aż znowu się zapomnisz i zaczniesz zachowywać się jak dzika kotka - patrzyłem jak w jej oczach pomału rozpalam gniew.
- Nigdy więcej się nie zapomnę bo więcej się z tobą nie spotkam, a wiesz czemu? Bo cię nienawidzę! - wyrzuciła to na jednym tchu, a mnie coraz bardziej zaczęła się podobać ta gra.
- W takim razie cudownie ukazujesz swoją nienawiść. Chcesz mi jeszcze raz pokazać jak bardzo mnie nienawidzisz? - spytałem podnosząc prowokacyjnie jedną brew. Chyba przesadziłem bo podbiegła do mnie wymierzyła mi siarczysty policzek i wybiegła z mojego pokoju, a następnie usłyszałem trzaskanie drzwiami wyjściowymi.
- Kobiety - mruknąłem pod nosem, a w głowie odtworzyłem jeszcze raz scenę, która przed chwilą się tutaj wydarzyła.

***


*Vicky*

Gdy wróciłam z centrum handlowego w domu panowała jakaś dziwna atmosfera. Żeby uniknąć jakiejś kłótni po prostu krzyknęłam w przestrzeń, że wróciłam i udałam się do swojego pokoju. Tam wydobyłam pierwsze prezenty gwiazdkowe. Dla Jamesa książkę "Sto sposobów jak przekonać do siebie dziewczynę" bo on raczej tego nie potrafi, mamie kolczyki z łańcuszkiem, tacie kilka nowych modeli samochodów tylko z Niallem mam problem. Chciałabym dać mu coś co zawsze mógłby mieć przy sobie. Coś co by mu o mnie przypominało. Na razie mam tylko koszulkę z napisem "I love food.", ale to jeszcze nie to co chcę mu dać.
Cóż jutro jeszcze się pokręcę po sklepach i może coś znajdę.
- Vicky?! James?! Chodźcie tu i pomóżcie! - zawołała mama. Pewnie chce żeby zakupy wnieść lub kolację zrobić. Westchnęłam i wyszłam z pokoju. Na schodach spotkałam Jamesa, który podejrzanie się cieszył.
- A ty co tak szczerzysz te zęby?
- Bo mamy piękny dzień, nie sądzisz? - odparł coraz bardziej się ciesząc.
- Taak, a na obiad była marihuana? - spytałam podejrzliwie.
- Nie, ale dzięki, że pytasz. A ty czemu taka podłamana? - rozmowa zmieniła się o 180 stopni i teraz to on zadawał pytania.
- Bo nie mam powodu do radości?
- Ale dlaczego? - próbował dociec.
- Bo nie wiem kiedy zobaczę Nialla - odparłam zrezygnowana.
- Daj spokój, niedługo wróci.
- A jak on sobie kogoś spotka? - pierwszy raz wypowiedziałam to czego najbardziej się bałam.
- Nie spodka sobie nikogo bo cię kocha, głuptasie, a jak znajdzie to połamię mu nogi - zachichotałam, a James mnie przytulił.
- No idziecie czy nie?! - zawołała zniecierpliwionym głosem mama.
- Już! - zawołaliśmy równocześnie, przez co zaczęliśmy się śmiać.

*Niall*


- Co ty robisz?! - zawołał zdziwionym głosem Zayn.
- Pakuję się, a nie widać? - odparłem zniecierpliwiony.
- To widzę, ale czemu? Mamy jeszcze tydzień trasy. Nie możesz wrócić.
- Właśnie, że mogę. Jutro są święta, a ja obiecałem mojej dziewczynie, że je z nią spędzę, więc lecę do Londynu.
- Ale przecież Paul...
- Mam w dupie Paula - przerwałem mu. - Dla mnie najważniejsza jest Vicky. Mam samolot o 2:30, a jutro nie ma żadnego występu tylko dzień wolny, więc wrócę samolotem o 21:50 i jeżeli dobrze pójdzie to nikt się nie zorientuje, że mnie nie było jednego dnia.
- Lecę z tobą - powiedział natychmiastowo Zayn.
- Co? - zdziwiłem się, to nie miało być tak.
- My też lecimy - do pokoju władowała się reszta zespołu.
- Ale wtedy Paul się skapnie, że nas nie ma, a tak to by mi się udało - próbowałem ich powstrzymać.
- Czy ty myślisz, że tylko tobie brak swojej dziewczyny? - powiedział Lou z sarkazmem.
- No i nas wszystkich nie może wyrzucić, więc będzie musiał na nas czekać, a zostawimy mu kartkę, żeby aż tak bardzo się nie wkurzył - dodał rezolutnie Liam.
- No nie wiem... - wciąż nie dawałem się przekonać, ale miał rację, wszystkich nie może nas wyrzucić.
- Horan nie odwalaj cyrków. Chcesz zobaczyć Vicky?
- Oczywiście - odparłem natychmiastowo.
- A my El, Amy i Danielle.
- I kotka - wtrącił Harry.
- No to teraz niech każdy idzie sie pakować i o 1:00 pod hotelem, tylko tak, żeby nikt was nie zobaczył - powiedział Liam i każdy udał się do swojego pokoju, by się pakować.
Nie mogę się doczekać miny Victorii jak jutro się obudzi, a ja będę siedział tuż obok niej...

______________________________________________________

Powracam do was z trzydziestym czwartym rozdziałem Mordy wy moje kochane :*
Jak tam wam czas mija? Bo mi fajnie, ta Bułgaria to jedna wielka imprezowania, powiem wam, że było zajebiście i chcę tam wrócić, ale tęskniłam za wami :*
A co do rozdziału, to pisanie po takiej przerwie coś mi nie idzie wydaje mi się, że jakiś taki niewypał ;]
ale ocenę pozostawiam wam, zresztą jak zawsze :**

poniedziałek, 16 lipca 2012

33. Zmiana planów

*Niall*

Moje szperanie w lodówce przerwało mi czyjeś chrząknięcie. Niechętnie wychyliłem głowę by zobaczyć kogo mam zabić.
- Malik, masz minutę by się stąd ewakuować zanim cię dorwę.
- Nie dramatyzuj, lepiej usiądź - zanim wykonałem jego polecenie, wyjąłem sobie jogurt.
- No i co się zaś stało? - spytałem niechętnie.
- Dzwonił Paul i... no mamy trasę - odparł patrząc pod stół.
- To chyba dobrze.
- Byłoby dobrze gdyby nie zaczynała się jutro...
- KIEDY?! - z wrażenia parsknąłem jogurtem. - Czy on sobie jaja robi?! - wkurzyłem się. Mógłby wcześniej mówić o takich sprawach, a nie bo nie wierzę, że się o tym dzisiaj dowiedział.
- Ale to jeszcze nic... - zaczął ostrożnie Mulat. - My nie wracamy na święta do domu, ani na sylwestra - wyszeptał zrezygnowanie.
- ŻE CO ?! Jego chyba pojebało! Ja te święta mam spędzić z Vicky i co teraz jej powiem, że jakaś trasa jest ważniejsza?! Ooo nie... To on jej to powie i wytłumaczy dlaczego - stwierdzając to wyciągnąłem telefon i odszukałem numer do Paula.
- To od razu powiedz, żeby wytłumaczył to jeszcze Amy, El i Danielle - powiedział mściwie Zayn.
Po trzech sygnałach odebrał.
- Cześć Paul to prawda, że jutro jedziemy w trasę?
"No tak, a co?"
- Cudownie, w takim razie wytłumaczysz Victorii, Amy, Eleonor i Danielle dlaczego nie możemy z nimi spędzić świat ani sylwestra - powiedziałem z satysfakcja.
"Chyba masz marzenia Horan. Ja wam nie kazałem mieć dziewczyn, a tym bardziej spędzać z nimi świąt więc sami się tłumaczcie."
- W takim razie nie jadę - odparłem ze złością.
"Przykro mi to mówić, ale nie pozostawiasz mi wyboru. Każdy, który się jutro nie zjawi pod moim domem wylatuje, do zobaczenia." - rzucił słuchawką.
- Iii...? - Zayn patrzył na mnie z nadzieją.
- I jeżeli jutro się nie pojawimy to wylatujemy no i on tego im nie powie bo to nie jego dziewczyny - odparłem z sarkazmem.
- On jest naprawdę chory - zirytował się Malik. - No nic idę przekazać tą nowinę Amy.
- Czekaj ja idę do Victorii.

***


Do domu wpuścił mnie James, który gdzieś wychodził. Powlekłem się po schodach jak na skazanie. Pod drzwiami pokoju Vicky usłyszałem cichą muzykę, grała na gitarze. Kiedy dałem jej ostatnią lekcję? Dzień przed moimi urodzinami, trzeba będzie to nadrobić o ile przeżyję tą rozmowę, uśmiechnąłem się na tą myśl pod nosem, wziąłem głęboki oddech i pchnąłem drzwi.
Victoria siedziała na podłodze, tyłem do drzwi i grała piosenkę, którą nauczyła się jako pierwszą. Podszedłem do niej i wyszeptałem jej do ucha:
- Źle trzymasz rękę i dlatego nie możesz wbić się w ton - podskoczyła na dźwięk mojego głosu.
- Niall! Nie strasz mnie więcej, nie mogłeś zapukać? - spojrzała na mnie karcąco.
- Przepraszam, nie pomyślałem, ale przecież nie masz przede mną nic do ukrycia, widziałem już wszystko - wyszczerzyłem się, na co wywróciła oczami.
- Głupi jesteś, ale i tak cię kocham - rzuciła mi spojrzenie spod rzęs i powoli zaczęła się do mnie nachylać, a ja do niej. Gdy nasze usta już prawie się stykały podniosła się z podłogi.
- Heej! - zawołałem zdezorientowany.
- Żebyś widział jaką miałeś głupią minę! - zawołała zanosząc się śmiechem.
- Bardzo śmieszne - mruknąłem po czym złapałem ją za biodra i przyciągnąłem do siebie by w końcu zatonąć w jej spojrzeniu, a następnie ustach. Złapałem ją za uda i podniosłem, żeby przenieść się z nią na łóżko. Gdy usadowiłem ją sobie wygodnie na kolanach, przeszedłem z pewnym trudem do sedna.
- Vicky, przepraszam, ale ja nie mogę z tobą spędzić świąt, ani sylwestra - wymamrotałem do swoich dłoni.
- Dlaczego? - spytała tak cichutko, że ledwo ją dosłyszałem.
- Bo... bo mamy trasę - odparłem niechętnie.
- Rozumiem - wyszeptała, a po jej policzku spłynęła jedna łza. Otarłem ją kciukiem. Miałem wielką ochotę wyjść i zabić Paula, ale zamiast tego zacząłem delikatnie:
- Nie rozumiesz bo pewnie teraz uważasz, że jakaś trasa jest ważniejsza od ciebie, a tak nie jest. O tym, że jedziemy dowiedzieliśmy się dzisiaj i każdy z nas nie chciał się zgodzić bo każdy miał spędzić święta ze swoją dziewczyną, a Harry w swoim rodzinnym domu z kotami - na to stwierdzenie cicho zachichotała, a ja zacząłem mówić pewniej. - I gdy zadzwoniłem do Paula i powiedziałem mu, że nie jadę to powiedział tylko, że ten, który jutro się nie zjawi to wylatuje. Ja naprawdę chcę być w święta z tobą... - spojrzałem na nią błagalnie.
- W porządku, to nie twoja wina, nie te święta to następne... - uśmiechnęła się smutno i wtuliła w moją klatkę piersiową. - A Paula zabiję - wymamrotała z satysfakcją.
Siedzieliśmy tak jakiś czas, ona wtulona we mnie, a ja bawiący się jej włosami, gdy nagle podskoczyła gwałtownie.
- Co się stało? - spytałem rozbawiony.
- Fajny jesteś, dziś śpisz u mnie - odparła szczerząc zęby.
- Coo?
- No idziesz teraz do siebie, pakujesz rzeczy na tą całą trasę - tu skrzywiła się nieznacznie. - I wracasz tu bo ostatnią noc spędzasz u mnie, w końcu nie zobaczymy się przez ponad dwa tygodnie - powiedziała widocznie zadowolona z siebie.
- Okej, to lecę. Do godziny będę z powrotem - dałem jej szybkiego buziaka na pożegnanie i wyleciałem z pokoju.

***


*Vicky*

Krążyłam po pokoju niczym sęp, klnąc na Paula w myślach.
Cholerny Paul! Zepsuł mi całe święta! A miały być takie piękne, miałam poznać rodziców Nialla, tak się na to wszystko nastawiłam i jeden palant mi wszystko zepsuł. Jakby tak wziąć i wbić mu mikrofon w... 
BLACK! To nic nie da więc nie planuj takich akcji. Spokojnie, nie te święta to następne, przed wami całe życie...
Ale mogły by być te - w mojej głowie toczyła się jedna wielka kłótnia.
Ale nie są, a to, że wieszasz na nim psy w myślach to nic nie daje.
Właśnie, że daje mi ulgę!
Jak chcesz ulgi to się na boks zapisz, a nie mścij się na ludziach - odpowiedział mi rezolutnie jakiś głosik.
A żebyś widział, że tak zrobię! A jak już się nauczę porządnie boksować to zmasakruję Paulowi twarz - uśmiechnęłam się z satysfakcją.
Tak nie można! Będziesz miała niepotrzebne kłopoty.
- Och zamknij się, żartowałam - to zdanie wypowiedziałam już na głos. Poczułam się jak debil. Gadam sama ze sobą, dzwońcie pod sto dwanaście i poproście z psychiatrą! Spojrzałam na zegarek. 20:00, miał być od godziny, a minęły już dwie. Co on tworzy sobie te rzeczy do spakowania czy jak? Zirytowałam się.
Po piętnastu minutach do pokoju wpadł zdyszany blondyn. Spojrzałam na niego pytająco.
- Był u nas Paul, ale nie chcę o tym teraz gadać - wycedził, w sumie dobrze bo ja też nie chcę o nim teraz słyszeć.
- Okej, to chodź zrobimy kolację - zaproponowałam, na co od razu poderwał się z łóżka.
Na dole nikogo nie zastaliśmy co było dość dziwne. Zrobiliśmy całą górę kanapek i wróciliśmy do mnie do pokoju. Niebieskooki od razu rozwalił się na łóżku, a obok siebie ułożył pieczołowicie talerz z jedzeniem.
- Włącz film, który mam na pendrivie - powiedział.
- Gdzie jest?
- W torbie gdzieś powinien być - odparł, a ja zaczęłam grzebać. Po kilku minutach odnalazłam go i podłączyłam do laptopa. Film nosił tytuł "Wciąż ją kocham". Nie znałam go, ale po tytule wywnioskowałam, że to jakiś wyciskacz łez.
 I nie myliłam się po dwudziestu minutach płakałam jak głupia, a po następnych kilkunastu dołączył do mnie Niall. Musieliśmy wyglądać przekomicznie. Blondyn przestał nawet jeść, co według mnie graniczyło z cudem.
- Zabiję Harry'ego - wymamrotał zachrypniętym głosem Niall gdy skończył się film. - Powiedział, że to komedia, przepraszam - dodał dość zażenowany tym, że wyciera łzy. Przytuliłam się do niego.
- Kocham Cię i nie zabijaj go, podobał mi się ten film - uśmiechnął się niepewnie.
- Ja ciebie też, a teraz idę się kąpać, a potem nagrzeję ci łóżko - odparł szczerząc się i zniknął za drzwiami.
Po kilku minutach wrócił w spodniach dresowych.
- Okej to teraz ja idę - wymknęłam się z pokoju. 
Gdy wróciłam leżał w łóżku i bawił się telefonem. Ledwo władowałam się do łóżka i już mnie objął w pasie i przyciągnął do siebie. 
- Będzie mi ciebie brakowało - wymruczał głębokim głosem.
- Mi ciebie też, ale jakoś zleci - odparłam. - Dobranoc.
- Hej, a buzi na pożegnanie? - odparł urażony, na co się zaśmiałam, ale posłusznie obdarowałam go buziakiem, a raczej długim, namiętnym pocałunkiem. Następnie położyłam głowę na jego piersi, a Niall jak za pierwszym razem zaczął nucić jakąś melodię, pomału zasnęłam.
Rano gdy wstałam standardowo zamiast Irlandczyka obok mnie była kartka.


Jak zwykle nie chciałem Cię budzić.
 Do zobaczenia za dwa tygodnie.
 Już za tobą cholernie tęsknie, Kocham Cię 
                                             Niall

_____________________________________________________

okej to już koniec, znaczy koniec dopóki nie wrócę :d powrót mam 27 lipca, ale rozdziały piszę na bieżąco więc raczej nie dodam w dniu powrotu, także nie wiem kiedy dodam następny to jakby chciał ktoś być poinformowany, że po dwóch tygodniach powróciłam to podajcie jakieś namiary pod rozdziałem :*
z góry dziękuję i trzymajcie za mnie kciuki Mordki, żeby mnie w tej Bułgarii coś nie wpierdoliło :*

piątek, 13 lipca 2012

32. Zagadka rozwiązana

*Vicky*

Z kina wypadłam niczym huragan i od razu skierowałam się w stronę domu One Direction. Rozmowę, którą za chwilę miałam odbyć z niejakim Niallem Horanem z pewnością nie miała należeć do przyjemnych.
Nie miałam cierpliwości by zadzwonić dzwonkiem i czekać sobie spokojnie pod drzwiami więc po prostu je pchnęłam i weszłam do środka. Lou, który właśnie szedł po schodach z talerzem kanapek obrócił się na dźwięk, a raczej huk zamykanych drzwi.
- Co jest grane? - zawołał zdezorientowany. Zignorowałam to pytanie.
- Idziesz z tymi kanapkami do naszego jakże pięknego blondyna? - warknęłam. Niepewnie pokiwał głową, że tak. - Świetnie, daj to ja mu je zaniosę - w moim głosie było coś takiego, przez co bał mi się zaprzeczyć. Podał mi talerz i wymamrotał coś co zabrzmiało: "I tak miałem iść do El..." i szybko ruszył do drzwi wyjściowych. Brawo Black budzisz postrach wśród przyjaciół w dodatku starszych i warto pamiętać, że to był chłopak. Uśmiechnęłam się z satysfakcją. Chwila w której mogłam patrzeć na zdziwienie w oczach Louisa, a następnie na jego szybko ewakuację z zasięgu mojej złości lekko mnie podbudowała. Ale nie po to tu przyszłam, żeby znęcać się nad biednym Tomlisonem. Z każdym krokiem zbliżającym się do drzwi na końcu korytarza, za którymi w tej chwili powinien znajdować się niebieskooki, oczywiście jeżeli nie jest u tej swojej blondyny, czułam jak w gardle rośnie mi wielka gula, serce podjeżdża do gardła z niewiarygodną szybkością, a następnie zaczyna bić tak szybko, że to aż dziw, że Niall tego nie słyszy. Moja pewność siebie gdzieś wyparowała. Zawahałam się czy pukać, czy po prostu wejść. Po zastanowieniu przystałam na pierwszy wariant. Wzięłam głęboki oddech i niepewnie zastukałam w drzwi.
Cisza.
Żadnego "Proszę!" lub "Możesz wejść." Pomału zaczęłam naciskać klamkę by po chwili minimalnie uchylić drzwi. Spał. Nie wiem czemu, ale ten fakt, że on sobie śpi w najlepsze gdy ja tu wariuję czemu mnie okłamuje podziałał na mnie jak płachta na byka. Nabrałam tyle powietrze do płuc ile tylko zdołałam i już miałam je wypuścić z jakimś okrzykiem, ale nie wiedziałam z jakim. Zrezygnowana po prostu podeszłam do łóżka i kilkukrotnie poszturchałam go w ramię. Otworzył zaspane oczy. Najpierw spojrzał na mnie nieprzytomnie, a potem szeroko się uśmiechnął.
- Cześć, ale pobudki to znam przyjemniejsze - powiedział siadając na łóżku i porywając jedną kanapkę z talerza.
- Pobudki znasz przyjemniejsze? Te którymi budzisz mnie czy tą blondynę? - słysząc te dwa zdania zadławił się kanapką. Gdy w końcu przestał się krztusił z trudem wymamrotał:
- Jaką blondynę? - patrzył na mnie jak na wariatkę. Świetnie jeszcze może ja sobie to wszystko wymyśliłam. Prychnęłam niczym rozjuszona kotka.
- TĄ DO KTÓREJ ZNIKASZ CO NOC! - krzyknęłam wytrącając mu kanapkę z ręki. Spojrzał na mnie najpierw tak jakbym wymierzyła siarczysty policzek, potem z miną zbitego psiaka, a na końcu z wyrazem ulgi.
- O to ci chodzi! Cholera, ale mnie przestraszyłaś - rzucił z wyrzutem porywając następną kanapkę. Cudnie, teraz to on ma jeszcze do mnie wyrzuty, że chcę się dowiedzieć gdzie znika nocami.
- To może mi wyjaśnisz czym jest to TO? - spytałam oddychając głęboko.
- Wyjaśnić ci nie mogę - widząc, że już zamierzam mu przerwać skończył nieco głośniej. - Ale mogę ci to pokazać. Masz szczęście, że dzisiaj skończyłem tak to byś dalej nie wiedziała - odpowiedział wyraźnie czymś zadowolony. - Mam nadzieję, że ci się spodoba - zeskoczył z łóżka i zaczął naciągać na siebie ubrania, które wpadły mu w rękę. Porwał jeszcze jedną kanapkę i trzymając ją z daleka ode mnie, jakby bał się, że znowu mu ją wytrącę zadał pytanie: - To jak idziesz, chcesz to zobaczyć?
- Jeżeli to coś nie jest cycatą blondyną to chcę - odparłam z przekąsem, na co zachichotał, ale widząc moją minę szybko spoważniał.
- Gdzie ty idziesz? - spytał mnie gdy zauważył, że minęłam jego samochód.
- To trzeba do tego czegoś jechać? - odpowiedziałam pytaniem, marszcząc nos.
- Raczej tak - odparł, otwierając mi drzwi pasażera. Z westchnieniem wsiadłam do auta. - Mogę zawiązać ci oczy, żeby nie popsuć niespodzianki? - zapytał niepewnie.
- Jeżeli musisz - prychnęłam niezadowolona. Rozwiązał z mojej ręki bandamkę by po chwili ostrożnie zasłonić mi nią oczy.
- No to w drogę - zawołał wesoło.

***


- Jesteśmy na miejscu - dobiegł mnie pełen ekscytacji głos Nialla.
- To mogę odsłonić oczy? - spytałam ciągle dość oschłym tonem.
- NIE! - zawołał po czym zaśmiał się jak małe dziecko, które coś zbroiło, ale ominęła go kara.
Po chwili dobiegł mnie głos otwieranych drzwi.
- Podaj mi rękę - podałam z niechęcią. - Ostrożnie przy wysiadaniu - powiedział Irlandczyk, łapiąc mnie w pasie gdy niebezpiecznie się zachwiałam.
- Gdybym coś widziała to bym się nie chwiała - skomentowałam to z przekąsem. Odpowiedział mi cichym śmiechem.
- Okej to idziemy do środka - mówiąc to jedną dłoń położył na moich plecach, a drugą na udach. Poczułam jak tracę równowagę.
- Puść mnie! Mogę iść sama! - zaprotestowałam.
- Wiem, że możesz, ale tam jest dużo schodów, a nie chcę byś mi się przewróciła - odparł. Mimo, że nie widziałam jego twarzy to byłam pewna, że się cwaniacko uśmiechnął. W momencie gdy miałam się zapytać czy długo jeszcze będzie mnie niósł, poczułam, że odzyskuję grunt pod nogami, a następnie jak delikatnie rozwiązuje bandamkę z moich oczu. W pierwszej chwili oślepiło mnie światło, a w następnej zobaczyłam salon urządzony bardzo w moim guście, ale nie zauważyłam niczego co mogłoby wyjaśnić nocne zniknięcia niebieskookiego.
- No i ? Gdzie jest to coś? Ukryło się w pod kanapą?- spytałam z przekąsem.
- Patrzysz na to coś - odparł z rozbawieniem.
- Że co? Że niby ta kanapa? - spojrzałam na niego jak na głupka.
- No... też. Cały ten dom - odparł cierpliwie.
- Że niby znikałeś do tego domu na całe noce? Niby po co? Jest tu darmowa produkcja żelek czy jak? - zapytałam z sarkazmem.
- Nie głuptasie. To jest dom w którym razem będziemy mieszkać od twoich urodzin. Remontowałem go - odparł z politowaniem.
- Kupiłeś DOM?! - krzyknęłam z nie do wierzeniem, on to już chyba naprawdę jest chory.
- Nie, przyjrzyj się dobrze. Nic nie wydaje ci się znajome? - zapytał widocznie coraz lepiej się bawiąc. Niechętnie przeniosłam spojrzenie. Ruszyłam z salonu do innych pomieszczeń. Pomału zaczęło do mnie docierać, że znam rozłożenie tych pokoi. Blondyn cały czas szedł za mną z zadowoloną miną.
- To dom Susan, ale jak...? - spytałam go.
- Sus jest teraz cały czas na jakichś badaniach lub w szpitalu więc rzadko kiedy tu wpada, a nam powiedziała, że to będzie nasz dom. Jakieś trzy tygodnie temu zadzwoniła do mnie, że musimy się spotkać w sprawie domu. Na miejscu okazało się, że jeżeli chcemy to możemy już zacząć go remontować tak jak nam odpowiada, żeby zaraz pod adopcji móc się od razu wprowadzić. Dała mi klucze i podała adres, a ja załatwiłem ekipę remontową. Oni robili każdy pokój od podstaw przez dzień, a ja nocami kończyłem pokoje czyli układałem meble i tym podobne. Miałaś się dowiedzieć w dniu urodzin, taki prezent, ale jak sama już wiesz dowiedziałaś się wcześniej, w dodatku posądzając mnie o to, że cię zdradzam. Jak mogłaś tak pomyśleć? Przecież wiesz, że kocham cię najmocniej na świecie - przyglądał mi się badawczo, czekając na odpowiedź. Wbiłam spojrzenie w podłogę.
- Tak jakoś... na to wyglądało... wiesz, znikasz nocami i jesteś zmęczony... - wymamrotałam do swoich stóp. Zaśmiał się gorzko.
- Ile razy jeszcze mam ci tłumaczyć, że kocham tylko ciebie? - wzruszyłam ramionami, nie wiedząc co odpowiedzieć. Westchnął. - To może, chcesz się przejść po domu? - pokiwałam głową, że tak. Po czym ruszyłam obejrzeć nasz dom.
Pierwsza była kuchnia. Ściany w kolorze beżowego, który delikatnie wchodził w żółć, meble ciemno brązowe w których znajdowały się lampki oświetlające to co leżało na blatach, lada, którą chciałam mieć w kuchni bo zawsze wydawała mi się najwspanialszym elementem tego pomieszczenia, oddzielała salon od kuchni.
- Niall jest idealna - powiedziałam ze wzruszeniem.
- To jeszcze nic, poczekaj, aż zobaczysz sypialnię - odparł z błyskiem w oku.

________________________________________________

trzydziestka-dwójka zgłasza gotowość do boju!
a więc zagadka się rozwiązała, wydaje mi się, że dość niespodziewanie ;D
jak widać, zmieniłam szablon, stwierdziłam, że potrzeba zmian, choć do poprzedniego mam jakiś sentyment bo zmieniłam go z ciężkim sercem. Męczyłam się z tym badziewiem ponad godzinę o.O więc mam nadzieję, że nie jest tragiczny ;)

czwartek, 12 lipca 2012

31. Tajemnicze zniknięcia

*Vicky*

 Początek grudnia był mroźny i wietrzny, rzadko kiedy padało co było dość dziwne w Anglii, a zwłaszcza w Londynie. Za miesiąc dokładnie w dniu moich osiemnastych urodzin ma się odbyć proces adopcyjny. Ciocia wygląda coraz gorzej i często zdarzają jej się zasłabnięcia, ale usilnie twierdzi, że nic jej nie będzie dopóki nie będzie pewna, że to ja zostanę prawnie zastępczą matką Ginny. Czy do mnie dociera ten fakt? Że moja ciocia umiera, a ja dostanę w spadku po niej dziecko, któremu będę musiała zapewnić jak najlepszą przyszłość? Nie. Minął już miesiąc odkąd Susan poinformowała nas o swojej chorobie i następujących przez nią planach, a mój mózg wciąż nie potrafi ogarnąć tych kilku faktów. Wciąż mam nadzieję, że ktoś wyskoczy zza rogu i krzyknie: "Żartowaliśmy! Żebyś widziała, jaką miałaś głupią minę!", ale nikt czegoś takiego nie uczni, nawet nie mogę się łudzić, że to sen. Jedyna pozytywna rzecz, która z tej całej sytuacji wynikła to to, że jestem pewna uczuć Nialla. Nie zostawił mnie na pastwę losu, wręcz przeciwnie zaczął się o mnie troszczyć z dwojoną siłą. Czasem nawet wydaje mi się, że to mu odpowiada, że naprawdę cieszy się, że zostanie czymś w rodzaju ojca...
Od dalszych myśli oderwało mnie ciche pukanie do drzwi mojego pokoju.
- Proszę! - zawołałam ochrypłym głosem. Do pokoju niepewnie wsunął się James.
- Słuchaj idę do kina na ten nowy film z Tatumem, idziesz ze mną? Chcesz to kupię ci nawet popcorn - powiedział i zaczął poruszać brwiami. On też się zmienił odkąd wrócił z tego całego Nowego Yorku. Stał się bardziej odpowiedzialny i trochę spoważniał.
- Dobra, daj mi pięć minut i idziemy - odparłam. Mam już dość tych czterech ścian. Od miesiąca zachowuję się nieswojo, jakby przybyło mi trzydzieści lat. A przecież nadal jestem sobą, więc trzeba to pokazać światu, żeby wiedzieli, że wszystko jest w porządku. James spojrzał na mnie ze zdziwieniem. - No co?- spytałam z rozbawieniem.
- Nic tylko byłem pewny, że będę cię musiał namawiać godzinami... Od dłuższego czasu nie chciałaś nigdzie chodzić...
- Wiem i czas to zmienić - wzruszyłam ramionami. - A teraz wyjdź bo chcę się przebrać - mówiąc to rzuciłam w niego poduszką.
- Ooo widzę, że mały agresor powraca - wyszczerzył się i zwiał zanim dosięgła go druga poduszka.

***


*Zayn*

- Zayn pośpiesz się, zaraz zaczyna się film! - ponaglała mnie Amy jakby nie mogła zrozumieć, że fryzura jest bardzo ważna. Przecież pierwsza ocena człowieka jest po wyglądzie więc to chyba logiczne, że trzeba dobrze wyglądać... Kto jak kto, ale dziewczyna powinna to zrozumieć najlepiej.
- Daj mi jeszcze pięć minut! - poprosiłem, na co wywróciła oczami.
- Masz dwie. Czekam na dole - obróciła się z impetem, przez co końcówki jej włosów uderzyły mnie w twarz i wyszła z łazienki, a ja powróciłem do nakładania żelu na włosy.
Do kina dotarliśmy spóźnieni.
- Super, nasz film leci już od 15 minut bo tobie zachciało się włosy układać - zawołała Amy z irytacją.
- Pójdziemy na inny - powiedziałem ze spokojem i "rzuciłem" okiem na spis tego co dziś grają. - Co powiesz na "Twenty-one jump street"?
- Kto gra? - spytała podejrzliwie przymykając oczy.
- Johan Hill i Channing Tatum - odparłem.
- Tatum?! Trzeba było tak od razu! Kupuj bilety! - mówiąc to zaczęła mnie popychać w stronę kasy biletowej. Zachichotałem.
W czasie gdy ja płaciłem za bilety Amy poszła po popcorn i colę. Po odebraniu biletów ruszyłem by ją odnaleźć i wejść na salę. Znalazłem ją w towarzystwie dwóch osób. Dopiero gdy podszedłem bliżej zorientowałem się kto to był.
- Cześć Zayn, Amy już się pochwaliła, że też idziecie na ten film z Tatumem, pewnie będzie świetny - Vicky spojrzała znacząco na Amandę.
- Pewnie jak każdy z nim - westchnęła w odpowiedzi moja dziewczyna i obie zachichotały. Przysięgam, że dziewczyny czasami są baaardzo dziwne.
- Gdzie masz Nialla? - zwróciłem się do Vicky cały czas ignorując jej brata.
- A nie było go w domu? - spytała z niepokojem.
- Może był nie wiem, zajęty byłem Amy - tu po raz pierwszy spojrzałem z satysfakcją na Jamesa. - Pewnie śpi, w końcu kiedyś musi odespać te wszystkie noce, przez które siedzi u ciebie - wyszczerzyłem się.
- Ale od dłuższego czasu już u mnie nie spał. Przychodzi do mnie w dzień, a koło osiemnastej zazwyczaj się zmywa... - odparła teraz już widocznie poddenerwowana. Cudownie Malik, przez twój długi język właśnie wysypałeś kumpla, ale skąd mogłem wiedzieć, że Horan prowadzi podwójne życie? Co ty gadasz debilu? Skarciłem się. Nawet w myślach głupio to zabrzmiało.
- To jak wchodzimy na salę, czy zostajemy pod drzwiami tylko po to by zmarnować kasę na bilety? - zapytał nas zniecierpliwiony James.
- Już - odparła dość nieprzytomnie Victoria.

***


*Vicky*

Co to ma znaczyć? Jaką tajemnicę ukrywa przede mną Irlandczyk? Gdzie znika na całe noce? Czyżby pomimo tak gorących zapewnień, że mnie kocha i jestem "tą jedyną", jednak znalazł sobie inną dziewczynę, tylko jeszcze nie wie jak mi to powiedzieć? Może dawał mi już jakieś znaki? Wysiliłam pamięć sięgając do ostatnich tygodni. Ale nie przypomniałam sobie czegoś specjalnego w jego mowie czy zachowaniu.
Następnie skupiłam się na jego wyglądzie. Faktycznie od dłuższego czasu wyglądał jakby potrzebował porządnego snu. Cienie pod oczami i wesołe ogniki w jego niebieskich oczach jakby nieco przygasły ze zmęczenia. Głos miał spokojniejszy i dużo drobnych ranek na rękach, ale nic po za tym się nie zmieniło. Włosy dalej były ułożone w artystycznym nieładzie, niebieski kolor tęczówek nie zmienił się nawet o jeden ton, a uśmiech nadal tak samo szczery jak w pierwszym dniu gdy go poznałam.
Ale mimo wszystko w głębi serca przecież od samego początku obawiałam się, że w końcu przejrzy na oczy  i powie:"Zaraz, zaraz przecież ja mogę mieć lepszą dziewczynę niż ona!", a ta myśl wróciła ze zdwojoną siły po oświadczeniu cioci. Po co miałby męczyć się przy dziewczynie z cudzym dzieckiem w dodatku z przeciętnym wyglądem, skoro mógł mieć jakąś super blondynę z długimi nogami?
Miałam tylko nadzieję, że jeżeli w końcu ową piękność spodka to przynajmniej powie mi to prosto w twarz, a nie będzie bawił się w jakąś grę...
Cóż, skoro on nie chce zacząć tematu, to ja zrobię to za niego. W końcu ktoś musi...

________________________________________

no i jest trzydziesty pierwszy rozdział, zastanawiam się czy nie zmierzać pomału do końca?
albo mi się wydaje, albo rozdziały są coraz gorsze :patrzy_z_podejrzeniem:
a co do głosowania to z typowych głosów wyszłaby dogrywka ponieważ obaj mieli po cztery osoby za sobą, ale dwie dziewczyny zaproponowały, żeby Amy była zazdrosna o Jamesa gdy ten sobie kogoś znajdzie więc z ich propozycji wnioskuję, że są za Zaynem, który dzięki nim zostaje zwycięzcą :P
Cóż faktycznie miałam więcej pomysłów na zwycięzco Jamesa, ale jak już mówiłam Zaynem też nie pogardzę i coś się wymyśli :*

poniedziałek, 9 lipca 2012

30. Świąteczne zaproszenie

*Zayn*

W końcu tą cholerną ciszę przerwał Lou, Vicky posłała mu spojrzenie pełne podzięki.
- Czyli zostaję wujkiem? - spytał podejrzliwie, jakby zastanawiał się czy chcą go nabrać.
- Na to wygląda - odparł Niall.
- Kiedy ją poznamy? - wtrącił ochoczo Harry.
- No pewnie niedługo - odpowiedziała Victoria uśmiechnąwszy się wesoło.
- Skoro już wiemy, że mamy dziecko w rodzinie, to może nam opowiesz coś więcej dlaczego James wrócił -  przerwałem jej niecierpliwie. To było teraz dla mnie ważniejsze niż fakt, że będzie jakieś nowe dziecko. To oni się nią będą zajmować, a James powrócił, a razem z nim wszystkie problemy Amy.
- No więc... - zaczęła dość niechętnie. - Tak jak już mówiłam, woli Londyn, jakoś mu ten New York nie przypadł do gustu no i za bardzo tęsknił za siostrzyczką... - nie słuchałem jej już, odpłynąłem we własnych myślach. Jakoś w to nie wierzę, ale dobra. Może po tygodniowej terapii odpuści sobie moją dziewczynę? Taa, jasne musiałbym nie znać tego debila. Malik nie spinaj się tak bo ci żyłka pęknie! Ale jak tu się nie spinać jak cień z przeszłości, w sumie nie takiej odległej powraca niczym pierdolony bumerang?! Spokojnie, wdech, wydech i to powinno pomóc. Boże wariuję, gadam sam do siebie w myślach. Poczułem jak ktoś mną szarpie.
- Zayn kochanie, wszystko okej? - to Amy jak zwykle z tym swoim zatroskanym głosem. Nie mogę pozwolić by jakiś James Black mi ją odebrał.
- Tak, przejdziemy się na spacer?
- Chodź, może świeże powietrze dobrze ci zrobi.
- Dobrze zrobisz mi ty tu i teraz, a nie jakieś powietrze - wyszeptałem jej do ucha. Spojrzała na mnie ze zdziwieniem ale i błyskiem pożądania?
- Okej to my lecimy się przejść buźka wszystkim, a my sobie jeszcze pogadamy - rzuciła do Vicky i wyszła z salonu, a ja za nią.

***


*Niall*

Leżeliśmy na moim łóżku. Victoria położyła swoją głowę na moim torsie, a ja jedną rękę położyłem na jej brzuchu delikatnie ujmując jej dłoń, a drugą bawiłem się jej włosami.
- Wiesz tak sobie pomyślałem, że może spędziłabyś ze mną święta? Ze mną i moimi rodzicami - czekałem w pełnym napięciu na jej odpowiedź. Podniosła się na łokciach by mogła ujrzeć wyraz mojej twarzy. Uśmiechnąłem się mając nadzieję, że wyglądało to na zachętę.
- No nie wiem... Co powiedzą na to moi rodzice? Wigilię zawsze z nimi spędzałam... - wahała się, ale widać było, że gdyby nie ten jeden szczególik to by się zgodziła.
- To może zrobimy tak, spędzimy wigilię u ciebie, a w drugi dzień świąt polecimy do moich rodziców, no i sylwestra też spędzimy w moim rodzinnym domu, co ty na to? - spytałem z nadzieją.
- Jeżeli tylko zgodzą się twoi rodzice i moi to mi to pasuje - uśmiechnęła się z lekką niepewnością.
- Zgadzasz się naprawdę?!
- No chyba właśnie to powiedziałam - odparła z rozbawieniem.
- Genialnie! Jutro zadzwonię do rodziców, że przyjadę dzień później, ale z tobą, a ty dziś zapytasz się swoich rodziców czy możesz jechać i czy ja mogę wpaść na wigilie - zacząłem gadać jak nakręcony.
- Spokojnie, do tego mamy jeszcze ponad miesiąc - próbowała ugasić mój entuzjazm.
- Masz rację, poniosło mnie - odparłem. - Ale to chyba dlatego, że kocham cię jak wariat i najchętniej oświadczyłbym ci się tu i teraz, ale na szczęście to tylko kwestia czasu kiedy to się stanie - stwierdziłem całkiem szczerze. W jej oczach dojrzałem łzy szczęścia, a po chwili całowała mnie z takim uczuciem jak nigdy.

***


*Amy*

Zayn odprowadził mnie do domu, ale cały czas był dziwnie nie przytomny, jakby czymś się martwił.
Cóż teraz to i ja mam zmartwienie które nosi imię James, ma 19 lat i jest cholernie dla mnie ważne. Ale czy aż tak ważne, jakby on sobie tego życzył? Czy jest dla mnie ważniejszy od Zayna? Nie...
Więc dlaczego nie potrafię o nim zapomnieć? Dlaczego na wiadomość, że wrócił do kraju chciałam zacząć tańczyć z radości? Dlaczego poczułam się jak dziecko, które przez nieuwagę zamknęli na całą noc w supermarkecie? Czy to możliwe, że jego też... No że jest dla mnie kimś więcej niż przyjacielem?
Ten tydzień bez niego był dla mnie prawdziwą katorgą, ale tak przecież reagują na siebie przyjaciele, prawda? Kogo ja chcę oszukać? Muszę ograniczyć z nim kontakt bo chyba nigdy się z niego tak do końca nie wyleczyłam. A w tej chwili najważniejszy jest Zayn, jego uczucia bo z nim jestem. James to przeszłość, która nie ma prawa wtrącać się w teraźniejszość. Teraz nie liczy się nic innego oprócz szczęścia Zayna bo to jego kocham. Koniec, kropka miło było poznać panią przeszłość, teraz zapraszamy panią przyszłość.

__________________________________________________

Okej równa trzydziestka obecna na posterunku!
taki jakiś króciutki, i bez większego sensu, no ale jest ;))
a tak poważnie to zanim zacznę następne rozdziały to musicie podjąć decyzję z kim ma być Amanda Bloom z seksownym panem Malikiem czy gotowym poświęcić dla niej życie Jamesem Blackiem?
Głosujcie pod rozdziałem, dopóki nie padnie przynajmniej 10 głosów nie będzie następnego rozdziału.
Wiem, że trochę drastycznie, ale chcę by ta decyzja była podjęta większością głosów, więc jeżeli jesteście za związkiem Amy-Malik napiszcie Zayn lub chociaż samo "Z" w komentarzu, a jeżeli wolicie Amy-Black to James lub samo "J".
Ja mój głos oddaję na Amy-James bo będzie mi łatwiej pisać i mam już kilka pomysłów, ale jak wygra Malik to też nie pogardzę :)

niedziela, 8 lipca 2012

29. Wielki krok w dorosły świat

*Vicky*

- Niall pośpiesz się bo spóźnimy się na lotnisko! - musimy odebrać moich rodziców, a ten jak zwykle się wlecze.
- Ale ja jeszcze nie skończyłem śniadania! - zaprotestował.
- Kupisz sobie coś po drodze, ale już chodź - ponagliłam blondyna.
- Dopfla - odparł niewyraźnie i posłusznie skierował się do wyjścia.
- Ginny, ty też już chodź - wzięłam małą na ręce i ruszyłam za niebieskookim.
Na lotnisko przyjechaliśmy kilka minut po przylocie, ale rodzice dopiero wysiadali.
- Mamo! Tato! - krzyknęłam i podbiegłam do nich.
- Spokojnie Vicky przecież to tylko tydzień, ale mamy dla ciebie lepszą niespodziankę - spojrzałam pytająco.
- Ekhem, czy mógłbym przywitać się z własną siostrą? - dobiegł mnie głos zza moich pleców. Momentalnie się odwróciłam.
- JAMES?! Co ty tu robisz? - zawołałam z nie do wierzeniem i rzuciłam mu się na szyję. Rodzice i Niall wybuchli śmiechem. Brat okręcił mnie w okół własnej osi.
- Och, no nie chciałem się z tobą rozstawać - wyszczerzył się. - A tak poważnie to ten New York to nie mój klimat, wolę nasz Londyn - powiedział odstawiając mnie na ziemie i witając się z Niallem.
- Wiedziałam, że długo tam nie wytrzymasz! Dobrze, że wróciłeś - odparłam z wielkim uśmiechem.
- Wujek James, wujek James! - pisnęła Ginny i przytuliła się do nóg mojego brata bo wyżej nie dosięgała przez co zwróciła na siebie uwagę.
- Co ona tu robi? - zapytała mnie szeptem mama.
- Sus ją podrzuciła bo ma jakieś badania w szpitalu, ma ją dzisiaj odebrać - odparłam wzruszając ramionami.
- No dobrze, to jedźmy do domu - powiedział tata kończąc wszystkie dyskusje. - Macie kluczki do naszego samochodu? - spytał zwracając się do mnie i Nialla.
- Ja mam - rzucił Horan i podał mu kluczyki i dokumenty.
- A ja jadę z siostrą, chcę zobaczyć jak jej chłopak szarżuje swoją bryką - wtrącił się szybko James, jak zwykle z głupim tekstem, ale brakowało mi tego.
- Zamknij się głupku - rzuciłam do brata.
- No to wszystko po staremu - skomentował to Niall na co wszyscy wybuchli śmiechem.

***

Siedzieliśmy w szóstkę w kuchni: ja, Niall, James, tata, mama i Susan, która weszła do domu z grobową miną. Od razu wysłała Ginny na górę a nam kazała usiąść razem z nią bo ma nam coś bardzo ważnego do powiedzenia. Niall na początku nie był przekonany, czy powinien w tym uczestniczyć, ale mój tata powiedział mu żeby się nie wygłupiał bo jest już częścią rodziny. Spodobało mi się to, jak go traktuje. Tak więc wszyscy oczekiwaliśmy co ma nam do przekazania Sus. Po dłuższej ciszy wzięła głęboki oddech i zaczęła bardzo cicho:
- Ja jestem chora... Poważnie chora i... - głos zaczął się jej niebezpiecznie trząść, ale nie przerywała. - I chcę byście zajęli się Ginny jak mnie zabraknie, a właściwie to chce by się nią zajęła Vicky i oczywiście Niall jeżeli nadal z nią będzie do tego czasu - w pomieszczeniu zapadła głucha cisza. W końca przerwała ją mama.
- Sus co ty mówisz? Jak zwykle dramatyzujesz, nic ci nie będzie pewnie złapałaś jakąś gorszą odmianę grypy, ale na to się nie umiera - mama powiedziała to tak jakby uważała ciocię za psychicznie chorą.
- Lily, ja się z tego nie wyleczę - łzy zaczęły jej cieknąć po policzkach, ale mówiła spokojnie. - Mam raka przysadki mózgowej, lekarze nie dają mi więcej niż sześć miesięcy życia.
- Ale jak to? Przecież regularnie chodziłaś na badania! - zdziwił się tata.
- Tak, ale to jest złośliwy rak więc nie dało się go wykryć wcześniej, a teraz już się nie będzie dało go wyleczyć. Dlatego muszę mieć pewność, że Victoria się nią zajmie gdy mnie zabraknie - powiedziała błagalnym głosem Sus.
- Dlaczego ona? Przecież my też możemy się nią zająć, nawet lepiej! Zarabiamy, jesteśmy dorośli, możemy jej zagwarantować przyszłość, a Vicky?! Jest za młoda na to by zostać matką! - zaprzeczyła mama.
- Da sobie radę, nie jest dzieckiem! Za trzy miesiące będzie pełnoletnia, a wierzę, że James, Niall, a nawet wy jej pomożecie - próbowała przekonać do swojego pomysłu ciocia.
- Nie jestem przekonana co do tego, ja nadal uważam, że to zły pomysł! - zaperzyła się mama. - A ty Syriuszu co o tym sądzisz? - zwróciła się do taty z nadzieją, że ją poprze. Odrzekł pomału, a w jego głosie wciąż było słychać szok.
- Uważam, że Victoria powinna podjąć taką decyzję bo jak Susan słusznie zauważyła za niespełna trzy miesiące będzie już pełnoletnia, a to, że prawnie będzie na nią Ginewra zapisana to nie oznacza, że my nie będziemy mogli jej pomóc - odparł jak zwykle rezolutnie tata. - Ale ostateczną decyzję musi podjąć sama Vicky - teraz wszyscy się zwrócili na mnie. Odchrząknęłam.
- No wiec, jeżeli taka jest wola Sus to ja zaadoptuję Ginny i postaram się by miała jak najlepszą przyszłość, tylko nie wiem czy sama sobie dam radę... No i w naszym domu nie ma już pokoju dla kolejnego mieszkańca - odparłam niepewnie. Nie lubię podejmować decyzji, a zwłaszcza tak ważnych.
- Nie będziesz sama - odparł cichutko Niall. - Nie zostawię cię - dodał trochę głośniej.
- A fakt, zapomniałam. Chcę zapisać moje mieszkanie na Victorie, a o pieniądze nie musi się martwić. Mam lokatę na której jest dwadzieścia tysięcy na przyszłość Ginny i trzydzieści pozostało z moich oszczędności, które przepiszę po połowie na Vicky i Jamesa.
- Mimo to ja jednak nie jestem do końca przekonana, co będzie z nauką Victorii? - zapytała z po wątpieniem mama.
- Jestem pewna, że da sobie radę, tylko czy się zgadzacie? - spytała Sus, przenosząc pomału na każdego spojrzenie pełne błagalnej prośby. Tata niepewnie pokiwał głową, Niall i ja wyszeptaliśmy ciche "tak", mama zacisnęła wargi i nic nie powiedziała, za to James jak zwykle wyskoczył z głupim tekstem:
- Pewno mam dostać piętnaście tysięcy i mam się nie zgodzić? Musiałbym być chory!
- Chociaż jeden zadowolony - mruknęła ciocia.
- Ale może jednak adopcja będzie na mnie i Syriusza? - spytała z nadzieją mama ignorując dwie wcześniejsze wypowiedzi.
- Mamo decyzja już zapadła, a ja chcę się nią zająć. Zresztą tak jak tata już powiedział to tylko papierek, a  gdybym sobie nie radziła, to zawsze możecie mi pomóc - poczułam jak pod stołem Niall ściska moją dłoń. Byłam mu wdzięczna, że mimo tego co się przed chwilą wydarzyło nadal tu ze mną siedzi.

***


*Niall*

Pakowałem swoją walizkę bo zgodnie z obietnicą daną jej tacie, w dniu ich powrotu, ja się wyprowadzam, ale nie spodziewałem się tego, że w tym dniu spadnie na mnie i Vicky tak wielka odpowiedzialność. Czy jestem gotowy zaadoptować obce sobie dziecko? Trochę mnie to przerasta, ale nie zostawię Vicky z takiego powodu. Jakoś damy sobie radę. Jedyne co to teraz musimy się wspierać, a potem jakoś się zobaczy, no i mamy już własne mieszkanie zagwarantowane. Kąciki moich ust lekko uniosły się w górę.
- Czemu się uśmiechasz? - spytała Victoria, pewnie od dłuższej chwili mnie obserwowała.
- Pomyślałem sobie, że jest jakiś plus - spojrzała na mnie pytająco. - Będziemy mieli  własne mieszkanie - ona też się uśmiechnęła, ale szybko spoważniała.
- Niall jeżeli chcesz odejść to ja cię nie będę zatrzymywała bo miałeś być ze mną, a nie brałeś oferty Vicky plus dziecko... - mówiła to nie patrząc mi w oczy. - Ja to zrozumiem i nie będę robiła ci wyrzutów tylko powiedz szczerze, a nie wymyślaj innych powodów dla których chcesz odejść - załamał jej się głos. Podszedłem do niej i złapałem ją pod brodę, tak by nie uciekła mi spojrzeniem.
- Posłuchaj, nie mam zamiaru cię zostawić i chcę z tobą być do końca, a Ginny wychowamy jak swoje dziecko rozumiesz? A kiedyś tam będziemy mieć jeszcze synka, ale nie wolno ci myśleć, że cię zostawię! - spojrzała na mnie z nie do wierzeniem.
- A co powiedzą fanki? Prasa? Telewizja? Przecież to będzie wielka hańba dla Horana, że zamiast zajmować się karierą to dba o jakąś laskę z dzieckiem i będzie, że na prawdę wykorzystuję cię dla kasy bo inaczej nie stać mnie na utrzymanie dziecka... - zaczęła się coraz bardziej nakręcać. Przerwałem jej delikatnym pocałunkiem.
- Nie obchodzi mnie to. Chcę być z tobą na zawsze, a za kilka miesięcy nasza dwójka zamieni się w trójkę. Musimy tylko zapytać Susan czy pozwoli nam zmienić nazwisko małej na Horan - jej źrenice rozszerzały się w coraz większym nie do wierzeniu.
- Ty mówisz poważnie? Ty na prawdę nas chcesz?
- Przecież właśnie ci to powiedziałem, a wiesz czemu? Bo cię KOCHAM, K-O-C-H-A-M - przeliterowałem. Uśmiechnęła się, a po chwili świat zasłoniły mi kosmyki jej brązowych włosów. Wtuliła się we mnie jak małe dziecko, a ja objąłem ją najmocniej jak potrafiłem tak by poczuła, że nigdy jej nie zostawię.
- Ja ciebie też kocham - wymamrotała do mojej piersi.

***


*Amy*

- Skończyliście już?! Zaraz tu będzie - krzyczałam do chłopaków.
- Tak, wszystko gotowe - odparł Zayn delikatnie całując mnie w czoło.
- A ja schowałem mu wszystkie słodycze za karę, tak jak obiecałem, że się zemszczę, a kotek jest już zamknięty w klatce i czeka na odbiór przez właściciela - wyrecytował Harry.
- W porządku - odparłam. W takim razie pozostało nam tylko czekanie. Mieliśmy w planie zrobienie imprezy-niespodzianki na powitanie, że Horan wraca do domu, ale coś się nam spóźnia ten blondynek. Pewnie ciężko ma się rozstać z Vicky.
Po godzinnym czekaniu w salonie drzwi wejściowe się otworzyły i wsunęli się przez nie nasi zakochani. Od razu było widać, że coś ich trapi. Wesołe iskierki w oczach niebieskookiego nieco przygasły, a Vicky nie paplała wesoło jak zwykle. Skierowali się w naszą stronę, a na powitanie obaj smutno się uśmiechnęli.
- Co się stało? - zapytałam. Wymienili spojrzenia i zanim zdążyli coś powiedzieć, wtrącił się Harry.
- Niall przepraszam! Ja ci oddam te słodycze, nie wiedziałem, że tak na to zareagujesz, tylko proszę uśmiechnij się! - zawołał błagalnie, a Irlandczyk spojrzał na niego nieprzytomnie.
- Mam poważniejsze sprawy niż słodycze, ale to miłe że mi wybaczyłeś - i znów ten smutny uśmiech, jakby przybyło mu pięćdziesiąt lat.
- Poważniejsze sprawy niż słodycze? Jezu on jest na prawdę chory! Dzwońcie po lekarza - zaczął panikować Lou.
- Spokój! Mam wam do przekazania dwie wiadomości - zaczęła Vicky. - A więc po pierwsze James wrócił bo z niego mięczak i nie potrafił wytrwać więcej niż tygodnia bez Londynu i innych przyzwyczajeń - tu spojrzała na mnie, ale ciągnęła dalej. - A druga to... - lekko się zawahała. - to, że moja ciocia przekazała mi pięcioletnią dziewczynkę i mam się nią zaopiekować, a Niall obiecał, że mi pomoże, czyli tak jakby zostajemy rodzicami - dwa ostatnie słowa, które wypowiedziała Victoria zawisły między nami jak jakaś cholerna mgła. Nikt nie wiedział co powiedzieć, ani w jaki sposób przerwać tą ciążącą ciszę.

__________________________________________________

Wiem, że ni z gruchy ni z pietruchy ten rozdział, ale no musiałam już wprowadzić jakiś tragiczny element bo tak się dłużej nie dało, jeszcze chwila i zrobiłaby mi się telenowela...
Mam nadzieję, że wybaczycie, jeżeli nie podoba wam się rozdział i to, że tak rzadko teraz dodaję, ale jak chcę dodać to nie mam neta, w każdym razie w tym tygodniu zmieniam odbiorcę więc może będzie lepiej ;)
Chciałabym podziękować Annie Bogusławskiej za taką opinie ostatniego rozdziału, bardzo mi się spodobało określenie "pornol wersja książkowa" i przepraszam za zdemoralizowanie mózgu, ale to była silniejsze ode mnie :DD

czwartek, 5 lipca 2012

28. Tak by zapamiętać to na zawsze...

*Vicky*


Szłam szybkim krokiem do domu. Odprowadziłam Ginny do koleżanki i mamy z Niallem jakieś 5 godzin dla siebie. Uśmiechnęłam się na tą wizję. Drzwi od domu były zamknięte na klucz co mnie trochę zdziwiło bo blondyn nie mówił, że gdzieś się wybiera. Odruchowo zawołałam :
- Niall? Wróciłam! - odpowiedziała mi cisza. Fakt przecież drzwi były zamknięte. Ruszyłam w stronę kuchni by sprawdzić czy nie zostawił jakiejś kartki. W korytarzu są drzwi za którymi znajduje się małe pomieszczenie, miała to być garderoba ale obecnie stoją w niej same graty. Gdy je mijałam kątem oka zobaczyłam jak drzwi się otwierają, a ktoś łapie mnie za nadgarstek i wciąga za sobą do ciemnego pomieszczenia. Cała ta sytuacja trwała zaledwie ułamek sekundy. Krzyk ugrzązł w moim gardle, a sposób trzeźwego myślenia gdzieś wyparował, pewnie przez to zaskoczenie. Odzyskałam te wspaniałe możliwości dopiero gdy drzwiczki się zamknęły, a my utknęliśmy w całkowitych ciemnościach. Zmarszczyłam lekko brwi.
- Kto tu jest? - spytałam, co według mnie zabrzmiało trochę głupio. Usłyszałam szelest jakby ktoś się niespokojnie poruszył. - Jak mnie nie wypuścisz to przysięgam, że zaraz zacznę... - zamknął mi usta zgrabnym pocałunkiem. Zdezorientowana nie wiedziałam co robić. Ktoś całuje mnie w moim własnym domu, a ja nie mam pojęcia kto to jest! Ale zaraz... Znam zapach tych perfum! To te same, które czułam wczoraj w nocy, dzisiaj rano. To te które są mi tak dobrze znajome, a ich właścicielem jest chłopak, który ukradł moje serce. Odepchnęłam go od siebie.
- Niall, zabiję cię - zmarszczył brwi. - Wystraszyłeś mnie! - rzuciłam oskarżycielsko. Zachichotał.
- Przepraszam - odparł niezbyt szczerze. - Ale znam sposób, którym mógłbym cię przeprosić.
Bez zastanowienia rozluźnił rękę, którą mnie przytrzymywał i przeciągnął dłonią od mojej talii do ramienia. Powoli nachylił się nade mną i po chwili całował mnie delikatnie. Odepchnęłam go po raz drugi od siebie.
- Co? - spytał zdezorientowany.
- Czy ty myślisz, że to jest odpowiedni sposób na przeprosiny? - wyszeptałam z sarkazmem.
- Szczerze, to tak - odparł ponownie się nade mną nachylają, ale tym razem zatrzymał się kilka milimetrów przed moimi ustami i patrzył na mnie zaciekawiony. To były istne tortury, panować nad sobą by nie posmakować tych cudownych ust tylko udawać lekko obrażoną. Nie wytrzymałam dłużej niż dziesięć sekund i wpiłam się namiętne w jego usta.
- Miałem rację - wymruczał spod moich ust na co tylko się uśmiechnęłam. Pomału Irlandczyk wziął mnie na ręce, a ja wdzięcznie oplotłam go swoimi nogami w pasie i ruszyliśmy na górę. Spodziewałam się, że pójdziemy do mojego pokoju, ale zatrzymał się już przy drzwiach Jamesa.
- Dlaczego tu? - spytałam jeszcze dość przytomnie.
- Bo tu jest bliżej, a już dłużej nie wytrzymam. Czekałem na ciebie ponad godzinę w tym ciemnym pokoju, a po za tym zaliczymy wszystkie pokoje - odparł z chytrym uśmiechem po czym zamknął drzwi na klucz, który wyrzucił gdzieś w bliżej nieokreślonym kierunku. W takich momentach czułam lekki strach do niego. Spojrzałam w jego cudownie niebieskie tęczówki, podniósł mnie, kurczowo trzymając mnie za pośladki, a moje plecy oparł o ścianę. Całował mnie z pasją, której wcześniej u niego nie wyczułam. Chciałam go o to zapytać, ale nie mogłam złapać oddechu, w kolejnej fali pocałunku. Dopiero gdy zaczął zjeżdżać na moją szyję zapytałam :
- Niall coś się stało, nigdy wcześniej nie całowałeś mnie z taką siłą - wystękałam jakoś. Oderwał się od mojej szyi i spojrzał na mnie złowieszczo.
- To ostatni dzień kiedy możemy zaszaleć, nie dbając o to czy ktoś nas słyszy, zanim wrócą twoi rodzice - odparł po czym wrócił do całowania mojego dekoltu.

***


*Niall*

Po woli, umiejętnie zacząłem wycofywać się z nią w stronę łóżka. Pchnąłem ją na materac nie zastanawiając nad tym się co robię. Moje dłonie powoli wsunęły się pod jej koszulkę by po chwili zdecydowanym ruchem ściągnąć z niej tą jakże zbędną rzecz. Klęczała na łóżku obok mnie, wpijając się w moje usta z coraz większą siłą. Jednym ruchem rozpiąłem jej stanik, a następnym zdjąłem z niej spodenki. Po chwili i ja zostałem pozbawiony ubrań. Dorwałem się ponownie do jej ust delikatnie ssąc jej wargę by następnie zacząć zjeżdżać w dół. Tam gdzie sunęły moje usta zostawała wilgotna trasa. Gdy moje usta doszły do jej piersi usłyszałem jak Vicky wydaje delikatne jęki. Uśmiechnąłem się pod nosem. Ona jeszcze nie wie, do czego jestem w stanie ją doprowadzić. Chciałem by zaczęła wręcz krzyczeć z rozkoszy, by zapamiętała to na zawsze. Od jutra będziemy musieli zachowywać się znacznie ciszej, skoro wracają jej rodzice. Więc ten seks nie zazna zahamowań. Nie będzie w nim miejsca na delikatność.
Dotarłem z pocałunkami do wnętrza jej ud. Zaczęła jęczeć coraz głośniej, a ja odczuwałem błogą satysfakcję. To moja wina, to ja ją do tego doprowadzam i nie pozwolę by kiedykolwiek ktoś inny miał słyszeć te cudne jęki, by ktokolwiek czuł jej paznokcie na swoich plecach.
Po bliższym zapoznaniu z jej łechtaczką, wepchnąłem mój język do jej pochwy. Zacisnęła swoje dłonie na moim karku, poczułem jak wpija w moją skórę swoje paznokcie. Podobało mi się to.
Zacząłem coraz szybciej poruszać językiem przez co udało mi się doprowadzić ją do tego, czego oczekiwałem. Zaczęła krzyczeć, ale ja nie przestawałem. Powoli czułem jak doprowadzam ją na skraj wytrzymałości, że jeszcze chwila i dozna większej rozkoszy ode mnie.
- Jezu Niall... - wyszeptała słabym głosem. - Bierz mnie, pieprz, w tym momencie, teraz, tylko błagam nie przerywaj - uśmiechnąłem się z chorą satysfakcją. Na początku zacząłem w nią wchodzić bardzo powoli.
- Mocniej... - jęknęła, a ja z wielką chęcią posłuchałem jej prośby. Ustami zamknąłem jej usta, a z przyjemności przymknąłem oczy. Poruszałem biodrami szybko, wykonując coraz mocniejsze pchnięcia. Nasze jęki zlewały się w całość. Powoli doznawała orgazmu, a ja z każdym pchnięciem byłem bliżej końca.
Po chwili oboje krzyczeliśmy z rozkoszy, ale ja nie przerywałem, w końcu to miała być noc, którą miała zapamiętać na zawsze.
- Mogę mocniej? - wysapałem do niej.
- Jeżeli dasz radę - odparła dotykając zimnymi dłońmi mojego torsu. Jej odpowiedź była dla mnie jak rozkaz. Chciałem doprowadzić ją do tylu orgazmów za jednym razem, by nikt inny nigdy miał by mnie nie przebić, chociaż i tak na zawsze już będziemy razem, ale to tak na wszelki wypadek.
Łóżko całe się trzęsło, nasze jęki, ba teraz już krzyki mieszały się w upojny koncert muzyczny.
- Vicky kocham Cię! - krzyknąłem.
- Ja ciebie też - wyjęczała z trudem. Zacząłem robić coraz wolniejsze pchnięcia. Nie chciałem aby umarła z rozkoszy. Spojrzała na mnie z lekkim wyrzutem.
- Spokojnie, to jeszcze nie koniec - wyszeptałem z błyskiem w oku co ją chyba zadowoliło, bo już nic nie powiedziała tylko patrzyła na mnie z ciekawością.
Powróciłem do jej ust, wpijając się w nie z rozkoszą, ale po chwili stwierdziłem, że jej piersi są pokrzywdzone bo jeszcze z nimi się porządnie nie zapoznałem. Rozpocząłem od delikatnego ugniatania ich, a zakończyłem na delikatnym ssaniu. Wygięła plecy w łuk, ocierając się o mnie swoim nagim ciałem.
- Teraz moja kolej - wyjęczała do mnie, przez co spojrzałem na nią pytająco. Uśmiechnęła się nicponiowato i zaczęła zsuwać się swoimi wargami w dół mojego ciała. Już wiedziałem co zaraz nastąpi. Wzięła go do buzi, delikatnie zaczynając ssać. Teraz to ja jęczałem z przyjemności. Odepchnąłem ją zdecydowanym ruchem by ponownie w nią wejść. Tym razem spadliśmy z łóżka. Co wywołało u nas falę rozbawienia. Powoli z niej wyszedłem, dałem jej całusa w czoło. Czułem jak jej nierówny oddech pomału się uspokaja, by po chwili zamienić się w miarowy ciąg. Zasnęła. Uśmiechnąłem się z satysfakcją. To co się przed chwilą działo w tym pokoju zapamiętamy oboje, na baaardzo długo.

______________________________________


macie mordki dwudziestkę-ósemkę :D 
nie ma to jak +18, co prawda mówiłam,że nie będę aż tak wdrażać się w szczegóły, ale jakoś nie mogłam się powstrzymać...;)
ale wydaje mi się, że spierdzieliłam ten rozdział.. no ale to pozostawiam do waszej oceny :*
a tak poważnie to zastanawiam się czy nie wprowadzić między nich jakiejś kłótni, żeby nie było za słodko... wiecie o co kaman.. :D
no i chciałabym podziękować Julii Warlikowskiej, za takie wierne oddanie temu opowiadaniu, dziewczyno uwielbiam Cię :*

poniedziałek, 2 lipca 2012

27. Przedłużona wizyta

*Vicky*

Niall zaniósł Ginny do mojego pokoju, a ja zaczęłam przegotowywać obiad: makaron ze śmietaną i truskawkami.
- Pomóc ci? - zapytał blondyn wchodząc do kuchni. Poczułam jak odgarnia mi włosy z szyi by po chwili obdarzyć ją pocałunkiem. Przymknęłam oczy z przyjemności. Odwróciłam się i zarzuciłam mu ręce na szyję, zaledwie musnęłam jego wargi po czym odepchnęłam go od siebie.
- Możesz truskawki pokroić, ale nie podjadaj! - zrobił minę niesprawiedliwie zbitego szczeniaka. Zachichotałam. Gdy otwierałam usta by mu coś powiedzieć zadzwonił mój telefon.
- To Susan - wyjaśniłam Horanowi po czym odebrałam. - Słucham cię.
"Vicky, ja muszę zostać w szpitalu, żeby powtórzyć wszystkie badania, czy na pewno nie ma pomyłki w wynikach, zajmiesz się Ginny do jutra, do wieczora? Ja ją później odbiorę..." - usłyszałam głos cioci, który wręcz mnie błagał.
- Oczywiście, a co się stało? - spytałam z niepokojem.
"Kiedy indziej, obiecaj że się nią zajmiesz" - nalegała tylko na to jedno.
- Obiecuję. Nie martw się, damy sobie radę, jakby co Niall nam pomoże.
"Dziękuję, jemu też podziękuj. Postaram się jutro przyjechać po małą. To... cześć." - pod koniec rozmowy albo mi się wydawało, albo zadrżał jej głos. Westchnęłam.
- Cóż, dzisiaj nie będziemy mieć powtórki z rozrywki wczorajszego wieczoru, ani jutro nie idę do szkoły - niebieskooki spojrzał na mnie pytająco.
- Dlaczego?
- Bo Sus musi zostać w szpitalu na powtórkę badań i z tego jak brzmiał jej głos, to coś bardzo poważnego...
- Nie martw się, będzie dobrze, ja ci pomogę z Ginny, a teraz jedzmy już! - wywróciłam oczami. Ten jak zawsze o jedzeniu.
- Okej to ty nałóż na talerze, a ja lecę ją obudzić - wbiegłam do mojego pokoju, ale mała już nie spała. Leżała zwinięta na łóżku i cicho płakała.
- Hej mała, co się dzieje? - spytałam delikatnie, usadawiając ją sobie na kolanach. Zarzuciła mi ręce na szyję i wtuliła się we mnie jak małpka.
- Miałam zły se-eeen - wychlipała.
- Co ci się śniło? - zaczęłam nią delikatnie kołysać by się szybciej uspokoiła.
- Że mamusi się cooooś sta-aało.
- Ale nic jej nie jest! Jest cała i zdrowa - zaczęłam ją przekonywać.
- Tak? To dlaczego jej tu nie ma?! - zawołała z taką energią, że na chwilę zaniemówiłam.
- Bo... Jest na badaniach, żeby potwierdzić, że na prawdę nic jej nie jest - odparłam.
- Na pewno nic jej nie jest? - patrzyła na mnie nieufnie.
- Na pewno, a teraz chodź na obiad. Zrobiłam twój ulubiony makaron z truskawkami - skinęła główką, że się zgadza i powoli wyszła z pokoju, a ja chcąc nie chcąc ruszyłam za nią.

*Niall*

Czekając aż Vicky wróci z Jamesa pokoju gdzie kładła spać Ginny, grałem na gitarze i cichutko nuciłem jakąś bliżej nie określoną muzykę gdy do pokoju wbiegła Ginny.
- A ty to już nie miałaś spać? - spytałem odkładając gitarę i kucając na ziemi by zrównać swoją twarz z twarzą małej.
- Powinnam... - odparła niechętnie.
- To leć bo ja tu czekam aż Victoria skończy cię kłaść spać i chcę mieć ją dla siebie - zachichotała.
- No dobra, to idę już spać - ale zamiast ruszyć w stronę drzwi to podeszła do mnie i dała mi buziaka w policzek po czym się do mnie przytuliła. - Dziękuję za dzień i w ogóle jesteś fajny - rozczula mnie to dziecko.
Wziąłem ją na ręce i ostrożnie ruszyłem w stronę Jamesa pokoju.
- Nie ma za co maleńka i to ty jesteś fajna - ponownie zachichotała.
- Tu jesteś! A ja cię szukałam - rzuciła Vicky na widok małej. - Połóż ją do łóżka i wszyscy idziemy spać - rozporządziła, a ja położyłem Ginny.
- Dobranoc wam - powiedziała zaspanym głosem mała.
- Dobranocka - wyszczerzyłem się.
- Śpij dobrze, kochanie - Victoria podeszła do niej, dała jej całusa w policzek i poprawiła kołdrę. Złapałem ją za rękę.
- Co powiesz na wspólną kąpiel po długim męczącym dniu? - wyszeptałem jej do ucha głębokim głosem. Poczułem jak jej ciało przebiega dreszcz, zresztą jak zawsze gdy używam takiego głosu. Uśmiechnąłem się z tego do czego potrafię ją doprowadzić bez czynów.
- Chodźmy to może jeszcze uda nam się powtórzyć wczorajszy wieczór- pociągła mnie w stronę łazienki po drodze gasząc światło.

__________________________________________________

Jeju bardzo was przepraszam, że taki krótki i beznadziejny, ale nie mam siły na nic lepszego...
Cały dzień siedzę poza domem, a jak wracam to jestem tak zmęczona, że ledwo widzę na oczy także cud, że chociaż tyle wyskrobałam.
Następny postaram się by był choć trochę lepszy :*