niedziela, 15 grudnia 2013

65. Nerwy zawsze mają tragiczny skutek

*Amy*

Budzę się i już wiem, że coś jest nie w porządku. Moje łóżko jest zbyt twarde, a w powietrzu panuje zdecydowanie zbyt mocny zapach męskich perfum i to nie tych najtańszych. Powoli unoszę powieki. Leżę na podłodze, a w talii oplata mnie czyjaś ręka. Odwracam się na drugi bok.
- Co do cholery? Malik, wstawaj! - warczę ze złością, odsuwając się najdalej od niego na ile tylko pozwala mi powierzchnia jego pokoju.
Zayn powoli otwiera zaspane oczy, przeciąga się z lubością, po czym spogląda na mnie z uśmiechem.
- A gdzie jakieś 'dzień dobry, miło mi cię widzieć?' - pyta z lekkim rozbawieniem.
- Możesz mi łaskawie wytłumaczyć, co ja robię z TOBĄ na podłodze, warto dodać w TWOIM pokoju? - pytam z niezadowoleniem w ogóle nie ogarniając tej sytuacji.
- Mówiłem ci wczoraj, że będziesz tego żałować, ale mnie słuchałaś, więc teraz nie miej do mnie pretensji! Nie mogłaś zasnąć i przyszłaś do mnie - stwierdza wzruszając ramionami. Fakt przewracałam się z boku na bok chyba przez trzy godziny w moim pokoju, aż w końcu przyszłam tutaj...
- Ale z tego co pamiętam to zasypiałam w twoim łóżku, a ty na podłodze - mruczę wciąż nie kojarząc faktów.
- W nocy poszłaś się napić, a jak wróciłaś to położyłaś się obok mnie na podłodze i powiedziałaś zaspanym głosem, że nie chcesz spać sama po czym wtuliłaś się we mnie z całej siły. W normalnych okolicznościach pewnie bym zaprotestował, jakby jakaś laska najpierw wywaliłaby mnie z łóżka, a potem jeszcze bezceremonialnie zmiażdżyła swoim uściskiem, ale skoro to byłaś ty, a ja mam do ciebie pewną słabość to chyba ci wybaczę... - przerywa na widok mojej piorunującej miny. - Naprawdę tego nie pamiętasz?
- Jakbym pamiętała to bym się chyba raczej nie pytała co ja tu robię. Zayn...? Ale między nami, no wiesz.. nic nie było? - pytam niezdarnie oplatając się ramionami.
- Masz na myśli czy się na przykład całowaliśmy? Ooo tak, wielokrotnie. Pierwszy raz na urodzinach Horana, pamiętam jaka byłaś zaskoczona jak powiedziałem, że chciałbym cię tak całować kiedy tylko mi się zachce, później było tak pięknie, całowaliśmy się praktycznie w każdej chwili, gdy byliśmy razem, aż do... do urodzin Jacka, więc jeżeli chodziło ci konkretnie o wczorajszy wieczór, to nie, nie całowaliśmy się, ani nic z tych rzeczy - stwierdza wzruszając ramionami.
- W porządku. Chodź, zjemy jakieś śniadanie - mówię niechętnie się podnosząc. Spanie na ziemi nie było najlepszym pomysłem, bo teraz czuję się co najmniej jakbym wpadła pod ciężarówkę, a później tak dla pewności, że mam wszystkie kości połamane jeszcze rozjechał mnie walec. W takim razie nawet nie chcę myśleć, jak musi się czuć Zayn, skoro on spał na podłodze praktycznie całą noc.
W kuchni jeszcze nikogo nie ma, chociaż z góry dobiegają nas pierwsze odgłosy, a raczej pomruki niezadowolenia. Wybucham śmiechem, gdy słyszę jak Harry zaczyna się drzeć po Louisie, że znowu siedział w łazience o dziesięć minut zbyt długo.
- To takie typowe. Codziennie kłócą się o to samo, ale żaden nie wyciąga wniosków. Myślisz, że kiedyś to zrozumieją? - pyta mnie Zayn, w między czasie zaglądając do lodówki. - Ile razy mam wam powtarzać, żebyście uzupełnili jedzenie jak już wszystko pochłoniecie! - krzyczy na tyle głośno, by mogli go usłyszeć na górze. - Cóż... mamy jeszcze jajka, mleko, dżem malinowy i mąkę no i marchewki, one w tym domu nigdy się nie kończą - dodaje zirytowanym głosem.
- To może naleśniki? Bo chyba nic innego nie wymyślimy.
Zayn bez słowa wyciąga patelnie i rozlewa na niej odrobinę oliwy, a ja w między czasie zaparzam kawę i nalewam pomarańczowego soku do dzbanka.
- Możesz dosypać jeszcze odrobinę mąki? Dosłownie garstkę - mruczy, w ogóle na mnie nie spoglądając.
- Garstkę powiadasz? - pytam z szerokim uśmiechem. Nabieram mąkę ręką i rzucam nią w Zayna.
- Co ty robisz?! - woła zdziwionym głosem, ale nie pozostaje mi dłużny.
Wydaję cichy pisk, gdy obrywam białym pyłem w twarz, a po chwili wybucham perlistym śmiechem. W końcu Zayn przechodzi do bardziej drastycznych metod i zaczyna mnie łaskotać.
- Puść... okej wygrałeś... no już... przestań! - krzyczę równocześnie dławiąc się śmiechem, choć wcale nie jestem pewna czy chcę, żeby mnie puścił. Nie pamiętam kiedy ostatni raz dogadywaliśmy się tak dobrze. Czarnuszek chyba myśli o tym samym, bo posłusznie przestaje, ale wciąż trzyma swoje dłonie na moich żebrach, a po chwili zsuwa je na biodra z łobuzerskim uśmiechem.
- Amy telefon ci dzwoni od dobrych pięciu minut - stwierdza zirytowanym głosem Harry wchodząc do kuchni. W dłoni trzyma mój telefon, który faktycznie dzwoni. - Co wyście zrobili z naszą kuchnią?! - woła, przejeżdżając powolnym spojrzeniem po meblach, które są całe w mące, a zatrzymując się na nas. Jego usta rozciągają się w cwaniackim uśmiechu, a ja pospiesznie odsuwam się od Zayna, czując jak policzki pokrywają mi się czerwienią. Wyrywam loczkowi moją komórkę i spoglądam na wyświetlacz.
- Dzień dobry Amando - rozlega się w słuchawce oficjalny ton, według mnie zbyt oficjalny, zważając nawet na ostatnie wydarzenia.
- Cześć tato - odpowiadam niechętnie, wciąż nie chcąc z nim rozmawiać.
- Myślę, że już najwyższy czas, abyśmy ze sobą porozmawiali.
- Ty tak myślisz czy matka? - warczę, niezbyt przekonana o jego dobrej woli.
- Nie bądź bezczelna. Moglibyśmy zjeść wspólnie lunch o dwunastej w elegance coffe, wiesz gdzie to jest? - pyta, choć to bardziej pytanie retoryczne w jego wypadku.
- Tak wiem, ale...
- Świetnie! W takim razie do zobaczenia i mam nadzieję, że się nie spóźnisz - stwierdza, po czym nawet nie czekając na moją odpowiedź po prostu się rozłącza.
Rzucam ze złością telefonem o podłogę, ale szybko tego żałuję. Czuję jeszcze większą irytację, gdy zbieram poszczególne fragmenty komórki z podłogi, niż przed chwilą.
- Coś się stało? - pyta Zayn, materializując się obok mnie z bukiem kawy w ręce. O dziwo zdążył już się pozbyć całej mąki z ubrania i włosów.
- Nie nic, po prostu szykuje mi się wspaniały dzień z tatusiem, który nagle sobie przypomniał, że ma córkę - mruczę, po czym z  wdzięcznością przyjmuję od niego kubek.
- Może zrozumiał swój błąd...
- Tsa.
- Każdy ma prawo na drugą szansę, pamiętaj o tym - stwierdza Mulat ze smutnym uśmiechem i choć wiem, że ma rację, to nie chcę tego do siebie dopuścić. Podnoszę się z kanapy i odstawiam kubek na blat stolika.
- Idę się ogarnąć z tej mąki - tłumaczę, wciąż przyglądającemu mi się Zaynowi, po czym powolnym krokiem pokonuję schody. Stamtąd kieruję się do mojego pokoju. Zbieram ubrania i idę pod prysznic.
Najpierw powierzchownie spłukuję z siebie mąkę i dopiero po tym zabiegu zaczynam właściwą kąpiel. Starannie szoruję włosy, by później przejść do maltretowania własnego ciała gorącymi strumieniami wody. Gdy kończę brać prysznic łazienka wygląda tak, jakby zapanowała w niej mlecznobiała mgła. Wciągam na siebie ubrania, w których mam zamiar później udać się na lunch z tatą i przeczesując palcami wciąż wilgotne włosy, z powrotem wchodzę do pokoju, gdzie czeka na mnie... Harry?
- Co ty tu robisz? - pytam zdziwionym głosem.
- Chcę z tobą pogadać - mówi to takim tonem, jakby to była jedna z najoczywistszych rzeczy na świecie.
- No to mów, dobij leżącego - mruczę, siadając obok niego na łóżku, a on się cicho śmieje, jednak szybko poważnieje. Zbyt szybko.
- Wiesz nie chcę cię pouczać, ani nic z tych rzeczy, ale myślę, że ktoś musi z tobą pogadać, a znając naszych współlokatorów wolą udawać, że wszystko jest okej, a Zayn sam się nie będzie skarżył - czuję jak wszystkie moje mięśnie tężeją na wzmiankę o czarnowłosym chłopaku, ale Harry nieprzerwanie kontynuuje. - Słuchaj, czy kiedykolwiek zastanawiałaś się co oznacza słowo "kocham"?
- O co ci chodzi? - pytam nie bardzo rozumiejąc, do czego zmierza, ale zbywa mnie machnięciem dłoni.
- Nie przerywaj mi. Ja wiem, że panuje ogólnie przyjęta legenda, że koleś nie ma żadnych uczuć, ale to tylko l e g e n d a. Chłopak też potrafi całymi dniami płakać, chociaż może trudno w to uwierzyć, bo gdy jest przy dziewczynie, którą kocha potrafi doskonale udawać, że wszystko jest okej. Potrafi się śmiać i z nią żartować, ale później przeżywa wszystko jeszcze bardziej. Zamyka się w sobie i nie chce z nikim rozmawiać tylko z nią jedną, bo ma nadzieję, że ona to wszystko dostrzeże i w końcu będą razem.
- Wszystko ładnie pięknie, ale możesz mi w końcu powiedzieć do czego zmierzasz? - pytam czując lekką irytację i wzrastającą we mnie niecierpliwość.
- Po co robisz Zaynowi nadzieje? Nawet sobie nie zdajesz sprawy jak nadal na niego działasz. On wciąż myśli, że do siebie wrócicie...
- Ale nie wrócimy, a ta rozmowa nie ma sensu - warczę ze złością mierząc go spojrzeniem.
- Nie, właśnie, że ma! Spójrz ty jesteś z Jamesem, ale mimo to wciąż cię ciągnie do Zayna. Zastanów się, którego z nich tak naprawdę kochasz. Malik potrafi być totalnym gnojkiem, ale on nie jest taki zły, gdy będziesz miała jakiś problem na pewno cię wysłucha. Kocha cię i jak z nim gadałem to stwierdził, że już na zawsze, już do końca swoich dni i nie brzmiało to jak jeden z tych tandetnych tekstów. Przypomnij sobie, mieliście robić wszystko, czy on naprawdę nie jest tego wart?
- Harry zamknij się! Co ty w ogóle pieprzysz? Malik cię nasłał?
- Nie chcę żebyś w kółko mu mąciła w głowie! Nazywałaś go swoim kochaniem, czy to wasze 'do końca świata' naprawdę się już skończyło? Przytulasz się do niego, pozwalasz by cię dotykał i to nie jak zwykły przyjaciel, bo jakoś nie pamiętam, żeby Liam albo Louis trzymali swoje dłonie na twoich biodrach, a ty na to spokojnie pozwalała, posyłasz mu uśmiechy i w ogóle dajesz do zrozumienia, że jeszcze nie wszystko między wami skończone.
- Nie mam pojęcia skąd wpadł ci do głowy ten głupi pomysł, ale myślę, że nie powinieneś się wtrącać w nie swoje sprawy! A jeżeli Malik faktycznie czuje się tak strasznie nieszczęśliwy i wykorzystywany przeze mnie to może powinien mi sam o tym powiedzieć, a nie nasyłać na mnie kolegę z zespołu, który w ogóle nie ma prawa mnie pouczać! A teraz bardzo cię przepraszam, ale mam spotkanie z ojcem na które nie chcę się spóźni, cześć - zakańczam lodowatym głosem, po czym wychodzę z pokoju starannie trzaskając drzwiami.
Na dole Zayn razem z Lou i Liamem oglądają jakieś kreskówki na telewizorze. Gdy Malik dostrzega moją obecność od razu podnosi się z kanapy, a jego usta rozciągają się w szerokim uśmiechu.
- To co jedziemy?
- Nie.
- Jak to nie? - powtarza z zaskoczeniem.
- Nie chcę ci robić nadziei, chociaż nie bardzo wiem w którym momencie mógłbyś wyczuć jakiś podtekst w podwożeniu mnie na lunch z ojcem, ale twój kumpel tak twierdzi i tak nawiasem mówiąc następnym razem zamiast nasyłać na mnie Stylesa to może sam mi powiedz o co ci chodzi, okej?! - krzyczę, źrenice Zayna rozszerzają się ze zdziwienia.
- Co...? - porusza prawie bezgłośnie ustami, a ja w odpowiedzi wybucham szyderczym śmiechem.
- Spadam stąd - mówię poważniejąc, po czym wychodzę przed dom. Biorę kilka głębokich oddechów i szybkim krokiem idę na najbliższy przystanek autobusowy. Po pięciu minutach nadjeżdża piętrowy autobus w kolorze czerwonym, tak typowy dla Wielkiej Brytanii.
To wszystko takie bez sensu. Nie mógłby mi tego wszystkiego sam powiedzieć? Fakt może momentami, pozwalałam mu na zbyt dużo. Wczoraj w nocy mógł pomyśleć, że między nami jest coś więcej, ale na miłość boską ja sama nawet nie pamiętam kiedy położyłam się obok niego, więc czy to się liczy?! Czy już nie można pogadać normalnie z chłopakiem, żeby ten nie zrobił sobie jakiś chorych nadziei? Czemu jak wszystko zaczyna się powoli układać, to zaraz kończy się jeszcze gorzej?
Nagle orientuję się, że to jest mój przystanek. Pospiesznie zrywam się z miejsca i w momencie gdy drzwi zaczynają się zamykać, wyskakuję z autobusu.
Przebiegam przez ulicę i bez problemu lokalizuję elegance coffe, gdzie z pewnością czeka już na mnie ojciec. Przystaję na chwilę i biorę kilka głębokich oddechów dla uspokojenia, po czym zanim zdążę się rozmyślić wchodzę do środka.
Tak jak myślałam, ojciec już siedzi przy jednym z stolików, jak zawsze w nienagannym garniturze gotowy w każdym momencie ubić interes życia, typowy biznesmen.
- Spóźniłaś się - stwierdza na powitanie, wymownie patrząc na zegarek. Tak spóźniłam się o cholerne pięć minut!
- Więc co chciałeś mi powiedzieć? - pytam ignorując jego wypowiedź.
- Cóż myślę, że już zdążyłaś przemyśleć swoje zachowanie i z pewnością wyciągnęłaś jakieś wnioski z tego doświadczenia, więc możesz już wrócić do domu - stwierdza takim tonem jakby chciał zganić małego szczeniaka za to, że nasiusiał mu na nowy dywan.
- Słucham? Łaskawie mogę już wrócić do domu? Wielki pan postanowił być dla mnie łaskawy, czy może to matka tak cię męczyła, że w końcu dałeś za wygraną, tylko po to by dała ci święty spokój?
- Nie pyskuj gówniaro! Jestem twoim ojcem i należy mi się jakiś szacunek! Myślałem, że będziesz mi wdzięczna, że docenisz to, iż poświęcam swój czas po to aby się z tobą spotkać i wyciągam dłoń, mimo że w ogóle nie powinienem cię przepraszać!
- A przeprosiłeś? - pytam z ironią, a na czole ojca pojawia się ogromna żyła.
- Dosyć! Twoja matka mówiła mi, że strasznie żałujesz swojego zachowania, ale nie potrafisz się do tego przyznać, ale z tego co widzę to ty się świetnie bawisz! Ciekaw tylko jestem z czego się  utrzymujesz? Słyszałem, że mieszkasz z czterema chłopakami... Kochanie, proszę cię przejrzyj na oczy, do czego to cię doprowadzi? Jesteś naszą córką, więc chcemy z mamą dla ciebie jak najlepiej, dlaczego nie potrafisz tego docenić? Możesz mieć wszystko, ale ty to odtrącasz...
- Tato, pieniądze to nie wszystko i myślę, że dopóki tego nie zrozumiesz nie mogę wrócić do domu. Chcecie dla mnie jak najlepiej? Ciekawe, że dopiero po miesiącu sobie przypomnieliście, że w ogóle macie córkę! Wiesz co? Obaj jesteście siebie warci z matką. Ty myślisz tylko o forsie, a jej raz na jakiś czas przypomni się, że macie dziecko. Spadam stąd, bo jak pięknie powiedziałeś, nie będę dłużej marnowała twego cennego czasu. Na razie tatusiu! - wołam na odchodnym. Kilka osób odprowadza mnie zaciekawionym wzrokiem. Chciałabym z kimś pogadać, ale James jest we Francji, a Vicky w Irlandii, Zayn po dzisiejszym poranku odpada. Zostałam sama. Pewnie mi się należało, ale dlaczego w moim życiu zawsze musi być pod górkę?

*Zayn*

- Coś ty jej nagadał?! - wrzeszczę na Harry'ego, starając się w końcu zrozumieć o co tak bardzo wkurzyła się na mnie Amy.
- Żeby dała ci spokój, żeby w końcu przestała mieszać ci w głowie - stwierdza loczek spokojnym głosem, co działa mi jeszcze bardziej na nerwy. Chwytam go za przód koszulki i przypieram do ściany.
- Czy ktoś cię o to prosił? Po co wpieprzasz się w nie swoje sprawy?! To moja sprawa czy miesza mi w głowie, czy nie! Jeżeli to jest jedyny sposób by chciała ze mną rozmawiać, nawet jeśli miałbym od tego umrzeć to w życiu bym jej nie kazał przestać! Ale nie, ty dobry kumpel wiesz lepiej! - warczę odruchowo mocniej zaciskając palce na jego koszulce.
- Hej chłopaki ogarnijcie się! Zayn puść go! - woła lekko spanikowanym głosem Liam, równocześnie starając się nas rozdzielić.
- Jesteście żałośni. Zayn rzuca się o dziewczynę z którą nawet nie jest, Liam stara się ogarnąć sytuacje, chociaż tak naprawdę chodzi mu tylko o to, żeby był spokój, a Harry chce być dobrym chłopcem i jak zawsze załatwia za wszystkich sprawy, chociaż swoim zachowaniem jeszcze bardziej pogarsza sprawę. Dajcie sobie wszyscy po razie i po konflikcie - stwierdza leniwym głosem Louis nawet nie odrywając spojrzenia od telewizora.
- Wiecie co? Czasem zazdroszczę Horanowi, że wyprowadził się z tego domu - mruczę pod nosem, po czym chwytam kurtkę i wychodzę by jakoś to wszystko sobie poukładać w głowie.

*Vicky*

Dni mijają nam w spokoju i ogólnej radości. Nialler codziennie zabiera mnie na spacer po uliczkach swojego miasteczka, co jakiś czas opowiadając mi, krótkie historyjki związane z danym miejscem. W tym momencie wracamy do domu z jednego z takich spacerów. Jest koło północy, w okół nas nie ma już nikogo oprócz samotnych świateł latarni wzdłuż drogi. Noc jest zaskakująco zimna jak na kwiecień.
Nagle Niall zaczyna ciągnąć mnie w stroną wąskiej uliczki, która kończy się ślepym zaułkiem.
- Tu się pierwszy raz całowałem... Pomyślałem, że chciałabyś to wiedzieć, bo w sumie ty też mi pokazałaś swoje miejsce* - stwierdza wzruszając ramionami.
- Jestem zazdrosna o każdą dziewczynę, z którą rozmawiasz, o każdą rzecz, która jest ważniejsza ode mnie. Jestem zła o te wszystkie chwile, których nie spędziliśmy razem. To jak uzależnienie, jestem chora z miłości. Kocham cię, kiedy mówisz, kiedy się śmiejesz, każdy Twój kosmyk włosów, i aparat na zębach. Kocham twoje nagłe wybuchy radości. Kocham twój wokal. Kocham c i e b i e, Niall tak bardzo, że aż boli. Całą sobą, każdą komórką, każdym nerwem, całym sercem Jesteś moim powietrzem… - mówię rozgorączkowanym głosem, przyciskając Horana do ściany. Z każdym moim słowem spogląda na mnie z coraz większą czułością, a w oczach błyszczą mu tysiące wesołych ogników, które tak uwielbiam.
- Obiecaj mi, że już na zawsze będziemy razem. Tu i teraz, chcę to usłyszeć - szepcze. Powoli pochyla głowę tak, bym łatwiej mogła go pocałować.
- Obiecuję - odpowiadam drżącym głosem. Wspinam się na palce i całuję go. Chcę w tym pocałunku przekazać mu te wszystkie uczucia o których mówiłam, chcę, żeby wiedział, że każde moje słowo wypowiedziane do niego, jest prawdą.
Jedną ręką mierzwię mu włosy, a palcami drugiej robię nikomu nieznane wzorki na jego karku. Czuję jak się uśmiecha spod moich pocałunków.
- Uwielbiam kiedy się zaczynasz śmiać - szepczę, a on uśmiecha się jeszcze bardziej.
- A ja uwielbiam kiedy zaczynasz mówić jak bardzo mnie kochasz - odpowiada, zakładając mi jeden zbłąkany kosmyk włosów za ucho. - Wracajmy już do domu.
- Dlaczego? - pytam zbolałym głosem, robiąc smutną minkę.
- Bo nie chcę, żebyś była chora, a jest zimno - stwierdza patrząc na mnie z rozbawieniem.
- Ale mi wcale nie jest zimno, ani troszkę - mruczę, przytulając się z całej siły do jego torsu. W odpowiedzi tylko przewraca oczami i szybkim ruchem przerzuca mnie przez swoje ramię.
- Puść! - piszczę, po czym wybucham śmiechem. Nialler zaczyna kręcić się w okół własnej osi, a ja razem z nim coraz głośniej się śmiejąc. Gdy tylko się zatrzymuje, od razu mu się wyrywam i zaczynam biec wzdłuż ulicy. Blondyn przez chwilę przygląda mi się zdezorientowany. Potrząsa głową i wybucha głośnym śmiechem, po czym zaczyna mnie gonić.
Staram się umykać jego dłonią, ale on jest zdecydowanie szybszy ode mnie i bez większego problemu mnie łapie.
- Po czekaj... - szepczę z trudem oddychając, co jest dość dziwne, ponieważ wcale, aż tak dużo nie przebiegłam, żeby się zmęczyć i to w takim stopniu. Niall przygląda mi się z lekkim wahaniem, ale nic nie mówi.
- Dlaczego ty nawet nie masz zadyszki, a ja czuję się jakbym miała zaraz wypluć płuca? To nie sprawiedliwe - skarżę się niezadowolonym głosem, a niebieskooki w odpowiedzi się tylko smutnie uśmiecha.
- Pal jeszcze więcej, to będziesz miała na pewno świetną kondycję - mruczy zaciskając szczęki. Jeszcze przez chwile obserwuje mnie badawczym spojrzeniem, po czym podchodzi do mnie i składa delikatny pocałunek na moich wargach. - Przepraszam, nie chciałem być niemiły...
- W porządku, wiem, że się martwisz - odpowiadam delikatnie się krzywiąc. - To jak wracamy?
Blondyn w odpowiedzi obejmuje mnie ramieniem i niespiesznym krokiem zaczyna mnie prowadzić z powrotem do domu.

* jest to nawiązanie do rozdziału osiemnastego

*Amy* 

W domu panuje dziwna atmosfera, nie mam pojęcia czy to chodzi o moją rozmowę z Harrym, czy później jeszcze coś się wydarzyło i szczerze powiedziawszy nic mnie to nie obchodzi.
Nalewam sobie szklankę soku i zanim ktokolwiek zdąży się do mnie odezwać wracam do swojego pokoju. Jednak nim udaje mi się zamknąć drzwi, ktoś przytrzymuje je dłonią.
- Możemy pogadać? - pyta Zayn, niepewnie mi się przyglądając.
- Jeżeli musimy - odpowiadam, opadając z ciężkim westchnieniem na łóżko.
- Słuchaj ja... ja wcale nie kazałem rozmawiać z tobą Harry'emu. Nie mam pojęcia co mu strzeliło do tego pustego łba - tłumaczy, ale przerywa mu dźwięk mojej komórki.
- Przepraszam - mruczę, po czym szybko odbieram, nawet nie spojrzawszy na numer, który próbuje się ze mną połączyć.
- Amy, błagam cię wróć do domu, jesteś mi teraz tak strasznie potrzebna, twój ojciec miał wypadek - rozbrzmiewa zapłakany głos mamy w słuchawce. Na chwilę zamieram, jednak szybko zaczynam rozumieć o co jej chodzi.
- Świetny pomysł sobie wymyśliliście! Skoro nie chciałam rozmawiać z ojcem to chcecie wzbudzić we mnie wyrzuty sumienia i ściągnąć mnie do domu w ten sposób? Do czego jeszcze się posuniecie?! - wołam, nie mając już siły na dalszą rozmowę.
- Amy to nie tak... On do mnie zadzwonił zaraz po tym jak się pokłóciliście, był strasznie zdenerwowany. Usłyszałam tylko krzyk, a później ciszę. Dopiero po godzinie zadzwonił do mnie ktoś ze szpitala i powiedział, że... że twój tata stracił panowanie nad samochodem on tego nie... nie... nie przeżył - wydusiła w końcu zanosząc się spazmatycznym szlochem.
Spoglądam pustym wzrokiem przed siebie, ale nic nie widzę. Komórka wysuwa mi się z dłoni i rozpada na kilka osobnych części, ale ja tego nawet nie dostrzegam. Osuwam się na podłogę, a po policzkach zaczynają spływać mi łzy. Ktoś łapie mnie za ramiona i coś mówi, ale nie potrafię rozróżnić słów.
Kładzie mi dłonie na policzkach i zmusza bym spojrzała prosto w jego czekoladowe oczy. To Zayn, przecież mieliśmy pogadać.
- Amy do jasnej cholery co się stało?! - krzyczy, delikatnie mną potrząsając. Czuję jak wszystko we mnie rozpada się na cząsteczki elementarne, samo oddychanie wydaję się zbyt trudnym zadaniem, mimo to odpowiadam mu nad wyraz spokojnym głosem.
- Ja... zabiłam własnego ojca.
Potem nie widzę już nic, tylko ciemność.
____________________________________

Jakoś tak mało wyszło Nialla i Vicky :< ale w następnym rozdziale z pewnością będzie ich więcej, po prostu musiałam poświęcić ten rozdział głównie wątkowi Amy, a dlaczego dowiecie się w kolejnych częściach :D

tumblr
ask