Całą noc myślałam o Jamesa wyprowadzce i doszłam do wniosku, że istnieje tylko jedna osoba, która może go przekonać by został. W tym momencie zmierzałam do niej krokiem przyśpieszonym prostolinijnym.
Nie miałam pojęcia czy jest teraz ktoś u niej w domu, ale po drugim dzwonku otworzyła mi we własnej osobie.
- Vicky? Co tu robisz o tej porze? - Amanda Bloom zdziwiła się na mój widok, fakt była ósma rano. Potrząsnęłam głową.
- To nie jest teraz ważne, James się wyprowadza - powiedziałam bez zbędnych wstępów wchodząc do jej pokoju.
- Jak się wyprowadza? - chyba ją zszokowała ta wiadomość.
- Nie jak, tylko GDZIE - westchnęłam. - Przenosi się do Nowego Jorku - gdy powiedziałam to na głos, jeszcze bardziej mnie zdołował ten fakt. Poczułam jak w oczach ponownie zbierają mi się łzy. Otarłam je ze złością.
- GDZIE DO CHOLERY? - krzyknęła Amy.
- Do Nowego Jorku - powtórzyłam.
- Dlaczego?
- Przez ciebie - całą noc myślałam czy powiedzieć jej prawdę, ale i tak by się w końcu dowiedziała prawdziwego powodu jego wyjazdu.
- On nie kłamał. Ale ja nie wiedziałam, że aż tak...- mówiła bardziej do siebie.
- Z czym nie kłamał? - spytałam, znając już odpowiedź.
- James powiedział mi, że dam mi spokój i że... że zniknie z mojego życia, ale nie myślałam, że dosłownie zniknie - powiedziała łamiącym się głosem. - Dlaczego akurat tam?
- Bo powiedział, że im dalej tym mniej wspomnień, no i tam ma kumpla u którego będzie mieszkał - odparłam zrezygnowana.
- Aha.. A kiedy się przenosi?
- Jutro - powiedziałam z rezygnacją.
- KIEDY?! Nie da się go jakoś zatrzymać?! - zawołała jakby faktycznie jej na nim zależało. Później się nad tym zastanowię, teraz trzeba ją poprosić o przysługę.
- No w sumie po to tu przyszłam. Amy ty jesteś jedyną osobą, która może go przekonać by został. Błagam cię pogadaj z nim. Zrób cokolwiek byleby się nie przeprowadzał, albo chociaż nie tak daleko... - mówiąc to po moich policzkach zaczęły płynąć łzy. Spojrzałam na nią błagalnie.
- Ale... co ja mam mu powiedzieć? - spytała z przerażeniem w głosie.
- Nie wiem cokolwiek. Błagam cię, chociaż spróbuj - chwilę się wahała. Nie wiem co skłoniło ją do takiej odpowiedzi czy mój zapłakany wygląd, moje błagające spojrzenie czy to, że jednak choć trochę jej na nim zależy.
- No... dobra - powiedziała z ociąganiem. - Spróbuję, ale niczego nie obiecuję.
- Dziękuję, dziękuję, dziękuję! - krzyknęłam po czym rzuciłam się na nią by ją przytulić. - To teraz zbieraj się. Idziemy nakłonić mojego brata by został z nami!
- TERAZ? - chyba nie spodziewała się, że tak szybko będzie musiała z nim pogadać.
- Im szybciej tym lepiej, pamiętaj, że zostaje jeszcze tylko dzień - przypomniałam ciągnąc ją do wyjścia.
***
*Amy*
Miałam wielką ochotę zabić Victorię, za to, że mnie w to wplątała, ale czy miałam prawo? Przecież on PRZEZE MNIE wyjeżdża, a nie przez Vicky. Ale czy ma rację, że tylko ja go mogę przekonać do zostania? No cóż zaraz się o tym przekonamy. Wzięłam głęboki oddech i zapukałam do drzwi jego pokoju.
- Proszę - dobiegł mnie stłumiony głos Jamesa. Pomału otworzyłam drzwi i weszłam do pomieszczenia. Siedział na środku pokoju i pakował walizkę.
- Vicky nie kłamała, że wyjeżdżasz - na dźwięk mojego głosu szybko podniósł się z podłogi.
- Amy! - w jego oczach dojrzałam ból mieszający się z radością. - Co tu robisz?
- Przyszłam cię powstrzymać - odparłam sadowiąc się na jego łóżku. Patrzył na mnie z ciekawością, a jego entuzjazm, którym mnie przywitał widocznie opadł.
- Już podjąłem decyzję i ona nie podlega zmianie. Jeżeli przyszłaś tu tylko po to, to tracisz czas - szczerze? Zabolały mnie te słowa.
- James, ale ty nie możesz wyjechać z mojego powodu! - krzyknęłam.
- Właśnie, że mogę! Nie mam zamiaru patrzeć jak Malik się tobą obnosi. Dopóki z nim będziesz, ja tu nie mogę mieszkać - powiedział chowając twarz w dłoniach.
- A jeżeli ja nie chcę żebyś wyjeżdżał? - wyszeptałam klękając koło niego.
- Jak to nie chcesz? - spytał, a w jego oczach dojrzałam nadzieję.
- No po prostu chcę żebyś tu został.
- Jako kto? - zapytał już wyraźnie zainteresowany.
- Jako mój przyjaciel - potrząsnął przecząco głową. - James, nie mogę ci zaoferować nic więcej, ale błagam zostań - mówiąc to w moich oczach zaczęły zbierać się łzy. Otarł je.
- Wybacz, ale nie. Za jakiś czas wrócę, by sprawdzić czy za mną tęsknisz - uśmiechnął się smutno, a ja zapragnęłam zrobić wszystko by znów zobaczyć standardową radość w jego oczach. - A teraz pozwól, że skończę się pakować.
- Co? A tak jasne... To... cześć - powiedziałam, ale nogi odmówiły ze mną współpracy i zamiast skierować się do wyjścia to zaprowadziły mnie wprost w jego ramiona. Przytuliłam się do niego z całej siły, jak mała dziewczynka. On objął mnie tak mocno jakby miał mnie już więcej nie zobaczyć. No tak przecież nie zobaczy, przez bardzo długi czas. Westchnęłam.
Odsunął się ode mnie by zobaczyć wyraz mojej twarzy, po czym delikatnie pocałował mnie w policzek.
- To do zobaczenia za jakiś czas.
- Może jednak zostaniesz? - spytałam z nadzieją, na co tylko się zaśmiał. Pomału ruszyłam do wyjścia.
- Amy? - momentalnie się obróciłam. - Cieszę się, że pomału do ciebie dochodzi, że ci jednak na mnie zależy, nawet jeżeli to Vicky ci kazała tu przyjść to zaczęłaś płakać i przytuliłaś się do mnie z własnej woli - powiedział z chytrym uśmiechem, a ja nie mogąc mu zaprzeczyć po prostu wyszłam z jego pokoju.
***
*Vicky*
Czekałam w salonie na to aż Amy skończy rozmawiać z Jamesem, ale gdy zeszła na dół widać było, że płakała. W momencie gdy zapytałam jak jej poszło potrząsnęła tylko głową rzuciła ciche "przepraszam" i wybiegła. Westchnęłam. Może to jednak nie był dobry pomysł by ją o to prosić?
Zaczęłam się kierować w stronę Jamesa pokoju.
- Cześć, jak idzie pakowanie? - spytałam niby od niechcenia.
- W porządku, już kończę. - odparł. - Vicky, mogłabyś nie prosić swojej przyjaciółki by ze mną gadała? Nie jestem dzieckiem, żeby wszyscy mnie o coś prosili. To i tak nie ma sensu, decyzję już podjąłem - powiedział z irytacją.
- Przepraszam, ale ja naprawdę nie chcę byś wyjeżdżał - odparłam trochę zmieszana.
- Ja też tego nie chcę - widząc, że otwieram buzię by mu przerwać skończył nieco głośniej - ale muszę. A teraz z łaski swojej zostaw mnie samego.
- Jak sobie chcesz - rzuciłam szorstko.
Zeszłam do salonu by pooglądać jakieś kreskówki, ale nie mogłam przestać torturować się myślami, że może to moja wina, że James wyjeżdża. Może gdybym potrafiła go jakoś inaczej zatrzymać, albo chociaż przekonać, że Amy to nie cały świat, że da sobie radę. Może gdybym jakoś umiała mu pomóc, to by został... Westchnęłam. Muszę spotkać się z kimś kto mnie zrozumie bo jeszcze minuta w tym domu i zwariuję. Nie zastanawiając się dłużej wybrałam w telefonie numer, którego właścicielem był niebieskooki blondyn.
***
*Amy*
Podobnie jak po ostatniej i przed ostatniej rozmowie z Jamesem od razu skierowałam się do Zayna. Nie wiem dlaczego właśnie tam, ale coś zawsze ciągnęło mnie w tym kierunku. Drzwi otworzył mi Louis.
- Witam Panią Malik, pani mężczyzna w chwili obecnej modeluje swoje włosy - zachichotałam.
- Dzięki Lou - odparłam i wbiegłam po schodach do pokoju Zayna, a stamtąd zajrzałam do łazienki poprzez uchylone drzwi.
- Cześć kochanie - powiedziałam, na co podskoczył i się obrócił.
- Wystraszyłaś mnie! - podszedł do mnie by dać mi buziaka na powitanie. - Coś się stało? - spytał na widok mojej miny.
- Jest fantastycznie tylko James się przeze mnie wyprowadza, ale to nie ma znaczenia - powiedziałam sztucznie wesołym głosem.
- Jak się wyprowadza? I niby czemu przez ciebie?
- Och, normalnie. Do Nowego Jorku, tak mi powiedział, jak próbowałam go przekonać by został. Za bardzo go rani widok jak jesteśmy razem, czy coś w tym rodzaju - odparłam z udawaną beztroską.
- Jest zwykłym egoistą - powiedział z przekonaniem Zayn. - Nie przejmuj się nim. Według mnie dobrze, że wyjeżdża. W końcu przestanie cię krzywdzić - zszokował mnie tym. Chce by James wyjechał? Ale w sumie czego mogłam się po nim spodziewać?
- Zayn, ale ja nie chcę by wyjeżdżał! Chce by ZOSTAŁ - rzuciłam z irytacją.
- Ale po co ci on do szczęścia? Czy ty nie widzisz, że on tylko cię krzywdzi? - zapytał delikatnie, nie chcąc mnie zdenerwować, ale coś mu to nie wyszło.
- Ty nic nie rozumiesz! On po prostu nie może wyjechać! Vicky już się załamała, ona sobie nie wyobraża życia bez niego i szczerze to ja też! - wkurzył się na moje ostatnie słowa.
- Ty bez niego też? Świetnie! TO DLACZEGO Z NIM NIE JESTEŚ SKORO TWÓJ ŚWIAT BEZ NIEGO NIE ISTNIEJE?! - ostatnie zdanie wykrzyczał mi w twarz. Po moich policzkach zaczęły płynąć nowe łzy.
- BO KOCHAM CIEBIE! - odkrzyknęłam po czym wybiegłam z Zayna pokoju, by po chwili znaleźć się na deszczowej ulicy Londynu. Za mną wybiegł Zayn, krzycząc, że przeprasza, ale nie zatrzymałam się. Biegłam cały czas uparcie przed siebie. Po raz kolejny uciekałam.
______________________________
chyba pomału psują mi się pomysły.
wydaje mi się, że rozdziały są coraz gorsze...
no nic postaram się to zmienić ;)
Fajny rozdział ale może by tak coś o Niallu i Vicky ?
OdpowiedzUsuńWięcej Blondaska i Vicky . <3
OdpowiedzUsuńRozdział, mega . ;P
Zapraszam do siebie:
http://opowiadania--one-direction.blogspot.com/
Swietne, ale nie zauwazyliscie ze kiedy amy wybiegala na deszczowe ulice londynu to zayn za nia i popsulo siw jego nowo umodelowane wloski?;d
OdpowiedzUsuń"przyśpieszonym prostoliniowym" - ty mi nawet o fizyce nie przypominaj! A wgl to świetnie piszesz ;*
OdpowiedzUsuń