W domu panuje spokój. Spoglądam na zegarek. Jest siódma wieczorem. James czyta coś u siebie w pokoju, a ja kończę zadanie z historii, które zadał nam pan Ray na przerwę świąteczną. Moją uwagę przykuwa hałas, chyba dochodzi z pokoju Jamesa. Na pewno coś zrzucił. Wzruszam ramionami i pogrążam się znowu w konsekwencjach drugiej wojny światowej. Zależy mi, żeby zrobić to zadanie dobrze. Od tej oceny może zależeć moja ocena końcowa, a po za tym lubię pana Ray'a. Jest wymagający, ale większość uczniów go lubi. Poprawiam jakiś przeoczony błąd ortograficzny i słyszę kolejny, tym razem o wiele głośniejszy hałas. Zrywam się i wpadam do pokoju brata bez pukania. James klęczący na podłodze w resztakch porcelanowego wazonu. Na około niego tworzy się duża kałuża wody wymiesznej z krwią i przywiędłymi kwiatami. Jedną ręką obejmuje zakrwawioną dłoń.
- Cholera, jeszcze tego brakowało! - krzyczy, przypatrując się z przerażeniem na szybko rosnącą plamę krwi.
- Natychmiast na dół - mówię tonem nie znoszącym sprzeciwu, a James posłusznie schodzi do kuchni, a ja w między czasie zaglądam do apteczki i wyciągam rzeczy, które wydają mi się przydatne.
- Pokaż tą łapę - rzucam do brata z lekkim uśmiechem, starając się ukryć moje przerażenie, ale chyba nie idzie mi to zbyt dobrze.
- Coś tak zbladła siostrzyczko? Nie lubisz widoku krwi? - zaczyna się ze mnie nabijać. "Przypadkowo" troszkę mocniej nacisnęłam gazą nasączoną wodą utlenioną ranę.
- Auu, ostrożniej pani doktor! - zajęczał z urażeniem. Zaśmiałam się pod nosem, ale dalszą pracę wykonałam już delikatniej. Na koniec owinęłam jego rękę bandażem.
- I po sprawie, a teraz tu poczekaj - rzuca mi pytające spojrzenie. - Idę posprzątać ten syf w twoim pokoju zanim znowu się pokaleczysz, a ty za ten czas przygotuj jakąś kolację, bo chcę się dowiedzieć co wyprowadziło cię tak bardzo z równowagi, że poświęciłeś najbrzydszy wazon w domu - tłumaczę ze śmiechem. Widzę jak kąciki ust lekko unoszą się ku górze, ale szybko poważnieje.
- Muszę? Ja jestem ranny! Na pewno jeszcze bardziej pogorszę stan mojej ręki i na końcu mi odpadnie - zaczyna jęczeć.
- O nie mój drogi, nie wywiniesz się od tego - robi minkę niesprawiedliwie obitego psiaka. - Dobra, niech ci będzie. Pójdziemy na hot-dogi do parku.
- Hura! Tylko się przebierzmy bo oboje jesteśmy w krwi. No i ty najpierw idziesz ogarnąć te szkła, wiesz sam bym to zrobił, ale ta moja ręka - wzdycha teatralnie na co przewracam oczami i kieruję się w stronę jego pokoju.
Uporałam się z tymi resztkami wazonu i posprzątaniem wody z krwią w jakieś piętnaście minut. Potem szybko się przebieram w jakieś wygodne dresy, w końcu to spacer z bratem, a nie randka. Zbiegam na dół i ruszamy ramię w ramię na rozmowę o życiu mojego brata.
Trasę dom-park pokonujemy w milczeniu, ale nie przeszkadza mi to. Wiem, że musi sobie to wszystko poukładać w głowie zanim zacznie mi opowiadać co tym razem go trapi. Wyprzedzam go o kilka krów i pierwsza dochodzę do naszego celu. Zamawiam dwa hot-dogi i dwie puszki z colą. Po kilku minutach otrzymuję zamówienie i jedną porcję podaję Jamesowi.
- Więc opowiesz mi czym zawinił ten biedny wazon, że tak tragicznie zginął? - zaczynam beztrosko. Kątem oka obserwuję jego zachowanie. Bierze starannego gryza, powolutku go przeżuwa, a na koniec popija colą. Gdy nie może już dłużej przeciągać odpowiedzi mówi wymijająco:
- Coś mnie zdenerwowało.
- Coś? A może ktoś? - drążę temat.
- Och, czy ty musisz być taka uparta? - uśmiecham się z triumfem, ale nie odpowiadam. - W porządku - daje za wygraną. - Amy lekko wyprowadziła mnie z równowagi.
- A dlaczegóż to tak źle uczyniła? - podłapuję. Rzuca mi wściekłe spojrzenie, ale posłusznie odpowiada.
- Chce wybaczyć Malikowi! Przecież dobrze wie, że on ją zdradził! Nie rozumiem jak może być taka naiwna?!! - woła z goryczą przez co płoszy kilka gołębi.
- Spokojnie, na tym polega miłość - próbuję go uspokoić. Rzuca mi kolejne mordercze spojrzenie, ale na szczęście nie może odpowiedzieć bo właśnie wgryzł się w resztkę swojej kolacji. Przełknął z trudem i odparł już bardziej opanowany.
- Ale czy ona nie zdaje sobie sprawy jak bardzo ją kocham? Że byłbym gotowy poświęcić dla niej wszystko byleby była szczęśliwa? I niech nie zaprzecza bo dobrze wiem, że ona też czuje do mnie coś więcej niż tylko przyjaźń inaczej nie pozwalałaby mi na tak wiele. Nie mógłbym jej całować, bo by mnie odtrącała, a nie sama wpijała się w moje wargi tak, że nie mogę złapać tchu! Zawsze tak jest do momentu gdy coś nam nie przerwie bo wtedy nagle wraca jej postawa "Black trzymaj łapy przy sobie" , ale kiedyś nam się uda i będziemy razem. Ja w to wierzę - zakańcza swój monolog z lekką zadyszką, ale i satysfakcją w głosie.
- Wow... Szczerze? To nie wiem co powiedzieć. Nie wiedziałam, że twoje uczucie do niej jest, aż tak głębokie - odpowiadam zdumiona, że mój brat potrafi czasem być czuły. - Ale może, powinieneś dać jej za sobą zatęsknić? - rzuca mi pytające spojrzenie. - No wiesz relacja czysto przyjacielska. Tylko rozegraj to trochę inaczej. Tu się o nią otrzyj, tam daj jej całusa w policzek w podzięce za to, że wybrała ci nową koszulkę, tu pogłaskaj ją po policzku bo się czymś "ubrudziła" - tu narysowałam palcami w powietrzu cudzysłów. - I tym podobne akcje - patrzy na mnie jakbym mu z nieba spadła.
- Vicky, ty jesteś genialna! Że ja wcześniej nie zasięgnąłem u ciebie porady! - woła rozradowanym tonem i zaczyna mnie okręcać w okół własnej osi.
- Puść mnie wariacie! - posłusznie mnie odstawia.
- Jestem ci winny przysługę - mówi z szerokim uśmiechem.
- Nawet jest taka jedna rzecz, którą mógłbyś dla mnie zrobić - oznajmiam tajemniczym głosem. Rozglądam się teatralnie i szeptam mu na ucho: - Trzeba zabić takiego jednego sukinsyna - patrzy na mnie z przerażeniem, na co wybucham głośnym śmiechem. - Żartowałam! Potrzebuję, żebyś kupił jakieś procenty na sylwestra.
- Nie strasz więcej! - woła z wyrzutem i ruszamy do jakiegoś monopolowego.
*James*
Wstaję skoro świt i z wesołym pogwizdywaniem idę do piekarni i kilku innych sklepów by kupić jakieś produkty na śniadanie. A następnie kieruję się do domu na Stamford St 259.
Na miejsce docieram kilka minut po ósmej. Zabrałem klucze od Victorii, żeby nie budzić Amy. Kieruję się od razu do kuchni. Dziś przygotowuję dla niej tosty francuskie i kubek kakao. Zanoszę to wszystko pokoju Smerfetki. Łokciem otwieram drzwi i widzę jak moje szczęście jeszcze śpi. Podchodzę do niej na palcach, naczynia odstawiam na szafkę nocną i pochylam się nad śpiącą królewną.
- Wstawaj śpiochu - mruczę jej do ucha. Otwiera zaspane oczy i szeroko się uśmiecha.
- Co tu robisz? - pyta, a następnie przeciąga się niczym kot.
- Przecież sama chciałaś, żebym codziennie robił ci śniadanie - odpowiadam ze śmiechem. - W każdym razie ja swoje zadanie wykonałem, a teraz wracam do domu - mówię i robię kilka kroków do wyjścia. Odprowadza mnie zawiedzionym wzrokiem. - Zapomniałbym! Vicky kazała przekazać, że chce się z tobą spotkać w centrum handlowym o 13:00. - spogląda na mnie zawiedziona. - Smacznego - daję jej całusa w policzek i wychodzę. To wszystko naprawdę może się udać!
*Vicky*
Punkt trzynasta jestem na miejscu. Z oddali dostrzegam dziko machającą do mnie Amy. Wykonuję ten sam gest w jej kierunku i ostatnie kilka metrów przebiegam.
- Cześć! - wołam z lekką zadyszką i daję jej całusa w policzek na przywitanie.
- Cześć, co się stało, że tak nagle chcesz się spotkać? - pyta z ciekawością.
- No wiesz - odpowiadam "urażona". - To już nie wolno mi się spotkać z własną przyjaciółką? - otwiera usta, żeby zaprotestować, ale nie pozwalam sobie przerwać. - Żartuję. Tak na prawdę chciałam cię na sylwestra zaprosić, a znając ciebie to będziesz potrzebowała nowej sukienki - tłumaczę z uśmiechem.
- Impreza? Ekstra, tego mi trzeba! A kto będzie? - pyta podekscytowana.
- No wiesz ja, ty, One Direction z dziewczynami no i może mój brat - wymieniam na palcach. Na wzmiankę "zespół plus dziewczyny" lekko się skrzywiła, a następnie wzruszyła ramionami jakby chciała powiedzieć " w końcu i tak będę musiała się z nim spotkać".
- W porządku. Ale, żebyś miała świadomość tego, że obie wyjdziemy stąd z sukienkami - grozi mi i próbuje zrobić surową minę, ale coś jej nie wychodzi więc wybucha śmiechem.
- Ja już mam sukienkę - patrzy na mnie z nie do wierzeniem. - Sama sobie kupiłam - dodaję z dumą.
- Nie wierzę! Ty i sukienka?! Co ten Niall z tobą robi to ja nie wiem - mówi z udawanym przerażeniem, a ja daję jej kuksańca w bok.
- Cicho! Po prostu chcę ładnie wyglądać. No i mam prośbę. Uczeszesz mnie? - robię słodkie oczka.
- Nie ma innej opcji - szczerzy swoje białe ząbki. - A teraz chodźmy na te zakupy!
*Niall*
Spakowałem się rano, a teraz nie pozostało mi nic innego jak czekanie na podróż na lotnisko. Z nudów przyglądałem się reszcie chłopaków. Harry z Louisem tańczyli coś w rodzaju walca angielskiego, śmiesznie podskakując i śpiewając "jutro będzie impreza, jutro będzie impreza!" odkąd dowiedzieli się, że idziemy na sylwestra do Vicky. Liam biegał przerażony po hotelu i sprawdzał czy aby na pewno wszystko już zabraliśmy i co chwilę znajdując gdzieś marchewki Louisa. Zayn siedział z lusterkiem w ręku i mruczał sam do siebie coś co brzmiało "Przecież musi mnie zrozumieć. Takiemu przystojniaczkowi by nie wybaczyła?", chyba próbował sobie dodać otuchy przed jutrzejszym spotkaniem z Amy.
Po raz piętnasty wpadł Liam do naszego pokoju taszcząc pod pachą swoją walizkę.
- Louis przesadziłeś! - wykrzyczał chyba na cały hotel. Szczerze? To jeszcze nigdy nie widziałem go tak wściekłego.
- Co się stało? - spytał niewinnie Tomlinson.
- Co robią w mojej walizce te marchewki?! Gdzie są moje rzeczy?!! - krzyczał jak oszalały, ale z tego co zrozumiałem to Lou wyrzucił wszystkie ubrania Liama, żeby spakować tam swoje marchewki.
- Jak to co? Jadą z nami do Londynu - odparł Lou jakby to było oczywiste. - Tu mają o wiele lepsze niż u nas, a po za tym one tak na mnie patrzyły i no nie mogłem ich zostawić!
- Ale chyba będziesz musiał! - zawołał Li po czym otworzył okno i wystawił walizkę tak by wypadła jej zawartość. Lou w momencie zbladł, a w jego oczach zabłysły łzy.
- Zabiłeś je idioto! Jak mogłeś?! - teraz to on się wkurzył.
- Trzeba było nie wyrzucać moich rzeczy to bym ich nie zabił! - odpyskował Liam.
- Ale ja ich nie wyrzuciłem! Tylko pochowałem po naszych walizkach! Chciałem wziąć największą, ale walizka Zayna strasznie śmierdziała tymi wszystkimi odżywkami do włosów, a nie chciałem żeby się udusiły, a twoja też była wielka więc wziąłem twoją, a rzeczy które do niej spakowałeś poupychałem po naszych walizkach, żebyś się nie darł, a teraz ty je zabiłeś i moje życie nie ma sensu! - zakończył dramatycznie swój monolog i obrócił się twarzą do ściany. Harry pierwszy do niego podbiegł.
- Louis kochanie, chcesz to kupię ci nowe marchewki - próbował udobruchać króla pasków. Ja wraz z Zaynem tarzaliśmy się ze śmiechu po podłodze, a Liam zastanawiał się jak przeprosić Lou.
W końcu pod długich namowach Harrego Lou pogodził się z Liamem, który na przeprosiny kupił mu dwie koszulki w paski i marchewkowy tort, ale jak ujął pasiasty "Liam musi odnieść karę i nie dostanie ani kawałka!", na czym ja zyskałem bo otrzymałem o kawałek więcej.
Koło 18:30 przyszedł po nas Paul, że jedziemy na lotnisko. Witaj Londynie!
*Amy*
Nie mogę w to uwierzyć, że Victoria Black, która najchętniej ubiera się na sportowo dobrowolnie kupiła SOBIE sukienkę i do tego szpilki. To trochę tak jakby ojcem Harry'ego Pottera okazał się Lord Voldemort, po prostu niemożliwe, a jednak. Nie myślałam, że doczekam się tego dnia, a tu pod wpływem przystojnego blondyna moja przyjaciółka z chęcią ubiera sukienkę, trzeba przyznać, że dość seksowną, bo w końcu sięgającą ledwo do połowy uda. W każdym razie teraz siedzę u niej w pokoju i się jej przyglądam z opadniętą szczęką.
- Może byś coś powiedziała? - upomina mnie z irytacją.
- Ee... wyglądasz jak no.. jak dziewczyna - odpowiadam szczerząc zęby. - A tak poważnie to Horan na twój widok padnie.
- Dzięki, właśnie na taką odpowiedź liczyłam - odparła z uśmiechem. - To teraz wymyśl jakąś fryzurę i makijaż, a w ogóle to będziesz tu dzisiaj spała, a z samego rana lecimy do mojego domu - fajnie, że mi wcześniej powiedziała bo inaczej mogłabym nie mieć piżamy.
- Ale wiesz ja nie mam w czym spać - przypominam jej.
- Nic się nie martw pożyczę ci moich dresów i jakąś koszulkę Jamesa do spania - to nie jest dobry pomysł, ale chyba nie mam wyboru.
- W porządku - odpowiadam niechętnie. - A co do fryzury i makijażu to jutro zobaczysz jak wszystko wykonam, tylko nie będzie mógł cię Niall zobaczyć zanim cię przygotuję. Niech jemu też tak szczęka opadnie jak mi - mówię z cwaniackim uśmiechem. - A teraz zbieraj się, idziemy do fryzjera.
- Ale ja nie chcę ścinać włosów - Vicky patrzy na mnie z przerażeniem. - Nie ty głuptasku, tylko ja. Chcę sobie zafundować tak zwany "powrót do korzeni", niech Zayn patrzy co traci.
- Traci? - rzuca mi pytające spojrzenie. - Czyli nie wybaczysz mu?
- Zależy od jego argumentów i mam nadzieję, że okażą się sensowne, bo bardzo chcę mu wybaczyć - odpowiadam wzruszając ramionami.
*Vicky*
Siedzę w salonie fryzjerskim i przeglądam gazety z fryzurami. Zachciało jej się zmian. Ciekawe jak będzie wyglądała jak powróci do swoich ciemnych włosów. Od tak dawna ma blond grzywę, że nie jestem pewna czy się przyzwyczaję do tej zmiany. Po jakiejś godzinie staje przede mną.
- I jak? - pyta z uśmiechem. Wygląda idealnie. Kasztanowe loki podkreślają jej jasną urodę, jest śliczna. Teraz to mi opadła szczęka na jej widok.
- Cóż, obawiam się, że jak cię Malik zobaczy to zapomni wszystkich swoich argumentów obronnych - na te słowa wywraca oczami.
- Czyli podoba ci się? - chce mieć pewność.
- Jesteś piękna - odpowiadam na co uśmiecha się promiennie.
______________________________________
Dzień dobry, cześć i czołem!
I jak rozdział? Albo mi się wydaje, albo piszę coraz dłuższe o.O sama nie wiem skąd we mnie tyle pomysłów, ale jak na razie mam o czym pisać :P
W każdym razie dzięki za miłe słowa, kocham was i mam nadzieję, że rozdział wam odpowiada :*
no i zapraszam na mój prywatny blog : za szczerość nie przepraszam, cześć.
- Cześć! - wołam z lekką zadyszką i daję jej całusa w policzek na przywitanie.
- Cześć, co się stało, że tak nagle chcesz się spotkać? - pyta z ciekawością.
- No wiesz - odpowiadam "urażona". - To już nie wolno mi się spotkać z własną przyjaciółką? - otwiera usta, żeby zaprotestować, ale nie pozwalam sobie przerwać. - Żartuję. Tak na prawdę chciałam cię na sylwestra zaprosić, a znając ciebie to będziesz potrzebowała nowej sukienki - tłumaczę z uśmiechem.
- Impreza? Ekstra, tego mi trzeba! A kto będzie? - pyta podekscytowana.
- No wiesz ja, ty, One Direction z dziewczynami no i może mój brat - wymieniam na palcach. Na wzmiankę "zespół plus dziewczyny" lekko się skrzywiła, a następnie wzruszyła ramionami jakby chciała powiedzieć " w końcu i tak będę musiała się z nim spotkać".
- W porządku. Ale, żebyś miała świadomość tego, że obie wyjdziemy stąd z sukienkami - grozi mi i próbuje zrobić surową minę, ale coś jej nie wychodzi więc wybucha śmiechem.
- Ja już mam sukienkę - patrzy na mnie z nie do wierzeniem. - Sama sobie kupiłam - dodaję z dumą.
- Nie wierzę! Ty i sukienka?! Co ten Niall z tobą robi to ja nie wiem - mówi z udawanym przerażeniem, a ja daję jej kuksańca w bok.
- Cicho! Po prostu chcę ładnie wyglądać. No i mam prośbę. Uczeszesz mnie? - robię słodkie oczka.
- Nie ma innej opcji - szczerzy swoje białe ząbki. - A teraz chodźmy na te zakupy!
*Niall*
Spakowałem się rano, a teraz nie pozostało mi nic innego jak czekanie na podróż na lotnisko. Z nudów przyglądałem się reszcie chłopaków. Harry z Louisem tańczyli coś w rodzaju walca angielskiego, śmiesznie podskakując i śpiewając "jutro będzie impreza, jutro będzie impreza!" odkąd dowiedzieli się, że idziemy na sylwestra do Vicky. Liam biegał przerażony po hotelu i sprawdzał czy aby na pewno wszystko już zabraliśmy i co chwilę znajdując gdzieś marchewki Louisa. Zayn siedział z lusterkiem w ręku i mruczał sam do siebie coś co brzmiało "Przecież musi mnie zrozumieć. Takiemu przystojniaczkowi by nie wybaczyła?", chyba próbował sobie dodać otuchy przed jutrzejszym spotkaniem z Amy.
Po raz piętnasty wpadł Liam do naszego pokoju taszcząc pod pachą swoją walizkę.
- Louis przesadziłeś! - wykrzyczał chyba na cały hotel. Szczerze? To jeszcze nigdy nie widziałem go tak wściekłego.
- Co się stało? - spytał niewinnie Tomlinson.
- Co robią w mojej walizce te marchewki?! Gdzie są moje rzeczy?!! - krzyczał jak oszalały, ale z tego co zrozumiałem to Lou wyrzucił wszystkie ubrania Liama, żeby spakować tam swoje marchewki.
- Jak to co? Jadą z nami do Londynu - odparł Lou jakby to było oczywiste. - Tu mają o wiele lepsze niż u nas, a po za tym one tak na mnie patrzyły i no nie mogłem ich zostawić!
- Ale chyba będziesz musiał! - zawołał Li po czym otworzył okno i wystawił walizkę tak by wypadła jej zawartość. Lou w momencie zbladł, a w jego oczach zabłysły łzy.
- Zabiłeś je idioto! Jak mogłeś?! - teraz to on się wkurzył.
- Trzeba było nie wyrzucać moich rzeczy to bym ich nie zabił! - odpyskował Liam.
- Ale ja ich nie wyrzuciłem! Tylko pochowałem po naszych walizkach! Chciałem wziąć największą, ale walizka Zayna strasznie śmierdziała tymi wszystkimi odżywkami do włosów, a nie chciałem żeby się udusiły, a twoja też była wielka więc wziąłem twoją, a rzeczy które do niej spakowałeś poupychałem po naszych walizkach, żebyś się nie darł, a teraz ty je zabiłeś i moje życie nie ma sensu! - zakończył dramatycznie swój monolog i obrócił się twarzą do ściany. Harry pierwszy do niego podbiegł.
- Louis kochanie, chcesz to kupię ci nowe marchewki - próbował udobruchać króla pasków. Ja wraz z Zaynem tarzaliśmy się ze śmiechu po podłodze, a Liam zastanawiał się jak przeprosić Lou.
W końcu pod długich namowach Harrego Lou pogodził się z Liamem, który na przeprosiny kupił mu dwie koszulki w paski i marchewkowy tort, ale jak ujął pasiasty "Liam musi odnieść karę i nie dostanie ani kawałka!", na czym ja zyskałem bo otrzymałem o kawałek więcej.
Koło 18:30 przyszedł po nas Paul, że jedziemy na lotnisko. Witaj Londynie!
*Amy*
Nie mogę w to uwierzyć, że Victoria Black, która najchętniej ubiera się na sportowo dobrowolnie kupiła SOBIE sukienkę i do tego szpilki. To trochę tak jakby ojcem Harry'ego Pottera okazał się Lord Voldemort, po prostu niemożliwe, a jednak. Nie myślałam, że doczekam się tego dnia, a tu pod wpływem przystojnego blondyna moja przyjaciółka z chęcią ubiera sukienkę, trzeba przyznać, że dość seksowną, bo w końcu sięgającą ledwo do połowy uda. W każdym razie teraz siedzę u niej w pokoju i się jej przyglądam z opadniętą szczęką.
- Może byś coś powiedziała? - upomina mnie z irytacją.
- Ee... wyglądasz jak no.. jak dziewczyna - odpowiadam szczerząc zęby. - A tak poważnie to Horan na twój widok padnie.
- Dzięki, właśnie na taką odpowiedź liczyłam - odparła z uśmiechem. - To teraz wymyśl jakąś fryzurę i makijaż, a w ogóle to będziesz tu dzisiaj spała, a z samego rana lecimy do mojego domu - fajnie, że mi wcześniej powiedziała bo inaczej mogłabym nie mieć piżamy.
- Ale wiesz ja nie mam w czym spać - przypominam jej.
- Nic się nie martw pożyczę ci moich dresów i jakąś koszulkę Jamesa do spania - to nie jest dobry pomysł, ale chyba nie mam wyboru.
- W porządku - odpowiadam niechętnie. - A co do fryzury i makijażu to jutro zobaczysz jak wszystko wykonam, tylko nie będzie mógł cię Niall zobaczyć zanim cię przygotuję. Niech jemu też tak szczęka opadnie jak mi - mówię z cwaniackim uśmiechem. - A teraz zbieraj się, idziemy do fryzjera.
- Ale ja nie chcę ścinać włosów - Vicky patrzy na mnie z przerażeniem. - Nie ty głuptasku, tylko ja. Chcę sobie zafundować tak zwany "powrót do korzeni", niech Zayn patrzy co traci.
- Traci? - rzuca mi pytające spojrzenie. - Czyli nie wybaczysz mu?
- Zależy od jego argumentów i mam nadzieję, że okażą się sensowne, bo bardzo chcę mu wybaczyć - odpowiadam wzruszając ramionami.
*Vicky*
Siedzę w salonie fryzjerskim i przeglądam gazety z fryzurami. Zachciało jej się zmian. Ciekawe jak będzie wyglądała jak powróci do swoich ciemnych włosów. Od tak dawna ma blond grzywę, że nie jestem pewna czy się przyzwyczaję do tej zmiany. Po jakiejś godzinie staje przede mną.
- I jak? - pyta z uśmiechem. Wygląda idealnie. Kasztanowe loki podkreślają jej jasną urodę, jest śliczna. Teraz to mi opadła szczęka na jej widok.
- Cóż, obawiam się, że jak cię Malik zobaczy to zapomni wszystkich swoich argumentów obronnych - na te słowa wywraca oczami.
- Czyli podoba ci się? - chce mieć pewność.
- Jesteś piękna - odpowiadam na co uśmiecha się promiennie.
______________________________________
Dzień dobry, cześć i czołem!
I jak rozdział? Albo mi się wydaje, albo piszę coraz dłuższe o.O sama nie wiem skąd we mnie tyle pomysłów, ale jak na razie mam o czym pisać :P
W każdym razie dzięki za miłe słowa, kocham was i mam nadzieję, że rozdział wam odpowiada :*
no i zapraszam na mój prywatny blog : za szczerość nie przepraszam, cześć.
Nie, nie wydaje ci się - rozdziały są coraz dłuższe, jednak moim zdaniem mogłyby być dłuższe <33
OdpowiedzUsuńVicky to istna diablica - podsunąć taki plan bratu? I to wobec najlepszej przyjaciółki? Cała ta akcja coraz bardziej mi się podoba xD
A James robiący śniadanie Amy, jakie to słodkie jest, no xD
Czekam na kolejny + chcę więcej scenek Amy - James xD
Heh nie zgodze się z przed mówczynią akcje mogą być ale nie zeby za dużo jakoś lepiej widać Amy w towarzystwie Malika :D Heh Dobrze, że dłuższe :D Czekam na nastepnę i mam nadzięje ze będzie tylko Zaymy <3<3
OdpowiedzUsuńRozdzial jak zwykle wspaniały ;* ale wolałabym troszkę więcej Nialla i Vicky *___* no i nie mogę doczekać się tej imprezy oraz miny Zayna jak zobaczy Amy :)
OdpowiedzUsuń~ Alex
przed wczoraj, znalazłam twoje opowiadanie, i już przeczytałam 41 rozdziałów !
OdpowiedzUsuńkurde, dziewczyno ! piszesz świetnie ! najlepsze opowiadanie jakie czytam < 3 i to z Niall`em. awwww. kocham cie, za to że piszesz, i mam nadzieję, że będzie u z 100 rozdziałów ! albo i więcej ! : )
much love. xx
Pewnie, że odpowiada :) ale już nie mogę się doczekać tej imprezy sylwestrowej! Jak najszybciej dodaj nowy rozdział :*
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńFajny rozdział..
OdpowiedzUsuńCzeka na kolejny z niecierpliwością.
Zapraszam do siebie; http://chodzitylkoonas.blogspot.com/
Super, super.
OdpowiedzUsuńTrochę wredne to ze strony Vicky, że wymyśliła taki podstęp, ale w końcu chcę pomóc bratu.
Proszę niech Amy będzie z Jamesem :)
Czekam na następny.
Zapraszam do mnie:
onedirectionandalice.blogspot.com
Extra!! :D
OdpowiedzUsuńNo, no :D Świetny pomysł z tym podstępem ;D
Czekam na NN ;**
Fajny rozdział czekam jak zawsze na następny, oby był dłuższy i szybko się pojawił.
OdpowiedzUsuńPowtórzę jedną z komentatorek ale to nic. Tak samo jak ona znalazłam niedawno Twoje opowiadanie i w jeden dzień przeczytałam wszystkie rozdziały. Naprawdę masz wielki talent, obyś go nie zmarnowała bo uwierz, już dawno nie czytałam tak dobrego opowiadania ;)
OdpowiedzUsuńKochana masz talent już nie mogę doczekać sie reszty
OdpowiedzUsuńCześć! Twój blog został właśnie dodany do największego spisu alfabetycznego opowiadań o 1D w sieci (czytaj-1d.blogspot.com) Jeżeli chcesz, aby potencjalni czytelnicy mogli jeszcze łatwiej odszukać Twojego bloga zostaw komentarz na stronie z linkiem i informacją o rodzaju opowiadania(bromance,obyczajowe,komedia,fantastyczne,dramat,kryminał,jednoparty itd.) i głównym bohaterze (Zayn,Niall,Louis,Harry lub Liam) W czasie krótszym niż 14 dni umieścimy Twojego bloga w spisie tematycznym, który jest codziennie przeglądany przez ponad 500 osób :)
OdpowiedzUsuń