*Amy*
Piękna pogoda zachęca do wyjścia spacerowiczów. Tarasy kawiarni są pełne, modna młodzież sąsiaduje z babciami ubranymi w granaty i ciemne zielenie. Turyści chodzą z zadartymi głowami, rowery przejeżdżają na czerwonym świetle. Lubię życie w tym mieście pełnym studentów, zawsze gotowych do zabawy, zwłaszcza w czwartkowe wieczory, kiedy wszyscy suną do barów na ostatni wypad w tygodniu nim powrócą do rodzinnego domu. Sobotnie wieczory też nie są nudne. Tylko niedziele są ciche i spokojne, jedynie kościoły mają prawo się odezwać biciem dzwonów ogłaszając mszę.
-...AMY?! - z zamyślenia wyrywa mnie dźwięk mojego imienia.
- Em... zamyśliłam się. O co pytaliście? - pytam przybierając skruszoną minę.
- A możemy poznać temat, na który tak bardzo się zamyśliłaś?
- Daj spokój, wszyscy dobrze wiemy, że o mnie, o tym najprzystojniejszym chłopaku na ziemi, co nie Am'? - wtrąca się James z lekceważącą miną, jednak domaga się upewnienia.
- Oczywiście, że nie - odpowiadam z szerokim uśmiechem.
- Wiedziałem! - woła z radością. - Czekaj, czekaj ale, że jak nie? Czemu nie? Przecież jestem najprzystojniejszy na ziemi! I przecież wszyscy dobrze wiemy, że na mnie lecisz, więc dlaczego nie?! - krzyczy, a z oburzenia zatrzymuje się na środku drogi. - Nie ruszę się dopóki nie powiesz mi, że to o mnie myślałaś.
- O matko... Amy weź mu przyznaj rację, daj buziaka na zgodę i chodźmy dalej, bo zaraz się spóźnimy do kina! - woła Jack ze zbolałą miną.
- Sam mu daj buziaka! - odpowiadam spoglądając kątem oka na Jamesa, który już wystawił usta ułożone w dziubek. - Chyba ci się marzy Black - warczę przez zaciśnięte zęby.
- To ty przed chwilą marzyłaś o mnie! - stwierdza niczym małe dziecko, a jego usta rozciągają się w tak szerokim uśmiechu, że to aż dziwne, iż nie bolą go policzki.
- Okej marzyłam o tym, że trzymasz mnie za rękę i jesteś moim chłopakiem, zadowolony? To co możemy już iść dalej? - pytam z rezygnacją wodząc spojrzeniem od jednego szczerzącego w głupim uśmiechu zęby do drugiego, który zgina się ze śmiechu, ręce opierając na swoich udach. - A ciebie co tak bawi?
- Nie nic... - stwierdza Jack w momencie się prostując i poważniejąc.
- Ojej... trzeba było to powiedzieć od razu. Kochanie ty moje najpiękniejsze! Uczucia nie wolno się wstydzić, a zwłaszcza tak gorącego! - woła James podbiegając do mnie i splatając nasze dłonie.
- Czy komuś dzwoni telefon? - pytam rozglądając się z dezorientacją.
- Tak kochanie, tobie - stwierdza Black przesłodzonym głosem. Wyciągam z kieszeni komórkę na której widnieje napis "mama". Marszczę nos zastanawiając się czy odebrać. W końcu ciekawość zwycięża i wciskam zieloną słuchawkę.
- Tak słucham - rzucam na powitanie, równocześnie robiąc kilka kroków, próbując wyrwać swoją dłoń z uścisku Jamesa. Jednak on jej nie puszcza i posłusznie idzie za mną. Rzucam mu wściekłe spojrzenie, ale udaje, że go nie dostrzega.
- Amy... ehm... wróć do domu - szepcze mama po drugiej stronie.
- Przykro mi ale nie mogę - odpowiadam chłodnym tonem na który chłopaki rzucają mi pytające spojrzenie, ale ignoruję je.
- Tata też chce żebyś wróciła... - dodaje, a jej głos zaczyna się niebezpiecznie trząść.
- To dlaczego sam nie zadzwonił? Dlaczego to on ze mną nie rozmawia? Dlaczego to znowu ty jesteś naszym pośrednikiem? Przykro mi, ale nie wrócę do domu dopóki to ojciec nie zadzwoni i to on nie powie, że chce żebym wróciła. Przepraszam, ale muszę kończyć, bo mój chłopak na mnie czeka...
- Ach tak, James... pozdrów go i... miłej zabawy - mówi siląc się na wesoły ton.
- Dzięki, pa.. - mruczę z pewnym wahaniem. Dlaczego od razu wpadła na pomysł, że to James jest moim chłopakiem? Potrząsam głową, próbując w ten sposób wyrzucić z głowy żałosny głos mamy. Wolną ręką łapię dłoń Jacka. - Chodźmy do tego kina, zanim naprawdę się spóźnimy...
- Puść go albo będę zazdrosny! - krzyczy James wywołując tym samym u nas salwę śmiechu.
*Vicky*
- Niaaaaaluś, wiesz jak ja cię kocham?! - krzyczę najgłośniej jak potrafię, tak by mógł mnie usłyszeć na dole w kuchni. Efekt jest zamierzony bo chwili wchodzi do pokoju z wielką kanapką w ręce.
- Wiem, ale takie wyznania nigdy się dobrze nie kończą... - stwierdza, chwilowo odkładając kanapkę na biurko. Rozsiada się wygodnie na łóżku i wyciąga jedną rękę w moją stronę dając tym samym znak, żebym usiadła mu na kolanach.
- No bo mama dzwoniła...
- Czemu moja mama dzwoniła do ciebie? - przerywa mi zanim uda mi się skończyć. Jego oczy spoglądają na mnie ze zdziwieniem.
- Głuptasie moja mama! A zresztą nie mogłabym porozmawiać z przyszłą teściową? - dodaję oburzonym tonem.
-Oczywiście, że mogłabyś kochanie... - odpowiada ze skruchą składając delikatne pocałunki na mojej szyi, która nagle bardzo go zainteresowała. Jedną dłoń ułożył tuż pod moim biustem, przyciskając mnie w ten sposób do swojego torsu, a drugą odgarnia kosmyki moich włosów za ucho.
- Wiesz znam kilka sposobów na miłe spędzenie popołudnia... - mruczy przyjemnie głębokim głosem, przygryzając płatek mojego ucha. Przymykam z uwielbieniem powieki, a wzdłuż kręgosłupa przechodzi mnie dreszcz podniecenia, jednak szybko go tłumię, w końcu mam ważną wiadomość do przekazania.
- Poczekaj... - próbuję jakoś ogarnąć sytuację, ale nie jest mi to dane.
- Nie ma na co czekać - odpowiada, zamykając mi usta pocałunkiem.
Przejeżdża językiem po mojej dolnej wardze, a po chwili odsuwa się ode mnie, specjalnie oddychając na moje rozdrażnione usta.
- Ale.. ale... - podejmuję kolejną próbę rozmowy, ale blondyn tylko na to czeka. Ponownie łączy nasze wargi w pocałunku przesyconym namiętnością, a wręcz brutalnością. Swoimi malinowymi wargami atakuje moje, ssąc je i nadgryzając. Powoli kładzie się na łóżko, a następnie obraca tak bym znalazła się pod nim. Siedząc na mnie okrakiem odsuwa się na kilka milimetrów tak, że gdy mówi, jego wargi wciąż muskają moje.
- Chciałaś mi coś powiedzieć? - pyta z cwaniackim uśmiechem, zaczynając rozpinać swoimi zgrabnymi palcami guziki mojej koszuli.
- Pieprzyć to - mruczę, nie do końca pamiętając co chciałam mu przekazać.
- Masz racje. Lubię słowo "pieprzyć", ma coś w sobie prawda? - stwierdza z rozbawieniem, wracając do znęcania się nad moimi ustami. W końcu udaje mu się rozpiąć ostatni guzik odsuwa się ode mnie i mierzy spojrzeniem moje ciało cicho przy tym gwiżdżąc.
- Przysięgam, że z każdym dniem jest coraz ładniejsze - szepcze z zachwytem, przejeżdżając palcem od mojej szyi aż do guzika spodenek w których chodzę po domu. Pochyla się nad moim dekoltem składając na nim tysiące pocałunków. Moje ciało powoli wygina się w łuk, a zwinne dłonie blondyna szybko wykorzystują ten moment na rozpięcie mojego stanika.
Nasze pieszczoty przerywa nagły dźwięk dzwonka do drzwi.
- Ignoruj to - mruczy znad moich warg. Jednak wraz z dzwonkiem przypomina mi się co chciałam mu powiedzieć.
- Złaź ze mnie natychmiast! - mówię z przerażeniem, zrzucając go niechcący na podłogę. Jednak nie przejmuję się tym faktem i pospiesznie próbuję znaleźć swój stanik i koszulę.
- Co ty robisz? - pyta z oburzeniem, podnosząc się z podłogi.
- Mówiłam ci, że mama dzwoniła i powiedziała, że podrzucą nam Ginny bo oni gdzieś się umówili, a Jamesa nie ma... To na pewno oni!
- Matko święta, to mamy się zająć dzieckiem, a tobie takie głupoty w głowie, Vicky no wiesz co? Nie spodziewałbym się czegoś takiego po tobie... - stwierdza kręcąc głową z nie do wierzeniem. Spoglądam na niego z rozbawieniem i daję mu buziaka w policzek.
- Zobaczysz później jakie mam głupoty w głowie, gdy jesteś przy mnie a teraz szoruj na dół otworzyć drzwi i odebrać dziecko, ja się idę ogarnąć i idziemy na jakiś spacer albo coś...- dodaję, delikatnie popychając go w stronę drzwi.
- Może ją uśpimy i powrócimy do naszych głupot... - stwierdza z nadzieją.
- NIALLER!
- Okej już idę, już idę...- dodaje, znikając w drzwiach.
*Amy*
- Poproszę karmelowy popcorn dla mojej dziewczyny. Czyż ona nie jest piękna? - pyta James, składając zamówienie. Czuję jak moje policzki zaczynają mnie palić ze wstydu. Black zadaje to pytanie każdemu kogo mijamy i chce go słuchać.
- Faktycznie jest bardzo ładna - odpowiada, kulturalnie chłopak z obsługi.
- Nie patrz na nią takim pożądliwym wzrokiem, bo to moja dziewczyna! - woła mocniej ściskając moją dłoń.
- No dobrze ci radzę, bo jak się wkurzy to ja nie ręczę za kolegę.. - dodaje poważnie Jack.
- Przestańcie żartować - wołam sztucznie wesołym tonem.
Po chwili wchodzimy na salę, gdzie ląduję na siedzeniu między dwójką chłopaków.
- James możesz już puścić moją dłoń... - szepczę pochylając się w jego stronę tak by mógł mnie usłyszeć.
- Nie mogę. Nie chcę, żebyś znowu musiała o mnie marzyć. Wiesz jakbyś się bała filmu to możesz się wtulić w moją silną pierś - dodaje konspiracyjnie rozglądając się po sali.
- Wolałabym zginąć - mruczę tak by nie mógł tego dosłyszeć.
Przez pierwsze piętnaście minut staram się ignorować to co jest na ekranie, tak na wszelki wypadek, więc bardzo mi się nudzi. W końcu wpadam na szaleńczy pomysł i rzucam garścią popcornu w Jacka. Ten nie pozostaje mi dłużny, a do zabawy dołącza się James (nadal nie puszczając mojej dłoni, o zgrozo). Impreza trwa w najlepsze gdy podchodzi do nas dziewczyna z obsługi i każe nam się uspokoić albo opuścić salę. Jack bohatersko stwierdza, że ten film w ogóle go nie interesuje i z westchnieniem ulgi innych ludzi przebywających na sali, opuszczamy kino.
- Okej, ja się zmywam do domu - stwierdza Jack całując mój policzek i wymieniając uścisk dłoni z Jamesem.
- Na razie! - wołamy równocześnie za oddalającym się Turnerem. Ten podnosi tylko dłoń na znak, że nas usłyszał i znika w bocznej uliczce.
- No to ja cię teraz odprowadzę jak na odpowiedzialnego chłopaka przystało - stwierdza wesoło James, powoli kierując się w stronę domu.
Droga mija nam na rozmowie o niczym, na żartach i na wzajemnym przedrzeźnianiu się. Kilkukrotnie chłopak się zatrzymuje, a ja muszę go przepraszać lub sposobem nakłaniać do dalszej drogi. W końcu stajemy na wprost siebie przed metalową bramą odgradzającą wejście do mojego tymczasowego miejsca zamieszkania.
- Dziękuję za dzisiejszy dzień. Fajnie z tobą wyjść od czasu do czasu, zwłaszcza jako twój chłopak - dodaje z cwaniackim uśmiechem.
- Tylko się nie przyzwyczajaj - wołam uderzając go przyjaźnie pięścią w ramie.
- Za późno - mruczy nagle poważniejąc. Powoli zaczyna się nade mną pochylać.
- James nie... - próbuję zaprotestować.
- Cii... daj się ponieść chwili - mruczy, ani na moment nie przestając się zbliżać. Przymykam oczy i lekko rozchylam wargi czując oddech Jamesa pieszczący moją twarz. Muska moje usta niepewnie, jakby bał się, że popełnia błąd. Kładę dłonie na jego policzkach i pogłębiam pocałunek. W końcu mam się dać ponieść chwili. Po jakimś czasie nasz pocałunek robi się zbyt odważny jak na zwykły pożegnalny pocałunek dwójki zakochanych ludzi na ulicy. Odsuwam się od niego, choć z wielkim ociąganiem.
- Wow... - mruczę starając się opanować oddech i chęć ponownego zatracenia się w jego wargach.
- Dokładnie - stwierdza opierając swoje czoło o moje.
- Muszę już iść - mówię, na co ponownie mnie do siebie przyciąga i po raz ostatni muska moje wargi. Odwracam się i wchodzę na podwórko. Za mną rozlega się głos Jamesa.
- Spotkamy się jutro... kochanie? - w odpowiedzi naśladuję dzisiejszy ruch Jacka z podniesieniem ręki do góry i wchodzę do domu.
W salonie gra telewizor, więc tam kieruję swoje kroki. Na kanapie siedzi trójka chłopaków, a Zayn niedbale opiera się o parapet i pali papierosa. Ups... wszystko widział. Na tą myśl wszystkie moje mięśnie tężeją i nie mogę pozbyć się wrażenia, że go zdradziłam.
- Udała się randka? - pyta przez zaciśnięte zęby.
- To nie była randka, tylko wypad z przyjaciółmi - mruczę patrząc pod swoje stopy.
- Patrz mi prosto w oczy jak do mnie mówisz. Chcę widzieć, że jesteś z nim szczęśliwa.
- Zayn to nie tak... - szepcę, odważając się na sekundowe spojrzenie na jego twarz.
- Nie musisz mi się tłumaczyć, przecież nie jesteśmy razem - mówi ze złością, po czym wychodzi z salonu potrącając mnie barkiem. Kulę się w sobie na jego reakcję. Po chwili dobiega nas trzaśnięcie drzwiami od jego pokoju.
- Nie przejmuj się, miał zły dzień... - mruczy niepewnie Lou.
- Ja mam przez niego złe życie - warczę ze złością wbiegając po schodach do swojego pokoju.
__________________________________
Na pożegnanie majówki, dodaję taki króciutki rozdzialik, bo w końcu obiecałam :* Dzisiejszy rozdział jest ze specjalną dedykacją dla TEAMU JAMESA, który zaciekle ciągle walczy o ich związek :D
Mam nadzieję, że to cudowne wolne minęło wam w przyjemnej atmosferze, a ten rozdział wam się podoba.
Przepraszam, że tak mało Vicky i Nialla, ale jakoś tak mi bardziej pasowało napisać... No nic innego mi nie pozostaje jak życzyć miłego poniedziałku, a osobom, które będą pisały maturę mówię: "powodzenia!" :)