To wręcz nie możliwe być ze sobą tak długo i wciąż czuć się jak na początku związku. Wciąż czuć motylki w brzuchu na widok uśmiechu drugiej osoby, nadal ulegać na jej urok osobisty i wszelakie sztuczki, które wykorzystuje przeciwko nam, a jednak wciąż dawać się na nie złapać. I kochać, każdego dnia jeszcze bardziej i mocniej, nie chcąc niczego w zamian tylko zapewnienia, że ta osoba jest tak samo szczęśliwa jak my.
Nawet nie zauważam, gdy mija nam cały lot, może dlatego, że go przesypiam. Nialler budzi mnie dopiero po wylądowaniu z szerokim uśmiechem na ustach. Widać, że sam pobyt w Irlandii napawa go wyśmienitym humorem. W jednej chwili przechodzimy powolnym krokiem po odbiór bagaży, a w następnej nie możemy się już wydostać z lotniska. Z każdej strony napiera na nas cała masa ludzi, a zwłaszcza dziewczyn w przedziale wiekowym dwanaście do dwudziestu lat, każda starając się zwrócić uwagę Nialla na siebie. Z początku cała ta sytuacja mnie bawi, ale z każdą chwilą coraz mniej mi się to wszystko podoba. Blondyn stara się jakoś panować nad sytuacją, ale to wszystko go przerasta. Zaczynam głośno protestować, gdy jedna z dziewczyn łapie mnie za przedramię boleśnie wbijając paznokcie i bezczelnie odciąga od Niallera, tylko po to by móc zająć moje miejsce. Po chwili znajduję się całkowicie poza grupą tych wszystkich ludzi, ale co z tego jak Horan utknął w samym środku tego zgiełku? Równocześnie stara się pozować do zdjęć i przepychać do wyjścia, ale to na nic się nie zdaje.
Rozglądam się ze złością za ochroną lotniska. W końcu dostrzegam mężczyznę w mundurze i krótkofalówką w dłoni. Bez zastanowienia podbiegam do niego i tłumaczę mu całą sytuację, przez chwilę przygląda się grupie otaczającej Nialla z lekkim przerażeniem, ale ostatecznie wzrusza ramionami i pewnym krokiem zaczyna się przepychać do blondyna.
Wyprowadza go z tłumu do swojego biura, które jest najbliżej, a ja posłusznie idę za nimi, odprowadzana niezadowolonymi krzykami tłumu.
- Witamy ponownie panie Horan - stwierdza z rozbawieniem ochroniarz, gdy Niall ocenia straty. Stracił swoją zieloną czapkę i okulary, poza tym nie jest źle. Uśmiecha się do mnie ze smutkiem.
- Nie tak to sobie wyobrażałem, myślałem, że jak zjawimy się tutaj bez zapowiedzi to nie będzie tych całych tłumów i w ogóle... - stwierdza pocierając dłonią kark.
- No wiesz, ma to jakiś swój urok - odpowiadam niepewnie, nie wiedząc czy można to nazwać w ten sposób.
- Myślę, że następnym razem powinieneś wcześniej nas uprzedzić, że przylatujesz, mógłbym zapewnić wam ochronę, a teraz nie wiem jak się wydostaniecie na zewnątrz, poczekajcie tu chwilę sprawdzę jak wyglądają tylne wyjścia - ogłasza wszem i wobec ochroniarz i pospiesznie wychodzi na zewnątrz.
- Powinieneś zadzwonić do domu i powiedzieć, że możemy się trochę spóźnić, żeby nie musieli się martwić gdzie się podziewamy... - mówię opadając na jedno z plastikowych krzesełek ustawionych przy biurku, które z pewnością służą za miejsce osobom przesłuchiwanym.
- Nie będą się martwić, ponieważ nawet nie wiedzą, że jesteśmy w Irlandii - spoglądam na niego z niezrozumieniem, więc zaczyna tłumaczyć dalej z przepraszającym uśmiechem. - Nie powiedziałem im, że przyjeżdżamy, bo chciałem, żeby mieli niespodziankę... Nie chciałem, żeby wysprzątali cały dom, a w oknach powiesili wystawne firany i te wszystkie inne niepotrzebne, rzeczy gdy ma się gości. Chciałem, żebyś zobaczyła jak mieszkałem, bez tych wszystkich sztucznych otoczek - dodaje wzruszając ramionami. Przez chwile panuje między nami cisza, staram się dokładnie zrozumieć, co przed chwilą powiedział, ale jedyne co do mnie dociera to to, że oni nie wiedzą. Nie mają bladego pojęcia, że za jakieś kilkadziesiąt minut właduje im się do domu zupełnie obca osoba i najzwyczajniej w świecie stwierdzi: "Będę z wami mieszkać, przez najbliższe dwa tygodnie! Cieszycie się?".
Czuję jak moje ciało zaczyna powoli opanowywać panika. Biorę kilka głębokich wdechów dla uspokojenia.
- Może jednak powinieneś ich uprzedzić, chociażby tylko po to, by mogli się przygotować psychicznie do tego spotkania? - żeby po prostu mogli ukryć to jak bardzo są zawiedzeni moim wyglądem oraz to, że z pewnością marzyli o zupełnie innej dziewczynie dla swojego sławnego syna, dodaję już w myślach, ale mam wrażenie, że Niall dobrze wie, o czym myślę.
- Victorio Black, nawet nie próbuj myśleć, że moja rodzina cię nie zaakceptuje. Jesteś całym moim światem, a oni uszanują każdą moją decyzję. Jesteś jedną z tych osób, które zdecydowanie są zbyt dobrymi ludźmi, a w dodatku jesteś śliczna i moja, więc niby dlaczego mieliby cię nie polubić?
Przyglądam mu się uważnie. Poza lekkim wyrazem rozbawienia, nie dostrzegam, żadnych innych niepokojących oznak, że kłamie, co nie oznacza, że przestaję się stresować.
Podnoszę się z niewygodnego krzesełka i podchodzę do dystrybutora z wodą. Trzęsącymi dłońmi napełniam plastikowy kubeczek chłodną wodą. Wypijam wszystko jednym duszkiem, po czym napełniam pojemnik jeszcze raz i wracam na swoje miejsce. Czuję jak niebieskie tęczówki Nialla uważnie mnie obserwują, ale staram się to ignorować. Spinam włosy w chaotycznego koka i moczę czubki palców w wodzie po czym rozsmarowuję ciecz na karku, co daje mi chwilową ulgę.
- Naprawdę, aż tak bardzo się tym stresujesz, że mogą cię nie polubić? - szepcze Niall wprost do mojego ucha, równocześnie starając się rozmasować moje spięte mięśnie.
Na szczęście nie zdążam odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ do środka z impetem wpada ochroniarz widocznie zadowolony z siebie.
- Załatwiłem wam taksówkę. Stoi przy tylnym wyjściu, a tłum przy głównym, więc powinniście się przemknąć niezauważeni... Oczywiście odprowadzę was dla pewności, że już po całym zamieszaniu.
Niall z szerokim uśmiechem łapie nasze walizki i jako pierwszy wychodzi z pomieszczenia. Pospiesznie dopijam to co pozostało w kubeczku, zgniatam go w dłoni i bez żalu wrzucam do kosza na śmieci, po czym wychodzę za blondynem, który zdążył już przejść spory kawałek drogi niezauważony. Ten fakt lekko podbudowuje mnie na duchu. Doganiam Niallera i łapię jego dłoń. Przygląda mi się przez chwilę, więc posyłam mu niepewny uśmiech, a on odpowiada mi tym samym z widoczną ulgą.
- Zobaczysz będzie fajnie - dodaje, muskając mój policzek.
Z początku występują problemy z transportem, ponieważ taksówkarz nie chce jechać, aż tak daleko i bezceremonialnie stwierdza, że może nas zawieść na dworzec, a stamtąd pojedziemy pociągiem. Nialler zirytowanym głosem zaczyna wrzeszczeć na kierowcę, ale szybko się reflektuje i po prostu proponuje mu potrójną stawkę za kurs, co moim zdaniem jest nie potrzebne, bo nie widzę problemu, żeby jechać pociągiem. Taksówkarz chwilę się waha, ale w końcu otwiera nam drzwi, a nasze walizki wrzuca do bagażnika.
- To na prawdę nie tak miało wyglądać - szepcze zbolałym głosem Niall, gdy pozostawiamy za sobą lotnisko.
- Nie wszystko zawsze układa się po naszej myśli - odpowiadam, starając się rozluźnić atmosferę, co jest zadaniem nie łatwym, biorąc pod uwagę mój własny stres.
- Chyba masz racje - odpowiada zamyślonym głosem, w ogóle na mnie nie patrząc.
Przez chwilę zastanawiam się czy przerwać ciszę, która między nami zapanowała, ale dochodzę do wniosku, że tak jest łatwiej. Ciężko byłoby mi teraz rozmawiać o tym co czeka nas na miejscu, na razie po prostu wolę o tym nie myśleć. W zamian przysuwam się do Niallera i wtulam w niego, a on odruchowo otacza mnie ramieniem.
Przyglądam się przez okno zielonym terenom i miasteczkom, które mijamy po drodze. Ludzie wydają się być pozytywnie nastawieni do świata, wymieniają się licznymi uśmiechami, a niektórzy nawet przystają by zamienić ze sobą kilka słów. Większość budynków jest zbudowanych z czerwonej cegły lub szarego kamienia, co daje niepowtarzalny urok.
Przestrzenie pomiędzy miastami, są wypełnione zielonymi pastwiskami, ale ten zielony jest zupełnie inny niż w Londynie. Jest pełen życia i samym wyglądem napawa optymizmem.
- Pojedziemy najpierw do mojej mamy, tam pomieszkamy tydzień, a na następny przeniesiemy się do mojego taty... - stwierdza Niall, chwilowo przenosząc na mnie swój wzrok.
- W porządku - odpowiadam, nie wnikając w szczegóły. Wiem, że jego rodzice rozeszli się, gdy miał pięć lat i razem z bratem pomieszkiwali trochę tu, trochę tam, ale wciąż nie lubi rozmawiać na ten temat, a ja go nie męczę.
Po godzinie jazdy w końcu taksówka zatrzymuje się na podjeździe jednego z domów, a Niall pospiesznie wciska kierowcy zwitek banknotów. Niepewnie wysiadam z samochodu i przyglądam się budynkowi. Wszystkie domy na tej ulicy wyglądają tak samo. Dach pokryty ciemnobrązową dachówką, ściany białe, ale z elementami ceglanymi w odcieniach od beżowych, aż po brunatne, białe framugi okien i białe drzwi z małą szybką z weneckiego szkła. Przed domem zasadzone są kolorowe kwiaty i wąski pas zieleni, do którego zdążyłam się już przyzwyczaić w tym kraju.
Podchodzę niepewnie do drzwi, a Niall idzie tuż za mną cały czas szeroko się uśmiechając.
- Wejdź do środka - prosi, a ja z lekkim wahaniem naciskam klamkę, ale drzwi nie ustępują. Marszczę nos i próbuję ponownie. To na nic, ktoś zamknął drzwi na klucz.
- Dziwne... Powinna być w domu - mruczy Nialler uparcie czegoś szukając w mojej torbie. W końcu z triumfem wyciąga klucze.
- Dlaczego schowałeś klucze do mojej torby? - pytam, w czasie gdy on otwiera drzwi.
- Bo ja bym je pewnie zgubił - odpowiada wzruszając ramionami.
W końcu stajemy w małym holu. Staram się wyłapać jakieś dźwięki świadczące o tym, że ktoś jest w domu, ale nic takiego nie słyszę.
- Mamo?! - woła Niall, ale odpowiada mu cisza. Szybko przebiega przez wszystkie pokoje, jednak nikogo nie ma.
- Może poszła do sklepu - mówię, niepewnie idąc za blondynem.
- Pewnie tak... W każdym razie chodź, pokażę ci mój pokój! - woła z entuzjazmem Niall, ciągnąc mnie po schodach na górę.
Niecierpliwie otwiera jedne z zamkniętych drzwi w korytarzu i wciąga mnie do środka.
Ściany pomalowane są kremową barwą i obwieszone całą masą fotografii w białych ramkach. Ogromne łóżko z metalową ramą stoi w centralnym miejscu pokoju, jedną ścianę zajmuje regał z książkami, a obok niego stoi niedbale oparta gitara. Wszystkie meble są jasne. Biurko stoi obok okna, a nie na wprost niego, jak zazwyczaj bywa, ponieważ parapet jest obniżony i poszerzony, a dodatkowo wyłożony całą masą poduszek, żeby w wolnych chwilach można było na nim odpoczywać, podziwiając ogród w który, mama Niallera musiała włożyć mnóstwo pracy. Kwiaty, które widzieliśmy przed domem, to dopiero początek tego co znajduje się za nim.
- To dziwne, że jesteśmy ze sobą tak długo, a ty dopiero teraz widzisz mój pokój - stwierdza Niall, pełnym napięcia głosem.
- Czy ty się stresujesz? - pytam z rozbawieniem, obserwując jak blondyn ustawia nasze walizki pod ścianą, starannie unikając mojego spojrzenia.
- Ja po prostu, no wiesz... To dość niecodzienna sytuacja, gdy mam przedstawić moją dziewczynę swojej rodzinie - stwierdza wzruszając ramionami. - Po prostu ty miałaś łatwiej, bo twoi rodzice poznali mnie jeszcze zanim zaczęliśmy być razem i nie męczyli mnie pytaniami, a ciebie teraz czeka wywiad środowiskowy, ale pamiętaj, jeżeli nie chcesz nie musisz odpowiadać - pospiesznie dodaje, podchodząc do mnie. Kładzie swoje ciepłe dłonie na moich kościach biodrowych i przyciąga mnie do siebie.
Delikatnie podnoszę twarz by móc mu spojrzeć prosto w oczy.
- W porządku, odpowiem na każde pytanie twoich rodziców, tylko... Mam nadzieję, że im się spodobam - stwierdzam ledwie dosłyszalnie, ale mimo to Niall doskonale wie co właśnie powiedziałam. Wywraca teatralnie oczami i mocno całuje mnie w usta.
- Jeżeli nie przestaniesz w kółko powtarzać tych głupot, to przysięgam, że się zdenerwuję, a chyba nie chcesz mnie wkurzyć, prawda? - pyta odsuwając się ode mnie na zaledwie kilka centymetrów, przez co gdy mówi, jego oddech skutecznie drażni moje wargi.
- Nie chcę... - stwierdzam słabym głosem, równocześnie delikatnie kręcąc głową na boki.
- Grzeczna dziewczynka, chodź poczekamy na mamę w kuchni - mówi wesołym tonem, jak gdyby nigdy nic ciągnąc mnie z powrotem na dół. Jego oczy wypełniają tysiące iskierek radości, a usta rozciągają się w tak szerokim uśmiechu, że zastanawiam się w jaki sposób jeszcze nie naciągnął sobie mięśni policzka, lub czegoś w tym stylu.
W kuchni wysuwa dla mnie jedno z krzeseł przy stole, a sam wyciąga dwa kubki i zaparza herbatę.
Obserwuję z jaką swobodą poruszą się po kuchni, nawet przez chwilę nie zastanawiając się czy na pewno w tej szufladzie znajdzie łyżeczki. Odczekuje kilka minut, aż zagotuje się woda w czajniku, wystukując palcami na blacie tylko sobie znaną melodię.
Uśmiecha się do mnie niepewnie, gdy w końcu zauważa, że od dłuższego czasu go obserwuję.
- O co chodzi? Jestem brudny? - pyta równocześnie natarczywie pocierając dłonią policzek, tak by zetrzeć z niego nieistniejący brud.
- Nie, jesteś idealny - odpowiadam lekko rozmarzonym tonem, w momencie gdy podaje mi kubek z herbatą. Uśmiecha się widocznie zadowolony z siebie, ale nie komentuje tego w żaden inny sposób. Odsuwa sobie krzesło obok mnie, ale zanim na dobre zdąży się usadowić dobiega nas szczęk klucza w zamku. Pospiesznie odstawiam kubek na stół i z napięciem wpatruję się w drzwi.
- Spokojnie, wszystko będzie dobrze - szepcze Niall, muskając wargami płatek mojego ucha.
W tym samym momencie do kuchni wchodzi pani Gallagher z naręczem kwiatów. Ma na sobie prostą beżową sukienkę, a do tego czarny sweterek, okrywający ramiona. Na nasz widok gwałtownie się zatrzymuje i przez chwile panuje idealna cisza.
- Cześć mamo - jak gdyby nigdy nic stwierdza Nialler podchodząc do niej z szerokim uśmiechem. Kobieta wypuszcza z rąk kwiaty, które rozsypują się po podłodze, ale nie zwraca na to uwagi, tylko z całej siły przytula Nialla. Niepewnie zaczynam zbierać rośliny.
- Dlaczego nie powiedziałeś, że przyjedziecie? Przygotowałabym coś dobrego na obiad! Ale niespodzianka, tak dawno cię już nie widziałam - stwierdza jego mama z czułością czochrając jego misternie ułożone włosy, po czym rękawkiem sweterka stara się otrzeć łzy, które wywołał widok jej syna po tak długiej rozłące.
- Mamo chciałbym ci kogoś przedstawić... - to już ten moment, nie ma odwrotu. Czuję jak serce boleśnie przyspiesza swój rytm, tak głośno, że z pewnością wszyscy to słyszą. - ... to jest Victoria, moja dziewczyna.
Niezdarnie podaję kwiaty, które przed chwilą jej wypadły z rąk.
- Miło mi panią poznać - mówię, tak jak wymaga tego kultura, niepewnie się do niej uśmiechając. Przez chwilę uważnie mi się przygląda. W końcu odpowiada mi szerokim uśmiechem i podobnie jak Nialla mocno mnie przytula.
- Dużo o tobie słyszałam, ale nie mogłam się już doczekać kiedy w końcu Niall cię do mnie przywiezie, już dawno go o to prosiłam, ale ciągle wykręcał się brakiem czasu, aż w końcu zaczęłam myśleć, że tylko wymyślił sobie tą dziewczynę! - stwierdza, równocześnie łapiąc mnie za rękę i okręcając wokół własnej osi, tak by mogła mnie zobaczyć z każdej strony.
- Mamo! - protestuje głośno niebieskooki, ale ona zbywa go skinieniem ręki. - Mógłbyś włożyć je do wody? - pyta przekazując mu bukiet, a on bez słowa z jednej z szafek wyciąga kryształowy wazon i napełnia go wodą.
- Dawno temu przyjechaliście? Może chcecie się odświeżyć po podróży, a ja w tym czasie przygotuję dla was coś do jedzenia...
- Ale niech pani sobie nie robi problemu, my wcale nie jesteśmy głodni, prawda Niall? - próbuję jakoś ogarnąć sytuację, żeby pani Gallagher nie musiała sobie niepotrzebnie robić kłopotu, ale oczywiście na tego głodomora nie można liczyć.
- Co? Od kiedy to ja nie jestem głodny? - stwierdza spoglądając na mnie z zaskoczeniem. Jego mama zaczyna się śmiać, gdy daję mu mocnego kuksańca w żebra, a on tylko wzrusza ramionami w odpowiedzi.
- Ale niech pani sobie nie robi problemu, my wcale nie jesteśmy głodni, prawda Niall? - próbuję jakoś ogarnąć sytuację, żeby pani Gallagher nie musiała sobie niepotrzebnie robić kłopotu, ale oczywiście na tego głodomora nie można liczyć.
- Co? Od kiedy to ja nie jestem głodny? - stwierdza spoglądając na mnie z zaskoczeniem. Jego mama zaczyna się śmiać, gdy daję mu mocnego kuksańca w żebra, a on tylko wzrusza ramionami w odpowiedzi.
- W porządku, Niall pokaż Victorii gdzie jest łazienka, zawołam was jak obiad będzie gotowy - dodaje, powoli wyciągając na stół różne produkty.
Blondyn wyprowadza mnie z kuchni, zanim znowu uda mi się zaprotestować. Wspinamy się po schodach na górę, ja skręcam do pokoju Niallera, a on idzie dalej. Po chwili wychodzę na korytarz w rękach trzymając wszystkie potrzebne rzeczy, ale nie mam pojęcia gdzie podział się niebieskooki, a tym bardziej gdzie jest łazienka.
- Niall? - wołam na tyle cicho, by nie było tego słychać na dole w kuchni. Wystawia głowę zza jednych z drzwi i gestem przywołuje mnie do siebie. Wchodzę do małej łazienki, wyłożonej bladoniebieskimi kafelkami.
- Przygotowałem dla ciebie ręcznik i trochę miejsca w szafce, ale jak chcesz to mogę też się z tobą wykąpać... - stwierdza, pospiesznie ściągając z siebie koszulkę.
- Wiesz, to chyba nie jest najlepszy pomysł - odpowiadam niepewnie spoglądając na drzwi. Jesteśmy tu od pół godziny i już takie ekscesy? Chyba pani Gallagher nie byłaby zadowolona... - Weź się ubierz, albo chociaż zamknij te drzwi - dodaję niezadowolonym głosem, na co blondyn wybucha perlistym śmiechem.
- Mama jest bardzo wyrozumiała... - pochyla się nade mną tak by, móc mi to wymruczeć wprost do ucha, ale posłusznie z powrotem naciąga na siebie koszulkę. - Słodko wyglądasz, kiedy się czymś stresujesz, wiesz? - dodaje i szybko się wymyka, zanim udaje mi się dać mu porządnego kuksańca w żebra.
Wciąż się szeroko uśmiecham, gdy spinam włosy w wysokiego koka tak, żeby ich nie pomoczyć podczas kąpieli. Pospiesznie zrzucam z siebie ubranie i nim moje ciało zdąża przejąć chłód stoję w ciepłych strumieniach wody.
Tak naprawdę nadal nie mogę uwierzyć w to, że poznałam mamę Niallera, a tym bardziej, że spędzę w jej domu równiutki tydzień. Dzięki temu spotkaniu przynajmniej wiem, że to nie po niej odziedziczył nietypowy kolor oczu, ponieważ jej oczy są zielone, zupełnie inne niż oczy Nialla.
Automatycznie spłukuję z siebie żel i dokładnie wycieram się ręcznikiem. Następnie ubieram granatowe rurki i dżinsową koszulę, w miarę na luzie, ale jednak nie za bardzo. Włosy rozpuszczam i przeczesuję palcami, aby odrobinę je zmierzwić. Przez chwilę przyglądam się sobie w lustrze starając się wyobrazić jak postrzega mnie inna osoba, na przykład mama Nialla. Mierzę się wzrokiem powoli od stóp do góry, gdy dojeżdżam spojrzeniem do twarzy wybucham śmiechem na widok mojej skupionej miny.
- I tak teraz już nic nie zmienisz - szepczę do swojego odbicia i pewnym krokiem wychodzę z łazienki.
Najpierw kieruję się do pokoju Horana, żeby odnieść swoje rzeczy. W połowie drogi łapie mnie nagły atak kaszlu. Zginam się wpół czując nagłe ukłucie w klatce piersiowej, które mija równie szybko jak się pojawia. Prostuję się z lekkim wysiłkiem i niepewnie schodzę na dół. Niall leży rozwalony na kanapie bezmyślnie zmieniając kanały, zupełnie ignorując świat dookoła siebie. Podchodzę do niego i uderzam go z otwartej dłoni w głowę.
- Za co to? - woła oburzonym głosem.
- Mógłbyś pomóc mamie, a nie tylko telewizję oglądasz - mruczę na tyle cicho, by nie było tego słychać w kuchni.
- Ale nie musiałaś uderzać tak mocno - odpowiada, pocierając ręką obolałe miejsce. W odpowiedzi przewracam tylko oczami i przechodzę do kuchni.
- Mogę jakoś pani pomóc? - pytam niepewnie się uśmiechając.
- Możesz nakryć do stołu. W tamtej szafce znajdziesz talerze, tam szklanki, a w tamtej szufladzie są sztućce - stwierdza mama Nialla, wskazując po kolei odpowiednie meble.
Przez chwilę pracujemy w ciszy. Ja rozkładam naczynia na stole, starając sobie przypomnieć po której stronie powinny leżeć łyżka, nóż i widelec, a pani Gallagher wstawia do pieca zapiekankę i nastawia odpowiednio termoobieg oraz czas.
- Wiesz, może to głupie, ale trochę się obawiałam tego spotkania. Ale bardziej bałam się, że nie będziesz jakby to ująć... odpowiednią dziewczyną dla niego - spogląda na mnie z lekkim zakłopotaniem, ale nieprzerwanie kontynuuje swoją myśl. - Chociaż znam cię dopiero od kilkudziesięciu minut, jednak wydajesz się być porządną dziewczyną, która jest z nim z miłości, a nie dlatego, że nagle stał się sławny. Widać to w twoich oczach, gdy spoglądasz na niego, twój wzrok od razu łagodnieje i patrzysz z taką czułością na mojego syna, że to wręcz nie możliwe, by w tak małej osóbce mieściło się tyle pozytywnych uczuć.
- Ojej... to co pani mówi jest strasznie miłe. Nie spodziewałam się czegoś takiego już na samym początku naszej znajomości, zresztą w ogóle się nie spodziewałam, że pani mnie polubi... - stwierdzam z szerokim uśmiechem, starając się za wszelką cenę nie zacząć skakać z radości.
- Musisz być bardziej pewna siebie, a wszystko będzie dobrze. Opowiesz mi jak się poznaliście?
- Cóż, w sumie to zasługa mojego starszego brata. Gdy cały zespół nagle zapisał się do naszej szkoły to wszystkie dziewczyny zwariowały, to było straszne. Każda biegała za nimi, myśląc, że to właśnie z nią się umówią i któregoś dnia, było ich tak dużo, że Niall nie mógł sobie z nimi sam dać rady i mój brat mu pomógł. W ten sposób James, czyli mój brat mógł liczyć na dług wdzięczności ze strony Niallera. Ja zawsze chciałam nauczyć się grać na gitarze, a ten uroczy blondynek nie dość, że umiał to jeszcze był sławny na całym świecie! James połączył wszystkie fakty ze sobą i poprosił Nialla, żeby w zamian za ratunek nauczył mnie grać na gitarze. Później przychodził do mnie raz w tygodniu i tak jakoś się to wszystko zaczęło - zakańczam opowieść nieporadnie wzruszając ramionami.
- Naprawdę? To dość niecodzienna historia - stwierdza z uśmiechem pani Gallagher równocześnie wyciągając z pieca zapiekankę.
Nialler jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki na sam zapach jedzenia od razu pojawia się w kuchni, mama z czułością przejeżdża mu ręką po włosach, a on wsadza palec do pomidorowego sosu i oblizuje palec z lubością.
- Nie ma to jak kuchnia mamy - stwierdza, rozsiadając się przy stole. Przysuwa do siebie talerz pełen zapiekanki i wpakowuje do buzi ogromną porcję.
- Nialler! - karci go rodzicielka, a on tylko uśmiecha się z policzkami wypchanymi jedzeniem. - Jakie macie plany na najbliższe dni?
- Myślałem, żeby pójść nad klif, pochodzimy po uliczkach, pokażę Victorii jakieś ciekawe miejsca - stwierdza blondyn, nabierając dokładkę. Reszta posiłku mija nam w ciszy.
- Niech pani to zostawi! My z chęcią pozmywamy, pani należy się odpoczynek - stwierdzam, gdy pani Gallagher zaczyna zbierać naczynia do zlewu. Wyciągam z jej rąk talerz i zaczynam starannie szorować.
- No chodź Niall, będziesz wycierał.
Blondyn niechętnie podnosi się od stołu, ale posłusznie przyjmuje ode mnie mokre naczynia. Mama niebieskookiego przez chwilę nam się przygląda z uśmiechem.
- Jakbyście czegoś potrzebowali to będę w ogrodzie - oznajmia wszem i wobec po czym wychodzi. Po chwili słychać trzask drzwi.
- Mówiłem ci, że moja mama cię polubi - mruczy mi do ucha Nialler, a ja z lubością przymykam powieki, gdy składa pojedyncze pocałunki na moim karku. Łapie mnie za nadgarstki i gwałtownym ruchem obraca tak, bym stała przodem do niego. Siadam na blacie, a on momentalnie się do mnie przysuwa. Oplatam go nogami w pasie i wsuwam dłonie pod jego koszulkę, napierając na jego brzuch.
- Chcesz się przenieść do mojego pokoju? - pyta seksownie zachrypniętym głosem, a ja tylko kiwam potwierdzająco głową, spoglądając w jego roziskrzone tęczówki.
Wbiegamy na górę, przeskakując po kilka schodów na raz. Ledwo udaje nam się przekroczyć próg, a Nialler z niecierpliwością zrzuca z siebie koszulkę. Jego dotyk wręcz pali moją skórę, a temperatura powietrza w pokoju z każdą sekundą rośnie coraz wyżej.
- A co jak zaraz wejdzie twoja mama?
Czuję jak blondyn uśmiecha się spod moich pocałunków.
- To przestanie uważać cię za porządną dziewczynę - odpowiada, sunąc wargami wzdłuż mojego obojczyka.
- Chyba jakoś to przeżyję...
Przyciska mnie własnym ciałem do ściany, a ja wydaję ciche westchnienie, gdy dostrzegam idącą korytarzem panią Gallagher. Na chwilę zamieram, ale na szczęście nie zatrzymuje się, tylko idzie dalej nawet na nas nie spojrzawszy. Odpycham od siebie Nialla i gwałtownie wciągam powietrze. Spogląda na mnie niezadowolonym wzrokiem, a ja wskazuję na drzwi. Po chwili jego mama wraca z konewką i uśmiecha się do nas szeroko. Musiała dojrzeć rumieńce na naszych twarzach, bo uśmiech gwałtownie znika z jej twarzy i czym prędzej wychodzi z powrotem do ogrodu.
- Świetnie! Właśnie przestałam być porządną dziewczyną w oczach twojej mamy - wołam sfrustrowanym głosem, na co blondyn wybucha głośnym śmiechem.
- Ale ja lubię te nieporządne... - stwierdza przyjemnie głębokim tonem, całując mój policzek. Po chwili podchodzi do walizki i zaczyna wypakowywać swoje rzeczy.
- Muszę wziąć zimny prysznic, bo inaczej w tym pokoju może dojść do bardzo, ale to bardzo nieporządnych rzeczy - ignoruję jego wypowiedź. Przyciągam go do siebie i wpijam się w jego wargi.
- Masz rację, lepiej żebyśmy ochłonęli, bo nie ręczę za siebie - szepczę, a jego oczy rozbłyskują niezdrowym blaskiem. Jednak robi dwa kroki do tyłu i stara się głęboko oddychać.
- Muszę... wziąć... lodowaty... prysznic... - mówi, po każdym słowie gwałtownie wciągając powietrze. W końcu wychodzi, a ja opadam z głośnym westchnieniem na łóżko. W myślach zaczynam liczyć do stu, byle by tylko nie pobiec za nim do tej łazienki. Z każdą kolejną minutą coraz trudniej skupić mi się na liczbach. W końcu zrywam się z łóżka i podbiegam do mojej walizki. Wysypuję z niej całą zawartość na środek pokoju, aż wśród wszystkich rzeczy dostrzegam malutkie, prostokątne pudełeczko. Łapię je z ulgą i czym prędzej wychodzę na balkon. Odpalam papierosa z przyjemnością wciągając dym w płuca, znajome ciepło zaczyna rozchodzić się po moim ciele i wszystko powoli się uspokaja.
- Victorio Black!
Krzywię się na dźwięk wkurzonego głosu Niallera. Powoli się obracam, w drzwiach stoi mój blondyn jedynie w spodniach od dresu, które ledwo mu się trzymają na biodrach, przez szyję ma przewieszony ręcznik, którym wycierał mokre włosy. Teraz pojedyncze krople wody spływają po jego twarzy, a później po nagim torsie zostawiając po sobie długie, wilgotne ścieżki.
- Coś się stało, kochanie? - pytam niewinnym głosikiem.
- Coś się stało? Nie wkurzaj mnie bardziej niż to jest konieczne! Ile razy obiecywałaś? Ile razy jeszcze mam cię prosić? Miałaś rzucić to cholerstwo, a ty zamiast rzucić to co robisz? Palisz jeszcze więcej! Jesteś zadowolona z siebie? - warczy, spoglądając na mnie wściekłym wzrokiem.
- Ja... staram się... - mruczę niepewnie, a on tylko wybucha sarkastycznym śmiechem.
- Nie bądź śmieszna. Jeżeli wyczuję od ciebie jeszcze raz to cholerne świństwo to pogadamy inaczej, a teraz wracaj do środka zanim się przeziębisz - dodaje już nieco łagodniejszym głosem.
Gdy wchodzę z powrotem do pokoju Nialler przytula mnie, ale tylko po to by wyjąć z mojej tylnej kieszeni paczkę papierosów.
- To już ci nie będzie potrzebne, kochanie - stwierdza z zadowolonym uśmiechem.
Blondyn wyprowadza mnie z kuchni, zanim znowu uda mi się zaprotestować. Wspinamy się po schodach na górę, ja skręcam do pokoju Niallera, a on idzie dalej. Po chwili wychodzę na korytarz w rękach trzymając wszystkie potrzebne rzeczy, ale nie mam pojęcia gdzie podział się niebieskooki, a tym bardziej gdzie jest łazienka.
- Niall? - wołam na tyle cicho, by nie było tego słychać na dole w kuchni. Wystawia głowę zza jednych z drzwi i gestem przywołuje mnie do siebie. Wchodzę do małej łazienki, wyłożonej bladoniebieskimi kafelkami.
- Przygotowałem dla ciebie ręcznik i trochę miejsca w szafce, ale jak chcesz to mogę też się z tobą wykąpać... - stwierdza, pospiesznie ściągając z siebie koszulkę.
- Wiesz, to chyba nie jest najlepszy pomysł - odpowiadam niepewnie spoglądając na drzwi. Jesteśmy tu od pół godziny i już takie ekscesy? Chyba pani Gallagher nie byłaby zadowolona... - Weź się ubierz, albo chociaż zamknij te drzwi - dodaję niezadowolonym głosem, na co blondyn wybucha perlistym śmiechem.
- Mama jest bardzo wyrozumiała... - pochyla się nade mną tak by, móc mi to wymruczeć wprost do ucha, ale posłusznie z powrotem naciąga na siebie koszulkę. - Słodko wyglądasz, kiedy się czymś stresujesz, wiesz? - dodaje i szybko się wymyka, zanim udaje mi się dać mu porządnego kuksańca w żebra.
Wciąż się szeroko uśmiecham, gdy spinam włosy w wysokiego koka tak, żeby ich nie pomoczyć podczas kąpieli. Pospiesznie zrzucam z siebie ubranie i nim moje ciało zdąża przejąć chłód stoję w ciepłych strumieniach wody.
Tak naprawdę nadal nie mogę uwierzyć w to, że poznałam mamę Niallera, a tym bardziej, że spędzę w jej domu równiutki tydzień. Dzięki temu spotkaniu przynajmniej wiem, że to nie po niej odziedziczył nietypowy kolor oczu, ponieważ jej oczy są zielone, zupełnie inne niż oczy Nialla.
Automatycznie spłukuję z siebie żel i dokładnie wycieram się ręcznikiem. Następnie ubieram granatowe rurki i dżinsową koszulę, w miarę na luzie, ale jednak nie za bardzo. Włosy rozpuszczam i przeczesuję palcami, aby odrobinę je zmierzwić. Przez chwilę przyglądam się sobie w lustrze starając się wyobrazić jak postrzega mnie inna osoba, na przykład mama Nialla. Mierzę się wzrokiem powoli od stóp do góry, gdy dojeżdżam spojrzeniem do twarzy wybucham śmiechem na widok mojej skupionej miny.
- I tak teraz już nic nie zmienisz - szepczę do swojego odbicia i pewnym krokiem wychodzę z łazienki.
Najpierw kieruję się do pokoju Horana, żeby odnieść swoje rzeczy. W połowie drogi łapie mnie nagły atak kaszlu. Zginam się wpół czując nagłe ukłucie w klatce piersiowej, które mija równie szybko jak się pojawia. Prostuję się z lekkim wysiłkiem i niepewnie schodzę na dół. Niall leży rozwalony na kanapie bezmyślnie zmieniając kanały, zupełnie ignorując świat dookoła siebie. Podchodzę do niego i uderzam go z otwartej dłoni w głowę.
- Za co to? - woła oburzonym głosem.
- Mógłbyś pomóc mamie, a nie tylko telewizję oglądasz - mruczę na tyle cicho, by nie było tego słychać w kuchni.
- Ale nie musiałaś uderzać tak mocno - odpowiada, pocierając ręką obolałe miejsce. W odpowiedzi przewracam tylko oczami i przechodzę do kuchni.
- Mogę jakoś pani pomóc? - pytam niepewnie się uśmiechając.
- Możesz nakryć do stołu. W tamtej szafce znajdziesz talerze, tam szklanki, a w tamtej szufladzie są sztućce - stwierdza mama Nialla, wskazując po kolei odpowiednie meble.
Przez chwilę pracujemy w ciszy. Ja rozkładam naczynia na stole, starając sobie przypomnieć po której stronie powinny leżeć łyżka, nóż i widelec, a pani Gallagher wstawia do pieca zapiekankę i nastawia odpowiednio termoobieg oraz czas.
- Wiesz, może to głupie, ale trochę się obawiałam tego spotkania. Ale bardziej bałam się, że nie będziesz jakby to ująć... odpowiednią dziewczyną dla niego - spogląda na mnie z lekkim zakłopotaniem, ale nieprzerwanie kontynuuje swoją myśl. - Chociaż znam cię dopiero od kilkudziesięciu minut, jednak wydajesz się być porządną dziewczyną, która jest z nim z miłości, a nie dlatego, że nagle stał się sławny. Widać to w twoich oczach, gdy spoglądasz na niego, twój wzrok od razu łagodnieje i patrzysz z taką czułością na mojego syna, że to wręcz nie możliwe, by w tak małej osóbce mieściło się tyle pozytywnych uczuć.
- Ojej... to co pani mówi jest strasznie miłe. Nie spodziewałam się czegoś takiego już na samym początku naszej znajomości, zresztą w ogóle się nie spodziewałam, że pani mnie polubi... - stwierdzam z szerokim uśmiechem, starając się za wszelką cenę nie zacząć skakać z radości.
- Musisz być bardziej pewna siebie, a wszystko będzie dobrze. Opowiesz mi jak się poznaliście?
- Cóż, w sumie to zasługa mojego starszego brata. Gdy cały zespół nagle zapisał się do naszej szkoły to wszystkie dziewczyny zwariowały, to było straszne. Każda biegała za nimi, myśląc, że to właśnie z nią się umówią i któregoś dnia, było ich tak dużo, że Niall nie mógł sobie z nimi sam dać rady i mój brat mu pomógł. W ten sposób James, czyli mój brat mógł liczyć na dług wdzięczności ze strony Niallera. Ja zawsze chciałam nauczyć się grać na gitarze, a ten uroczy blondynek nie dość, że umiał to jeszcze był sławny na całym świecie! James połączył wszystkie fakty ze sobą i poprosił Nialla, żeby w zamian za ratunek nauczył mnie grać na gitarze. Później przychodził do mnie raz w tygodniu i tak jakoś się to wszystko zaczęło - zakańczam opowieść nieporadnie wzruszając ramionami.
- Naprawdę? To dość niecodzienna historia - stwierdza z uśmiechem pani Gallagher równocześnie wyciągając z pieca zapiekankę.
Nialler jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki na sam zapach jedzenia od razu pojawia się w kuchni, mama z czułością przejeżdża mu ręką po włosach, a on wsadza palec do pomidorowego sosu i oblizuje palec z lubością.
- Nie ma to jak kuchnia mamy - stwierdza, rozsiadając się przy stole. Przysuwa do siebie talerz pełen zapiekanki i wpakowuje do buzi ogromną porcję.
- Nialler! - karci go rodzicielka, a on tylko uśmiecha się z policzkami wypchanymi jedzeniem. - Jakie macie plany na najbliższe dni?
- Myślałem, żeby pójść nad klif, pochodzimy po uliczkach, pokażę Victorii jakieś ciekawe miejsca - stwierdza blondyn, nabierając dokładkę. Reszta posiłku mija nam w ciszy.
- Niech pani to zostawi! My z chęcią pozmywamy, pani należy się odpoczynek - stwierdzam, gdy pani Gallagher zaczyna zbierać naczynia do zlewu. Wyciągam z jej rąk talerz i zaczynam starannie szorować.
- No chodź Niall, będziesz wycierał.
Blondyn niechętnie podnosi się od stołu, ale posłusznie przyjmuje ode mnie mokre naczynia. Mama niebieskookiego przez chwilę nam się przygląda z uśmiechem.
- Jakbyście czegoś potrzebowali to będę w ogrodzie - oznajmia wszem i wobec po czym wychodzi. Po chwili słychać trzask drzwi.
- Mówiłem ci, że moja mama cię polubi - mruczy mi do ucha Nialler, a ja z lubością przymykam powieki, gdy składa pojedyncze pocałunki na moim karku. Łapie mnie za nadgarstki i gwałtownym ruchem obraca tak, bym stała przodem do niego. Siadam na blacie, a on momentalnie się do mnie przysuwa. Oplatam go nogami w pasie i wsuwam dłonie pod jego koszulkę, napierając na jego brzuch.
- Chcesz się przenieść do mojego pokoju? - pyta seksownie zachrypniętym głosem, a ja tylko kiwam potwierdzająco głową, spoglądając w jego roziskrzone tęczówki.
Wbiegamy na górę, przeskakując po kilka schodów na raz. Ledwo udaje nam się przekroczyć próg, a Nialler z niecierpliwością zrzuca z siebie koszulkę. Jego dotyk wręcz pali moją skórę, a temperatura powietrza w pokoju z każdą sekundą rośnie coraz wyżej.
- A co jak zaraz wejdzie twoja mama?
Czuję jak blondyn uśmiecha się spod moich pocałunków.
- To przestanie uważać cię za porządną dziewczynę - odpowiada, sunąc wargami wzdłuż mojego obojczyka.
- Chyba jakoś to przeżyję...
Przyciska mnie własnym ciałem do ściany, a ja wydaję ciche westchnienie, gdy dostrzegam idącą korytarzem panią Gallagher. Na chwilę zamieram, ale na szczęście nie zatrzymuje się, tylko idzie dalej nawet na nas nie spojrzawszy. Odpycham od siebie Nialla i gwałtownie wciągam powietrze. Spogląda na mnie niezadowolonym wzrokiem, a ja wskazuję na drzwi. Po chwili jego mama wraca z konewką i uśmiecha się do nas szeroko. Musiała dojrzeć rumieńce na naszych twarzach, bo uśmiech gwałtownie znika z jej twarzy i czym prędzej wychodzi z powrotem do ogrodu.
- Świetnie! Właśnie przestałam być porządną dziewczyną w oczach twojej mamy - wołam sfrustrowanym głosem, na co blondyn wybucha głośnym śmiechem.
- Ale ja lubię te nieporządne... - stwierdza przyjemnie głębokim tonem, całując mój policzek. Po chwili podchodzi do walizki i zaczyna wypakowywać swoje rzeczy.
- Muszę wziąć zimny prysznic, bo inaczej w tym pokoju może dojść do bardzo, ale to bardzo nieporządnych rzeczy - ignoruję jego wypowiedź. Przyciągam go do siebie i wpijam się w jego wargi.
- Masz rację, lepiej żebyśmy ochłonęli, bo nie ręczę za siebie - szepczę, a jego oczy rozbłyskują niezdrowym blaskiem. Jednak robi dwa kroki do tyłu i stara się głęboko oddychać.
- Muszę... wziąć... lodowaty... prysznic... - mówi, po każdym słowie gwałtownie wciągając powietrze. W końcu wychodzi, a ja opadam z głośnym westchnieniem na łóżko. W myślach zaczynam liczyć do stu, byle by tylko nie pobiec za nim do tej łazienki. Z każdą kolejną minutą coraz trudniej skupić mi się na liczbach. W końcu zrywam się z łóżka i podbiegam do mojej walizki. Wysypuję z niej całą zawartość na środek pokoju, aż wśród wszystkich rzeczy dostrzegam malutkie, prostokątne pudełeczko. Łapię je z ulgą i czym prędzej wychodzę na balkon. Odpalam papierosa z przyjemnością wciągając dym w płuca, znajome ciepło zaczyna rozchodzić się po moim ciele i wszystko powoli się uspokaja.
- Victorio Black!
Krzywię się na dźwięk wkurzonego głosu Niallera. Powoli się obracam, w drzwiach stoi mój blondyn jedynie w spodniach od dresu, które ledwo mu się trzymają na biodrach, przez szyję ma przewieszony ręcznik, którym wycierał mokre włosy. Teraz pojedyncze krople wody spływają po jego twarzy, a później po nagim torsie zostawiając po sobie długie, wilgotne ścieżki.
- Coś się stało, kochanie? - pytam niewinnym głosikiem.
- Coś się stało? Nie wkurzaj mnie bardziej niż to jest konieczne! Ile razy obiecywałaś? Ile razy jeszcze mam cię prosić? Miałaś rzucić to cholerstwo, a ty zamiast rzucić to co robisz? Palisz jeszcze więcej! Jesteś zadowolona z siebie? - warczy, spoglądając na mnie wściekłym wzrokiem.
- Ja... staram się... - mruczę niepewnie, a on tylko wybucha sarkastycznym śmiechem.
- Nie bądź śmieszna. Jeżeli wyczuję od ciebie jeszcze raz to cholerne świństwo to pogadamy inaczej, a teraz wracaj do środka zanim się przeziębisz - dodaje już nieco łagodniejszym głosem.
Gdy wchodzę z powrotem do pokoju Nialler przytula mnie, ale tylko po to by wyjąć z mojej tylnej kieszeni paczkę papierosów.
- To już ci nie będzie potrzebne, kochanie - stwierdza z zadowolonym uśmiechem.
*Amy*
Zmykam do kuchni, żeby przygotować kolację dla tych wszystkich głodomorów. Eminem w radiu wypluwa swój bunt i wściekłość. Odruchowo pogłaśniam, wystarczy, że usłyszę jego głos, a moje ciało samo zaczyna się bujać w rytm muzyki. Lepiej nie starać się rozumieć słów, bo to odbiera ochotę do dalszego słuchania. Ale jest muzyka i głos, które ratują całą resztę. Zayn powiedział mi kiedyś, ze chociaż te kawałki budzą w nim złość na cały świat, to przynajmniej w tych chwilach nie czuje się sam.
W jakimś stopniu zastępuje mi Jamesa, teraz gdy go przy mnie nie ma. To dobry chłopak, tylko w którymś momencie się pogubiliśmy, ale powoli odnajdujemy drogę do siebie, lecz już nie jako para, a jako dobrzy przyjaciele. Tak jest lepiej, przynajmniej takie jest moje zdanie.
Zostawiam cały stos kanapek na stole i wracam do swojego pokoju. Zakopuję się w pościeli, aż po sam czubek nosa i usilnie staram się zasnąć. Przewracam się z boku na bok. Ciekawe co u Jamesa... Pewnie w jego ramionach byłoby mi dużo łatwiej zasnąć. Znów się obracam. Głosy w domu powoli zaczynają cichnąć. Na dole jeszcze tylko gra telewizor, ale i on w końcu zostaje wyłączony. Z głuchym trzaskiem zamykają się drzwi po lewej stronie od mojego pokoju, to Zayn. Cicho wzdycham i przewracam się na plecy. Przez chwilę tępo wpatruję się w sufit, ale w końcu daję za wygraną. Spoglądam na telefon już 2:30. Uchylam drzwi na korytarz i dostrzegam wątłą strużkę światła spod drzwi Malika. Na palcach podchodzę do jego drzwi i cicho pukam.
- Proszę! - woła stłumionym głosem, a ja bez zastanowienia wchodzę do środka. Mulat siedzi na swoim łóżku czytając jakąś książkę. Podnosi na mnie swój czekoladowy wzrok i jego wargi rozciągają się w szerokim uśmiechu.
- Co tu robisz? - pyta, zamykając książkę, ale palcem przytrzymuje stronę na której skończył.
- Nie mogę zasnąć - skarżę się jak małe dziecko, a on klepie miejsce koło siebie.
- Chcesz tu dzisiaj spać? No wiesz możemy rozmawiać tak długo, aż nie zaśniesz - stwierdza zrzucając jedną poduszkę i koc na podłogę.
- Tak, mam już dość tej ciemności w moim pokoju - stwierdzam z ulgą rozsiadając się na ziemi.
- Co ty robisz? Ja tu będę spał, a ty w moim łóżku - mówi z lekkim rozbawieniem.
- Nie musisz się tak poświęcać, mogę przespać się na ziemi - protestuję, ale on bez słowa podnosi mnie i wpycha do łóżka, po czym opatula szczelnie puchową kołdrą, a sam kładzie się na podłodze.
Ledwo przykładam głowę do poduszki, a oczy same zaczynają mi się kleić. Nozdrza zalewa mi zapach Zayna, już zapomniałam jak on pięknie pachnie.
- Dobranoc Amy - szepcze chłopak, a ja chcę mu tak bardzo odpowiedzieć, ale Morfeusz jest silniejszy ode mnie.
W jakimś stopniu zastępuje mi Jamesa, teraz gdy go przy mnie nie ma. To dobry chłopak, tylko w którymś momencie się pogubiliśmy, ale powoli odnajdujemy drogę do siebie, lecz już nie jako para, a jako dobrzy przyjaciele. Tak jest lepiej, przynajmniej takie jest moje zdanie.
Zostawiam cały stos kanapek na stole i wracam do swojego pokoju. Zakopuję się w pościeli, aż po sam czubek nosa i usilnie staram się zasnąć. Przewracam się z boku na bok. Ciekawe co u Jamesa... Pewnie w jego ramionach byłoby mi dużo łatwiej zasnąć. Znów się obracam. Głosy w domu powoli zaczynają cichnąć. Na dole jeszcze tylko gra telewizor, ale i on w końcu zostaje wyłączony. Z głuchym trzaskiem zamykają się drzwi po lewej stronie od mojego pokoju, to Zayn. Cicho wzdycham i przewracam się na plecy. Przez chwilę tępo wpatruję się w sufit, ale w końcu daję za wygraną. Spoglądam na telefon już 2:30. Uchylam drzwi na korytarz i dostrzegam wątłą strużkę światła spod drzwi Malika. Na palcach podchodzę do jego drzwi i cicho pukam.
- Proszę! - woła stłumionym głosem, a ja bez zastanowienia wchodzę do środka. Mulat siedzi na swoim łóżku czytając jakąś książkę. Podnosi na mnie swój czekoladowy wzrok i jego wargi rozciągają się w szerokim uśmiechu.
- Co tu robisz? - pyta, zamykając książkę, ale palcem przytrzymuje stronę na której skończył.
- Nie mogę zasnąć - skarżę się jak małe dziecko, a on klepie miejsce koło siebie.
- Chcesz tu dzisiaj spać? No wiesz możemy rozmawiać tak długo, aż nie zaśniesz - stwierdza zrzucając jedną poduszkę i koc na podłogę.
- Tak, mam już dość tej ciemności w moim pokoju - stwierdzam z ulgą rozsiadając się na ziemi.
- Co ty robisz? Ja tu będę spał, a ty w moim łóżku - mówi z lekkim rozbawieniem.
- Nie musisz się tak poświęcać, mogę przespać się na ziemi - protestuję, ale on bez słowa podnosi mnie i wpycha do łóżka, po czym opatula szczelnie puchową kołdrą, a sam kładzie się na podłodze.
Ledwo przykładam głowę do poduszki, a oczy same zaczynają mi się kleić. Nozdrza zalewa mi zapach Zayna, już zapomniałam jak on pięknie pachnie.
- Dobranoc Amy - szepcze chłopak, a ja chcę mu tak bardzo odpowiedzieć, ale Morfeusz jest silniejszy ode mnie.
*Zayn*
Budzę się nagle, choć sam nie wiem dlaczego. Spoglądam na łóżko, ale jest puste, a drzwi od pokoju otwarte. Pewnie wróciła do siebie. Jest 4:20 już mam przenieść się z powrotem do łóżka, gdy do pokoju wchodzi Amy ze szklanką wody w ręce. Odstawia ją na stolik i zamiast wrócić do łóżka, to opada na podłogę.
- Co robisz? - pytam, spoglądając ze zdziwieniem jak kładzie się tuż koło mnie i z całej siły przylega do mnie swoim drobnym ciałkiem.
- Nie chcę spać sama - stwierdza, głosem małej dziewczynki i jeszcze mocniej wtula twarz w zagłębienie mojej szyi, a ja nie protestuję. Obejmuję ją ramieniem i całuję w czubek głowy.
- Rano będziesz tego strasznie żałować, wiesz księżniczko? - szepczę, ale ona już ponownie zasnęła.
- Co robisz? - pytam, spoglądając ze zdziwieniem jak kładzie się tuż koło mnie i z całej siły przylega do mnie swoim drobnym ciałkiem.
- Nie chcę spać sama - stwierdza, głosem małej dziewczynki i jeszcze mocniej wtula twarz w zagłębienie mojej szyi, a ja nie protestuję. Obejmuję ją ramieniem i całuję w czubek głowy.
- Rano będziesz tego strasznie żałować, wiesz księżniczko? - szepczę, ale ona już ponownie zasnęła.
___________________________________________________
Coś mi to wszystko nie idzie.
PS. Przepraszam, jeżeli jest pełno błędów, ale jest już dosyć późno i przyznaję, że zmęczenie o sobie przypomina :<
PS2 Ciekawe ile osób się wkurzy na Amy za to co zrobiła....?
PS2 Ciekawe ile osób się wkurzy na Amy za to co zrobiła....?
CZYTASZ = KOMENTUJESZ