Na samym początku chcę Was wszystkich bardzo mocno przeprosić. Nie planowałam tego. W głowie miałam już od dawna zaplanowane jak zakończyć tę historię co do kropki, wszystko sprowadzało się do tego by w wolnych chwilach spisać te pomysły i dodać. Chciałam skutecznie i systematycznie zakończyć to opowiadanie by móc rozpocząć nowe, które powoli kiełkowało w mojej głowie.
Niestety moje życie prywatne z każdym dniem stawało się coraz cięższe i nie mówię tu o problemach typu "dostałam pałę z matmy, rodzice mnie zabiją" czy coś w tym stylu. W domu miałam ciężką sytuację, która na początku wydawała się błahostką i nawet całkiem nieźle sobie radziłam. Jednak coś się we mnie zmieniło... doszłam do takiego etapu, że mimo iż wcześniej kochałam ludzi, chciałam spędzać z nimi jak najwięcej czasu, szukałam idiotycznych powodów, by nie wychodzić z domu. Cóż, nie skończyło się to dobrze.
Coraz więcej czasu poświęcałam na leżeniu i patrzeniu w sufit. Uczyłam się nadal dobrze, odrabiałam lekcje, chodziłam regularnie do szkoły, jednak praktycznie w ogóle się nie odzywałam, zazwyczaj tylko odpowiadałam na zadane mi pytania i to najkrótszą odpowiedzią, jaka była tylko możliwa. Może część z was już się domyśliła do czego zmierzam. Przeszłam załamanie psychiczne.
Nie chciało mi się żyć, nie widziałam w niczym sensu. Nie piszę tego po to, żebyście się nade mną litowali, lub żeby "zaszpanować", choć nie bardzo wiem czym. Chcę tylko, żebyście wiedzieli, może po części zrozumieli powód mojej nieobecności.
W każdym bądź razie, jestem już z powrotem. Postaram się nadrobić to co po raz kolejny zawaliłam. Teraz są matury, dużo wolnego czasu, więc postaram się przez ten czas wrzucić rozdział. Mam nadzieję, że mi wybaczycie i nadal ze mną będziecie, bo przez cały ten czas gdzieś tam z tyłu mojej głowy był głosik, który mówił "weź się w garść, oni na ciebie czekają", tylko w tedy nie widziałam w tym sensu, może nie chciałam w to wierzyć. Nie wiem, ale za to wiem, że jest mi cholernie wstyd za to, że się wtedy poddałam.