sobota, 17 listopada 2012

47. Wyścig z czasem

*Vicky*

- Vicky, obudź się, czas już wstać... - dobiega mnie delikatny męski szept. Powolutku otwieram zaspane oczy i moim oczom ukazuję się... Jack? Rozglądam się zdezorientowana po pokoju, w którym się znajduje, a po chwili zalewa mnie fala wspomnień z wczoraj. Poranna sprzeczka z Niallem, Angelina, Jack, który próbuje mnie pocieszyć, plotka, która nie jest prawdziwa, powrót do domu, gdzie zakończył się mój związek z Niallem na to ostatnie wspomnienie pojedyncza łza spływa po moim policzku, ale szybko ocieram ją wierzchem dłoni.
- Przepraszam, że cię budzę, ale zbieram się do szkoły i pomyślałem, że wypadałoby spytać czy też idziesz... - zaczął niepewnie rozmowę Jack.
- Tak muszę oderwać swoje myśli od tego wszystkiego, tylko... ja nie mam w co się ubrać - mówię bezradnie.
- Owszem masz - spoglądam na niego pytająco. - Jak ty jeszcze słodko spałaś, to ja poszedłem do twojego domu, otworzyłem drzwi kluczem, który wyjąłem z twojego plecaka i spakowałem ci trochę ubrań i kosmetyków. Myślałem, że spotkam Horana w domu, ale nikogo już nie było - mówi ze wzruszeniem ramion.
- Dziękuję - odpowiadam słabym głosem.
- To opowiesz mi co się wczoraj stało? Jak wczoraj cię znalazłem byłaś w strasznym stanie.
- Wiem, dziękuję ci za to, że mnie przygarnąłeś. Ja... po prostu nie jestem już z Niallem - odparłam ze ściśniętym gardłem. - Przepraszam... - dodaję po czym łapiąc kosmetyczkę i ubrania, które przyniósł brunet wymykam się do łazienki.
Spoglądam w lustro i widzę dziewczynę zagubioną w swoim świecie, z podpuchniętymi oczami i bladą twarzą. Wzdycham i ze złością ocieram łzy, które ponownie zebrały się w moich oczach tylko po to by po chwili spłynąć bo bladym policzku i spaść na podłogę. Biorę zimny prysznic, by poprawić krążenie i zmyć z siebie problemy wczorajszego dnia. Pudruję twarz, aby nie wydawała się, aż tak przeraźliwie biała, ale na wiele to się nie zdało. Ponownie wzdycham, lepiej już i tak nie będzie. Naciągam na siebie ubranie i wychodzę z łazienki. Schodzę niepewnie na dół spodziewając się, że w każdej chwili wpadnę na ojca Jacka, który będzie się domagał wyjaśnień, co robiłam tu przez całą noc, ale na szczęście nic takiego nie ma miejsca. W kuchni czeka już na mnie Jack z porcją jajecznicy na talerzu.
- Jeżeli chciałaś jakieś lepsze śniadanie, to przepraszam, ale ja nie potrafię zrobić nic lepszego - spogląda na mnie niepewnie.
- Nie, jest w porządku - odpowiadam, po czym siadam do stołu. Jednak nie zabieram się za jedzenie, po prostu gmeram widelcem w jedzeniu.
- Vicky, przepraszam, nie powinienem się wtrącać...
- Nie, masz prawo wiedzieć w końcu dzięki tobie miałam gdzie spać. A twój tata gdzie? - pytam, na co Jack lekko się krzywi, nienawidzi swojego ojca.
- Wybył do pracy jeszcze przed świtem, wraz ze swoją najukochańszą - to słowo wypowiada z wyjątkową pogardą. - W każdym razie jakbyś chciała z kimś pogadać, albe znów nie miała gdzie spać, to przyjdź bez wahania, dobra? - kiwam głową, na znak, że zrozumiałam po czym wtulam się w jego tors i zaczynam opowiadać całe zdarzenie z wczoraj gdy weszłam do domu. Jack się nie odzywał, tylko w niektórych momentach czułam jak napinają mu się mięśnie z nerwów. Gdy skończyłam mówić głos mi drżał, ale łzy już nie pojawiły się na policzkach. Brunet przemówił do mnie o dziwo spokojnym głosem.
- To nie jest prawda i oboje o tym wiemy. Może powinnaś z nim spokojnie porozmawiać, jak te wszystkie emocje opadną? - sugeruje delikatnie, odgarniając z mojej twarzy zbłąkany kosmyk.
- Nie słyszałeś co powiedziałam? On mnie NIE CHCE więcej widzieć - mówię zrozpaczonym tonem.
- To nie prawda. Powiedział to w złości, a w nerwach wiele ludzi mówi nie prawdę, po prostu poniosły go emocje... - widzę, że chce coś jeszcze dodać, ale szybko mu przerywam.
- Pyszna ta twoja jajecznica, a teraz chodźmy do szkoły bo się spóźnimy.
- Ale przecież ty nic nie zjadłaś! - wzdycha. - No dobra, poczekaj dam ci klucze zapasowe, bo z tego co pamiętam to kończę dziś później od ciebie.
- Nie trzeba, wrócę do siebie - patrzy na mnie zdziwiony. - Nie tam, do domu rodziców.
- Jak chcesz, to zawsze możesz przyjść tutaj.
- Dziękuję - szepczę po czym obdarowuję jego policzek delikatnym pocałunkiem. - Poczekaj tu na mnie, pozbieram wszystkie swoje rzeczy i pójdziemy do szkoły.
- Pojedziemy - poprawia mnie, na co marszczę brwi. - Na rowerach - odpowiada ze śmiechem widząc moją minę.
Wbiegam szybko na górę, do pokoju mojego przyjaciela by wepchnąć z nieładem do torby wszystkie ubrania i kosmetyki, które udało mi się znaleźć w ogólnym bałaganie. Wracam pospiesznie na dół i kieruję się do wyjścia. Przed domem stoi uśmiechnięty Jack trzymając dwa rowery.
- Ja myślałam, że ty żartujesz! - wołam do niego zrozpaczona.
- No to już wiesz, że to nie był żart! - odpowiada zadowolony z siebie.
- Wiesz kiedy ostatni raz jeździłam na rowerze?
- Oj tam, dasz sobie radę - biorę głęboki oddech i wsiadam na rower, w myślach przeklinając pomysły Jacka. Powolutku zmierzamy ku szkole, skąd cały ten koszmar się zaczął.

Kiedy dzwonek oznajmiający koniec zajęć kładzie kres moim męczarnią, mam tylko jedną myśl: wrócić jak najszybciej do domu i schować się pod kołdrą, gdzie nikt mnie nie znajdzie. Cały dzień wszyscy się na mnie dziwnie patrzyli i szeptali między sobą, jakbym była kosmitą. Jedynie Jack z Amy dzielnie dotrzymywali mi towarzystwa.
W drodze powrotnej pedałuję jak opętana, tak bardzo chcę zniknąć wszystkim z oczu, że nie przejmuję się znakami i skrzyżowaniami. Zatrzymuję się dopiero przy cukierni, która znajduje się nieopodal mojego domu. Potrzebuję dużej dawki czegoś słodkiego.
- Dziś bez chłopaka? - pyta sprzedawczyni, podając mi muffinki czekoladowe. Gwałtownie blednę, zazwyczaj zadawała pytania w stylu: "jak tam sprawy sercowe?, na które zawsze odpowiadałam, że w porządku lub sam Niall odpowiadał, bo uwielbiał tu ze mną przychodzić. Przybita na to wspomnienie zapominam zabrać reszty.
Zostawiam rower oparty o drzwi garażu i drżącymi rękoma wsuwam klucz do zamku, po czym cichutko wsuwam się do środka. Wciągam kwiatowy zapach, unoszący się po domu. W końcu jestem u siebie, bez natarczywych spojrzeń zwykłych ludzi i niewygodnych pytań przyjaciół. Powoli zaczynam kierować się w stronę swojego dawnego pokoju, gdy z kuchni dobiega mnie głos mamy.
- James, to ty? - no tak rodzice. Teraz to się zaczną niewygodne pytania. Biorę głęboki oddech i odkrzykuję:
- Nie mamo, to ja!
- Vicky?! - mama wybiega z kuchni i mocno mnie przytula. - Co tu robisz? Strasznie wyglądasz, stało się coś?
- Dzięki mamo - odpowiadam z sarkazmem. - Po prostu mam dość, mogę tu przez kilka dni pomieszkać?
- Oczywiście, że możesz, jeszcze nic nie zmieniliśmy w twoim pokoju więc nie widzę problemu. Chcesz pogadać?
- Przepraszam, ale nie. Chcę pobyć sama. Muszę pomyśleć co dalej z moim życiem - odpowiadam zrezygnowana.
- Pokłóciłaś się z Niallem? To się zdarza... - zaczyna delikatnie mama, ale jej przerywam.
- Ja się rozstałam z Niallem - po tym zdaniu ponownie zaczynam kierować się do swojego pokoju. Mama już mnie nie zatrzymuje.
Umykam do swojego pokoju. Chciałabym przestać myśleć, rzucam się na łóżko obok książki, którą pożyczył mi kiedyś Niall. Wdycham zapach papieru, odwracam strony, które on sam obracał. Czytać tę książkę to trochę tak jakby znów być obok niego.



*Niall*

Przez noc spakowałem wszystkie swoje rzeczy, a skoro świt pojechałem do studia, bo dłużej już nie mogłem wytrzymać w tym domu. Jak ona mogła, zrobić mi coś takiego?! Przecież dobrze wiedziała, że jest całym moim światem, pewnie dlatego mnie wykorzystała. No tak skoro jestem bogaty to każda może mnie wykorzystać, taa jasne.
- Niall? Co ty tu robisz tak wcześnie? - z zamyślenia wyrwa mnie czyjś głos. Podnoszę niechętnie wzrok.
- Cześć Harry. Tak jakoś, nie mogłem już dłużej siedzieć w domu - mówię z udawaną beztroską.
- A tak poważnie to co się stało? - pyta, siadając obok mnie na podłodze. Wzdycham.
- Mogę u was z powrotem zamieszkać?
- Pewnie, że tak, to przecież też twój dom, ale co z Vicky? - pyta, uważnie mi się przyglądając.
- Nie mów mi o tej dziewczynie! - warknąłem. - Przepraszam, to jest dla mnie drażliwy temat - odparłem zrezygnowany.
- Dlaczego? - docieka Hazza.
- Odszedłem od niej...
- O już jesteście, wcześnie. Tak poza tym to cześć wszystkim! - podeszli do nas Zayn, Lou i Liam.
- Chodźmy już bo pewnie Paul na nas czeka w środku, a każda sekunda jest święta! - dodaje Zayn przewracając oczami.
- Później pogadamy - szepczę do Hazzy, po czym powolnie podnoszę się z podłogi.

*Harry*

- No więc? - pytam Nialla, kilka godzin później w jego pokoju. Jeżeli myślał, że odpuszczę to się mylił. Nie odpowiada od razu. Daję mu chwilę by sobie to wszystko poukładał.
- Wczoraj rano trochę się pokłóciliśmy, ale to była taka zwykła sprzeczka nic wielkiego, jednak to nie zmienia faktu, że zachowałem się jak dupek, odpowiadając na jej stwierdzenie, że się zmieni, że już to tysiąc razy słyszałem, na co wybiegła z auta z płaczem. Chciałem po nią przyjechać po lekcjach z wielkim bukietem róż i ją przeprosić, ale zadzwonił do mnie Werner, pamiętasz go? Chodził ze mną do klasy, siedziałem z nim w ławce. W każdym razie powiedział mi, że widział jak moja Victoria wyszła ze szkolnego kibla bardzo zadowolona, a zaraz za nią niejaki Jack Turner i o dziwo już nie była załamana. A Moody przekazała mu, że podsłuchała o czym rozmawiali.  I wiesz o czym? - nieświadomie z każdym słowem zaczął mówić coraz głośniej. - O tym jaki to Jack jest lepszy ode mnie w łóżku! - opadł zdyszany na łózko.
- Cooo?! - nie mogę w to uwierzyć, to nie może być prawda!
- A wiesz co jest najlepsze? To, że przyszła do domu jak gdyby nigdy nic i jeszcze nie wiedziała o co mi chodzi, jak zacząłem na nią krzyczeć, że jeśli myśli, że jej to ujdzie na sucho to jest w błędzie!
- Niall, uspokój się!  A nie pomyślałeś, że ona na prawdę mogła nie wiedzieć o co ci chodzi? - pytam spokojnie.
- Że co? Jeszcze jej bronisz?!
- Nie bronie, tylko próbuję zrozumieć. Może to tylko fatalna pomyłka. Pomyśl, Zayn też niby zdradził Amy według gazet, a Amy w to uwierzyła, a prawda była zupełnie inna! Może to jest taka sama sytuacja? - próbuję myśleć logicznie. Nie wierzę w to, żeby Vicky była w stanie zdradzić Nialla. Jednak on chyba w to nie wierzy, bo tylko wzdycha z pogardą.
- To było zupełnie co innego. To paparazzi wymyślili, a oni nigdy nie mówią prawdy, im tylko zależy na własnej korzyści, a powiedz mi jaką korzyść miałby Werner mówiąc, że Vicky mnie zdradza? Żadną! - odpowiada, widocznie zadowolony z siebie, że udało mu się mnie przegadać.
- Ale sam powiedziałeś, że w to wszystko była wplątana Moody, a oboje dobrze wiemy, że ona nienawidzi Victorii, więc ona już miałaby z tego korzyść, a Werner nieświadomy tego, że to jest zwykły wymysł Angeliny powtórzył ci to co usłyszał... - na taki pogląd sytuacji Irlandczykowi zrzedła mina.
- Nie wierzę w to. Ona mnie zdradziła, rozumiesz? Nie chcę jej znać i nie żałuję niczego co wczoraj powiedziałem - pokręciłem głową z nie do wierzeniem, by po chwili wstać i skierować się w stronę wyjścia. - A ty dokąd Styles?
- Do Vicky. Ona mi pomogła kiedy mnie oszukałeś z tymi kotami - przez moją twarz, przebiegł nikły uśmiech na to wspomnienie. - Teraz moja kolej pomóc jej, gdy ty zostawiłeś ją, a przy okazji może poznam prawdę - odpowiadam ze wzruszeniem ramion po czym znikam w drzwiach, zostawiając zdziwionego blondyna.
Drzwi od domu otwiera mi rodzicielka Victorii.
- Dzień dobry, jest Vicky? - pytam delikatnie.
- Jest, ale obawiam się, że nie chce z nikim rozmawiać - odpowiada mi pani Black, po czym zaczyna zamykać drzwi. Szybko przytrzymuję je ręką.
- Muszę z nią porozmawiać, ona mi kiedyś pomogła, więc teraz ja chcę pomóc jej.
- W porządku, tylko nie męcz jej długo - odpowiada zrezygnowana, po czym wpuszcza mnie do środka. - Poczekaj zrobię wam herbatę, bo widzę, że jakieś ciastka przywiozłeś.
- Dziękuję, będę wdzięczny - po kilku minutach kieruję się po schodach do pokoju Victorii, trzymając w dłoniach dwa kubki z malinową herbatą. Pukam do drzwi łokciem, z racji tego, iż nie mam już wolnej ręki, ale odpowiada mi cisza. Ostrożnie otwieram drzwi i wsuwam się do środka.
Zastaję ją, siedzącą na podłodze, wczytaną w jakąś książkę, chyba wcześniej widziałem ją w pokoju Horana.
- Cześć Vicky... - mówię cichutko. Podskakuje po czym podnosi a na mnie przestraszone spojrzenie. Wygląda okropnie. Cała zapuchnięta i blada, na policzkach błyszczą świeże łzy.
- Co ty tu robisz? - pyta zachrypniętym głosem.
- Przyjechałem tu, żebyś nie siedziała sama. Jak chcesz to nawet nie muszę się odzywać... Mam ciastka i herbatę malinową - mówię to tak jakby ten fakt przeważył o tym, że tu zostaję. Uśmiechnęła się blado, po czym delikatnie odłożyła książkę na biurko i wyjęła jeden kubek z mojej dłoni.
- Dziękuję, że przyjechałeś - mówi usadawiając się na łóżku, po chwili klepie miejsce koło siebie, mówiąc mi tym samym, żeby usiadł koło niej.
- Powiesz mi co się stało? - pytam delikatnie.
- Do końca, sama nie wiem. Rano pokłóciliśmy się, w sumie z mojej winny, bo zaczęłam się obrażać na żarty, a on wziął to na serio i trochę się wkurzył. Powiedział kilka nie miłych słów, przez co weszłam do szkoły z płaczem, tam przejęła mnie Angelina, która chyba jako życiowy cel wyznaczyła sobie uprzykrzanie mi życia.. W końcu z tej męczarni uratował mnie Jack i wyszliśmy przed budynek. Zaczęłam płakać, co skończyło się tragicznie, bo spłynął mi tusz do rzęs na policzki, więc skierowałam się do szkolnej łazienki by jakoś się ogarnąć, a Turner miał na mnie czekać przed drzwiami, ale zaraz władował się do środka mówiąc, że tam nudno. Podziękowałam mu za to, że ze mną był i wyszliśmy na korytarz i rozeszliśmy się na lekcje. Po zajęciach miałam nie wracać do domu, bo nie miałam ochoty, a Jack uparł się, że pójdzie ze mną. Długo rozmawialiśmy i uświadomił mi, że powinnam iść do Nialla i wszystko sobie wytłumaczyć na spokojnie. Ale jak przyszłam do domu to on zaczął mi robić jakieś chore wyrzuty, że ja pieprzyłam się z Jackiem w tej toalecie! A przecież to nie prawda, w życiu bym mu niczego takiego nie zrobiła bo go kocham! - mówi podniesionym głosem, po czym zrywa się z łóżka i wychodzi na balkon. Obserwuję ją przez szybę w oknie. Wyciąga z tylnej kieszeni spodni paczkę papierosów i zapalniczkę, by po chwili zapalić. Podnoszę się z łóżka i dołączam do niej. Smugi dymu przesuwają się przed jej twarzą niczym szara mgła.
- Czyli to wszystko to jest pomyłka! - mówię zadowolony z siebie, że od początku miałem rację.
- Oczywiście, że tak, ale nasz szanowny Irlandczyk nie chce tego przyjąć do wiadomości! - odpowiada zirytowana.
- To z nim pogadaj, na spokojnie! Wytłumacz mu to tak jak wytłumaczyłaś to mnie.
- Harry, to nie jest takie proste... 
- Właśnie, że jest! - uparcie bronię swoich racji. - To wy to wszystko utrudniacie! Zbieraj się, jedziemy naprawić wasze życie.

*Vicky*

Siedzę w samochodzie Hazzy, ubrana w ciuchy, które mi wybrał, twierdząc, że to da mi kilka dodatkowych minut na rozmowę.
- Vicky, czy możesz zgasić tego papierosa? To już twój trzeci odkąd do ciebie przyjechałem... - kieruje do mnie karcące słowa.
- Tak, przepraszam... To z nerwów - odpowiadam.
Po kilku minutach stoimy przed celem naszej podróży.
- Dasz sobie radę - szepcze, po czym delikatnie popycha mnie w stronę schodów. Kiwam głową i kieruję się tak dobrze znaną mi trasą. Drzwi od pokoju Horana są uchylone, mimo to delikatnie pukam.
- Wlazł - słyszę obojętny głos mojego ukochanego, na który mimowolnie się uśmiecham. Jednak gdy popycham drzwi już nie jest mi do śmiechu. Blondyn leży z twarzą ukrytą w poduszce, więc nawet nie zauważył kto wszedł.
- Cześć... Niall - mówię cichutko. Chłopak na dźwięk mojego głosu w momencie się poderwał.
- Co ty tu robisz?! Czy nie wyraziłem się wystarczająco jasno?! - krzyczy, na co odruchowo się kulę. Po chwili się prostuję, nie po to tu przyszłam by stchórzyć. Siadam na jego łóżku.
- Nie wyjdę stąd dopóki ze mną nie porozmawiasz - stwierdzam pewnym siebie głosem, przynajmniej mam nadzieję, że tak brzmiał.
- Ty na prawdę nie rozumiesz? Nie chcę już mieć z tobą nic wspólnego - odpowiada mi, a ja czuję jak moje serce rozpada się na tysiące kawałeczków mimo to próbuję nie dać tego po sobie znać. Niall chyba to zauważył bo tylko westchnął i usiadł koło mnie. - Masz pięć minut.
Pięć minut to nie wiele, by powiedzieć to wszystko co chciałam, ale muszę spróbować. Powoli zaczęłam opowiadać to wszystko co powiedziałam Hazzie, tak jak mi polecił. Z każdym słowem widziałam jak niebieskooki przygląda mi się coraz bardziej niepewnie.
-... No to chyba wszystko co ci chciałam powiedzieć - kończę trochę kulawo i wyczekuję jego reakcji.
- Już koniec? To dobrze bo mówiłaś dłużej niż pięć minut, ale wymyśliłaś tak fascynującą opowiastkę, że nie potrafiłem ci przerwać.
- Ale Niall to jest prawda! - próbuję mu przerwać, ale mnie ignoruje.
- No chyba wiesz jak trafić do wyjścia, fajnie, że wpadłaś, cześć - mówi lekceważąco po czym odwraca się twarzą do okna. W moich oczach zaczynają zbierać się ponownie łzy. Roztrzęsionymi dłońmi ściągam z szyi łańcuszek, który kiedyś od niego dostałam.
- Kocham Cię Niall i nic tego nie zmieni, to przykre, że mi nie wierzysz, ale widocznie nie czułeś tego samego co ja - szepcę, po czym wybiegam z jego pokoju.
Na dole czeka na mnie Harry.
- I jak? - pyta, ale widząc moją zapłakaną twarz chyba sam domyślił się prawdy.
- Nie udało się - mówię, po czym wychodzę z domu, słyszę jak Hazza krzyczy, żebym poczekała, a po chwili jak kieruje swoje słowa w stronę Irlandczyka:
- Idioto, ona mówiła prawdę! - ale dla mnie to już nie ma znaczenia, już nic nie ma znaczenia.

Od kilku dni nie chodzę do szkoły, a Jack stara się jak może podnieść mnie na duchu. Zupełnie jak trener, który usiłuje dodać energii swojemu zawodnikowi po bokserskiej walce. "Poczekaj bądź cierpliwa. Musicie oboje ochłonąć..." Szkoda tylko, że Niall mi nie uwierzył, dając mi znak, że to definitywny koniec. To powoli zaczyna tracić sens. Co wieczór odwiedza mnie Harry, sprawdzając czy jeszcze żyję. W tej chwili właśnie czekam na tego zielonookiego bruneta ze słodkimi dołeczkami w policzkach gdy się uśmiecha. W końcu wpada do mojego pokoju zziajany.
- Spokojnie, coś tak biegł? - pytam.
- Vicky on wyjeżdża! - mówi z trudem łapiąc oddech. Spoglądam na niego zdziwiona.
- Dokąd? 
- Do Irlandii! Za 20 minut ma samolot! - krzyczy, a ja rozglądam się przerażona po pokoju. 
- Zawieź mnie na lotnisko - w momencie podejmuję decyzję.
- Nie mogę! - woła zrozpaczony. - Zepsuło mi się auto w drodze do ciebie, przepraszam - wyjaśnia łamiącym tonem. To nie może się dziać, to jakiś chory żart. Wybiegam z domu łapiąc kurtkę i pośpiesznie naciągając buty. Lotnisko jest 1,5 kilometra stąd, to nie tak daleko, może uda mi się dobiec.
Burzliwy wiatr chłoszcze moją twarz i targa moje włosy. Biegnę do utraty tchu, tak samo jak biegłam sześć dni wcześniej, uciekając z domu, gdzie nie uwierzył mi mój ukochany. Jednak tym razem nie chcę uciec, chcę złapać miłość mojego życia nim będzie za późno, chcę ją zatrzymać mimo wszystko.

Wpadam do budynku niczym huragan. Od razu kieruję się do punktu informacji, przepycham się na początek kolejki ignorując niezadowolone komentarze innych ludzi.
- Gdzie... jest... samolot... do Irlandii...? - sapie z trudem łapiąc oddech, chyba jednak palenie papierosów nie sprzyja mojej kondycji. Kobieta z informacji spogląda na mnie współczującym wzrokiem.
- Ten samolot odleciał 5 minut temu.


___________________________________________

Dobry wieczór, wszystkim czytelnikom :*
I jak rozdział? Mnie się wydaję dość nudny, ale w sumie jestem z niego zadowolona. Zwłaszcza z końcówki. Dodaję go, mimo, że cały czas z wielką chęcią robiłabym poprawki, ale nie mam już siły. Bądźcie wyrozumiałe...
Bardzo wam dziękuję za tyle komentarzy pod ostatnim rozdziałem, byłam wręcz w szoku, jeszcze tyle miłych słów w życiu nie usłyszałam, jesteście G-E-N-I-A-L-N-E! Mam nadzieję, że tym rozdziałem was nie zawiodłam :)
no i zapraszam na mojego bloga :)

sobota, 3 listopada 2012

46. Bolesna plotka o przygodzie w szkolnej toalecie

*Vicky*

- Wstawaj kochanie... Musisz iść do szkoły... - otwieram leniwie oczy po czym zamykam je z powrotem. Dopiero po minucie dociera do  mnie sens słów Nialla.
- Jakiej szkoły? - pytam gwałtownie się prostując.
- No do takiej w której się uczysz i masz sprawdziany i cudownych znajomych - spojrzałam na niego jakby oszalał - no dobra z tymi cudownymi znajomymi to przesadziłem, ale musisz iść do szkoły i tak już masz straszne zaległości, a ja nie pozwolę żeby moja dziewczyna była nieukiem - mówiąc to zaczyna spychać mnie z łóżka.
- Kiedy ja nie chcę tam iść! - protestuję jak mogę, ale w odpowiedzi niebieskooki przerzuca mnie przez swoje ramie i zanosi do łazienki.
- Mam ci pomóc się wykąpać i ubrać, czy sama sobie dasz radę? - mierzę go spojrzeniem. - Tak myślałem, ubrania masz już przygotowane, a ja za ten czas spakuję ci plecak i zrobię pyszne śniadanko - dostaję buziaka w policzek i tyle go widziałam.
Zaczynam od ciepłego prysznicu aby zmyć z siebie resztki snu. Wraz z płynącymi po moim ciele strużkami ciepłej wody czuję jak wstępuje we mnie nowa energia.
Otulam się szczelnie ręcznikiem i kolistymi ruchami wcieram w siebie poziomkowy balsam do ciała. Następnie ciągle stając w samym ręczniku przed lustrem zaczynam suszyć włosy, a potem delikatnie skręcać lokówką, by osiągnąć upragniony efekt. Delikatnie pociągam rzęsy tuszem, a na końcu wciskam się w zestaw, który wybrał mi Horan. Spoglądam w lustro i... chyba zwariował! Ja i ten różowy sweterek? Skąd on go w ogóle wytrzasnął?!
- Vicky pośpiesz się, bo zaraz wychodzisz, a ty jeszcze musisz zjeść śniadanie! - woła blondyn zza drzwi, świetnie zaraz się dowiem skąd ma to... to... to COŚ. Otwieram drzwi z rozmachem.
- Nie musiałaś aż tak się spieszyć. Ooo... ładnie wyglądasz - mówi szczerząc zęby.
- Jak cię kopne to gwiazdki zobaczysz! Skąd wytrzasnąłeś ten głupi sweterek? Muszę teraz iść się przebrać.
- No z twojej szafy... - zaczyna niepewnie - Był na samym dnie, ale udało mi się go wydobyć. Zaraz, zaraz czy to powiedziałaś przebrać się? Przecież wyglądasz ślicznie! - próbuje wyperswadować mi to z głowy, ale ja tak łatwo się nie dam.
- Wyglądam jak słodka idiotka, a ty chcesz żebym tak się w szkole pokazała? O nie... - mówiąc to zaczynam kierować się w stronę szafy.
- Kiedy wyglądasz idealnie, a za to twoje głupie gadanie zaraz dostaniesz i chodź już na śniadanie głuptasie - łapie mnie za ramiona i obraca w stronę drzwi. Niechętnie się poddaję licząc na to, że przy najbliższej okazji i tak zdejmę ten sweterek.
Siadam przy stole udając obrażoną, a Niall podaje mi tosty i szklankę soku pomarańczowego.
- A kawa? - pytam rozglądając się po pomieszczeniu.
- Kawa na śniadanie jest niezdrowa, kochanie - odpowiada ponownie obdarzając mój policzek całusem.
- Okej gotowa? - pyta po kilkunastu minutach. - W takin razie cię odwiozę. Potem jedziemy do studia z chłopakami, ale powinienem się wyrobić to po ciebie przyjadę.
- Jak to? Nie idziesz do szkoły?
- Zapomniałem ci powiedzieć? Już tam nie chodzimy. Paul powiedział, że to nie był dobry pomysł bo mamy na głowie inne sprawy niż naukę i będziemy pobierać prywatnie lekcję, całą piątką - wyjaśnił ze wzruszeniem ramion.
- No przecież to było takie oczywiste! - mówię z sarkazmem i wsiadam do auta trzaskając drzwiami, które od razu otwiera Irlandczyk.
- O co ci chodzi? Od rana masz jakieś fochy i problemy. Jak tak bardzo wkurzył cię ten głupi sweter to go zdejmij i po problemie, ale nie wyżywaj się na mnie! Może faktycznie powinienem ci wcześniej powiedzieć, że ja nie idę do szkoły, ale zapomniałem, każdemu się zdarza! - krzyczy po czym trzaska moimi drzwiami i wsiada do samochodu. Całą drogę spędzamy w ciszy. Dopiero gdy zatrzymuje się na parkingu szkoły przerywam tę cholerną ciszę.
- Przepraszam, miałeś rację, to się już nie powtórzy - mówię cichutko.
- Taa, jasne słyszałem to już tysiąc razy - odpowiada, na co w moich oczach pojawiają się łzy. Ocieram je ze złością.
- Nie musisz po mnie przyjeżdżać - rzucam po czym wysiadam z auta i zaczynam się kierować w stronę szkoły.
- Vicky, poczekaj! - słyszę jak woła, żebym się zatrzymała, ale uparcie dążę przed siebie, aż znikam w drzwiach szkoły. Gwałtownie uderza we mnie ciepłe powietrze, a na korytarzu zapada idealna cisza. Wszystkie spojrzenia skierowane są w moją stronę.
- Co jest Black, miłość roku się skończyła? Horan w końcu przejrzał na oczy i zorientował się, że może mieć coś więcej niż takie zero? - rzuca drwiąco w moją stronę niejaka Angelina Moody. Witaj w szkole.
- Zamknij tapeciaro i lepiej idź sprawdzić czy nie ma cię w łazience - odwarknęłam. Głowy uczniów kierują się ode mnie do niej, jak na jakimś pieprzonym filmie.
- O jaka pyskata się zrobiłaś - z każdym słowem pomału zaczyna się zbliżać w moją stronę. - Ale tym razem nie ma kto cię obronić. Twój chłopak - to słowo wypowiada z wyjątkową pogardą - już cię nie chce. Nikt cię nie chce. A jeżeli jeszcze raz powiesz coś co mi się nie spodoba to tego pożałujesz - syczy mi prosto w twarz.
- Posłuchaj ty nadęta dziewucho! - zaczynam ale nie dane jest mi skończyć, "przypadkiem" zahacza dłonią o moją twarz.
- Ostrzegałam cię.
- Vicky?! - równocześnie obracamy się w stronę głosu. Chłopak podbiega do mnie i obejmuje w talii.
- Nic ci się nie stało? - pyta z troską. Potrząsam przecząco głową.
- Turner? - szepcze zdziwiona Angelina. No tak przecież zanim wyjechał była w nim szaleńczo zakochana i wszyscy o tym wiedzieli, to między innymi dlatego tak bardzo mnie nienawidzi bo on kochał mnie, a na nią nigdy nawet nie spojrzał. I po raz kolejny ją zignorował.
- Chodźmy stąd - wyprowadza mnie ze szkoły i siadamy na ławce. Tam daję upust swoim emocją. Łzy zaczynają płynąć po moich policzkach, a Jack nic nie mówi. Po prostu przytula mnie do siebie i rytmicznie głaska po plecach. W końcu się na tyle uspokajam by móc mówić.
- Więc co się stało? - pyta podając mi chusteczkę. Wycieram hałaśliwie nos.
- Rano pokłóciłam się z Niallem, a potem ona dołożyła oliwy do ognia, ale już jest dobrze - próbuję wymusić uśmiech, ale zamiast tego na mojej twarzy pojawia się jakiś grymas. - Przepraszam, przeze mnie urwałeś się z pierwszej lekcji... A w sumie co ty tu robisz?
- Nic się nie stało. Jak to? Przecież muszę chodzić do szkoły, a wolę chodzić z ludźmi, których znam. A teraz wracajmy.
- Mamy jeszcze 25 minut do następnej lekcji, chodź do łazienki muszę się ogarnąć.
- Poczekaj tu na mnie - rzucam w stronę Jacka, po czym wchodzę do pomieszczenia. Po chwili chłopak pakuje się do łazienki.
- Co ty tu robisz? To łazienka dla dziewczyn! - wołam ze śmiechem.
- Nudno tam pod tymi drzwiami - odpowiada ze wzruszeniem ramion po czym opiera się o framugę drzwi i patrzy jak poprawiam makijaż.
- W porządku jestem gotowa do zajęć.
- Dasz sobie radę? - pyta z troską.
- Tak, gdyby co Amy mnie obroni, bo chyba jest dzisiaj w szkole? - kiwa twierdząco głową. Po czym rusza do wyjścia. - Jack poczekaj - obraca się w moją stronę i spogląda na mnie pytająco. - Chciałam ci podziękować, że zerwałeś się dla mnie z zajęć i w ogóle, że przy mnie byłeś. Dziękuję - szpecę po czym wspinam się na palce by złożyć pocałunek na jego policzku. Na twarzy chłopaka pojawia się uśmiech po czym mieszamy się z uczniami, którzy śpieszą na kolejne lekcje.
- Czemu nie byłaś na pierwszej lekcji? Ponoć Jacka też nie było, a potem razem wyszliście ze szkolnej łazienki.... - zaczyna Amy, prześwietlając mnie spojrzeniem.
- Czy ty coś insynuujesz? - pytam z rozbawieniem.
- Mówię tylko to co cała szkoła gada - odpowiada ze wzruszeniem ramion. - To jak byliście w tej łazience? Razem?
- Byliśmy, ale dlatego bo płakałam - patrzy na mnie pytająco. - Wyjaśnię ci to na przerwie, a teraz jeżeli pozwolisz to skupię się na tym co mówi pan Ray.
Na przerwie tak jak obiecałam opowiadam Amy wszystko co stało się dzisiejszego ranka.
- Faktycznie trochę to inaczej wyglądało, niż opowiadają w szkole... Ale nie martw się za kilka dni o tym zapomną.
- Oby...
- Cześć dziewczyny! Nad czym tak debatujecie? - dołączają do nas James z Jackiem.
- Nad problemami zakochanych - odpowiada Amy.
- Taak? Ja z chęcią mogę pomóc - oferuje się mój brat spoglądając na Smerfetkę, która go ignoruje. Obok mnie siada Turner.
- Już wszystko okej? - szepce tak by nikt tego nie dosłyszał. Kiwam głową w odpowiedzi i lekko się uśmiecham.
- Co robicie dzisiaj po szkole? - pyta Amy z błyskiem w oku.
- Ja siedzę w domu, ale jak chcesz to możemy posiedzieć razem - od razu oferuje się James.
- Tak ja też idę od razu do domu - stwierdza Jack. Teraz wszyscy spoglądają na mnie.
- Ja... ja raczej nie wracam do domu, bynajmniej nie zaraz po lekcjach... - odpowiadam ze wzruszeniem ramion.
- Dasz radę kochanie... A po mnie Zayn przyjeżdża i gdzieś mnie porywa! - mówi podekscytowanym głosem Amanda. Na to stwierdzenie James przestaje się uśmiechać i już nic nie mówi do końca dnia.
Po lekcjach idę do szafki by zostawić niepotrzebne książki.
- To jak gdzie idziemy piękna? - dobiega mnie męski głos.
- Jack wystraszyłeś mnie! Jak my? Ja idę sama, gdzieś połazić - odpowiadam marszcząc brwi.
- Idziesz sama, żeby męczyć się w myślach? O nie, ja na to nie pozwolę, a potem dopilnuję byś wróciła do domu o przyzwoitej porze cała i zdrowa. A jak nie chcesz mojego towarzystwa to nie będę się odzywał - zrobił słodkie oczka.
- W porządku... - przystaję na jego propozycję niechętnie. - To gdzie najpierw?
- Hm... Może najpierw coś zjeść?
- W takim razie prowadź.
Wychodząc ze szkoły spoglądam niepewnie na parking, mając cichą nadzieję, że mimo wszystko dostrzegę tam nonszalancko opartą o swój czarny samochód blond postać, skrycie ukrytą pod kapturem i czarnymi okularami. Postać, która na mój widok się uśmiechnie i pocałuje na powitanie, przepraszając za rano.
Ale nic takiego nie ma miejsca. Nikt na mnie nie czeka. Ciekawe. Przecież obiecał być...
Wchodzimy do kawiarni, gdzie Jack kupuje dwie gorące czekolady i dwa ciepłe croissanty. Zabieramy to wszystko i kierujemy się do pobliskiego parku.
- Opowiedz mi o tym jak poznałaś Nialla i o waszej wielkiej miłości - prosi Jack, a ja posłusznie zaczynam opowieść.
- Jesteśmy razem od czterech miesięcy - mówię po czym wyciągam zdjęcie z notesu, które zrobił nam James na Nialla urodzinach. Na zdjęciu wtulam się w niebieskookiego, a on całuje mnie we włosy. - Poznaliśmy się przez mojego brata, który załatwił mi u niego lekcje gitary. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Na początku myślałam, że nie mam u niego żadnych szans. Taki chłopak... Jest Irlandczykiem. Nie uwierzysz ile mamy ze sobą wspólnego! Lubimy te same książki, filmy, mamy te same poglądy, a jak szalejemy ze sobą, a może szaleliśmy? - mogę tak wymieniać godzinami. Ozdabiać Niallera wszystkimi przymiotami mojego męskiego ideału, opowiedzieć mu każdą spędzoną chwile razem, ale teraz już nie jestem pewna, jak mam mówić.
- W porządku, to może opowiedz mi dokładnie co się stało dziś rano - sugeruje Jack. Biorę głęboki oddech i powoli zaczynam.
- Obudził mnie, zresztą jak zawsze i powiedział, że idę do szkoły. Niezbyt się tym faktem ucieszyłam więc zaniósł mnie do łazienki - uśmiechnęłam się na to wspomnienie. - Potem ubrałam się w ciuchy, które mi przygotował i się trochę wkurzyłam bo dobrze wie, że nie lubię różowego, a dał mi różowy sweterek. Więc znowu zaczęłam marudzić i tak dalej. Po czym nagle się dowiedziałam, że on nie musi chodzić do tej szkoły i mnie zostawia samą, a w dodatku mówi mi to chwilę przed lekcjami! Szczerze? To spanikowałam, że znowu zacznie mnie Moody prześladować i się nie myliłam, ale zanim przyjechałam do szkoły to powiedziałam coś w stylu :" No przecież to było takie oczywiste, że nie możesz chodzić do szkoły!" czy coś takiego i trzasnęłam drzwiami od auta i wtedy Niall się wkurzył i zaczął na mnie krzyczeć, co ja wyprawiam i tak dalej. I całą drogę spędziliśmy w ciszy, ale pod szkołą go przeprosiłam i powiedziałam, że to się nie powtórzy, a on na to tylko "już to kiedyś słyszałem" no to mu powiedziałam, żeby po mnie nie przyjeżdżał i wysiadłam z auta. Coś tam za mną krzyczał, ale nie słuchałam. Myślałam, że mimo wszystko przyjedzie pod tą cholerną szkołę, ale nie! A w szkole dopadła mnie od razu Moody, mówiąc, że nikt mnie nie chce i nawet Niall w końcu oprzytomniał i mnie zostawił, a najgorsze jest to, że ona miała racje! - zakańczam swój monolog, a po moim policzku spływa pojedyncza łza, którą Jack szybko otarł. Po czym otworzył ramion z zachęcającym uśmiechem. Szybko wtuliłam się w chłopaka.
- Posłuchaj, kochacie się i to jest pewne. W każdym związku zdarzają się kłótnie i sprzeczki, ale to nie znaczy, że to koniec. Wręcz przeciwnie, to was tylko zbliża do siebie. A to, że nie przyjechał to nie znaczy, że dlatego, że nie chciał. Sama mówiłaś, że mieli dzisiaj mieć próby. Znasz Paula, musi być perfekcyjnie, a skoro pokłóciłaś się z Horanem, to on też pewnie nie miał zbyt dobrego humoru, co znaczy, że nie szło mu zbyt dobrze na próbach, a skoro nie szło mu na próbach, to Paul przeciągnął próby, a to wiąże się z tym, że Niall nie mógł po ciebie przyjechać. Ale na pewno czeka na ciebie w domu, żebyście sobie mogli wyjaśnić to całe nie porozumienie. I nie gadaj głupot, że nikt cię nie chce! No chyba, że uważasz mnie, Jamesa, Amy i cały zespół za nikogo... To co innego - delikatnie uśmiechnął się do mnie.
- Masz rację, przepraszam. Nie uważam, że jesteście nikim... Po prostu ta Moody strasznie mnie wkurza. Może faktycznie za bardzo dramatyzuję? No nic, zbieram się do domu, sprawdzić czy nie kłamałeś - odpowiadam, uśmiechając się przez łzy.
- Odprowadzę cię, na wypadek gdybyś zmieniła zdanie, a raczej cel swojej podróży - mówi podając mi dłoń, a ja łapię ją niczym ostatnią szansę ratunku i kierujemy się w stronę domu o adresie 24 Sterry Street.
- Dziękuję, że mnie odprowadziłeś, a teraz idę na spotkanie z wyrocznią - mówię cicho pod domem po czym kolejny raz w tym dniu wspinam się na palce by w podzięce pocałować policzek Jacka.
- Nie ma za co, trzymam kciuki, zadzwoń rano, bo wieczorem to pewnie będziecie mieć inne sprawy - stwierdza zabawnie poruszając brwiami, a następnie mnie przytula - Będzie dobrze mała, no dobra idź już - delikatnie popycha mnie w stronę drzwi, pokrzepiająco się uśmiechając. Idę szybkim krokiem, bym nie mogła zmienić decyzji.
Delikatnie otwieram drzwi, po czym cicho zmierzam w stronę salonu, skąd dobiega głos telewizora. Na kanapie siedzi Niall z zaciśniętymi pięściami i szczęką. Na mój widok podnosi się z kanapy, mierząc mnie wściekłym wręcz pogardliwym spojrzeniem. Na ten widok, automatycznie kulę się w sobie.
- Któż to zawitał łaskawie do domu?! Dobrze się bawiłaś z Jackusiem? Teraz już wiem czemu nie chciałaś, żebym po ciebie przyjechał, po prostu wolałaś Turnera! Szybko się pocieszyłaś - rzuca z sarkazmem.
- To nie tak! Jack mnie tylko odprowadził do domu i uświadomił mi, że wyolbrzymiam sprawę, że powinniśmy spokojnie pogadać - słowo spokojnie dokładnie podkreślam. Niall zaczyna się śmiać, a raczej zabrzmiało to jak nerwowy chichot.
- Proszę cię nie rozbawiaj mnie! Uświadomił ci! A to dobre! Kiedy? Między jednym pchnięciem, a drugim?!
- Co ty chrzanisz?! - ja tu przychodzę spokojnie pogadać, a ten wymyśla jakieś głupoty.
- Co myślałaś, że jak już nie chodzę do tej szkoły to mi nie powiedzą? Że wolno ci wszystko? Że możesz się pieprzyć w szkolnym kiblu z Turnerem, a potem wracać do mnie? - zaczął naśladować żeński głosik - To tylko mój przyjaciel. A ja jak debil ci uwierzyłem, ale z tym koniec - poczułam się tak jakby wymierzył mi policzek w twarz.
- Z nikim się nie pieprzyłam, jakbyś chciał wiedzieć!
- No to by było raczej dziwne gdybyś się jeszcze do tego przyznała - odpowiada z ironią. Nie wierzę, że to się dzieje.
- Horan jesteś idiotą - stwierdzam przez łzy, po czym zaczynam się cofać.
- Masz rację, ale z tym koniec, już nigdy więcej nie dam się nabrać. A wiesz czemu? Bo więcej się z tobą nie spotkam - nie mam siły się dalej bronić, wybiegam. Słyszę za sobą krzyk Irlandczyka:
- Pewnie leć dalej się z nim pocieszać!
Biegnę w kierunku wyjścia. Na zewnątrz przejmuje mnie zimno. Zapomniałam kurtki i torby z pieniędzmi, dokumentami, kluczami, no i co z tego? Wygrzebuję z kieszeni kilka wymiętych banknotów. Nie mam pojęcia skąd się tam wzięły, ale przydadzą się. Zahaczam o jakiś nocny i kupuję Jacka Danielsa o dziwo sprzedają mi bez problemu. Łzy spływają mi po policzkach. Mijam wielu ludzi, których nie widzę. Chodnik się kołysze, kogoś potrącam, ktoś gwałtownie hamuje i chyba coś krzyczy. Ma głos podobny do Nialla. Niall... Łzy zaczynają płynąć jeszcze gwałtowniej. Jestem pijana. Nie chcę wracać do domu, do mojego pokoju, do poprzedniego życia. To moje nogi mnie prowadzą ulicami w bliżej nieznanym mi jeszcze kierunku. Nie mogę wrócić teraz do domu. Jest już późno, nie mam kluczy więc musiałabym obudzić Jamesa, a nie mam ochoty teraz z nim rozmawiać. Potrzebuję kogoś kto nie będzie zadawał pytań. Trzęsę się z zimna. Nie jest zbyt ciepło w podkoszulku w styczniowy wieczór. Jakby było mało zaczyna padać. Po raz kolejny ujawniają się uroki Londynu. Kilka lodowatych kropel spada z nieba na chodnik by po chwili przerodzić się w ulewę. Jest mi wszytko jedno. Idę środkiem drogi modląc się by ktoś mnie potrącił. Z amoku wyrywa mnie tak dobrze znany mi głos.
- Vicky! Co ty wyrabiasz?! Chcesz... - przerywa widząc w jakim jestem stanie, ale sądząc po minie Jacka nie wyglądam zbyt pięknie.
- Wystraszyłam cię? - pytam po czym wybucham wariackim śmiechem. Muszę być nieźle pijana. Nie odpowiada. Zaciska szczęki i łapie mnie pod rękę. Ciągnie mnie do swojego domu, a następnie do jego pokoju. Chyba jest wściekły. Na schodach zaczynają mi się za bardzo plątać nogi i ciągle się potykam. Zaciska mocniej szczęki i bez słowa mnie podnosi. Kładzie mnie na kanapie.
- Opowiadaj - prosi, chociaż bardziej zabrzmiało to jak rozkaz.
- Rozbawi cię ta historia! Zepsułam, wszystko zepsułam co było między mną a N... N... - nie dam rady wymówić jego imienia. Szloch przerywa mi w pół zdania. Trzęsę się z zimna. Lodowate ubrania kleją mi się do ciała, a z włosów spływa woda. Jack klęka przede mną. Nic nie mówi tylko kładzie mi ręce na ramionach. Przytulam się do niego nie mogąc przestać płakać. Mruczy w moje włosy coś co brzmi "W coś ty się znowu wpakowała", ale nie jestem pewna przez mój płacz. Kołysze mnie delikatnie. Uspokajam się. Ostatnie szlochy dobiegają końcowi. Słyszę jak bije jego serce, ten regularny rytm pozwala mi się uspokoić. Czuję się zmęczona.
- Victoria? - nie mam siły odpowiedzieć. Powieki same opadają na moje zapłakane tęczówki. Chwytam się go kurczowo gdy mnie podnosi. Głowa opada mi bezwiednie, a ja widzę już tylko ciemność.

_________________________________________________

Niespodzianka! Mam dla was nowy rozdział, mimo, że nie upłynął jeszcze miesiąc od dodania poprzedniego. Po prostu przez ten długi weekend, który ja zrobiłam sobie dzień wcześniej z powodu choroby, postanowiłam wykorzystać wolny czas i napisać wam nowy rozdział. I jak podoba się? Trochę ostry, ale ostatnio ktoś pisał, że jest zbyt słodko pomiędzy Victorią i Niallem więc trochę zburzyłam ich idealny związek. Jak to potoczy się dalej? Zobaczymy....
Miałam go podzielić na dwie części bo strasznie długi wyszedł, ale stwierdziłam, że jak niespodzianka to po całości :*
A co sądzicie o Little Things? Ja myślę, że ta piosenka jest perfekcyjna. Teledysk też jest świetny, taki naturalny i te oczyska Malika *___* Szczerze? To pierwszy raz jak oglądałam ten teledysk to się wzruszyłam, nie wiem czemu, ale jakoś tak wyszło :D A wasza jaka była pierwsza reakcja? Piszcie :*