poniedziałek, 6 stycznia 2014

66. Czekoladowy pakt

*Vicky*

Przejeżdżam dłonią po łóżku w poszukiwaniu ciepłego ciała leżącego tuż obok. Gdy moje palce napotykają tylko chłodną pościel otwieram oczy. Przeciągam się by pobudzić do pracy wszystkie mięśnie i dopiero po tym wyskakuję z łóżka. Schodzę niespiesznie na dół z myślą, że mój blondyn już od samego rana przebywa w kuchni z pewnością przygotowując dla nas jakieś pyszne śniadanie. Jednak go tam nie znajduję.
- Dzień dobry - stwierdzam na widok jego mamy krzątającej się po kuchni. Wysuwam sobie jedno krzesło od stołu, po czym zajmuję je nie chcąc przeszkadzać pani Gallagher.
- Witaj kochanie, robię sobie tosty na śniadanie, chcesz też? - pyta z ciepłym uśmiechem na twarzy.
- Jeżeli to nie byłby problem, to z chęcią - odpowiadam wzruszając ramionami. - Nie wie pani gdzie jest Niall?
- Nie mam pojęcia, powiedział tylko, że ma bardzo ważną rzecz do załatwienia i wróci koło południa.
Przez chwilę żadna z nas się nie odzywa. W końcu do głowy przychodzi mi pewien pomysł, skoro nie ma blondyna, nie ma mnie kto pilnować, a to znaczy, że...
- Przepraszam, gdzie jest najbliższy sklep? - pytam wyraźnie ożywionym głosem, pospiesznie dojadając swoją porcję tostów.
- Musisz iść do końca naszej uliczki, skręcić w lewo, później cały czas prosto, aż dojdziesz do następnego skrzyżowania, znowu w lewo i powinnaś dojść do takiego małego, osiedlowego sklepiku, a czegoś potrzebujesz? Możesz brać wszystko co się znajduje w tym domu, nie ma problemu - tłumaczy mama Nialla.  Przygląda mi się zaciekawionym spojrzeniem, skąd taka nagła zmiana nastroju.
- Och to nic konkretnego, po prostu mam ochotę na coś słodkiego, ale jeszcze nie wiem co by to było... - odpowiadam wymijająco wzruszając ramionami. Kobieta kiwa głową na znak, że zrozumiała po czym powoli zaczyna zmywać naczynia.
- Też tak czasem mam, szczerze  to nie cierpię tego uczucia. Gdy chce mi się czegoś, ale nie mam pojęcia co by to było... - stwierdza z cichym śmiechem. Kiwam głową w pełni rozumiejąc ból, o którym mówi, równocześnie powoli podnoszę się od stołu i podaję jej mój talerz.
- Może przynieść coś pani ze sklepu? - pytam, a wzrokiem spoglądam tęsknie na zegar wiszący tuż nad drzwiami. Wskazówki powoli przesuwają się w stronę godziny dziesiątej trzydzieści. Do południa jeszcze sporo czasu, ale jeśli Niall wróci wcześniej to cały mój plan spali na panewce.
- Chyba nic nie potrzebuję... - dla pewności zagląda do lodówki i otwiera kilka szafek. - Wszystko jest, przynajmniej tak mi się wydaje. Najwyżej później poślę Niallera do sklepu - stwierdza wykonując ręką ruch, jakby chciała strącić niewidzialny pyłek. Spoglądam na nią z zaskoczeniem. Nie powiedziała po prostu "Nialla", tylko "Niallera", myślałam, że to reszta zespołu tak ochrzciła mojego blondynka.
- W porządku, to ja się pójdę ogarnąć i powinnam wrócić do pół godziny - oznajmiam, bardziej żeby usprawiedliwić swoje wyjście z kuchni, niż z potrzeby przekazania jej tej jakże cennej informacji. Kobieta w odpowiedzi tylko kiwa głową, zajęta już własnymi myślami.
Czym prędzej wybiegam po schodach na górę, pamiętając by zamknąć za sobą drzwi. Pospiesznie zrzucam z siebie koszulkę i spodenki, które zazwyczaj służą mi za piżamę, ewentualnie za strój w którym można paradować po domu w długie i spokojne popołudnia. W zamian ubieram czarne rurki, białą bokserkę i granatową bejsbolówkę z szarymi rękawami. Chwytam swoją torbę i trochę chaotycznie zaczynam wrzucać do niej to co wpadnie mi w ręce. Telefon, chusteczki, gumy do żucia, portfel, perfumy. Spinam włosy w wysokiego kucyka i czym prędzej pędzę z powrotem na dół. Wsuwam stopy w czarne trampki i z dłonią na klamce odwracam się, by po raz ostatni poinformować panią Gallagher o moim wyjściu.
- W porządku, jakby wrócił Niall, przekażę mu gdzie poszłaś - odpowiada z uspokajającym uśmiechem na twarzy. Jednak na ten widok moje serce boleśnie przyspiesza swój rytm.
- Dziękuję... - mruczę cichym tonem i czym prędzej wychodzę na zewnątrz. Co innego mogłabym jej powiedzieć? "Nie! Niech pani zatrzyma swojego syna tak długo jak tylko będzie pani mogła! On nie może się dowiedzieć, że wyszłam do sklepu!", przecież wzięłaby mnie za skończoną wariatkę.
Potrząsam głową, jakby to miało mi pomóc pozbyć się ponurych myśli i wyrzutów sumienia. Nie czas teraz na to. Przyspieszam kroku, gdy mija mnie jakieś auto i nagle się zatrzymuje. Nieznacznie odwracam głowę by dostrzec kto to taki, ale to tylko sąsiedzi wrócili do domu. Mimo to wciąż nie zwalniam kroku, wręcz z trudem powstrzymuję swoje ciało, by nie zaczęło biec, jakby od pokonania tej krótkiej trasy miało zależeć całe moje życie.
Po drodze mijam dwie dziewczyny, tak na oko mające dwanaście - trzynaście lat. Jedna z nich nagle podnosi na mnie swój wzrok i zaczyna mówić do swojej koleżanki coś przejętym tonem nieznacznie wskazując na mnie palcem. W momencie gdy przechodzę obok nich, obie uważnie się we mnie wpatrują i wymieniają zdaniami, zupełnie jakbym ja nie mogła ich usłyszeć.
- Mówię ci to jest dziewczyna Horana! - stwierdza jedna z nich rozgorączkowanym tonem, przez co moje usta rozciągają się w szerokim uśmiechu.
- Zwariowałaś? Gdyby nią była to on szedłby teraz koło niej! - karci ją druga, jednak nie przestaje mi się podejrzliwie przyglądać.
Może gdyby tak bardzo nie zależało mi na czasie, to przystanęłabym i przez chwilkę pogawędziłabym z tymi dziewczynami, chociaż czy miałoby to jakikolwiek sens? "Tak macie racje, jestem dziewczyną jednego z najsłynniejszych chłopaków na świecie. Co? Och nie pytajcie dlaczego ze mną jest, ponieważ sama wciąż w to nie wierzę i uważam, że mógłby mieć tysiąc lepszych dziewczyn niż zwykła szara myszka". Żadna z dzisiejszych rozmów, które przeprowadzam dla przykładu w myślach nie wypada zbyt dobrze.
W końcu udaje mi się dotrzeć do sklepu, o którym wspominała mama Nialla. Wchodzę do środka, uprzednio dokładnie się rozglądając czy w pobliżu nie kręci się ktoś z blond czupryną, ale ulica wydaję się być pusta, zresztą wnętrze sklepu również. Podchodzę do lady, ale nigdzie nikogo nie widzę. Zaczynam paznokciami wybijać nerwowy rytm na blacie, aż w końcu spomiędzy półek wychodzi chłopak mniej więcej w moim wieku. Z pewnością odbywa tu praktyki ze szkoły lub dorabia w wolnym czasie. Odgarnia jedną ręką niesforną grzywkę, która opada mu na czoło, spogląda na mnie spod rzęs, a jego wargi rozciągają się w niepewnym uśmiechu, przez co w lewym policzku powstaje mu uroczy dołeczek.
- Cześć. Co podać? - pyta uważnie mi się przyglądając.
- Małą butelkę wody, zapalniczkę i jedną paczkę 'black devil'* - stwierdzam spokojnym tonem, choć w środku czuję jak wszystko zaczyna we mnie drżeć z emocji. Jeszcze tylko chwila... Chłopak nieznacznie marszczy nos, ale posłusznie podaje mi to o co go proszę. Wystukuje na kasie smukłymi palcami krótkie kody.
- Słuchaj, może to nie moja sprawa, ale taka ładna dziewczyna jak ty nie powinna palić... - mruczy spoglądając na mnie kontem oka.
- A kto powiedział, że to dla mnie? Ile płacę? - odpowiadam wywracając oczami.
- Piętnaście osiemdziesiąt. Jesteś stąd? Bo jakoś nie kojarzę cię z tej okolicy... A wierz mi, jeżeli mieszka się tu od urodzenia, to zna się każdego w tym miasteczku - kontynuuje swoją wypowiedź, w ogóle nie przejmując się, że jest w pracy i nie wypada mu pytać o takie rzeczy.
- Masz racje, nie jestem stąd. Pochodzę z Londynu - stwierdzam wzruszając ramionami, równocześnie podając mu pieniądze.
- Och, to dlatego mówisz z akcentem! Jeżeli chcesz to mógłbym później pokazać ci okolicę - dodaje, po czym pochyla się przez ladę w moją stronę i podpiera twarz ręką.
- Myślę, że to nie jest dobry pomysł, ale dzięki za dobre chęci... - mruczę czym prędzej wycofując się ze sklepu. Przed oczami staje mi Patrick. On też chciał być tylko miły, a jak to się skończyło?
Przechodzę pospiesznym krokiem obok sklepu, mając nadzieję, że ktoś kto będzie prowadził samochód po prostu mnie nie zauważy. Zrywam folię zabezpieczającą i z utęsknieniem wyciągam jednego papierosa. Już mam go odpalić, gdy coś innego przykuwa moją uwagę.
- Psst! Chodź tutaj! - woła zakonspirowanym szeptem brunet ze sklepu. Wyciągam wciąż nieodpalonego papierosa z ust i spoglądam na niego krytycznym wzrokiem.
- Nie dzięki, tutaj jest mi dobrze.
- Daj spokój, przecież cię nie ugryzę! A poza tym stąd nie widać drogi, więc będziesz miała pewność, że nikt cię nie zauważy - dodaje, po czym znika za rogiem budynku. Głośno wypuszczam powietrze z nadymanych policzków. Nie każdy chłopak to Patrick, prawda? Nie można wciąż wracać do przeszłości, jeśli chce się iść na przód... Z wyraźnym ociąganiem zaczynam iść w kierunku, gdzie ostatni raz widziałam bruneta.
Mijam róg budynku i stoję na tyłach sklepu. Chłopak rozsiada się wygodnie na schodach, zapewne prowadzących na zaplecze, którymi dopiero co musiał wyjść. Przyjaźnie klepie miejsce obok siebie, dając mi tym samym znak bym usiadła koło niego.
- Nie musisz pilnować sklepu? - pytam opadając tuż obok niego. Odpalam papierosa i od razu zaciągam się dymem najmocniej jak potrafię. Czuję jakby cały mój organizm budził się po bardzo długim śnie do życia. Z lubością wypuszczam dym i dopiero wtedy podsuwam paczkę fajek nowemu koledze. Przyjmuje jednego z wdzięcznością.
- To sklep mojego ojca, więc myślę, że mnie nie wyrzuci za małą chwilę przerwy. Pracuję tu zawsze w wakacje, ferie i wszystkie pozostałe dni wolne od szkoły - stwierdza wzruszając ramionami, po czym dodaje uderzając się z otwartej dłoni w czoło. - Głupek ze mnie, jestem John.
- Victoria.
- Rodzice nie wiedzą, że palisz? - pyta, wypuszczając dym w kształcie niewielkich kółek prosto w moją twarz. Uderzam go lekko w ramię, cicho się przy tym śmiejąc.
- To nie przed rodzicami się chowam - mówię delikatnie się krzywiąc. Spogląda na mnie zaciekawionym wzrokiem tym samym dając mi znak bym kontynuowała. - Mój chłopak nie lubi jak palę. Chce żebym rzuciła.
- Ja bym nigdy nie robił ci takich zakazów - mruczy. Wzrok ma utkwiony w jakimś punkcie w oddali, a na ustach błąka mu się łobuzerski uśmiech.
- Oczywiście, że nie, bo nigdy byś nie był moim chłopakiem - stwierdzam ze śmiechem, po raz ostatni zaciągając się dymem. Spoglądam z utęsknieniem na jego dopiero na wpół wypalonego papierosa.
- Wiesz może i mało wiem o świecie, ale nauczyłem się by nigdy nie mówić nigdy. Trzymaj, ja i tak wolę zwykłe miętowe - dodaje podając mi swoją fajkę. Przyjmuję ją bez słowa protestu, co John kwituje wybuchem śmiechu.
- Musiałaś już być na niezłym głodzie. Jakby co pracuję tutaj codziennie od siódmej do piętnastej, później przychodzi popołudniowa zmiana. Taka dziewczyna z mnóstwem piegów i rudymi włosami, straszna z niej cnotka, więc ona na pewno nie sprzeda ci fajek, a już tym bardziej nie dotrzyma towarzystwa podczas palenia za sklepem.
- Po co mi o tym mówisz? - pytam nie bardzo rozumiejąc do czego zmierza.
- Bo na pewno jeszcze nie raz przyjdziesz tu jak złapie cię głód, a twój chłopak wyrzuci ci paczkę fajek, bo nieumiejętnie ją schowasz. W każdym razie czuję, że jeszcze się spotkamy, a teraz wybacz, ale muszę wracać do pracy, jeżeli nie chcę dłużej testować cierpliwości mojego ojca. Miło było cię poznać, Vicky - moje imię wypowiada takim głosem, jakby chciał sprawdzić jak będzie brzmiało w jego ustach. Po czym podnosi się leniwie ze schodów i otrzepuje niewidzialne pyłki ze swoich spodni. Wyciąga w moją stronę pięść, a ja automatycznie uderzam w nią swoją dłonią, zwiniętą w ten sam kształt.
- Miłego dnia, czarusiu - mruczę w odpowiedzi, a chłopak powoli niknie w drzwiach z cichym śmiechem na ustach. Kątem oka dostrzegam, że to faktycznie wyjście prowadzące przez zaplecze. Gaszę papierosa na betonowym schodzie, po czym upuszczam go na ziemię i dla pewności przydeptuję butem. W tym samym momencie zaczynam kaszleć. Chyba od tego całego łażenia po nocy się przeziębiłam. Wypijam kilka łyków chłodnej wody, którą przed chwilą kupiłam po czym wrzucam ją do torby wraz z paczką fajek. Wyciągam sobie dwie gumy i powoli zaczynam je rzuć, czując jak coraz bardziej tracę cudowny czekoladowy posmak. Następnie dosłownie wylewam na siebie pół butelki perfum, które wzięłam ze sobą, z nadzieją, że choć trochę zamaskuje to zapach dymu papierosowego.
Powoli zaczynam wracać do domu, mijając witrynę sklepu macham do Johna, a on odpowiada mi tym samym, obsługując właśnie jakąś staruszkę. Czuję, że przez tą krótką chwilę rozmowy wytworzyło się między nami niepisane porozumienie.
W domu nikogo nie zastaję przynajmniej na pierwszy rzut oka. Przez szybę dostrzegam mamę Nialla na drewnianej huśtawce w ogrodzie, czytającą książkę, a blondyna wciąż nie ma. Wykorzystuję tą chwilę i z powrotem przebieram się w mój poranny strój, a skarb z dzisiejszej wyprawy starannie chowam na samym dnie walizki, którą od razu wpycham pod łóżko.
Opadam z westchnieniem na łóżko, wtulając twarz w poduszkę Niallera. Z każdej strony zalewa mnie cudowny zapach perfum, żelu pod prysznic wymieszany z delikatnym zapachem jego ciała. Mogłabym tak leżeć godzinami, uraczona tą symfonią zapachów.
Leniwie przewracam się na plecy i minimalnie uchylam powieki. Tuż nad moją twarzą dostrzegam duże niebieskie oczy, uważnie mi się przyglądające. Wydaję z siebie cichy pisk i odpycham od siebie blondyna, który zaczyna zanosić się głośnym śmiechem.
- Wystraszyłeś mnie! - wołam oskarżycielskim tonem. W odpowiedzi spogląda na mnie z niewinnym uśmiechem.
- Przepraszam. Myślałem, że spałaś... Wyglądałaś tak niewinnie - stwierdza wzruszając ramionami, jakby ty było najlepsze alibi na świecie. Podnoszę się do pozycji pół leżącej i wbijam w niego swoje spojrzenie.
- Możesz mi powiedzieć, gdzie się podziewałeś pół dnia? Nudziło mi się bez ciebie.
- No wiesz byłem trochę tu, trochę tam... - odpowiada wymijająco, powoli nachylając się w moją stronę. - Ale już tu jestem i nie musisz dłużej tęsknić - dodaje, specjalnie zniżając ton głosu, który zawsze przyprawia mnie o delikatne dreszcze.
- Nie dam się nabrać na te sztuczki, mów gdzie byłeś - mówię stanowczym głosem, chociaż dobrze wiem, że długo nie uda mi się pozostać obojętną. Dla podkreślenia swoim słów kładę mu dłoń na klatce piersiowej i lekko go odpycham.
- Naprawdę myślisz, że czymś takim mnie powstrzymasz? - pyta rozbawionym tonem, wskazując brodą moją dłoń. Równocześnie zaczyna coraz bardziej się do mnie przybliżać, przez co muszę go zacząć odpychać dwoma rękami, ale efektów nie widać i tak robi co chce. - Nie powiem ci gdzie byłem, ani gdzie pójdę jutro i co mi teraz zrobisz?
- Jak to jutro? Znowu masz zamiar zniknąć na pół dnia? Świetnie! Poznałam dzisiaj bardzo miłego chłopaka, może chociaż on będzie miał dla mnie wolny czas - mruczę pod nosem na tyle głośno by mógł to usłyszeć. Jedną ręką gwałtownie chwyta mnie za oba nadgarstki, a drugą popycha do tyłu przez co z powrotem opadam na poduszki. Przytrzymuje moje nadgarstki w żelaznym uścisku tuż nad moją głową, tak żebym nie była w stanie mu się wyrwać. Spogląda na mnie z nie do wierzeniem delikatnie przy tym zaciskając szczęki.
- Posłuchaj, bo nie będę się powtarzać. Żaden inny chłopak nie ma prawa cię dotknąć bez mojej zgody. Nie powinien na ciebie nawet patrzeć jeżeli nie chce żebym musiał go później zabić, rozumiesz? Nie mogę ci zabronić widywać innych kolesi, bo to jest niemożliwe i tu nawet nie chodzi o te ostatnie wydarzenia. Jestem zazdrosny o każdego z kim rozmawiasz, który wywołuje uśmiech na twojej twarzy i spogląda na ciebie nie tak jak powinien. Jestem egoistycznym dupkiem, bo chciałbym, żebyś była tylko moja, żebyśmy byli tylko my i nikt więcej... - na chwilę przymyka oczy, jakby chciał uspokoić zagmatwane myśli. Ucisk na moje nadgarstki staje się coraz słabszy. Spoglądam na niego z rozczuleniem i przejeżdżam opuszkiem palca wzdłuż linii jego dolnej wargi.
Gwałtownie wciąga powietrze i przez chwile przytrzymuje je w swoich płucach, ale wciąż nie otwiera oczu. Ponownie podnoszę się na łokciu tak bym mogła wyszeptać mu wprost do ucha.
- Chcę być twoja.
Otwiera oczy i uważnie lustruje mnie swoimi niebieskimi tęczówkami, które z każdą kolejną sekundą zamieniają się w ocean pożądania, a ja zaczynam w nim tonąć.
Powoli wypuszcza z płuc rozgrzane powietrze, które drażni moje wargi. Układa dłonie po obu stronach mojej głowy i przysuwa swoją twarz do mojej.
- Jesteś pewna? Od tego nie będzie powrotu - mruczy muskając moje usta, tak delikatnie, że mam wrażenie jakby to zagubiony motyl swoimi skrzydłami uderzył w moje wargi.
- Przestań w końcu gadać.
Jego oczy rozbłyskują tysiącem wesołych iskierek, jakby tylko na to czekał. Pogłębia pocałunek jednocześnie napierając na mnie całym swoim ciałem. Z wydobywam z siebie się cichy jęk, gdy blondyn przygryza moją dolną wargę po czym odsuwa się ode mnie i pospiesznie zrzuca z siebie swoją białą koszulkę, a zaraz po tym z jeszcze większą prędkością pomaga mi się pozbyć mojej. Sunie palcem wzdłuż wcięcia mojej talii, obojczyków by na końcu zawadiacko zahaczyć o ramiączko stanika. Jednak na razie pozostawia je w spokoju, by powrócić do zwyczajnych pocałunków.
Z każdą kolejną chwilą zaczynam coraz szybciej oddychać. Odchylam głowę do tyłu by miał łatwiejszy dostęp do mojej szyi. Mam wrażenie, że jego dotyk wręcz pali moją skórę.
Delikatnie zaczyna ssać moją skórę, gdy powoli zaczyna to sprawiać mi ból, zahacza o nią zębami i odsuwa się z zadowoleniem. Moja dłoń odruchowo kieruję się w miejsce gdzie teraz znajduje się mały obrzęk. Spoglądam na niego z wyrzutem.
- No co? Jesteś moja, żaden koleś nie będzie do ciebie startował - odpowiada z figlarnym uśmiechem na ustach.
- Więc zrobiłeś mi malinkę? To coś w stylu naznaczenia? - pytam wciąż uciskając palcami bolące miejsce. Chłopak w odpowiedzi teatralnie wywraca oczami i odciąga moją dłoń. Ostrożnie muska siniaka ustami, a następnie dmucha chłodnym powietrzem, przez co mam gęsią skórkę, ale przyjemnie koi podrażnione miejsce.
- Niall?! Mógłbyś tu na chwilę przyjść? - dobiega nas przytłumiony głos jego mamy. Spogląda zbolałym wzrokiem na drzwi i z powrotem na mnie.
- Zdecydowanie bardziej wolę twoich rodziców. Jakoś zawsze gdy u ciebie byłem oni od razu wychodzili... Albo chociaż zajmowali się swoimi sprawami, nie wtrącając się w nieodpowiednich momentach - mruczy zirytowanym tonem. Muska pospiesznie moje wargi i grozi palcem jak matka niegrzeczne dziecko na placu zabaw. - Nigdzie się stąd nie ruszaj, zaraz wracam.
Podnosi się z mojego ciała i wychodzi z pokoju nie dbając o taki szczegół jak ponowne ubranie koszulki. Kątem oka dostrzegam jak nerwowym ruchem przeczesuje włosy, żeby choć trochę je okiełznać.
Gdy tylko jego postać niknie na schodach od razu zrywam się z łóżka ignorując jego wcześniejszy zakaz. Na bosaka przebiegam przedpokój i staję w łazience przed lustrem. Z dezaprobatą przyglądam się czerwono-fioletowej plamce wyraźnie odcinającej się na mojej bladej szyi. Rozpuszczam włosy, przeczesuję je palcami by pozbyć się kołtunów po czym zgrabnym ruchem przerzucam wszystkie przez lewe ramię. Ponownie spoglądam w lustro. W większości udało się zasłonić ślad po wargach Niallera, choć mały skrawek usilnie przekazuje wiadomość, którą blondyn chciał przekazać. Jestem jego. Nikt inny nie ma prawa mnie dotknąć bez jego zgody.
- Zawołała mnie tylko po żebym otworzył jej słoik ogórków! W takiej chwili jej się zachciało jedzenia o g ó r k ó w, rozumiesz? - woła zdenerwowanym głosem Niall. Po chwili pojawia się w drzwiach. - Ale już jej powiedziałem, że ma zakaz przychodzenia do mojego pokoju, zakłócania ogólnej ciszy i spokoju oraz wywoływania mnie lub ciebie z pokoju jeżeli ta sprawa może poczekać - zakańcza z zadowolonym uśmiechem. Przez chwilę przygląda się moim rozpaczliwym próbą ukrycia malinki.
- Miałaś czekać w pokoju, niegrzeczna dziewczynka - mruczy robiąc kilka kroków w moją stronę. Podnosi z umywalki gumkę do włosów, którą dopiero co tam odłożyłam. Staje za mną i niezdarnym ruchem zbiera moje włosy i spina w wysokiego kucyka. Kilka kosmyków wysunęło się spomiędzy jego zgrabnych palców, ale zupełnie mu to nie przeszkadza. Oplata swoje ręce wokół mojej talii i przyciska mnie do swojego nagiego torsu. Nosem sunie po mojej szyi nie spiesznie wypuszczając z warg strumienie powietrza, które przyjemnie drażnią moją skórę.
- To grzech ukrywać tak misterną pracę - stwierdza głębokim głosem z pewnością mając na myśli malinkę. Przewracam oczami z rozbawieniem nie komentując tego w żaden inny sposób. W odpowiedzi chwyta mnie za nadgarstek i ciągnie z powrotem w stronę swojego pokoju, a właściwie to naszego. Po drodze starannie zamyka drzwi i przysiada na krawędzi łóżka. Przekłada dłonie na moje biodra i usadawia mnie na swoich kolanach z szerokim uśmiechem na ustach. Odchyla się do tyłu, asekurując przy tym dłońmi. Podpiera się na łokciach i z uwagą lustruje moją twarz, delikatnie przy tym przygryzając dolną wargę.
- Wiesz, chciałbym, żebyś kiedyś miała moje nazwisko, żebyś była matką moich dzieci, ale w tym momencie nie mam ochoty na nic innego jak całowanie każdego fragment twojego ciała. Nie chcę myśleć o przyszłości. Liczysz się tylko ty zamknięta w moich objęciach.

* rodzaj papierosów o smaku czekoladowym 
_______________________________________

Cóż ten rozdział jest krótki, przynajmniej w stosunki jaki miał być na początku, ale postanowiłam dodać tyle ile już jest z racji, że strasznie długo już nic nie wrzucałam. Postanowiłam porzucić długie rozdziały na rzecz krótszych, a częstszych. Często mam już napisany spory fragment, który spokojnie mogłabym już dodać, ale ciągle wydaję mi się, że jest za mało i chcę na siłę wcisnąć jeszcze kilka zdań. 
Na przykład w tym rozdziale miał się znaleźć jeszcze dość spory wątek Amandy i kilka kolejnych dni u mamy Niallera w tym kolejne spotkanie Vicky z Johnem, ale tak jak już mówiłam, odpuszczam. 
Pewnie z moich planów nic nie wyjdzie, a rozdziały nadal będą się pojawiać z częstotliwością raz na miesiąc, ale nadzieje zawsze trzeba mieć, a już od 20 stycznia rozpoczynają się moje ferie, więc może ten czas jakoś mądrze wykorzystam, bo w głowie mam już pełno pomysłów na ciąg dalszy oraz na idealne zakończenie tej historii. Enjoy!



11 komentarzy:

  1. Zostałaś nominowana do Liebster Award.

    Więcej informacji tutaj : http://niallhoran1105.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. jakie zakończenie?!co?! ona ma być cały czas! uhhhhhhh no dobra... ale co do rozdziała: the best! <33 zazdrosny Niall ^^ buahahahahahahahah jestem ciekawa co dalej ;3
    pozdrawiam xx

    OdpowiedzUsuń
  3. jejku kobieto to jest boskie!
    boże, w życiu nie czytałam lepszego bloga, serio!
    jestem pod wrażeniem tego jak piszesz.
    kurde, nawet słowami nie mogę opisać, jak się czuje gdy czytam to cudeńko.
    oj, zazdrosny Niall haha
    z chęcią czytałabym ten rozdział w nieskończoność <3
    kocham <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Nialler jaki słodki. ♥
    Chciałabym mieć taki talent, jak ty. *-*
    Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Zajebiście! Mam nadzieję , że szybko nie będziesz kończyć swojego bloga! I mam nadzieję , że będzie więcej taki sytuacji tylko Niall i Vicky ! ~♥

    OdpowiedzUsuń
  6. <3 kocham!!!!
    nareszcie jest tu nowy post. jest tak zajebisty, że mogę wybaczyć ci to że tak długo nic tu nie było :P
    powiedz, że nie powtarzasz sytuacji z Patrickiem, proszę.
    ha, a ty nawet nie wiesz kim jestem.
    nigdy nie dodawałam kom, bo na telefonie się nie da.
    kocham cię!
    Wiśnia <3

    OdpowiedzUsuń
  7. "idealne zakończenie tej historii" ? No, no, no. Mam nadzieję, że to zakończenie pojawi się ho ho ho i jeszcze później :D
    Hehe Nialler :3 Ciekawy rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  8. Jejku, przepraszam, bardzo przepraszam, że nie skomentowałam ostatniego rozdziału. Było uu mnie po pierwsze, słabo z czasem,a po drugie napisałam komentarz i siadł mi laptop,wszystkie rozdziały na mojego bloga przepadły, naprawdę, wiem, cóż za ironia losu :/
    Doszukiwałam się dość długo pisarki, do której masz podobny styl pisania. Wreszcie natknęłam się na kolejną książkę Emily Giffin i zadaję sobie pytanie 'dlaczego wcześniej na to nie wpadłam?'. Może to głupie, ale moim zdaniem masz równie perfekcyjny styl.
    Dobrze wiesz, że kocham Ciebie, twoje opowiadanie, a czytając je - rozpływam się. Jest cudowne. W każdym calu.
    Mam nadzieję, że koniec nastąpi jak najpóźniej, a nawet jeśli to chciałabym, abyś wystartowała z nowym opowiadaniem.
    Największa fanka xD
    Kocham ♥

    OdpowiedzUsuń
  9. Nominowałam twój blog do The Versetil Blogger Awards :)
    więcej szczegółów u mnie :)
    cassie-and-one-direction.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Zajebiste :* hahaha Victoria BLACK plai BLACK Devil xD

    OdpowiedzUsuń