niedziela, 3 czerwca 2012

2. Rodzina fochaczy.

W drodze do klasy na jakże ukochaną matematykę, natrafiamy na trójkę naszych "najlepszych koleżanek". Czuję jak mój dobry humor pęka niczym bańka mydlana, wypuszczona na zbyt dużym wietrze.
- Doprawdy nie rozumiem jak to jest możliwe, że musimy chodzić do jednej szkoły z osobami niedorozwiniętymi umysłowo, a wy to pojmujecie? - Angelina kieruje swoje pytanie, do swoich dwóch przyjaciółek, jednak to mnie z Amy mierzy pogardliwym spojrzeniem.
- Miło, że w końcu zauważyłaś fakt, iż najwyższy czas, żebyś się przepisała bo to nie jest placówka dla ciebie - stwierdza ze złością Smerfetka. - A tak nawiasem mówiąc, nie lecicie podlizać się nowym uczniom? Lećcie już, bo zaraz ktoś wam ich wyrwie i co wtedy będzie? Kolejna terapia i psychiatry? - dodaje.
- Zamknij się frajerko. To nie był psychiatra, tylko psycholog! Zwijamy dziewczyny, one nie są godne naszej uwagi - stwierdza Moody, lekko czerwieniejąc na twarzy ze złości.
- I vice versa! - wołam na odchodnym, zadowolona z tego, że przeze mnie będą musiały zajrzeć do słownika by pojąć znaczenie tych słów.
- Chociaż przypomniało mi się coś... - i w tym momencie odwraca się z powrotem w moją stronę i wylewa na mnie puszkę coli, którą trzyma w dłoni. Nie wytrzymuję, złość we mnie sięga zenitu, wylewa się każdą możliwą drogą. Popycham ją z całej siły, przez co dość mocno uderza plecami o ścianę.
- Aua! Zapłacisz mi za to! - krzyczy tak by wszyscy na korytarzu mogli ją usłyszeć, po czym ucieka, a wraz nią jej dwie przyjaciółki.
- eee.. Vicky to było super, ale wiesz, że możesz mieć przez to kłopoty... - mruczy niepewnie Amy, starając się za wszelką cenę ukryć szeroki uśmiech, który ciśnie się jej na usta.
- Trudno, mam już dość jej humorków - stwierdzam wzruszając ramionami. - Chodź do szafki, muszę się przebrać bo cała się lepię przez to świństwo.
W połowie drugiej lekcji przychodzi sekretarka, która każe mi zabrać swoje rzeczy i iść z nią do gabinetu dyrektorki. Idealna cisza odprowadza mnie do drzwi, co w naszej klasie jest dużym sukcesem. Nawet nauczycielka spogląda na mnie litościwym spojrzeniem, chociaż tak naprawdę nawet mnie nie lubi. Zauważam jak Amy widocznie z siebie zadowolona porusza ustami "a  nie mówiłam?" na co tylko posyłam jej blady uśmiech.
Wchodząc do gabinetu dyrektorki, od razy zaczynam chaotyczne wyjaśnienia, nie zważając na takie szczegóły jak kulturalne przywitanie i zwroty grzecznościowe.
- To nie ja! Angelina mnie sprowokowała, to ona powinna zostać wezwana! Chyba wam się wszystkim coś pomyliło! Nie możecie mnie wyrzucić, za to, że jakaś idiotka się na mnie uwzięła!
- Uspokój się, rozumiem, że emocje cię ponoszą, ale zważaj także na słownictwo. Proszę usiądź - wskazuje mi dłonią wolny fotel przed swoim biurkiem, a ja posłusznie go zajmuję. - Wiem co się wydarzyło. W tym roku mamy monitoring w szkole, ze względu na nasze gwiazdy... Nie ważne. Chodzi o to, że nie powinnaś dać się wyprowadzić z równowagi.
- To niech ta Moody się ode mnie odwali, nic jej nie zrobiłam, a ona pomiata mną i Amy jak psem.
- Spokojnie,  po raz kolejny proszę cię żebyś zważała na słowa. Powiedz, jak widzisz rozwiązanie tego problemu? - patrzę na nią jak na wariatkę, że niby mamy się pogodzić czy coś? Pani dyrektor bierze głęboki oddech, najwidoczniej zdając sobie sprawę, że to nic nie da. - To może inaczej. Powiedz co chciałaby wynieść z tej szkoły?
- Hmm.. się chciałabym wynieść - odpowiadam z satysfakcją.
- Eh, ta rozmowa do niczego nie prowadzi. Musisz dostać karę.
- Jak karę?! A Moody za to, że mnie sprowokowała?! - wybucham. Jasne, ja będę mieć karę, a ona będzie stała obok i się ze mnie nabijała, że jej jak zwykle się udało.
- Ale ona powie, że się potknęła i szczerze? To tak wyglądało na monitoringu, a ty się na nią rzuciłaś...
- Tak, a ona to bezbronny baranek. - prycham, czując, jak ponownie tego dnia złość powoli zaczyna ogarniać mój organizm.
- Nie twierdzę tak, ale musisz ponieść konsekwencję swojego zachowania. To może wysprzątasz boisko po lekcjach? Amanda może ci pomóc.
- Fantastycznie - stwierdzam z ironią. - Do widzenia.

- Pierwszy dzień i już kara, Vicky trafisz do księgi rekordów szkoły! - podsumowuje Amy, moją opowieść o tym co działo się u dyrektorki.
- Mnie to jakoś nie bawi. - mruczę z sarkazmem.
- Uśmiechnij się, mamy szlaufa, a jest gorąco - jej oczy błyszczą niezdrowym blaskiem. - Zaprosimy Jamesa i go utopimy! - wybucham śmiechem. Jej pomysły są chore.

Tak więc od razu po lekcjach idziemy po Jamesa i zaczynamy czyścić boisko. Oczywiście mój brat wraz z moją przyjaciółką już po pięciu minutach zaczynają lać po sobie wodą, a krzyczą przy tym zupełnie jak małe dzieci.
- Miałaś sama sprzątać Black, nie ze swoim niedorozwiniętym bratem i psychicznie chorą przyjaciółką - słyszę zaczepny głos Angeliny po mojej prawej stronie. Czuję jak emocje się we mnie gotują. Spoglądam przez ramie by zlokalizować gdzie obecnie znajduje się dwójka moich "pomocników". No tak na drugim końcu boiska, bawią się w najlepsze, więc raczej mi nie pomogą. Super.
- Zamknij się Moody.
- Zamyka to się drzwi i okna Black. Widzę, że odnalazłaś swój przyszły zawód i jak podoba się?
- Och, bardzo bo na przykład mogę zrobić tak. - w tym momencie włączam szlaufa z największym  ciśnieniem i kieruję na dziewczynę przede mną strumień wody. - Oj przepraszam, nie zauważyłam cię. Zupełnie jakbyś była niewidzialna - stwierdzam z sarkazmem, przy czym posyłam jej najbardziej bezczelny uśmiech na jaki mnie stać.
- Aaa...! Jak mogłaś?! Moje nowe buty od Prady, ich nie można prać! A mój makijaż kosztował 150 złotych!
- A i to dlatego nie starczyło ci na mózg? - pytam, uderzając się z otwartej dłoni w czoło, jakby to było oczywiste. - Spływajcie stąd, albo ja wam w tym pomogę - dodaję. Widać, że chce coś jeszcze powiedzieć, ale rezygnuje i tylko kiwa na swoje dwa cienie, po czym wszystkie trzy ruszają w stronę szkoły wyraźnie na mnie pomstując. 
- Coś ty znowu zrobiła?! - woła James, który chyba najwcześniej zorientował się w sytuacji. Po chwili razem z Amy stoją u mojego boku, wpatrując się we mnie wyczekująco.
- Nic, wymyłam dokładnie wyjątkowo brudny kawałek boiska... - stwierdzam niewinnie, po czym streszczam im szybko co między nami zaszło. Gdy kończę wszyscy pokładamy się ze śmiechu.
- Ej laski, wiecie, że chodzę do klasy z Horanem i Paynem ? - pyta mój brat, gdy poważniejemy.
- Urzekła nas twoja historia! - wołamy równocześnie z Smerfetką, a James udaje obrażonego.
- Pff.. nie to nie. Chciałem wam powiedzieć, że mam gwiazdy w klasie, ale skoro nie chcecie mnie słuchać to foch.
- Ale, że jak foch? - powtarza ze zdziwieniem Amy. 
- No taki foch forever na 5 minut z przytupem, melodyjką i fanfarami.
- O, a ja mam na was focha za to, że zjedliście mi śniadanie - przypomina mi się, więc postanawiam to dorzucić do listy.
- Tak? To ja mam na Jamesa za to, że mi rozmazał makijaż, a na Vicky bo mu w tym nie przeszkodziła - stwierdza Amy.
- I wszyscy jesteśmy rodziną fochaczy! - krzyczy uradowany James i rzuca się na nas ze szlaufem. Wojna rozpoczyna się na nowo.

________________________________________

Jest dwójeczka, według mnie trochę dziwna, ale ujdzie ;)
Szczerze powiedziawszy to nie wiem czy Prada wydaje buty, więc jak nie to z góry sorry.
Akcja delikatnie otarła się o 1D, a właściwie o część. W każdym razie od 3 rozdziały będzie cały czas o nich ;)).

9 komentarzy:

  1. Boski rozdział dziwię się że nikt go przede mną nie skomentował... lece do kolejnego. Lubiętwoje opowiadanie

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudny !! ♥ Czytam i czytam i chce więcej !! ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Cóż za zacna rodzina Fochaczy

    OdpowiedzUsuń
  4. kocham to opowiadanie <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Haahh nie no nigdy jak zaczynam czytać opowiadanie nie daje na początku komentarzy tylko przy ostatnim ale no nie mogę się powstrzymać :P Blog jest niesamowity i żałuję , że dopiero teraz na niego wpadłam :D Jest boooski i już nie mogę się doczekać co będzie dalej a przede mną jeszcze tyle rozdziałów kocham cię dosłownie dziewczyno :P

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie wierze, że dopiero teraz zaczynam to czytać :D

    OdpowiedzUsuń
  7. To jest chyba najlepszy blog jakiego czytałam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jest tam blad dlatego, ze w Londynie nie ma zlotych a sa funty. "A mój makijaż kosztował 150 złotych" […]

    OdpowiedzUsuń