O
równej siódmej budzi mnie bezlitosny dźwięk budzika. No tak, dziś
poniedziałek , pierwszy września, rozpoczęcie roku szkolnego tyle,
że ten rok z pewnością nie będzie normalny. Do naszej szkoły
zapisał się cały zespół One Direction. Stwierdzili, że mają
dość i chcą choć na chwilę powrócić do "normalnego"
trybu życia. Tak jakby ktoś sławny mógł być "normalny",
ale może ja się nie znam.
Wychodzę z pokoju z wyraźnym ociąganiem, cały czas rozważając opcję
powrotu do łóżka. Na korytarzu w momencie zapominam o czymś takim
jak dalszy sen i rozpoczynam standardową walkę z
bratem kto pierwszy zajmie łazienkę. Jak zwykle wygrywa.
-
James debilu wyłaź! Wypuścisz mi całą ciepłą wodę! - krzyczę
uderzając pięścią w drzwi.
-
Vicky jak zwracasz się do brata? - dobiega mnie karcący głos mojej
mamy wychodzącej z sypialni i wybuch śmiechu tego głupka.
- Czy
jest za późno, żebym była jedynaczką?
-
Obawiam się, że tak - stwierdza tata, który wyłania się z
sypialni tuż za mamą.
-
Super. To może zrobicie chociaż mi własną łazienkę? - pytam z nadzieją
i jak zwykle słyszę tą samą odpowiedź.
-
Nie, nie mamy miejsca na drugą łazienkę.
-
Możemy przerobić pokój tego głupka...- mruczę pod nosem, gdy bez
ostrzeżenia otwierają się drzwi od łazienki. Stoi w nich oburzony
James z ręcznikiem ciasno zawiązanym wokół bioder. Krople wody
spływają z jego wciąż mokrych włosów po wyraźnie zarysowanych
mięśniach klatki piersiowej.
- O
nie! To może od razu twój pokój przerobimy na moją siłownię!
-
Chyba masz marzenia! - odpowiadam i z prędkością tornada, tak by
nie zdążył się zorientować wpadam do łazienki, uprzednio
starannie zamykając drzwi na klucz.
- Nie
wygłupiaj się! Muszę jeszcze włosy wysuszyć i żel nałożyć -
woła naciskając klamkę. - Chociaż ubrania mi oddaj! - dodaje
żałosnym tonem nie uzyskawszy mojej reakcji na poprzednie stwierdzenie. W odpowiedzi szeroko
szczerzę do siebie zęby w lustrze.
Poranną
toaletę rozpoczynam od szybkiego prysznica. Owinięta w niebieski
ręcznik, przecieram dłonią mleczno-białą powierzchnię lustra.
Pospiesznie wcieram w swoje brzoskwiniowe ciało balsam, prostuję
włosy i tuszuję rzęsy. Ubieram czarne rurki i białą koszulę,
przeglądam się po raz ostatni w lustrze i wychodzę, a raczej chcę
wyjść. W drzwiach potykam się o mojego brata, który
prawdopodobnie przysnął w oczekiwaniu na swój jakże cenny żel do
włosów.
- Co
jest grane?! - krzyczy przerażony, rozglądając się nieprzytomnie
po korytarzu.
-
Ciastko. Wygodnie ci śpiochu?
-
Głupie pytanie – mruczy pod nosem, równocześnie łapiąc mnie za
kostki, w taki sposób, że ląduję na ziemi, a on zaczyna mnie
łaskotać.
-
Dość. Spóźnicie się do szkoły, a jeszcze musicie zjeść
śniadanie. - krzyczy mama z kuchni z widocznym rozbawieniem w
głosie.
Zgodnie
ruszamy do kuchni. Każdy z nas dostaje kilka tostów i sok
pomarańczowy. Zanim udaje mi się choćby dotknąć jednego tosta
rozlega się dzwonek do drzwi.
- To
pewnie Amy, otworzę – mówię podnosząc się od stołu. Jak
zwykle w roku szkolnym wpada do nas na śniadanie, bo jej rodzice
wcześnie wychodzą do pracy.
-
Mogłabyś się już nauczyć wchodzenia bez pukania, to twój dom -
stwierdzam na wstępie przewracając oczami.
-
Wiem, wiem, ale głupio mi – odpowiada i cmoka mnie w policzek na
przywitanie. Na jej słowa ponownie wykręcam młynka oczami. Zawsze
to samo.
Wchodząc
do kuchni, pierwsze co rzuca mi się w oczy to "tajemnicze"
zniknięcie mojego śniadania.
-
Gdzie są moje tosty?!
- 'ie
wem...- odpowiada pospiesznie James dławiąc się moim tostem. -
Ooo, widzę że moja ukochana, wredna Smerfetka przybyła. Gdzie
zgubiłaś swoje czarne włosy od Gargamela? - pyta Amy. Nazwa
Smerfetka wzięła się od tego, że w dzieciństwie cała nasza
czwórka (był jeszcze kiedyś taki Jack) uwielbiała smerfy. Kiedy
Gargamel stworzył Smerfetkę, która miała naturalnie czarne włosy,
a później była blondynką tak jak Amy mój brat zaczął ją tak
nazywać. W między czasie robię sobie nowe tosty.
- O
cześć James, ładny ręcznik.- stwierdza Amy, po czym obie
wybuchamy śmiechem.
- O
cholera, faktycznie. Tak zgłodniałem, że zapomniałem się ubrać
– próbuje się wytłumaczyć mój brat, lekko się krzywiąc, a
jego policzki pokrywa ciemny odcień różu, co tylko wywołuje u nas
jeszcze większe rozbawienie, a żarłok zwiewa do swojego pokoju.
- Leć
po torbę i zmykamy – mówi Bloom, popychając mnie w stronę
schodów.
-
Okej tylko przypilnuj mi tostów – odpowiadam, bo nie mam zamiaru
po raz kolejny przygotowywać sobie śniadania.
Oczywiście
gdy ponownie wchodzę do kuchni już ich nie ma, a Amy kończy ostatniego.
-
Amando Bloom gdzie są moje tosty ?! - Smerfetka lekko się krzywi
słysząc swoje pełne imię, którego z całego serca nienawidzi.
-
Myślałam, że mówisz "zjedz je, żeby się nie zmarnowały..."
- stwierdza niewinnie się uśmiechając.
- Eh,
jak zwykle kupię sobie coś w sklepiku - ta tylko szerzej się
uśmiecha, zorientowawszy się, że całe zagrożenie już minęło.
-
James rusz się, bo nie zdążymy – krzyczę w górę schodów, by
pospieszyć największego lenia na ziemi.
-
Jestem Słonka wy moje! Oj, oj chyba nie potrafisz się malować, ale
wujek James to naprawi! - woła dziarskim tonem w stronę Amy gdy
tylko łaskawie zjawia się przed nami. Brunet natarczywie zaczyna
pocierać górną powiekę Smerfetki tyle, że tym razem naprawdę
rozmazując jej tusz.
-
Jamesie Black przysięgam, że jesteś trupem! Właśnie rozpocząłeś
najprawdziwszą wojnę! - krzyczy Amanda, szczerze wkurzona. James w
odpowiedzi tylko wybucha wesołym śmiechem, a ja razem z nim. Czasem
zachowują się zupełnie jak dzieci.
Gdy
udaje nam się dotrzeć do szkoły, o dziwo jakieś pięć minut
przed czasem James na pożegnanie czochra starannie ułożone włosy
Amy, za co dostaje mocnego kuksańca w żebra, po czym bez żalu
odchodzi w stronę swoich kumpli.
- Czy
on się nigdy nie zmieni? - pyta zrozpaczonym tonem Amy, próbując
poprawić swoją fryzurę.
- Z
tego co pamiętam to mówiłaś, że to cię w nim najbardziej
pociąga – wypominam jej naszą ostatnią rozmowę.
-
Nooo tak, ale mógłby choć trochę wydorośleć – odpowiada z
ociąganiem, lekko się przy tym rumieniąc. W odpowiedzi wzruszam
tylko ramionami i wychodzę z szatni na korytarz. Nagle wybuchają
głośne piski dziewczyn. Rozglądam się z dezorientacją.
-
Oho, zaczęło się. Pewnie nasze nowe gwiazdy właśnie weszły do
szkoły – wołam próbując przekrzyczeć hałas panujący na
korytarzu.
- Chodźmy
stąd zanim ta banda rozochoconych nietoperzyc nas zabije –
odpowiada, również krzykiem Amy po czym ciągnie mnie w stronę
naszej klasy.
Bardzo mi się podoba :3
OdpowiedzUsuńsformułowania już w ogóle :DD czekam na kolejny, chcę już żeby się jakoś akcja rozkręciła ;>
zapraszam : http://lifewiththestars.blogspot.com/
Świetny !!! ♥
OdpowiedzUsuńBoski zaczęłam dopiero czytać ale naprawdę mnie wciągnęło.
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie: http://not-everything-iis-easy.blogspot.com/
Cudowne *_*
OdpowiedzUsuńboski
OdpowiedzUsuńŚwietne !
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba twój blog, jest taki inny, fabuła i styl jest świetna. :)
OdpowiedzUsuńOjej.. Ojej.. OMG! Boskie <3 Tylko żeby nie było żadnej miłości proszę! <3
OdpowiedzUsuń