- Niall, pośpiesz się bo nie zdążymy! - zawołałam zniecierpliwiona do mojego chłopaka, który jeszcze siedział w kuchni i kończył jeść.
- Trudno, zrozum, że nic nie może się zmarnować! - odkrzyknął. Westchnęłam.
- Daj spokój wyrzuć już te śmieci - rzuciłam wchodząc z powrotem do kuchni.
- Ona tylko tak żartuje, tatuś i tak was kocha! - powiedział przyciągając do siebie resztki pizzy, wywróciłam oczami. - Jak możesz tak mówić w obecności dzieci?! - zawołał oburzony. Już miałam mu odpowiedzieć gdy rozległ się dzwonek do drzwi.
- Ja idę otworzyć, a ty przez ten czas masz skończyć jeść, wariacie.
- Dopla - wyseplenił z pełną buzią. Wychodząc z kuchni udało mi się jeszcze poczochrać mu włosy na co zareagował głośnym "EJ!". Otwierając drzwi ciągle chichotałam.
- Uff... Vicky, całe szczęście, że jesteś - to była moja ciocia Susan, wraz z moją pięcioletnią kuzynką Ginny.
- Ooo co wy tu robicie? - spytałam ze zdziwieniem.
- Błagam cię zajmij się małą, tylko dzisiaj. Ja muszę jechać do szpitala, wezwali mnie po odbiór wyników, powiedzieli, że mam przyjechać jak najszybciej - powiedziała z lekkim przerażeniem w głosie.
- Ale ja mam szkołę... - zaczęłam niepewnie.
- Błagam, tylko na dzisiejsze popołudnie, postaram się wrócić jak najszybciej.
- Och, no dobra - nie mogłam jej odmówić. - To jak malutka, zostaniesz dzisiaj ze mną?
- TAAAAK! - zawołała Ginny, rzucając się na mnie. Szybko podniosłam ją na ręce.
- A ty się nie przejmuj, na pewno wezwali cię żeby oznajmić ci, że w życiu nie widzieli takiego okazu zdrowia - powiedziałam pocieszająco do Sus.
- Oby, w każdym razie jestem twoją dłużniczką, pa! - i już biegła w stronę samochodu.
Gdy weszłyśmy do kuchni Nialler zmywał naczynia.
- To jak idziemy do tej szkoły? - zapytał stojąc do mnie tyłem.
- Eem... chyba mam na dzisiaj inny plan, ale ty możesz iść - powiedziałam, obrócił się.
- Jak inny... - przerwał zauważywszy, że na rękach trzymam Ginny. - A ta mała skąd się tu wzięła? - zdziwił się.
- No.. moja ciocia ją podrzuciła, muszę się nią zająć, więc raczej nie pójdę do szkoły, ale ty jak chcesz to idź - uśmiechnęłam się smutno. Nie miałam ochoty się z nim rozstawać.
- Nigdzie nie idę - wyciągnął ręce w stronę małej. - To jak idziesz z wujkiem Niallem na spacerek? - spojrzała się na mnie niepewnie, a ja pokiwałam zachęcająco głową.
- Dobzie - wtuliła się w niego jak małpka.
- To gdzie najpierw? - zapytałam.
- Do palku! - krzyknęła Ginny.
***
Przyglądałam się jak Niall goni Ginny po parku co jakiś czas łapiąc ją i okręcając w okół własnej osi na co reagowała głośnym wybuchem śmiechu. Słodko razem wyglądali, pierwsza myśl jaka przyszła mi do głowy to to, ze byłby cudownym ojcem po czym zachichotałam. Mam dopiero 17 lat a już myślę o dzieciach, chyba trochę się rozpędziłam z wyobraźnią.
- Vicky, Vicky! Zatrzymamy go? - zawołała Ginny.
- Jeżeli tylko chcesz to oczywiście - odparłam z rozbawieniem.
- A ty byś nie chciała? - spytał Niall poruszając zabawnie brewkami.
- Przecież i tak cię już mam, w końcu mieszkasz ze mną - wyszczerzyłam się.
- Mieszkacie razem? - zainteresowała się mała. - To pewnie musicie się bardzo kochać i nie denerwują was żadne dziwne nawyki no i nic byście w sobie na wzajem nie zmienili- rozbroiła mnie jej szczerość.
- Ja bym w Vicky zmienił jedną rzecz... - powiedział chytrze blondyn.
- Jaką? - spytałam z oburzeniem. Wiem, że nie jestem doskonała, ale sama akceptuje swoje wady.
- Nazwisko, tak byś się nazywała Victoria Horan - wyszczerzył się. Poczułam jak zaczynam się rumienić, a serce przyśpiesza ze szczęścia.
- Wariat jesteś - rzuciłam, po czym wspięłam się na palce by delikatnie musnąć jego wargi, na co mnie do siebie przyciągnął.
- A chciałbyś mieć moje nazwisko? - zainteresował się.
- Oczywiście - odparłam bez zastanowienia, na co zostałam obdarzona dość namiętnym pocałunkiem.
- Fuuuj! - pisnęła Ginny i zaczęła się śmiać.
Usiedliśmy w trójkę na ławce, oczywiście Ginny musiała Niallowi na kolanach bo jakby inaczej. Pomału zaczęły jej się zamykać oczka. Nagle cichutko wyszeptała już zaspanym głosem:
- Niall?
- Tak maleńka?
- Ja kiedyś wyjdę za mąż.
- Pewnie, a twój mąż będzie wielkim szczęściarzem - odpowiedział.
- Ty nim będziesz - uśmiechnęła się na to zdanie, które sama wypowiedziała po czym zasnęła.
- Widzisz masz konkurencje - zwrócił się do mnie niebieskooki szczerząc zęby.
- Daj spokój, ona mogłaby być naszym dzieckiem - teraz to ja się wyszczerzyłam.
- Masz rację, kiedyś będziemy mieć taką ładną córeczkę... no i synka, który będzie starszy i będzie bronił siostry - rozmarzył się.
- Widzę, że ty już całą przyszłość zaplanowałeś to cudownie.
- Nabijasz się ze mnie? - oburzył się.
- Skądże - z całej siły starałam się utrzymać poważny wyraz twarzy. - A teraz chodź zanim mała zmarznie. Obudź ją i wracamy.
- Nie trzeba, zaniosę ją na rękach do domu - powiedział delikatnie się podnosząc z ławki.
- Jak sobie chcesz - wzruszyłam ramionami.
***
*Louis*
- Harry przysięgam, że zaraz wywalę tego kota przez okno, a ciebie zaraz za nim! - mam już dość odkąd przyjechał z tym pchlarzem to Jack to Jack tamto, a to dopiero jeden dzień. Nawet teraz mnie nie słucha. - HARRY! - spojrzał na mnie nieprzytomnie.
- Nie krzycz obudzisz go, a dopiero co usnął.
- Jego obudzić nie mogę, ale jakoś on w nocy mógł mnie budzić i mógł mnie z łóżka wyrzucić. Chociaż nie... To TY mnie wyrzuciłeś, żeby kotek mógł się wyspać - rzuciłem z irytacją, jeszcze chwila i ten kot będzie jadł z talerza.
- Louis czy ty nie masz uczuć?! Spójrz jaki jest słodki... - stwierdził niewinnie. Westchnąłem, z jego manią na punkcie tych czworonogów się nie wygra.
- Dobra, ale dzisiaj nie śpi w łóżku.
- Oczywiście, że śpi - zaprotestował.
- A ja gdzie śpię? Przez tego kota w ogóle nie zwracasz na mnie uwagi! - przysięgam, że zaraz rozszarpię to stworzenie.
- Przecież masz swoje łóżko to chyba tam - zdziwił się Hazza.
- A jak ja wolę twoje?
- To przecierpisz. Chyba nie chcesz zgnieść Jacka? A zresztą jak śpi tu El to ci to jakoś nie przeszkadza - zagryzłem zęby nic na to nie odpowiadając i ruszyłem do kuchni.
Po chwili wszedł do niej Harry, o dziwo bez kota.
- A tak w ogóle to ko... ko... APSIK! - zanim zdążył powiedzieć to kichnął.
- To kochasz mnie? - spytałem z nadzieją, że chce mi wynagrodzić tego pchlarza.
- Czy kota nakarmiłeś, idioto! - i uciekł zanosząc się śmiechem, zanim zdążyłem go złapać. Ale tego już mu nie daruję. Wybiegłem za nim z kuchni.
___________________________________________________
Jak pierwszy dzień wakacji?
Słuchajcie rozdziały będą mogły się teraz ukazywać trochę rzadziej, bo przyjeżdża moja przyjaciółka z Holandii z którą widuję się kilka tygodni w roku więc chciałabym każdą chwilę z nią spędzić, no a od 17-28 lipca rozdziałów w ogóle nie będzie bo wyjeżdżam do Bułgarii, więc z góry przepraszam za opóźnienia ;))